czwartek, 29 sierpnia 2019

Od Ayany do Lu

Nienawidziła się do tego przyznawać, jednak w chwili, w której inkwizytorzy niemal wtargnęli do jej piwnicy, była przerażona. Wielu mogłoby wyjść z założenia, że jako nekromantka już dawno zatraciła ludzkie odruchy i takie sytuacje w żaden sposób na nią nie wpływają - błąd - wciąż była tylko człowiekiem, a nie pozbawionym uczuć socjopatą. 
Dlatego właśnie niemal załkała, gdy mężczyźni w okamgnieniu opuścili lokum, ruszając w pogoń za domniemanym złodziejem koni. Odetchnęła z ulgą, osuwając się na niewygodny stołek tkwiący za kontuarem. Chwila spokoju nie trwała jednak zbyt długo, a pozorna sielanka została gwałtownie rozwiana przez stojącego w drzwiach polimorfa. Lewe ramię wyglądało paskudnie, jakby cudem uszedł z życiem po ciężkiej potyczce. Ayana zmierzyła go wzrokiem, będąc zbyt roztrzęsioną, by od razu dojrzeć pełen obraz. Wtem, jak grom z jasnego nieba, uderzyła w nią myśl, że to właśnie Taghain odciągnął od niej inkwizycję, narażając się na wykrycie, w najgorszym wypadku nawet śmierć, czy tortury.
- Idiota. - rzuciła oschle, jakby próbując doprowadzić samą siebie do pionu - Zdajesz sobie sprawę, ile ryzykowałeś? 
W sekundę uniosła się z taboretu, nieumyślnie posyłając go na kamienną posadzkę. Nim huk ucichł, stała już u boku mężczyzny, przyglądając się wciąż krwawiącej szramie. Przeklęła pod nosem, zastanawiając się nad dalszym posunięciem - daleko jej było do dobrego samarytanina, który pomógłby wrogowi w potrzebie, lecz coś podpowiadało jej, że nie powinna wystawiać go do wiatru po tym, jak ocalił jej życie. 
Ze zirytowaniem wymalowanym na twarzy pociągnęła chłopaka za sobą z powrotem do nieszczęsnej piwnicy. Mężczyzna nie wyglądał na zachwyconego perspektywą spędzenia kolejnych cennych godzin w swej niedoszłej kaźni, lecz po kilku niemych rozkazach ze strony nekromantki zrozumiał, że jeśli nie chce zakazić rany, nie ma większego wyboru. Sardothien usiadła po turecku na stole sekcyjnym, tuż przy rozciętej kończynie Lutobora, niemal natychmiastowo zabierając się do pracy. 
- Nie chcę cię straszyć, ale wygląda paskudnie. - Sama do końca nie wiedziała, czy chciała w ten sposób rozluźnić atmosferę, czy może wyrzucić zbędne myśli z głowy, jednak zauważyła wyraźne napięcie ze strony polimorfa. - Spokojnie, nie ma rzeczy, których nie dałoby się wyleczyć odrobiną magii.
Drugi z komentarzy zadziałał kojąco dla obydwu z nich. Siedzieli w ciszy, jakby czekając na koniec całego cyrku, po którym w spokoju odejdą każdy w swoją stronę i nie spotkają nigdy więcej.
Ayana dała z siebie wszystko, oczyszczając i zszywając przestrzał, lecz ten zdawał się zaogniać z każdą chwilą. Nerwowo zagryzła wargę, spoglądając na otępiałą twarz Lutobora. W jednej chwili zaskoczenie przerodziło się w furię, a nekromantka cudem powstrzymała nasilające się w niej emocje. 
Trucizna. Mogła się domyślić, że te sukinsyny się do tego posuną. 
Poczuła zimne dreszcze, przechodzące przez jej plecy, a przed oczami przeleciały wszystkie chwile, w których badała to niewyjaśnione zjawisko. Powinna była poświęcić więcej czasu na badania, nim jej jedyne źródło informacji zniknęło na dobre. Chodziła z kąta w kąt, zastanawiając się, co powinna zrobić. Potrafiła zwalczać normalne zatrucie, jednak to całkowicie ją przerosło. Silne toksyny ukryte w krwi, do tego nie byle jakiej krwi - w ciągu swego długiego i marnego życia poznała tylko jedną osobę zdolną do takich rzeczy i nie chciała dopuścić do siebie faktu, że ktokolwiek mógłby wykorzystać jego posokę do tak paskudnych celów.
Ursula, paskudna małpo, to na pewno twoja sprawka. 
Głośne syknięcie wyrwało ją z transu, wywołało impuls, przez który w jednej chwili powróciła na ziemię. Przeklęła w duchu własną słabość, przez którą wystawiła na niebezpieczeństwo wciąż żywą istotę, przejmując się, najpewniej martwą, jednostką. Tym razem nie usiadła jednak u jego boku - zamiast tego stanęła tuż przed nim, upewniając się, że utrzymują kontakt wzrokowy.
- Nie będę kłamać, jest źle. Muszę przygotować antidotum, a to chwilę potrwa. - Każde słowo starała się wypowiadać głośno i wyraźnie. - Do tego czasu musisz pozostać przytomny, rozumiemy się? 
Lutobor skinął głową, choć nieciężko było zauważyć, że każdy ruch wiązał się z niemałym wysiłkiem. Niedobrze, paraliż następuje szybciej, niż się spodziewała.
- Rozmowa powinna cię trochę pobudzić. - rzuciła, szukając w szufladach odpowiednio dużej fiolki i zeszytu ze starymi notatkami - Wszystko mi jedno, o czym chcesz mówić. Możesz zacząć od tego, skąd się tu do cholery wziąłeś i dlaczego jesteś na tyle głupi, żeby ryzykować życiem dla kogoś, kto próbował cię zabić.

środa, 28 sierpnia 2019

Od Lu do Ayany

Całe zdarzenie było tak szybkie, że młody polimorf jeszcze chwile myślał. Przecierając lekko obdarte nadgarstki, zszedł ze stołu sekcyjnego i rozejrzał się dokładniej po pomieszczeniu. W kącie zauważył starą skrzynię, to pewnie ta, o której wspominała nekromantka. Podszedł i uchylił niepewnie wieko skrzyni, na wypadek, gdyby coś miało wyskoczyć.  Od razu zauważył swoje ubrania, wyjął je i zaczął ubierać. Przerwał niespodziewanie, słysząc czyjeś kroki nad sobą. Wsłuchał się uważnie i zaczął po cichu liczyć.
- Jest ich tuzin… Podejrzane… - wyszeptał pod nosem i podszedł bliżej drzwi.
 Chwilowo wsłuchał się w rozmowę, która odbywała się na górze. Niby to tylko zakup ziół, a jednak przybyło aż dwunastu żołnierzy. Chłopak uchylił lekko drzwi i wszedł na klatkę schodową, szedł delikatnie, tak aby nikt go nie spostrzegł. Na jego nieszczęście schody nie należały do najmłodszych, stając na następny stopień, ten zaskrzypiał. Lu nie chcąc narobić hałasu, cofnął się o krok, ale szturchnął gliniany garnek i strącił go niechcący ze schodów. W próbie złapania naczynia stanął na swoją szatę i upadł z hukiem.  Spanikowany zaczął szukać drogi ucieczki, ale jedyne co znalazł to małe okienko. Usytuowane było wysoko, ale musiał spróbować, czas tykał mu w myślach.
~*~
Ayana już prawie wyłożyła wszystkie produkty na ladę, gdy nagle coś huknęło. Żołnierze od razu zareagowali, chwytając za broń. Dowódca grupy zmierzył dziewczynę wzrokiem, po czym dał sygnał czterem żołnierzom, aby sprawdzili, co kryje się za drzwiami, dwóch kolejnych zaczęło przechadzać  uważnie regały sklepu i wszystkie zakątki, reszta trzymała gardę skierowaną w stronę czarnowłosej dziewczyny. Dochodząc do drzwi prowadzących na klatkę schodową, czarnowłosy starszy żołnierz dał jeszcze dwa sygnały młodszym szeregowym. Początkowo uchylili tylko drzwi, gdy już weszli, zbadali dokładnie pomieszczenie. Nagle jeden z nich zobaczył rozbity garnek, drugi spojrzał na małe okienko, którym poruszał wiatr, a ono trzaskało lekko. Klatka schodowa była jednak pusta.
- To pewnie szczur… - westchnął jeden z nich - Musi ich być pełno w takiej melinie
Wychodząc, tylko jeden z nich obejrzał się za siebie, zamykając drzwi. Dali sygnał kapitanowi, że to nic groźnego. Ten dokończywszy transakcję, jeszcze zmierzył dziewczynę wzrokiem.
- Co tam na dole trzymasz? - syknął podejrzliwie.
- To tylko zwykła piwnica, jest tam mały magazyn. - Ayana odpowiedziała spokojnie, jednak dało się wyczuć lekkie zaniepokojenie w jej tonie.
- Mam to sam sprawdzić? - Umięśniony mężczyzna oparł ręce na ladzie i pochylił się nad dziewczyną, mrużąc oczy w pogardzie. - Jeśli kłamiesz, marna twoja dola. - Szepnął, chwytając ją za kołnierzyk koszuli, jego głos był szorstki niczym papier ścierny, a zarazem taki stanowczy, jakby zaraz miał wszystko spalić.
Dziewczyna przemilczała sytuację, dowódca ją puścił i szybko zwrócił wzrok w stronę drzwi prowadzących na klatkę schodową. Już miał się do nich skierować, gdy nagle jeden z szeregowych krzyknął.
-Kapitanie, ktoś próbuje ukraść nam konie! - stojący w drzwiach żołnierz napiął łuk i strzelił. Strzała jednak nie przebiła zbrodniarza, lecz na pewno zraniła. Puszczając konie wolno, sam gdzieś zniknął w chmurze pyłu i huku tętentu koni. Cała grupa ruszyła łapać wierzchowce, a kapitan jeszcze raz zmierzył cały sklep wzrokiem, kończąc na dziewczynie, chciał coś powiedzieć, jednak zamilkł i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Dziewczyna ledwie odetchnęła, gdy nagle ktoś wpadł do sklepu, zamykając za sobą szybko drzwi. Był to oczywiście młody Taghain. Spojrzał jeszcze przez okno, nie widząc nikogo, zwrócił tylko wzrok w stronę dziewczyny. Nie wiedział co powiedzieć, ponieważ niemal wprowadził ją w kłopoty, tylko odchylił mechaniczną dłoń, którą trzymał się za lewe ramię. Z ręki polimorfa ciekła krew, ponieważ przeciął je grot strzały jednego z żołnierzy.

niedziela, 25 sierpnia 2019

Od Ayany do Lu

Nekromantka w jednej chwili poczuła tysiące emocji, próbujących zniszczyć ją od środka. Najpotężniejsze okazały się jednak odłamy szeroko pojętego gniewu, którym niemal ciskała z oczu.
- Zdajesz sobie sprawę, że możesz zginąć w każdej chwili? - wysyczała przez zaciśnięte zęby - I jedynym, co jesteś w stanie zrobić, jest granie głupa? Do tego wyjątkowo zbereźnego.
Cwaniacki wyraz nie opuścił jednak twarzy młodzieńca, a Ayana zdała sobie sprawę, że nie przemówi mu do rozsądku zwykłym zastraszaniem. Musiała udowodnić swoją rację.
- Nie chcesz mówić po dobroci, więc zagramy inaczej. -  Odetchnęła głęboko, nie chcąc zdradzać, jak bardzo była poddenerwowana.
Wyszeptała krótką wiązankę w wymarłym dialekcie, a nadgarstki polimorfa spowiła czerwona mgła, które w mgnieniu oka przeistoczyła się w skóropodobny pas, połączony ze stołem sekcyjnym. Nie potrafiła odczytać emocji malujących się na twarzy mężczyzny, a tym bardziej kłębiących się w głowie myśli. Stłumiła rozbawione parsknięcie, zajmując miejsce na blacie nieopodal, krzyżując nogi. Nie odzywała się, a jedynie z pobłażaniem obserwowała poczynania swej niedoszłej ofiary.
- Nie robiłabym tego na twoim miejscu. - Cmoknęła, widząc nieudolne próby wyzwolenia. - To węzły licyjskie. - Uśmiechnęła się, jakby te trzy słowa miały wyjaśnić przybyszowi całą sytuację.
Ten, ku ogromnemu zdziwieniu czarodziejki, jedynie uniósł brwi w pytającym geście, przerzucając spojrzenie między nią a czerwonymi pasami.
- Niczego was już nie uczą w tych szkołach. - Żachnęła się, uderzając w blat z taką siłą, że kilka z leżących nieopodal fiolek rozbiło się o kamienną podłogę. - Samozaciskający. Jeśli nie chcesz stracić rąk, radziłabym się nie ruszać i zacząć współpracować.
Mężczyzna faktycznie zastygł w miejscu, wpatrując się w jej oczy z ukrytą na twarzy emocją i kolejnymi słowami cisnącymi się na usta. Milczał jednak, jakby zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Ayana nie zamierzała ułatwić mu pobytu w jej uroczym lokum, dbając o to, by nie zabrakło mu niezapomnianych atrakcji. Ponownie wprowadziła pokój w stan całkowitej ciemności, ujawniając zebrane wokół nich dusze, zdające się szczególnie zainteresowane całą sceną. Grdyka nieznajomego poruszyła się gwałtownie, lecz wciąż ani drgnął. Nekromantka klasnęła z aprobatą, powoli podchodząc w jego stronę.
- Byłbyś takim pięknym duchem, że też musiałeś się obudzić. - Dramatyzowała, bawiąc się przepasaną w pasie wstążką, mierząc przy tym wzrokiem roznegliżowanego mężczyznę. - Po śmierci jesteście znacznie przydatniejsi i mniej szkodliwi. - Kontynuowała monolog, zauważając, że polimorf i tak nie wykazywał wielkich chęci, by coś powiedzieć. - Nie gap się jak sroka w gnat i przynajmniej przedstaw się tej urodziwej dziewczynie.
- Lutobor Taghain 
- Wystarczy. - Przerwała, nim zdążył dokończyć wypowiedź. - Mojego imienia nie zdradzę z wiadomych powodów. Możesz być szpiegiem, a ja nie zamierzam ryzykować. - Odgarnęła włosy za ucho, nachylając się nad nieznajomym
Cofnął się nieznacznie, co zaowocowało cichym syknięciem. Węzeł zacisnął się po raz kolejny. Przesłuchanie przerwał jednak nagły huk znad ziemi, poprzedzony falą światła zdolnego przebić się przez grunt i magię Ayany. Dziewczyna przeklęła pod nosem, nerwowo tupiąc nogą. Wiedziała doskonale, kto najechał jej ziemię i wcale nie cieszyła się z niezapowiedzianej wizyty, tym bardziej teraz, gdy w jej lokum przebywał podejrzany polimorf. Zagryzła wargę, zastanawiając się nad dalszym posunięciem, a odgłos galopujących koni nie poprawiał jej samopoczucia. Po chwili pstryknęła palcami, a węzły znikły, pozostawiając po sobie jedynie kilka pomniejszych, zasinionych pręg. 
- Jeśli niczego nie zepsujesz, może nawet puszczę cię wolno. - Rzuciła od niechcenia, kierując się w stronę klatki schodowej - I radziłabym się ubrać. Chyba, że chcesz pochwalić się przed Królewską Inkwizycją. - Ostentacyjnie spojrzała na krocze Lutobora, by po chwili odwrócić się plecami, znikając w mrokach korytarza. - Twoje rzeczy są w skrzyni, nie zdążyłam ich spalić. - krzyknęła jeszcze, nim wyszła z piwnicy.
~*~
Odkąd sytuacja polityczna Terpheux stała się niestabilna, a koronacja stanęła pod znakiem zapytania, Inkwizycja nie dawała jej spokoju, jakby zakładając, że to ona stała za całą sytuacją. Wiedźma to wiedźma, wszystkie są dokładnie tak samo parszywe. Na niekorzyść Ayany wpływało dosłownie wszystko, zaczynając od specjalizacji alchemicznej, a kończąc na kontaktach z rodziną królewską i nic nie wskazywało, by jakiekolwiek tłumaczenia, a nawet niezaprzeczalne alibi miały oczyścić ją z zarzutów. 
Usiadła więc za ladą sklepiku zielarskiego, udając niezwykle zafascynowaną leżącym nieopodal zielnikiem. Nie musiała długo czekać, nim żołnierze w lśniących zbrojach wpadli do środka, posyłając jej jedno z tych nienawistnych spojrzeń, które doprowadzały ją do szału.
- Witam jaśnie panów, w czym mogę służyć? - Dygnęła z należytym szacunkiem, w głębi duszy błagając, by nie zostali długo. Obawiała się, jak może skończyć się dla niej odkrycie obecności przesiadującego w piwnicy Taghaina. 
Niemal odetchnęła z ulgą, gdy na ladzie pojawiła się lista ziół, których potrzebowali, by wyleczyć armię po ostatnich starciach. Brak bezcelowych przesłuchań to jeden problem z głowy i kilka procent większa szansa, że najbliższą noc prześpi we własnym łóżku, a nie zamkowych lochach.

sobota, 24 sierpnia 2019

Od Lu do Ayany

Podróż trwała bardzo długo, wycieńczony młodzieniec zaczął odchodzić od zmysłów, a skwarna pogoda mu w tym pomagała. Po dłuższej chwili zaczął błądzić i zataczać okręgi podczas podróży. Jedyne co wiedział to fakt, iż jest gdzieś na południu Terpheux. Postanowił zorganizować sobie postój, ponieważ zapadł zmrok. Rozgościł się w niewielkim lesie, leżąc u pnia ogromnego dębu. Jego odpoczynek nie trwał długo, gdy usłyszał tętent koni zmierzających w jego stronę. Szybko się zebrał i gdy ujrzał światłą na horyzoncie, zdezorientowany postanowił zacząć uciekać. W pewnym momencie osunęła się pod nim ziemia i zaczął staczać się z urwiska. Chłopak upadł, uderzając plecami o skałę i stracił przytomność.
~*~
W powietrzu unosiła się drażliwa woń, która ocuciła młodzieńca. Było dość ciemno i wszystko wydawało mu się rozmyte. Przeszywający ból pleców i pisk w głowie potęgował z każdą sekundą. Zmysły polimorfa odbierały coraz więcej bodźców, potęgując jego cierpienie. Chłopak poczuł chłód stołu, na którym leżał i przeszły go dreszcze. Leżąc w bezruchu, tylko strzelał wzrokiem w różne strony, badając nieznane mu otoczenie. Nagle zauważył czyjąś niewyraźną sylwetkę, która nerwowo rozmawiała sama ze sobą, jak gdyby  coś zgubiła. Jego wzrok był coraz ostrzejszy, bacznie obserwował poczynania dziewczyny z niepokojem. Powoli zaczął łączyć fakty, podsunął się więc lekko i oparł na ramionach. Nagle nieznajoma nerwowo krzyknęła na niego, a w momencie, gdy w jej rękach zaiskrzyła magia, podwinął nogi i nastawił uszy w niepewności. Chcąc uniknąć jakiejkolwiek walki, głównie dlatego, że był nagi i bezbronny, wysunął rękę w stronę dziewczyny, dając jej znak, aby powstrzymała się od ataku. 
- Czekaj! - Lu starał się powiedzieć najspokojniej jak mógł - Może cała sytuacja wydaje się dla Ciebie szokująca, ale pomyśl, jak ja się czuję.
Powolnym ruchem, stale obserwując dziewczynę, zsunął nogi ze stołu i stanął obok niego. Ledwie zrobił jeden krok w stronę nieznajomej, ale ta nadal trzymała gardę. Postanowił więc, że zostanie chwilowo w swoim miejscu. Już dawno do niego dotarło, że zajęcie dziewczyny musi być nielegalne, więc albo coś szybko wymyśli, albo zginie. Niestety nic nie przychodziło mu do głowy. Po krótkiej chwili chłopak stanął pewnie na nogach, uśmiechając się zadziornie.
- Wiesz... jeśli chciałaś sobie obejrzeć moje ciało, wystarczyło podejść i zapytać. Bez problemu bym zdjął koszulkę dla takiej urodziwej dziewczyny. - chłopak zarzucił ironicznie - Ooooh... chciałaś zobaczyć nieco więcej? Nie musiałaś mnie rozbierać i kłaść na jakimś zimnym stole. Teraz cała sytuacja jest niezręczna, nieprawdaż?

Od Ayany do Lu

Kobieta przeklęła pod nosem, gdy kolejna z prób zakończyła się fiaskiem. Warknęła z rosnącego nieustannie zdenerwowania, wzmaganego dodatkowo parą wyjątkowo natarczywych duchów, trzaskających drzwiami jej mieszkania. Zacisnęła jednak pięści, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pouczanie zmarłych z reguły nie kończy się dobrze. 
- Nekromancja. Żeś się wpakowała. - mruczała sama do siebie, dorzucając bliżej niezidentyfikowane składniki do moździerza - Nie mogłaś wybrać sobie lepszego zajęcia, psia jucha.
Gdy mieszanina ziół  i tajemniczych ekstraktów przybrała pożądany odcień, a drażniąca nozdrza woń siarki wypełniła pomieszczenie, Ayana z westchnieniem ulgi opadła na stojący w centrum szezlong, przecierając oczy ze zmęczenia. Nie pojmowała, co wciąż trzymało ją przy rodzinnym biznesie alchemicznym, który przysporzył jej niemało zmartwień i siwych włosów. Odczuwała jednak pewien rodzaj satysfakcji, wpatrując się w wypełnioną po brzegi gablotę pełną flakonów różnej maści. 
I właśnie w tej chwili, gdy choć na chwilę zamknęła oczy, licząc na odrobinę snu, poczuła gwałtowną falę zimna i dreszcze paraliżujące całe jej ciało. Otuliła się szczelniej purpurową szatą, raz jeszcze kwestionując przygarnięcie duchów pod swój dach.
- Ile razy wam mówiłam, że jeśli czegoś chcecie, macie zrzucić książkę z półki, a nie przeze mnie przechodzić? - Starała się zabrzmieć najspokojniej, jak tylko potrafiła, choć przekleństwa cisnęły jej się na usta. - O co chodzi? Byle szybko.
Dziesiątki szeptów zlały się w jedno, aż rozbolała ją głowa. Zmęczona rozgardiaszem wyszeptała pod nosem wiązankę, a pomieszczenie momentalnie spowiła ciemność. Głosy ucichły, a na horyzoncie wymalowały się mgliste, rozmyte sylwetki.
- Może rozmawiając w cztery oczy, będziecie bardziej rozumni. - prychnęła, zbliżając się do umarłych towarzyszy.
Przytłoczone jej obecnością dusze faktycznie okazały się skłonniejsze do współpracy. Polimorf, najprawdopodobniej martwy, nie stwierdzono przyczyny śmierci. Oczy Ayany rozszerzyły się do granic możliwości, a na ustach zagościł bezczelny uśmiech. 
Gdy w grę wchodziło obcowanie ze śmiercią, nie potrzebowała specjalnych namów.
~*~
Towarzysze zza światów faktycznie mieli rację, i choć potencjalny obiekt badawczy okazał się nieco cięższy i większy, aniżeli zakładała, przy odrobinie magii zdołała ulokować go na stole sekcyjnym. Podwinęła rękawy szaty, przeczesując szafki w poszukiwaniu odpowiednich narzędzi i specyfików, które nieszczęśliwie przepadły jak kamień w wodę. Zmarnowała zdecydowanie za dużo czasu, nim zorientowała się, że pozornie martwy mężczyzna od pewnego czasu zdaje się całkiem żywy, z dezorientacją obserwując poczynania nekromantki. 
- Przecież dwa razy sprawdzałam, byłeś martwy do cholery! - warknęła, a jej dłonie natychmiastowo pokryły się czerwonymi smugami magii.
Nie wiedziała, jak powinna zareagować, a tym bardziej wybrnąć z sytuacji. Pierwszy raz w swej nielegalnej karierze miała do czynienia ze śmiercią kliniczną i czuła się iście żałośnie, że dała się tak łatwo oszukać. Rozżalenie potęgował fakt, iż powstały z martwych był jedyną osobą, mającą pojęcie o jej działalności i miejscu, w którym przebywali. Ta wiedza mogła łatwo wpędzić ją do grobu lub, co gorsza, królewskiego więzienia.
- Nie ruszaj się. - rzuciła bardziej do siebie, aniżeli polimorfa. - Jakim cudem jeszcze żyjesz? 

<Ay to naprawdę nie wariatka>

wtorek, 13 sierpnia 2019

Lutobor Taghain!

Cudowny art wykonany przez keiem | twitter

Tożsamość:
Lutobor 'Lu' Taghain
Wiek:
28 lat (16.09) 
Rasa: 
Polimorfia
Orientacja:
Panseksualizm
Pochodzenie:
Vertfolque - Ahlai (obecnie leżące w granicach Ekhynos, jednak żyjące dawnymi tradycjami i przyzwyczajeniami)
Posada:
Lu od zawsze miał rycerskie pochodzenie, więc nic dziwnego, że jest on tarczownikiem w jednostce oddziałów Armii Wyzwolenia Vertfolque. Jednakże w wolnych chwilach zajmuje się bardziej przyziemnym zawodem, jakim jest rybactwo. Tę skromną posadę wykonuje w swoim rodzinnym mieście, głównie z przyzwyczajenia i zamiłowania do morza, niegdyś z poczucia obowiązku utrzymania matki.
Aparycja:
Uprzednio niczym nie wyróżniający się młodzieniec o oliwkowej cerze. Lu mierzy 174 centymetrów wzrostu i waży 98 kilogramów. Jego ciało jest dość dobrze zbudowane, ale nie atletyczne. Mężczyzna nie posiada lewego ramienia, tylko kikut i kilka blizn. Do niedawna nosił on mechaniczne ramię, stracił je jednak broniąc bliskiej mu osoby. Polimorf zdecydował się żyć bez protezy, mając na celu rozwój swojej własnej siły. Młody Taghain po przeprowadzonych na nim eksperymentach łączy w sobie geny dwóch zwierząt i człowieka, którym niegdyś był. Najbardziej widoczne są cechy pochodzenia lisiego, czyli uszy i puszysty ogon mierzący do ziemi i pomagający utrzymać równowagę podczas walki, będące od łydek w dół lisie nogi oraz ostre uzębienie. Jedyną cechą pochodzącą od innego zwierzęcia jest język żyrafy, który jest tak długi że potrafi nim sięgnąć aż do obojczyka, prawdopodobnie to wypadek podczas eksperymentów. Twarz chłopaka jest raczej przeciętna, typowa dla mieszkańców ciepłej zatoki. Jego włosy są kruczoczarne, gęste i proste, podobnie brwi - bardzo wyraźne. Matka od zawsze wspominała, że Lutobor bardzo przypomina swojego ojca, ale serce i oczy, będące bramą do duszy ma po niej - głębokie i ciepłe. Lu ma zarost na twarzy oraz lekkie owłosienie ciała, nie licząc oczywiście zwierzęcych nóg i ogona. Ubiór chłopaka jest przystosowany do walki. Zazwyczaj jest to strój zwiewny i elastyczny. Choć głównie nosi czarne lub zielone kimono, przewiązane złotym pasem z aksamitu, to czasem Lutobor zakłada tradycyjny ubiór pochodzący z Vertfolque. Jest to skórzany top z ozdobnymi złotymi zapięciami, ciemne spodnie o charakterystycznym kroju oraz zielona peleryna odświętna. Ponieważ nie może nosić butów często obwija je, podobnie jak ręce, bandażami lub aksamitem o kolorze słońca, gdyż są to barwy jego regionu. 


Art wykonał właściciel postaci - Lumarten


Charakter:
Jak na osobę bardzo wierzącą, Lutobor do świętych jednostek nie należy. Trudno jakkolwiek go określić. Z pozoru spokojna otoczka, dająca wrażenie "grzecznego" może być mylna. Młodzieniec jest bardzo porywczy i nerwowy w skrajnych sytuacjach. Na ogół stara się nie pokazywać swoich emocji, często jednak bez powodzenia. Mimo dość gorącej głowy, Lu potrafi nawiązywać wiele znajomości, nie zawsze tak jak powinien, ale się stara. Jeśli chodzi o romantyczność polimorfa, tutaj sprawy są nieco cięższe. Chłopak chciałby na siłę grać osobę pewną siebie, dlatego też często nie zastanawia się co mówi i jest spontaniczny w tym co robi. Dla niektórych, trudno jest za nim nadążyć i przewidzieć jego reakcję, lecz po dłuższym poznaniu jednak widać troskliwą i uczuciową osobę, skrytą pod maską cwaniaka. Wiele osób mogłoby zakwestionować także jego sprawność myślenia. Sam jednak wykazuje się niemałym sprytem i strategicznym myśleniem.
Historia:
Choć dla wielu wydawałoby się to absurdalne, dla polimorfa nie było niczym dziwnym, iż mimo rycerskiego pochodzenia z bogatego rodu, mieszkał on w niewielkiej posiadłości nad morzem,. utrzymując się z rybactwa. Zajrzyjmy jednak do początków tej historii. Ród Taghain znany był głównie ze służby koronie i wielu zasługom. Kalmir jako druga ręka króla Amadeusa II Luxurii, był najsłynniejszym rycerzem królestwa bez granic, pokochał on jednak zwykłą mieszczankę o melodyjnym imieniu Maureen. Nie trwało to długo, a para pobrała się i zamieszkała w posiadłości rodziny Taghain. Dziewczyna nie była jednak akceptowana, przez resztę rodziny, co więcej, bez żadnych skrupułów pogardzano nią, nawet fakt iż dziewczyna była przy nadziei nie pomógł. Młoda para nie zdążyła nacieszyć się sobą, gdyż Kalmir musiał wyjechać na kolejną wojnę, pozostawiając Maureen samą wśród nieżyczliwych ludzi. Nieszczęśliwa wiadomość dotarła do drzwi posiadłości, gdy szlachetny rycerz poległa na polu walki, jednocześnie wydając wyrok na los ciężarną mieszczankę. Rodzina Kalmira bez zastanowienia, wypędziła jego ukochaną z domu, porzucając ją na pastwę losu. ta jednak wróciła do rodzinnego domu, gdzie też urodziła syna i nazwała go Lutobor. Przez pierwsze trzy lata życia, chłopak nie był uznawany przez resztę rodu. Dopiero gdy brak żadnego innego potomka, groził Taghainom wymarciem rodu, przyznano małemu Lutoborowi rodowe nazwisko i przywileje, jednak nie przyjęto ich w progi posiadłości. Dlatego też Lu wychował się jako wnuk rybaka, a jednocześnie syn rycerza. Przyjmował on nauki zarówno w szkole rycerskiej, jak i obserwował umiejętności dziadka w żegludze i poławianiu ryb. Wychowany przez matkę i dziadków, nabrał szacunku do życia i wdzięczności starszym, a jednocześnie wychowano go w tradycji i kulcie czterech bogów, jak na mieszkańca Vertfolque wypadało. Po odejściu z tego świata dziadka Lutobora, ten przejął po nim fach i poławiał ryby, aby utrzymać matkę i babkę. Jednak czas jego babci też nadszedł, a co gorsze, młody Taghain musiał opuścić matkę, by wyruszyć na wojnę. Podczas boju poznał on pewną blond medyczkę o imieniu Nancy, która straciła swoją rodzinę podczas najazdu, więc postanowiła wstąpić do wojska. Oboje byli sobie bardzo blisko, jednak bardziej przypominali rodzeństwo niżeli parę. Gdyby nie ona, Taghain nie wróciłby żywy z boju. Podczas jednej z bitew, młodzieniec stracił lewe ramię w boju. Nieprzytomny konał w polu walki, gdy dziewczyna rzuciła się za nim, nie zważając na trwającą nadal bitwę. Nancy nie odratowała jego ręki, ale ocaliła życie Lutobora. Gdy wojna się zakończyła, oboje wracali w jednym kierunku. Lu namówił blondynkę, aby zamieszkała z nim i matką, a ta się zgodziła. Choć Lu powoli zaczął się przyzwyczajać do życia bez ręki, Nancy skonstruowała dla niego ramię-maszynę, które połączone z jego układem nerwowym, poruszało się jak żywe. Nic dziwnego, że młodzieniec stał się zainteresowaniem innych. Pewnego dnia został on porwany, niewiele pamięta z tego okresu, jedynie ból, dziwne rozmyte twarze i jeszcze więcej bólu. Choć okres jego absencji trwał blisko trzy lata, ten jedynie ma przebłyski tych zdarzeń, które czasem nękają go w snach. Pamięta dopiero moment ucieczki: wyostrzone zmysły, lepsza kondycja, skąd ucieka? dokąd? Ciało niby miał swoje, ale nie do końca, niby zapadł zmrok, ale on wszystko widzi, biegnie przed siebie, ktoś go goni, ale nie nadąża, w końcu on widzi więcej, czuje więcej. Chłopak dotarł do rzeki, woda płynęła spokojnie, schylił się aby się napoić, i doznał szoku. Strach, gniew, smutek i inne emocje przepełniły jego ciało, nie wierzył czy to sen, czy jawa, co "oni" mu zrobili, jak? Wiedział, że nie był jedyny, ponieważ na świecie pełno takich jak on, ale dlaczego go uczynili jednym z "tych". Chwila ta trwała dla niego dłużej niż to jak długo nie był niczego świadomy. Młody Lutobor stał się polimorfem, przez chwilę nie wiedział co zrobić, jednak później otrząsnął się, zebrał myśli i zdecydował się, że musi wrócić do domu. Jednak nadal zamartwiał się, czy jeszcze ma dom, czy jego matka żyje, czy go przyjmie, a co jeśli go nie rozpozna. Podróż trwała długo, iż musiał on przedrzeć się na północ kontynentu, by potem przepłynąć statkiem na drugi kontynent, stacjonując w Thrulli. Chłopak wrócił po pół roku do swojego domu, choć przed drzwiami domu, stanął dopiero na drugi dzień, ponieważ całą noc męczyła go niepewność. W chwili gdy zapukał do drzwi własnego domu, jego ciało przeszły dreszcze. Otworzyła mu Nancy, która wpierw stała jak słup, jak gdyby zobaczyła ducha, potem szybko rzucając wzrok na uszy, później na ogon chłopaka, a na koniec patrząc mu w oczy, krzyknęła ni to ze smutku ni z radości obejmując polimorfa, a jednocześnie drżąc. Chwilę później chłopak przekroczył próg domu, a jego matka, która przygotowywała obiad, jakby wyczuła jego obecność, talerze wypadły jej z rąk, obróciła się i wyczekiwała wzrokiem syna patrząc w stronę drzwi do kuchni. Obojgu serca przyspieszyły, a gdy z pochyloną głową polimorf wszedł do kuchni, ocierając łzy, jego matka z płaczem go objęła. Nikt tak naprawdę nie przejmował się wtedy tym, co mu się stało, ważne było to, że wrócił żywy. Wszystko w końcu się ułożyło, jednak Lu nadal męczyły urywki wspomnień, postanowił więc dowiedzieć się prawdy i odnaleźć swoich oprawców.
Rodzina:
- Maureen  Taghain - gdyby kazała skoczyć Lu w ogień za nią, ten zrobiłby to bez zastanowienia. Praktycznie zawdzięcza swojej matce wszystko i nie ma dla niego ważniejszej osoby w całym Roanoke. Mimo wielu podróży, Lu często odwiedza matkę i troszczy się o nią, tak jak ona troszczyła się o niego całe życie. 
- Kalmir Taghain - z ojcem nie wiążą go żadne relacje, nie miał okazji go poznać. Mimo, iż matka Lutobora ma za złe, że rodzina jej męża porzuciłą ją w potrzebie, nie powiedziałaby nigdy o nim złego słowa, ponieważ kochała go całym sercem. Kalmir zginął na wojnie broniąc narodu.
- Nancy Iasgah - przybrana siostra, medyczka wojskowa, która uratowała Lu na wojnie. Oboje darzą się wielkim zaufaniem. Nancy straciła swoich rodziców, więc zamieszkała z matką Lu, którą ta przyjęła jak własną córkę. Opiekowała się ona matką Lutobora, podczas jego nieobecności. Dziewczyna także zaprojektowała biomechaniczne ramię młodzieńca.
- Ród Taghain - nieznana część rodziny dla Lutobora, większości nawet nie spotkał, a część po prostu umarła ze starości, a może ze zgorzkniałości. Z resztą kogo by to interesowało.
- Asmelynn i Torad Gràdh - dziadkowie Lutobora, ze strony matki. Dziadek Torad był rybakiem, a babcia Asmelynn sprzedawczynią na targu, oboje utrzymywali się z rybactwa. Polimorf dobrze wspomina dziadków i darzy ich wielkim szacunkiem.
Głos:
Ciekawostki:
  1. Od zawsze wyznaje kult czworga bogów, a momenty w życiu którzy inni nazwali by pechem, Lu nazywa przeznaczeniem i znakiem od bogów.
  2. Nie wstydzi się nagości, ale nie jest ekshibicjonistą.
  3. Dumnie nosi jego rodowe nazwisko, mimo braku wsparcia ze strony rodziny ojca. Nie ma jednak im niczego za złe, ponieważ nie chce oceniać nieznajomych mu ludzi.
  4. Uwielbia literaturę i teatr, sam pomaga niejednokrotnie w organizacji świąt i wydarzeń w Ahlai. Czasem sam występuje na scenie, jednak wybiera drugoplanowe role. Potajemnie pisze autobiografię z nadzieją, że będzie niegdyś dobrą komedią.
  5. Według matki ma cudowny głos, jednak nikt poza nią i Nancy nie słyszał jego śpiewu.
  6. Długi język nie przeszkadza mu w niczym, a nawet jest urozmaiceniem życia. Jeżeli jakimś cudem zmusisz go do pocałunku, to się o tym przekonasz.
Postacie powiązane:
- Ayana Sardothien - towarzyszka w podróży i ukochana, jest gotów oddać za nią życie, jednak boi się wyznać uczucia. " Z resztą kto by się jej nie bał."
Informacje od autora:
Śmiało możecie pisać dialogi moją postacią, oczywiście pamiętając o jego charakterze, uprzedzeniach itp. Co do decyzji podejmowanych przez Lu i krzywdzenia go, to lepiej gdybyście to ze mną skonsultowali.
Autor:
Wielmożny Lumarten

Ayana Sardothien!

Wykonał Lumarten.
Tożsamość:
Ayana Sardothien
Wiek:
Żyje na świecie już ponad wiek, chociaż cieleśnie wciąż wygląda na nieco ponad dwadzieścia. Urodzona pierwszego stycznia.
Rasa:
Czarodziejka parająca się czarną magią, w szczególności nekromancją.
Orientacja:
Heteroseksualizm
Pochodzenie:
Terpheux, Amilieu. Ostatnimi czasy podróżuje jednak wzdłuż kontynentu, szukając przygód i nowych technik magicznych.
Posada:
Przez długi czas piastowała niektóre funkcje na dworze królewskim w Terpheux, by w późniejszych latach zasilić szeregi grona pedagogicznego Akademii Sztuk Magicznych w Terpheux. Naucza alchemii, by w wolnych chwilach zajmować się nekromancją i czarną magią, o czym nie mówi jednak tak ochoczo.
Aparycja:
Wydaje się delikatna i krucha, niczym porcelanowa laleczka, którą zniszczyć mogłoby najdelikatniejsze muśnięcie, pojedynczy powiew wiatru. Nie obdarzone wysokim wzrostem dziewczę o kształtnej, zahartowanej sylwetce. Ekspresyjna i uderzająca w swym sposobie bycia — gdy mówi, jej pełne usta poruszają się subtelnie, by raz po raz zastygnąć w nikłym uśmiechu, a pięknie błękitne oczy zdają się spoglądać wprost do twego wnętrza, zastępując duszę słuchacza słodkimi słówkami, którymi nieustannie pieści jego uszy. Kruczoczarne, proste włosy sięgają ramion, by co pewien czas wyrwać się z jakże idealnej kompozycji, opadając wprost na trupiobladą twarzyczkę. Swą uroczą niewinność kontrastuje z ciemnymi, wystawnymi szatami, utrzymanymi głównie w odcieniach czerni i purpury. Z reguły stroni od akcesoriów, uznając je za niepraktyczne, choć okazjonalnie przyozdabia strój magicznymi kryształami.
Charakter:
Wyobraź sobie najdoskonalsze dzieło sztuki, obraz, który wyszedł spod ręki wybitnego mistrza. Przyglądasz mu się z uwagą, przetwarzając choćby najmniej istotny szczegół, który wywołuje w tobie emocje na tyle abstrakcyjne, iż pragniesz poznać każdą związaną z ów malowidłem tajemnicę. Rzecz trudna, przywodząca na myśl bezcelową pogoń za niedoścignionym. Napotkani ludzie nie podzielają twego zdania, wszyscy zdają się mieć odmienną opinię na temat owego płótna, zwracając uwagę na elementy, które wcześniej umknęły twym oczom. Nie sposób poznać prawdę, dopóki nie spyta się o nią samego autora. Właśnie kimś takim jest Ayana — tajemniczym dziełem sztuki, której osoba wzbudza równie wiele kontrowersji, co zachwytu. Charakter kobiety poddawano licznym próbom interpretacji, lecz każda kończyła się fiaskiem, a czarodziejka pozostawała jedynie beznamiętną ambiwertyczką o dziwnie zmiennym nastawieniu. Związana z nią łatka wyniosłej snobki sprawia, iż wdając się w jakąkolwiek dyskusję z ów dziewczyną, oczekujesz, że w odpowiedzi otrzymasz jedynie pogardliwe, przepełnione wymuszoną łaską spojrzenie, jednak, ku własnemu zdziwieniu, odkrywasz prawdziwą naturę młodej Sardothien, będącej jedynie z lekka zagubioną i wyjątkowo zdystansowaną osóbką skrzywdzoną przez mary przeszłości. Nieobeznana w relacjach międzyludzkich, wykazująca się wyraźnie spaczoną wizją koleżeństwa. Jej umysł, choć tęgi i sprawny, nie jest w stanie objąć rozumem zagadnienia, które dla wielu wydaje się niemal oczywiste. Niegdyś entuzjastyczna i pełna życia, od kilku lat trwa w swego rodzaju letargu, z którego za nic nie potrafi się obudzić. Ay nazywa samą siebie humanistką, człowiekiem renesansu, co w zestawieniu z wybuchową naturą i brakiem doświadczenia w obyciu z ludźmi zdaje się stosunkowo ironicznym stwierdzeniem. Nekromantce nie można jednak odmówić wszechstronnej wiedzy i zdolności, szczególnie imponujących w dziedzinach magicznych i politycznych, które nieustannie stara się rozwijać. Pozbawiona wiary w siebie żyje w przekonaniu, iż nigdy nie stanie się wystarczająco dobra, by móc spocząć na laurach i przyznać, że jest dumna z własnych dokonań. Niezmienna od lat wspinaczka na szczyt skutecznie wyniszczyła nerwy czarnowłosej, przeistaczając ją w istotę szczególnie zazdrosną i zawistną, nieumiejącą zdzierżyć porażki, faktu, że istnieją na świecie osoby przewyższające jej zdolności. Zdaje się pałać szczególnym brakiem sympatii w stosunku do jednostek na tyle zdolnych, by mogła okrzyknąć ich swymi rywalami, kolejnymi z przeszkód na drodze ku perfekcji. I choć kobieta stroni od towarzystwa, a każdą dłuższą wymianę zdań traktuje, jak wyjątkowo wycieńczające wyzwanie, okazuje się osobą na tyle przyjazną i wyrozumiałą, na ile pozwala nabyta apatia. Poproszona o pomoc nie odmówi, choć sama raczej nie wyszłaby z inicjatywą, by wspomóc bliżej nieznaną jej osobę. Odznacza się naturalną elegancją i gracją, przejawiającą się zarówno w sposobie wysławiania, jak i z pozoru niewiele znaczących gestach. Traktuje z szacunkiem mijane kobiety oraz mężczyzn, wychodząc z założenia, że niezależnie od rasy, czy aparycji, wszyscy zasługują na godne traktowanie. Doskonale wyważona mieszanina słuchacza i obserwatora, czerpiąca swego rodzaju przyjemność z analizy zachowań mijanych istot, wyciągania wniosków oraz uczenia się na czyichś błędach, nie brudząc przy tym własnych rąk. Choć obdarzona elastycznym umysłem, w pewnym momentach wydaje się nie do końca trzeźwo myślącą kobietą, który najpierw działa, a dopiero później przejmuje się konsekwencjami, o ile w ogóle weźmie je pod uwagę. Pełna sprzeczności, umiejąca jednego dnia przegadać z kimś całe popołudnie, śmiejąc się wniebogłosy, by następnego ranka uznać, że nic takiego nigdy nie miało miejsca, a ów persona powinna jak najszybciej wyrzucić ją ze swego życia. Z reguły opanowana i spokojna, zbywająca wszystko, co w jakikolwiek sposób mogłoby naruszyć jej wewnętrzną równowagę, jednak raz zirytowana staje się paskudnie uszczypliwa i drażliwa, zmieniając się nie do poznania. Prawdziwa pasjonatka, która w pełni oddała się własnym zainteresowaniom. Zapytana o cokolwiek z nimi związanego odpowie bez zastanowienia, a oczy rozbłysną skrywaną głęboko euforią, z której istnienia sama nie zdawała sobie sprawy. Jednostki, które w jakiś sposób zdołały do niej dotrzeć, a ta zostawiła je przy sobie na dłużej, twierdzą, iż pod przerażającą pokrywą ukrywa się entuzjastyczna kobiecina, czekająca jedynie na kogoś, kto pomógłby jej ponownie ujrzeć światło dzienne.
Historia:
Ayana niewiele pamięta z czasów swego wczesnego dzieciństwa, nad czym nieszczególnie ubolewa, twierdząc, że najprawdopodobniej i tak było do niczego. Wychowała się w epoce, która wciąż próbowała dojść do siebie po Wielkiej Wojnie, wśród ludzi o iście racjonalistycznych poglądach. Ze względu na nieskalaną reputację swych rodziców, Ayana miała zaszczyt gościć na dworze króla Terpheux, gdzie spędziła znaczącą część swego istnienia. Przez całe swe życie otaczała się ludźmi wykształconymi i utalentowanymi, odrzucając każdego, kto mógłby zakłócić jej wewnętrzne katharsis. Dorastała więc w pozornie idealnej bańce, której nie sposób było naruszyć. Kobieta cierpiała jednak emocjonalne katusze, czując się oderwana od reszty mieszkańców zamku. Nie pasowała do tego świata zarówno pod względem charakteru, jak i zainteresowań, a przyjaźń z młodym księciem była jedynym, co wciąż trzymało ją wśród zamkowych murów. Wkrótce odkryła również swe zdolności, które zaczęła niemal natychmiastowo ćwiczyć, a zazdrość ze strony rodzeństwa szybko przerodziła się w prawdziwie brutalną wojnę. Dziewczęta konkurowały na każdej możliwej płaszczyźnie, nie dając drugiej chwili wytchnienia. Wieloletni konflikt, pomimo wielu nieszczęść i strat, jakie przyniósł młodym czarodziejkom, przyczynił się również do rozwoju magicznych umiejętności Ayany, która rzucona na głęboką wodę nie miała innego wyjścia, aniżeli złapać się ostatniej deski ratunku — czarnej magii. I choć kłótnia pozornie dobiegła końca, zamiłowanie dziewczyny do zakazanych praktyk nie wygasło, raz na zawsze zmieniając jej podejście do życia. Na pierwszy rzut oka jej życie zdaje się poukładane — dobra posada, wykształcenie i kontakty w wyższych sferach, w rzeczywistości jednak przepełnione jest śmiercią, znużeniem i kompletnym chaosem, którego Sardothien za żadne skarby nie potrafi ujarzmić.
Rodzina:
  1. Jasper & Lizzie Sardothien — ciężko powiedzieć, jakie relacje łączą ich z najstarszą córką, jednak powszechnie wiadomo, iż nie są świadomi jej powiązań z czarną magią. Żyją w niewiedzy, przekonani, iż ukochane dziecko całkowicie oddało się rodzinnemu biznesowi farmaceutycznemu, dopieszczając go o posadę wśród szkolnych murów. Kontaktują się raczej rzadko, a widują jeszcze rzadziej, co nieszczególnie przeszkadza młodej nekromantce, choć w towarzystwie rodziców udaje niezwykle zawiedzioną takim obrotem spraw.
  2. Beatrice Sardothien — gdyby Ayana miała opisać swoją młodszą siostrę w zaledwie kilku słowach, z pewnością przedstawiłaby ją jako małą, zarozumiałą poczwarę, dorzucając przy okazji kilka słów o domniemanej adopcji. Dziewczyny pałają do siebie szczerą nienawiścią, wywołaną nieustannym wyścigiem o tytuł najsilniejszej, przeplatanym kilkoma odbitymi partnerami. Gdyby zliczyć chwile, w których podrzucały sobie kłody pod nogi, bądź niemal mordowały przy użyciu magii, przebiłyby ilość zabójstw na koncie czołowych królewskich wojowników. Nie widziały się od lat i żadnej z nich ani śni się, by cokolwiek w tej kwestii zmieniać.
  3. Viren Sardothien — mieszkający gdzieś w odmętach Pablares wujaszek, o którego istnieniu rodzina pragnęłaby zapomnieć, a nawet całkowicie wymazać z drzewa genealogicznego. Przeraźliwie ambitny naukowiec, mający na sumieniu niehumanitarne eksperymenty i samodzielne wytworzenie kilkudziesięciu polimorfów. Mieszka sam, unikając zbędnych kontaktów z ludźmi, a nieustanna samotność sprawiła w końcu, iż Viren najzwyczajniej postradał zmysły. Nie myśli logicznie, tworząc wynalazki tak abstrakcyjne, niekiedy zagrażające życiu istot wokół, co w połączeniu z podpatrzonym od Ayany zamiłowaniem do czarnej magii nie wróży niczego dobrego.
Zdolności:
  1. Węzeł Licyjski — samozaciskające węzły, którymi Ayana może skrępować drugą osobę. Czar reaguje na ruchy ciała, kurcząc się za każdym razem, gdy spętany się poruszy, powoli odcinając dopływ krwi do kolejnych partii ciała. Węzeł może skrępować tylko jedną osobę naraz, dlatego nie należy do szczególnie przydatnych w walkach z dużą grupą przeciwników.
  2. Limbo — Ayana może w dowolnym momencie przenieść siebie oraz wybrane przez siebie osoby do czegoś na wzór czyśćca, umożliwiając im zobaczenie znajdujących się w pobliżu duchów. Jest to też jedyny sposób, by sama Sardothien mogła porozmawiać ze zmarłymi twarzą w twarz, mogąc jednocześnie wpływać na ich stan. Duchy przyjmują wówczas fizyczną formę, pozwalając się dotknąć oraz w pewnym stopniu odczuwając ból. Długotrwałe przebywanie w tej sferze wyczerpuje jednak Ayanę, żywiąc się jej energią życiową - można śmiało powiedzieć, że gdyby dziewczyna straciła poczucie czasu, nie wydostałaby się z powrotem do prawdziwego świata.
  3. Czerwona materia — magia dziewczyny przyjmuje formę czerwonych błyskawic, które nie mają jednak żadnego związku z elektrycznością. Służą Ayanie jako podstawowe zaklęcie ofensywne, które może w dowolnej chwili wystrzelić w stronę przeciwnika, wpływając na jego układ nerwowy. Dzięki tejże materii Sardothien może zadać oponentowi ból w wybranej przez siebie części ciała, a nawet chwilowo go sparaliżować.
  4. Przywołanie — wykorzystując znaczną część swej mocy magicznej, Ayana potrafi przyzwać trzech trupich jeźdźców, którzy aż do wyczerpania sił witalnych kobiety będą walczyć w jej imieniu. Niczym wiatr mkną po polu bitwy, tnąc wszystko na swojej drodze, a ich niefizyczna forma sprawia, że nie mogą zostać zranione zwykłym orężem. Przywołanie jest jednak niezwykle wymagające, w dziewięćdziesięciu procent przypadków kończąc się omdleniem i kilkugodzinną nieprzytomnością młodej nekromantki.
Głos:
VCTRYS — Black Magic Woman
Ciekawostki:
  1. Przyzwyczajona do życia w luksusach i wygodzie, przez co nie potrafi wyobrazić sobie spędzenia kilku dni w mieszkaniu bez bieżącej wody i wygodnego łóżka.
  2. Nie rozstaje się ze swoim megaskopem, traktując go jak oczko w głowie. Możesz być pewien, że jeśli dotkniesz go bez pozwolenia, dołączysz do jej trupiej armii.
  3. Edea to według niej doskonały wzór do naśladowania. W wolnych chwilach przegląda kopie pozostałych po niej notatek, próbując udoskonalić swój magiczny arsenał.
  4. Panicznie boi się głębokich zbiorników wodnych. Nieważne, jak uparcie starano by się ją przekonać, nie dopłynie w miejsce, w którym traci grunt pod nogami. Podróże statkiem również nie należą do jej ulubionych czynności.
  5. Posiada ostry akcent, przez który zrozumiałe wymówienie słów z wieloma głoskami dźwięcznymi następującymi zaraz po sobie, sprawia jej pewne trudności. Jest on pewnego rodzaju pozostałością po przodkach spoza Roanoke.
  6. Oficjalnie zamieszkuje jedną z kwater nauczycielskich w Akademii, jednak w rzeczywistości większość czasu spędza w położonym na obrzeżach miasta sklepie alchemicznym, przepełnionym składnikami alchemicznym, przedmiotami kultu i budzącymi wątpliwości księgami. Dom ten, a raczej jego piwnica, jest również swego rodzaju ostoją dla zbłąkanych dusz, którym Ayana stara się pomóc na wszelkie znane jej sposoby.
  7. Większość swoich notatek zapisuje pismem runicznym, by ukryć ich treść przed ciekawskimi intruzami.
  8. Ma niezdrową obsesję na punkcie kryształów, które kurzą się w niemal każdym kącie obu jej mieszkań.
Postacie powiązane:
  1. Soren Acedia — znają się od dziecka, i choć z początku ich relację niszczyła ogromna przepaść majątkowa, z czasem granice doszczętnie się zatarły, czyniąc z nich naprawdę dobrych znajomych. Kontakt osłabł wraz z chwilą, w której pozbawiono Sorena praw do tronu, a ten rozpłynął się w powietrzu. I choć Ayana wykorzystała wszelkie znane jej środki, by sprowadzić księcia z powrotem do siebie, w odpowiedzi otrzymała jedynie niezgrabnie napisaną notkę, by dała sobie spokój. Urażona i zaniepokojona zrezygnowała z dalszych poszukiwań, zapominając, że kiedykolwiek przyjaźniła się z młodym Acedią.
Informacje od autora:
Daję wam wolną rękę, co do sterowania i wpływania na moją postać. Tak długo, jak pozostanie przy życiu, a całość będzie zgodna z napisanym przeze mnie charakterem — nie będę się czepiać. W razie wątpliwości śmiało pytajcie.
Autor:
dolinaabsurdu@gmail.com