poniedziałek, 30 listopada 2020

Od Vaeril'a do Sorena

Masło jest. Jajka są. Przypadkowe przyprawy, których Vaeril nawet nie potrafił nazwać, ale były na przecenie i kiedyś mogły się przydać, też. Elf stwierdził więc, że najwyższy czas, aby wracać do domu. Zdał sobie sprawę, że zeszło mu znacznie dłużej niż oczekiwał. Planował tylko na chwilę odwiedzić targ, ale kolorowy asortyment, który oferowano, sprawił, że całkowicie stracił rachubę. Nie mógł oderwać wzroku od podsuwanych mu pod nos podobno wartościowych staroci. Między innymi przeglądał stare księgi, których okładki zostały bogato ozdobione, a strony ręcznie ilustrowane. Vaeril zwracał też uwagę na egzotyczne kwiaty czy nieznane sobie zwierzęta, które smutno wyglądały zza prętów klatek. Elf szczerze im współczuł i miał nadzieję, że w przyszłości znajdą kochający dom.
Słońce znajdowało się już wysoko na niebie, kiedy brunet dotarł pod znajomy budynek. Z trudem zeskoczył z konia. Niezgrabnie wylądował na ziemi, uważając, aby zakupy nie wpadły w błoto. Odłożył rzeczy na schodach, a rumaka odprowadził do stajni. Oporządził go i wrócił przed dom. Wchodząc do środka, myślał o tym, czy Soren zdążył już wstać.
Vaeril szybko się o tym przekonał - ledwo przestąpił próg, kiedy zobaczył siedzącego przy stole białowłosego. Rogaty młodzieniec wpatrywał się w leżącą na blacie puchatą kulkę, ale wraz z pojawieniem się elfa, podniósł wzrok i natychmiast wstał z miejsca.
- Mogę to wyjaśnić! 
Brunet z zaskoczeniem spoglądał na przyjaciela i śpiące na stole znalezisko. Soren od razu przystąpił do towarzysza, pomagając mu rozpakować przyniesione przez niego zakupy. W międzyczasie opowiedział o wszystkim, co go spotkało. Nie szczędził szczegółów, dodając informację o tym, że martwił się o Vaeril'a, kiedy ten zniknął bez wcześniejszego uprzedzenia. Elf obiecał sobie, że następnym razem da przyjacielowi znać, jeśli kolejny raz wybierze się na dłuższą wycieczkę do miasta. Nie chciał, aby Soren znów zamartwiał się niepotrzebnie. Brunet, choć nigdy by się do tego nie przyznał, uważał troskę przyjaciela za niezwykle miłą. A nawet uroczą! 
- Więc...możemy go na razie zatrzymać? - Białowłosy przerwał chwilową ciszę, która zapanowała pomiędzy domownikami.- Macie nawet takie same oczy - dodał Soren, spoglądając na zwiniętego w kulkę kociaka. Vaeril przysunął się do przyjaciela, również przyglądając się znajdzie. Kot spał smacznie, najwyraźniej wyczerpany wszystkim, co go dotychczas spotkało. Biedaczysko.
- Żartujesz, prawda? - Brunet uniósł brwi, prostując się. Z twarzy białowłosego znikł uśmiech. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak elf uciszył go ruchem ręki. - "Na razie"? Może zostać na zawsze. Nie możemy go przecież zostawić.
Brunet podszedł do kota i przejechał delikatnie dłonią po jego futerku. Pod palcami mógł wyczuć kości wygłodzonego zwierzaka. Pod wpływem niespodziewanego tknięcia, kociak obudził się i spojrzał na Vaeril'a intensywnie zielonymi oczami. Miauknął cicho, a następnie przytulił się do ręki chłopaka, mrucząc.
- Cieszę się, że się zgodziłeś - powiedział Soren, siadając obok elfa. Białowłosy nie odrywał wzroku od burej istotki, która najwyraźniej zmęczona, oddychała ciężko, zapadając ponownie w głęboki sen. 
Vaeril wahał się z odpowiedzą. Jak mógłby się nie zgodzić? Porzucenie bezbronnego zwierzaka nie wychodziło nigdy w grę. Po pierwsze, elf uwielbiał koty. Wcześniej miał nawet cichą nadzieję, że uda mu się namówić przyjaciela na kupno jakiegoś. Po drugie zaś, co było znacznie ważniejsze, brunet doskonale pamiętał dzień, w którym Derek go zostawił. Skazany na łaskę losu Vaeril dorastał w biedzie i samotności, wspominając obietnicę brata. Sam wtedy czuł się jak ten mały, zgubiony kot. Jak nieludzkie byłoby więc teraz porzucenie pragnącego miłości zwierzaka. Dodatkowo, elf dzieli z Sorenem całkiem duże domostwo - miejsca dla ów wychudzonej istotki jest mnóstwo. 
- Musimy nadać mu imię - zdecydował Vaeril po chwili milczenia. Dalej nie odsuwał dłoni od mruczącego kociaka, od którego puchatego futerka biło przyjemne ciepło. 
- Nie może zostać "kot"? - Z ust białowłosego padła niespodziewana propozycja.
- Nie, nie może - fuknął w odpowiedzi elf. Co to za pomysł?! - Jest teraz członkiem rodziny, musimy się do niego jakoś zwracać - posumował, gładząc opuszkami palców główkę zwierzaka. 
Soren uniósł dłonie w geście poddania. Czy mu się to podoba czy nie, kot dostanie imię. Brunet zaczął wpatrywać się w brązowe futro kociaka, starając się wymyślić coś adekwatnego. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy. Chciał bowiem zdecydować się na coś wyjątkowego.
- Co powiesz na Soreil? - zaproponował, wybierając najbardziej oryginalną opcję. - Myślę, że będzie mu pasować. 
Elf wytłumaczył również, że wymyślając to słówko, połączył ich imiona. Uznał to za całkiem sensowny zabieg. Kot zyskał więc niebanalną nazwę, ponieważ Soren bez większych obiekcji zaakceptował wybór przyjaciela. 
- Jesteś pewny, że to kocur? - Białowłosy uniósł brwi, przeskakując wzorkiem pomiędzy Vaeril'em a przeciągającym się przez sen zwierzakiem.
- Tak, znam się na tym - potwierdził elf. Po krótkiej rozmowie na temat, jak dalej będzie wyglądała sprawa opieki nad kocięciem, brunet z bólem serca wstał od stołu. Musiał niestety zająć się sprawami związanymi z piekarnią. 
Rozejrzał się, szukając czegoś, w co mógłby włożyć w ręce. Pierwszą myślą było uprzątnięcie domostwa. Z biegiem dni na pewno odłożył się jakiś kurz. Podszedł do szafki i ku swojemu zdziwieniu odkrył, że nie jest brudna, tak jak wcześniej podejrzewał. 
- Sprzątałeś? - zawołał do siedzącego jeszcze w kuchni Sorena. Białowłosy chwilę później pojawił się w drzwiach. Vaeril dostrzegł w jego oczach dumę. 
- Zauważyłeś? - zapytał książę, nie kryjąc entuzjazmu.
- Tak, wspaniała robota! - pochwalił go elf. Odłożył ścierkę z zadowoleniem podziwiając pracę towarzysza. - Dziękuję.
Soren uśmiechnął się szeroko. Brunet odwzajemnił gest. Cieszył się, że jego przyjaciel zaczął odnajdywać się w nowej rzeczywistości. Dobrowolnie wysprzątał cały dom, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Vaeril cieszył się, że białowłosy naprawdę zaangażował się w prowadzenie domostwa. 
- Skoro więc nie musimy się męczyć sprzątaniem, chcesz mi pomóc upiec chleb? - zaproponował elf, kierując się w stronę kuchni. Białowłosy przytaknął i ruszył za nim.
Kociak dalej smacznie spał, zwinięty na znajomej brunetowi koszuli. Czyżby Soren poświecił własne ubranie, aby zapewnić Soreil'owi wygodę? 
- Jutro kupimy mu na targu jakiś koszyk - zdecydował Vaeril. Poświęcił też chwilę, aby pogłaskać zwierzaka. W tym czasie jego przyjaciel rozpalił ogień w piecu. Wspólnie przygotowali niezbędne do pieczenia chleba składniki, które ułożyli na wcześniej umytym blacie.
- To od czego zaczynamy? - Soren podwinął rękawy i przysunął się do elfa, który zaczął wyjaśniać tajemnice wypieków. 
***
Na kolację zjedli własnoręcznie zrobiony chleb. Vaeril przygotował kanapki, do czego użył kupionego wcześniej białego sera. Część nabiału otrzymał kociak, który wypoczął i zaczął dokazywać. Soeril okazał się być niezwykle chętny do zabawy. W międzyczasie zrzucił ze stołu dwie miski i wpadł do worka z mąką. Elf nie poznawał w zwierzaku zabiedzonej istotki, którą rano Soren przygarnął pod ich dach. 
Vaeril w jednej z szuflad znalazł niewielką drewnianą kulkę, teraz więc kociak biegał za piłką po całym salonie, podrzucając zabawkę do góry. Z każdą chwilą jednak, brunet widział, jak zwierzak zaczyna się męczyć. Minie jeszcze trochę czasu, nim całkowicie powróci do pełni zdrowia. W końcu wycieńczony zabawą Soeril zwinął się w kulkę na kanapie. Elf wziął go na ręce i przytulił do siebie. 
Później skierował swoje kroki na piętro. Soren właśnie kończył się przebierać.
- Kot będzie z nami spał? - Białowłosy uniósł brwi, spoglądając na dzierżoną przez bruneta burą kulkę futra.
- Tak, Soeril będzie spał z nami - imię kota zostało podkreślone przez Vaeril'a. - Jest w całkowicie obcym sobie miejscu, więc nie możemy zostawić go samego.
Elf odłożył zwierzaka na swojej poduszce. Obserwował przez chwilę, jak kociak zasypia. Wtedy zdał sobie sprawę, że jeśli sam chce się położyć, będzie musiał go obudzić.
- Cholera jasna - jęknął, spoglądając na brązową kulkę.
- Nie kładziesz się? - W głosie Sorena usłyszał zdziwienie. - Coś się stało?
- Nie mogę go przesunąć - wyjaśnił. - Zobacz, jak słodko zasnął!
Białowłosy pokręcił głową. Nie odezwał się już słowem, tylko szczelniej otulił kocem. Vaeril nie miał oczywiście zamiaru ani ruszać kota, ani spać na kanapie. Na tyle ostrożnie, aby nie obudzić zwierzaka, położył się pomiędzy nim a Sorenem. Idealnie. Na prośbę elfa, jego przyjaciel zgasił światło. Brunet również przykrył się kocem. Oczywiście zrobił to na tyle ostrożnie, aby nie dotknąć Soreil'a. 
Noce z biegiem czasu stawały się coraz zimniejsze. Bliskość białowłosego podobała się więc Vaeril'owi. Czuł bijące od niego ciepło. Wtedy też przypomniał sobie wydarzenie z wczoraj. Nie chciał, aby jego przyjaciela ponownie męczyły koszmary. Właściwie wtedy zdał sobie sprawę, że Soren już wcześniej miał problemy ze snem. Ponownie więc złapał za jego dłoń, przysuwając ją bliżej siebie. Elf pragnął, aby białowłosy poczuł się bezpiecznie w domu. Ich domu.
- Dobranoc - powiedział, powstrzymując ziewnięcie. To był dobry dzień. Miał nadzieję, że teraz każdy z nich będzie tak wyglądać - spokojnie spędzony u boku najważniejszej dla niego osoby. 
***
Powstrzymał się od nagłego poderwania z łóżka. Czuł, jak coś uciska go w klatkę piersiową. Początkowa panika ustąpiła miejsca rozczuleniu, kiedy zobaczył śpiącego na nim kociaka. Vaeril pogładził zwierzaka za uchem. Odwrócił głowę, aby spojrzeć, czy Soren już wstał. Puste miejsce obok niego świadczyło o tym, że białowłosy dzisiaj pierwszy zdecydował się opuścić bezpieczny koc. Elf nie miał zamiaru dołączać jeszcze do niego. Poświęcił się całkowicie leżącym na nim kłębku puszystego futerka. Dopiero po upływie kilku minut podniósł się z miejsca. Głównie motywowała go chęć zjedzenia czegoś. Soeril najpewniej też jest głodny. Kierując się do schodów na parter, Vaeril zauważył kałużę wody znajdującej się po drugiej stronie pomieszczenia. Spojrzał na dach. Znowu przeciekał. Będą musieli coś z tym zrobić.  
Zszedł na dół, gdzie zastał przekładającego coś w szafce Sorena. Czyżby tak bardzo wziął sobie porządki do serca? Po krótkim przywitaniu wspólnie zdecydowali się przygotować śniadanie. W drodze do kuchni Soeril biegał młodzieńcom pomiędzy nogami, miaucząc głośno. Uspokoił się dopiero, kiedy elf wziął go na ręce i wziął go do kuchni, gdzie zwierzak dostał ser. Reszta domowników zadowoliła się wczorajszym chlebem przesmarowanym znalezionymi w szafkach przetworami. 
- Dach znowu przecieka - poinformował brunet, przypominając sobie o znajdującej się w sypialni kałuży. Będzie musiał ją zetrzeć... 
- Zajmę się tym zaraz - obiecał Soren, kończąc posiłek. 
- Dołączę do ciebie za chwilę. - Vaeril chciał znaleźć czyste ścierki, bo na pewno się przydadzą. Nie pamiętał tylko, gdzie je ostatnio schował. Zastanawiając się nad tym, odprowadzał wzrokiem odchodzącego białowłosego. Soeril zaś usnął przy jeszcze ciepłym piecu. Elf uśmiechał się, patrząc na niego. Po tej krótkiej przerwie poświęconej na adoracji zwierzaka, wstał z krzesła. Przypomniał sobie, gdzie może znaleźć niezbędne kawałki materiału. Niedawno prosił Sorena, aby schował je do powieszonych na ścianie półkach. Te niżej zostały już całkowicie zajęte przez bruneta, który upychał do nich jedzenie. Robił to, ponieważ nie był na tyle wysoki, aby korzystać z tych najwyższych półek. Vaeril zawahał się, rozważając, czy lepiej zawołać przyjaciela o pomoc, czy samemu spróbować zdobyć ścierki. Odpowiedź była prosta. 
Wziął krzesło, bo w końcu czuł się silnym i niezależnym mężczyzną, który sam poradzi sobie z tak prostym zadaniem, jak zdjęcie z półki kawałka materiału. Mebel nieprzyjemnie zatrzeszczał, kiedy elf na nim stanął. Vaeril wyprostował się i nabrał pewności. Bo przecież, co może pójść nie tak?
Na przykład to, że stare krzesło pod ciężarem balansującego na nim bruneta postanowi się rozpaść. A przynajmniej jedna noga mebla odpadła, skutkując niespodziewanym upadkiem elfa. Vaeril zaliczył bliskie spotkanie z ziemią. Szybko jednak się otrząsnął się z początkowego oszołomienia. Śpiący jeszcze przed chwilą kociak, rozbudzony hałasem, poderwał się z miejsca i podbiegł do właściciela. Elf spróbował wstać z podłogi. Skutecznie jednak uniemożliwił mu to piekący ból w kostce.
- Cholera jasna...
- Wszystko w porządku? - Zmartwiony głos Sorena rozbrzmiał po kuchni. Białowłosy niemal wbiegł do pomieszczenia, najpewniej zwabiony przez niespodziewany huk. Niemal natychmiast znalazł się przy brunecie, pomagając mu wstać. 
- Jest w porządku - odpowiedział cicho Vaeril. Oczywiście nie czuł się wspaniale, nie mógł stanąć na lewej nodze, ale nie chciał martwić swojego przyjaciela. Soren jednak nie wydawał się być przekonany zapewnieniami elfa. Pomógł mu się dostać do salonu, gdzie elf usiadł na kanapie, starając się wyprostować obolałą nogę. Winowajcą była kostka. Próbował nią poruszyć, ale najmniejszy wysiłek powodował okropny ból. 
- Tylko się potłukłem - zapewnił pośpiesznie, udając, że nic się nie stało. Chciał zachowywać się zwyczajnie. - W najgorszym przypadku tylko skręciłem kostkę - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Kilka dni i wszystko wróci do normy.
- Jesteś pewien? - Białowłosy spoglądał na niego zmartwiony. Sam Vaeril poczuł się głupio. Gdyby go zawołał - obeszłoby się bez kontuzji. Ale elf nie chciał obciążać każdym błahym problemem przyjaciela. Soren i tak ma wiele swoich zmartwień. A ja mu ich tylko przysparzam
Z tą myślą brunet podciągnął się do góry. Skrzywił się lekko pod wpływem nieprzyjemnego bólu. Na tyle, na ile pozwalała mu kontuzjowana noga, przysunął się do swojego towarzysza. Będąc już wystarczająco blisko, niespodziewanie złożył czuły pocałunek na czole zaskoczonego białowłosego. 
- Naprawdę wszystko jest dobrze - powiedział cicho, nie odsuwając się od Sorena. - Dziękuję.
 
[Soren? aaa]

sobota, 28 listopada 2020

Od Sorena do Vaeril'a

Dochodzący zza sennej zasłony głos napełniał go przerażeniem, sprawiał, że ciałem wstrząsały spazmy odrazy i nadmiernego wręcz strachu - Soren czuł się, jak w klatce, z której w żaden sposób nie miał jak się wydostać. Przed oczami migały mary nieprzyjemnej przeszłości, wszelkich chwil, w których ocierał się o śmierć, cudem unikając podążającego za nim krok w krok stryczka oraz przebrzydłego uśmiechu ostrzącej na niego zęby kostuchy, a z każdą kolejną wizją pogłębiało się wywołujące dreszcze na plecach uczucie utraty kontaktu z rzeczywistością. O Bogu Komedii Tragicznych, choć na chwilę odwróć swój pełen pogardy wzrok, choć raz pozwól zasmakować błogiego spokoju, którego posmak Soren dawno już zapomniał. Nieważne jednak, jak wiele błagań wykrzykiwał we śnie, jak w desperacji miotał, pragnąc uciec z zasięgu wzroku swych oprawców, w ostateczności okazywał się jedynie nieznaczącym nic, królewskim pomiotem przygniecionym do ziemi ciężarem korupcji i splamionej oszczerstwami korony. I choć przez ostatnie miesiące obrzydliwe mary ustały, dając młodzieńcowi fałszywe poczucie bezpieczeństwa, wraz z incydentem na balu, w którym niemal stracił bliskiego sercu towarzysza i jakże straszliwym otarciem się o śmierć, koszmary powróciły ze zdwojoną siłą, a książę raz jeszcze, opadłszy z sił, pozwolił się im osaczyć. I być może gdyby nie nagły przypływ ciepła, subtelny uścisk wokół jego okrytej szramami dłoni, ohydna zmora zdołałaby pochłonąć go w całości. 
Z początku nie zrozumiał sytuacji, odruchowo chcąc wyrwać się z cielesnych więzów, przygotowując się na najgorsze, lecz rozlegający się w ciemności, przynoszący ukojenie głos skutecznie sprawił, że w jednej chwili rozluźnił napięte dotychczas ze strachu mięśnie, oddychając głęboko. 
-Już dobrze. - Skłamał, a przynajmniej do pewnego stopnia, nie chcąc zrzucać Vaeril'owi na głowę również własnych problemów. Wyjście na jaw prawdy o Dereku było wystarczającym ciosem. 
W rzeczywistości czuł się paskudnie, każdy skrawek ciała pulsował niemożliwym do zdefiniowania bólem, rozsadzającym go od wewnątrz - chciał płakać, być może wrzeszczeć, bądź zwijać w przesadnej agonii, wykrzykując w eter pełne nienawiści i zgorzknienia słowa skierowane ku wszystkim tym, których czyny doprowadziły go do takiego stanu. I być może by to zrobił, obnażając w ten sposób wcześniejsze łganie, gdyby nie ponowna fala ciepła pieszcząca skórę dłoni. Soren ze zdziwieniem spojrzał ku źródłu niespodziewanego blasku, spotykając skryte w ciemnościach, wpatrzone w niego oczy swego towarzysza. Białowłosy zastygł w bezruchu, jakby sparaliżowany nagłą czułością, migoczącymi w elfickich tęczówkach iskrami - i być może związane było to z drastycznym kontrastem pomiędzy odczuwanymi jeszcze chwilę wcześniej emocjami a przepełniającym go obecnie spokojem, lecz w tamtej chwili Soren po raz pierwszy od pewnego czasu poczuł, jak usta samoistnie wyginają się w delikatnym uśmiechu, a jego palce mocniej owijają wokół dłoni Vaeril'a. Gdyby zależało to od niego, nie puściłby jego dłoni już nigdy. 
- Na przyszłość mów, kiedy zrobisz sobie krzywdę. - Głos elfa zdawał się wówczas najpiękniejszą melodią, jaką dane mu było słyszeć.
Acedia nie potrafił odpowiedzieć, odnosząc wrażenie, jakoby pojedyncze słowo miało doprowadzić go do płaczu. Ograniczył się więc do subtelnego skinienia głowy, odprowadzając spojrzeniem kładącego się ponownie Vaeril'a, nie odrywając wzroku aż do chwili, gdy miarowy oddech skutecznie zakomunikował, że ściskający wciąż jego dłoń elf zasnął. I choć Soren przez dłuższą chwilę bił się z myślami, czy sam również powinien podjąć próbę spoczynku, czy w strachu zarwać kolejną noc, odczuwane wciąż dzięki brunetowi poczucie bezpieczeństwa i ciążące powieki skutecznie sprawiły, że wbrew szeptającym mu do ucha wątpliwościom, powitał sen z uśmiechem na ustach. 

***

Obudził się późno, zdecydowanie zbyt późno, zupełnie jakby jego organizm samoistnie zdecydował się dać Sorenowi do zrozumienia, jak wyczerpały go ostatnie wydarzenia. Westchnął więc ciężko, z bólem serca zauważając, że Vaeril zdążył już wstać, po raz pierwszy od kilku godzin puszczając jego dłoń - książę leżał tak jeszcze przez chwilę, bezmyślnie wpatrując się w leżącą bezwładnie rękę, nim w końcu wstał, przygotowując się do kolejnego poświęconego w całości piekarni dnia. 
-Vaeril! Pomóc ci w czymś? - Krzyk rozniósł się echem wśród wiejącego wciąż pustkami wnętrza, lecz odpowiedź nie nadeszła. - Vaeril? - Zawołał więc raz jeszcze, jednak ponownie spotkał się jedynie z wyjątkowo niepokojącą ciszą.
Instynktownie przyspieszył kroku, zaglądając do każdego mijanego po drodze pokoju, starając się za wszelką cenę odgonić napływające do głowy, aż nadto złośliwe wizje zagłady, jakoby elfowi stała się krzywda, gdy nieświadom niczego Soren zwyczajnie spał. Przeklął pod nosem, przez krótką chwilę odczuwając pewne wyrzuty sumienia, że w ostateczności uległ zmęczeniu - czy gdyby pozostał czujny, zdołałby uchronić towarzysza przed nieznanym mu losem? 
Przyspieszył kroku, w jednej chwili pojawiając się w jadalni, będącej ostatnim punktem na jego liście miejsc, które powinien odwiedzić, lecz ku własnemu nieszczęściu tam również nie natrafił na bruneta. I właśnie wtedy, gdy stres sięgał zenitu, kątem oka zdołał spostrzec leżący na środku stołu zwitek papieru, pokryty z lekka koślawym, wyjątkowo charakterystycznym pismem. Soren w jednej chwili utkwił w nim swój wzrok, wzdychając z ulgą. I choć krótki liścik wyraźnie wskazał mu obecne plany i lokalizację Vaeril'a, kojąc tym samym poddenerwowane wciąż zmysły, pewien zalążek negatywnych emocji wciąż kłębił się w jego wnętrzu, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Już zbyt wiele razy niemal stracił bliskiego sercu kompana, by nie odczuwać tej jakże wymęczającej dozy strachu za każdym razem, gdy nie mógł osobiście czuwać nad jego bezpieczeństwem. Mimo wszystko wiedział, że natarczywe podążanie za nim krok w krok nie było jakkolwiek zdrowe - brunet zasługiwał przecież na swobodę, własną przestrzeń, a Soren nie chciał, by Vaeril poczuł się jakkolwiek osaczony. Anioł przetarł obolałe skronie, osuwając się na jedno z pobliskich krzeseł, oddychając głęboko. 
- Uspokój się, do cholery. - mruknął pod nosem, nie odrywając wzroku od ściskanego wciąż w dłoni liściku - Nic się nie dzieje.
Siedział tak jeszcze przez dłuższą chwilę, pogrążony w myślach i wątpliwościach - nie rozumiał bowiem, dlaczego wyjście Iversena wywoływało w nim tak drastyczną w skutkach burzę emocji, których za nic w świecie nie potrafił zatrzymać. Zresztą nie tylko one sprawiały, że w Sorenie wrzało wręcz z przeróżnych, niekiedy sprzecznych ze sobą uczuć - samo spojrzenie ku brunetowi, usłyszenie rozemocjonowanego głosu, czy przypadkowy dotyk skutkowały falą ciepła, osobliwego otępienia, którego książę nie potrafił jednoznacznie określić. Nie rozumiał, a może zrozumieć nie potrafił wszystkich tych rzeczy, które wstrząsały nim przez ostatnie tygodnie, może i miesiące, nie dając o sobie zapomnieć. 
- Coś ty mi zrobił? - Westchnął ciężko, wstając od stołu.
Soren nie miał bladego pojęcia, co powinien ze sobą zrobić, by w jakikolwiek sposób zabić trochę czasu, pozornie przyspieszając powrót elfa. Przez długi czas kręcił się więc po domu, poprawiając wszelkie stojące krzywo rupiecie, a nawet wycierając pozostałe wciąż na niektórych półkach kurze, niepewnie naśladując tym samym wyuczone wczoraj przez Vaeril'a ruchy. I choć zadanie zdawało się na pozór nużące i aż nadto męczące, pozwoliło skutecznie zająć myśli, odwodząc je od wszelkich pozostałości po nocnych oraz porannych zmartwieniach. Gdyby wiedział wcześniej, że sprzątanie działa tak terapeutycznie, nigdy nie wykorzystywałby do tej kwestii innych osób. W wyniku nagłego transu, omamienia podjętym zajęciem, Soren nie zorientował się nawet, że posprzątanie jednego pomieszczenia przeistoczyło się w ponowne uprzątnięcie całego domostwa - sam chłopak był zaskoczony, z jaką łatwością mu to przyszło, biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno nie potrafił odróżnić miotły od mopa. Uśmiechnął się więc, z pewną dumą wpatrując w połyskującą wręcz podłogę i poukładane na odpowiednich miejscach przedmioty, których poprzednim razem nie mieli już siły pochować. Vaeril na pewno będzie zadowolony. Myśl pojawiła się niemal automatycznie, skutkując zaskoczonym zmarszczeniem brwi - dlaczego w pierwszej kolejności znów myślał o nim? Potrząsnąwszy głową, jakby próbując siłą wszystko z niej wyrzucić, odłożył wszelkie środki czystości do odpowiednich szafek, po drodze przechwytując piętrzące się w kącie worki ze śmieciami oraz niepotrzebnymi im rupieciami, których przez natłok pracy nie mieli czasu się pozbyć. Soren nie zamierzał dźwigać ich przez całe mieszkanie, w jednej chwili przeskakując na tyły budynku, skąd, jak poinstruował ich poprzedni właściciel, ktoś prędzej czy później je przejmie. Tak więc zrobił, z ulgą pozbywając się aż nadto ciężkich worków - nie spodziewał się, że zrezygnowali z aż tak pokaźnej części wyposażenia. Wzruszył jednak ramionami, nie zamierzając dłużej się nad tym zastanawiać, szykując się do teleportacji z powrotem do środka, nim stłumione szeleszczenie skutecznie wytrąciło go z równowagi. Zastygł więc w bezruchu, wytężając zmysły, próbując zlokalizować źródło niespodziewanych odgłosów. I choć nie brzmiały one jakkolwiek groźnie, białowłosy czuł się w pewien sposób niepewnie, gdy przeszukiwał okolicę bez miecza przy boku. Całość nie zajęła jednak długo, a już po chwili Soren klękał tuż obok niewielkiego, ubrudzonego błotem kota, którego wychudzona postura wyraźnie wskazywała, że błąkał się samotnie już od dłuższego czasu. I choć poczuł pewną ulgę, że hałasy nie okazały się spowodowane kolejnym niebezpieczeństwem, wpatrując się w zabiedzoną przybłędę, przed oczami Sorena w jednej chwili mignęły wszystkie chwile sprzed czterech laty, gdy to on, wygłodzony i rozgoryczony cudem unikniętą egzekucją, znalazł się w podobnej sytuacji, gdy z bolącym sercem błagał, by ktoś się nad nim zlitował. I być może osobliwe porównanie wpłynęło na Sorena znacznie bardziej, niż sam chciałby przyznać, a może to narastająca od dłuższego czasu empatia, która zdołała w końcu się przebudzić, pokierowała jego działaniami, gdy subtelnymi ruchami wziął stworzenie na ręce, nie mając serca, by zostawić je same sobie. 

***

Chłopak nie miał bladego pojęcia, jak powinien poprawnie zająć się kotem - jedynymi zwierzętami, nad jakimi kiedykolwiek sprawował opiekę, były konie, których oporządzanie nijak miało się do odtratowywania kociej przybłędy. Mimo wszystko dołożył wszelkich starań, robiąc co w jego mocy, by doczyścić zlepioną brudem sierść i podsunąć coś do jedzenia, dzięki czemu kot mógłby odzyskać choć odrobinę siły - zmagania zdawały się trwać w nieskończoność, wydzierając z Acedii resztki energii. Chłopak odetchnął dopiero w chwili, gdy umyte i najedzone zwierzę, niby niczym nie przejęte, zasnęło na przygotowanym w pośpiechu z jednej książęcych koszul legowisku, ulokowanym na środku kuchennego stołu. Książę usiadł na pobliskim krześle, kładąc głowę na drewnianym blacie, nie odrywając wzroku od śpiącego w spokoju kota. I choć nadal nie rozumiał, dlaczego z taką łatwością przyszło mu zadecydowanie o zaopiekowaniu się stworzeniem, nawet przez chwilę nie pożałował swej decyzji - pamiętał bowiem doskonale, jak bardzo pożądał niegdyś, by ktoś zajął się nim w ten sam sposób. Pochłonięty obowiązkami i własnymi rozważaniami Soren nawet przez chwilę nie pomyślał, w jaki sposób wytłumaczy Vaeril'owi całe zajście, ba, całkowicie zapomniał, że dalsze losy kociaka są przecież zależne od nich obu, a nie jedynie nagłych zachcianek księcia. I własnie wtedy, gdy Soren doznał nagłego oświecenia, starając się na poczekaniu sklecić w głowie sensowne wyjaśnienia, dlaczego na ich stole śpi odnaleziony na tyłach domu kot, do jego uszu dotarło charakterystyczne skrzypnięcie drzwi i dobrze znany mu głos. Nie musiał długo czekać, nim w kuchni pojawił się obładowany zakupami elf, przeskakujący zdezorientowanym spojrzeniem pomiędzy swym towarzyszem, a nowym, niespodziewanym domownikiem. 
- Mogę to wyjaśnić! - Uniósł ręce w geście poddania, wstając od stołu.
Jak powiedział tak zrobił i pomagając Vaeril'owi rozpakować przyniesione z targu zapasy, opowiedział o wszystkim, co wydarzyło się podczas jego nieobecności, włącznie ze szczegółami na temat chwilowego stresu związanego z jego zniknięciem, choć jego głos zdawał się znacząco przyciszać, gdy o nich wspominał. Gdy skończył, odczekał chwilę, jakby dając towarzyszowi czas na zebranie myśli i zastanowienie się nad własną opinią na temat całej sytuacji.
- Więc...możemy go na razie zatrzymać? - wypowiedział pytanie zdecydowanie szybciej, niż wcześniejszy monolog - Macie nawet takie same oczy. - Uśmiechnął się pod nosem, wymownie przeskakując spojrzeniem pomiędzy elfem, a nowym, zwierzęcym kompanem.

[Vaeril? >.< ]