niedziela, 25 kwietnia 2021

Od Meyari do Alaratha

 Drobny gest Alaratha lekko speszył dziewczynę, wywołując u niej delikatny rumieniec na twarzy, która i tak już była lekko zaczerwieniona od mrozu, w którym maszerowali przez ostatnie dni. Odwracając głowę, miała nadzieję, że mężczyzna nie spostrzeże jej reakcji, jednak ten jedynie pogorszył sytuację, klepiąc ją delikatnie po ramieniu. Jak na osobę dość wysoko postawioną w Ministerstwie, czarodziejka nie szczyciła się dobrą opinią w wyższych kręgach. Mimo wielu jej zasług była nadal uważana za nierozsądną i niedojrzałą, głównie przez wszelkie swoje teorie, które usiłowała udowodnić. Odbijało się to także na jej zdolnościach komunikacyjnych i społecznych. Dziewczyna raczej nie miała wcześniej okazji nawiązać żadnej solidnej relacji, nie wspominając o tym, że nawet nikt nie poświęcił jej chwili uwagi, aby chociaż wysłuchać jej wieloletnich badań na temat nieboskłonu. Nic dziwnego, że teraz w towarzystwie elfa czuła nadzwyczaj wiele emocji, których nie potrafiła dokładniej określić.

– Co planujesz zrobić jak już uda nam się skontaktować z twoją siostrą? – Jej spokojny ton przerwał ciszę, a spojrzenie z zainteresowaniem skierowało w stronę twarzy elfa.

Dziewczyna była zaintrygowana jego osobą, więc miała nadzieję na to, że zyska towarzysza na kilka kolejnych podróży. Jej nadzieje jednak zostały roztarte tak szybko, jak pojawia się szron na oknach w Schimoel. Rzeczywiście mogła być naiwna, myśląc, że mężczyzna wiąże z nią cokolwiek więcej niż jedynie możliwość do kontaktu ze zmarłą siostrą. Jej samopoczucie spadło, a ton stał się chłodniejszy z chwilą, z którą poczuła się, jakby była jedynie narzędziem, które można wykorzystać. Jej oczy dosłownie straciły blask, reagując na jej aurę, dziewczyna spuściła nieznacznie głowę. Nie oczekiwała wiele od towarzysza, po prostu łudziła się, że w końcu ktoś więcej niż nieliczna garstka magów okaże jej odrobinę zrozumienia.

– Oh… – W jej głosie słychać było lekkie rozczarowanie, a wśród podróżników znów zapanowała cisza. Sytuacja mogła wydawać się niezręczna, jednak białowłosa przywykła już do tego. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, aby ochłonąć, oczywiście w psychologicznym znaczeniu tego słowa, ponieważ na upał nie mogli się skarżyć. Można by powiedzieć, że jej energia wróciła, mało tego, zaoferowała swoją gościnność. W końcu nie miała siły, aby cały czas uczęszczać do gospody i szukać tam elfa.

- To nie traćmy czasu. - Czarodziejka czym prędzej ruszyła przed siebie, aby skupić się na celu podróży i spróbować poukładać swoje myśli.


***


Reszta podróży była dość cicha, nic dziwnego, atmosfera pomiędzy podróżnikami stała się niemalże tak chłodna niczym powietrze w Virvi. Mroźny wiatr niosący ze sobą ostre płatki śniegu, szczypiące twarze w zetknięciu ze skórą podróżników, doskwierał im coraz bardziej z każdym krokiem bliżej w kierunku miasta. Alarath z pewnością nie czuł się w tym momencie najlepiej, było to po nim wyraźnie widać. Wysoki towarzysz białowłosej zdecydowanie gorzej radził sobie z ukrywaniem strapienia niż ona sama. Początkowo dziewczyna nie chciała nawet myśleć o powodach jego niezadowolenia, zwalając w myślach całą winę na chłodny klimat i prawdopodobny brak przyzwyczajenia do panującej tu pogody. Mało kto odwiedzał granice lodowej krainy, a tym bardziej osadnicy z ciepłych nadmorskich królestw.

– Alarath, wszystko w porządku? – Zapytała z lekkim zmartwieniem w głosie. Wolałaby szczerze, gdyby miał po prostu zły humor, niż jakby zaraz miał jej paść z wyziębienia.

– W jak najlepszym. – odparł krótko poirytowany – Widać już Virvi.

Dobrze, że zdążyli dotrzeć do miasta jeszcze przed zmrokiem. Już teraz przykuwało ono wzrok swoją zaskakująco ciepłą aurą, niestety nie chodziło tutaj o temperaturę, jednak uliczne oszronione latarnie, zapalane były jeszcze przed zachodem słońca. Ulice były zawsze odśnieżone i posprzątane, a miasteczko było niczym oaza na pustyni lodu. Meyari wręcz poczuła ulgę, wracając w swoje strony. Nie mogła się już doczekać, aż rozsiądzie się przy kominku w swoim fotelu, lub za biurkiem. Na samą myśl wręcz bardziej odczuwała zimno i przyspieszała kroku. Zatrzymało ją pytanie czarnowłosego elfa.

– No księżniczko… to gdzie teraz?

W zasadzie drogi były dwie. Jedna prowadziła do niedrogiej, lecz znanej gospody, znajdującej się nieopodal rynku, druga prowadziła w przeciwnym kierunku, do kwatery astronomki. Decyzja, którą właśnie podejmowała białowłosa, niekoniecznie musiała spodobać się elfowi. To, że znajdowali się w mieście, wcale nie znaczyło, że podróż się zakończyła. Gdyby poszli do tawerny, jak pewnie zakładał Alarath, szliby niewiele ponad pół godziny, Meyari jednak musiałaby wtedy kolejne dwie spędzić na podróży do swojego domu, lub spędzić noc w karczmie, co kompletnie się jej nie widziało, zwłaszcza że musiałaby za to płacić, będąc praktycznie u siebie. Właśnie z tego powodu śnieżnowłosa wskazała dłonią w kierunku zachodnim, w stronę niewielkiego wzgórza.

Po niepełnej godzinie Alarath zrozumiał, że nie zbliżają się do centrum, a kierują na jedyne widoczne wzniesienie.

– Nie kierujemy się w stronę gospody, prawda? – zapytał lekko poirytowany. Zimno zdecydowanie pogorszyło jego nastrój. Dziewczyna jednak odpowiedziała mu jedynie milczeniem, co potwierdzało jego przemyślenia. Przecież mówiłem, że mogę zatrzymać się w gospodzie.

– Jeszcze mi podziękujesz, a ta chwila marszu jest niczym przy naszej całej podróży, nieprawdaż? Uniosła jedną brew. Nie poprosił ją, aby prowadziła do gospody, zapytał tylko gdzie teraz, dał jej wybór, więc wybrała lepszą opcję.


***


U podnóża wzgórza stykały się ze sobą trzy ścieżki, prowadzące kolejno w stronę dwóch części miasta i lasu nieopodal, a od nich odbiegała jeszcze jedna, kierująca ku szczycie. Z czasem brukowy chodnik zmienił się w schody, co mogło wydawać się katorgą dla zmęczonych podróżników. Jednak z każdym krokiem bliżej strapienie zimnem jakby ustępowało. Kiedy dotarli na sam szczyt, ich oczom ukazał się niewielki dom, zdecydowanie odbiegający wyglądem od reszty budowli w Virvi. Swoim stylem przypominał raczej budownictwo wielkich miast w Terpheux, przemieszane z charakterystycznymi dla Schimoel kształtami i zdobieniami ściennymi. Synteza stylów dawała coś unikatowego dla oka, a połączenie marmuru i metali zapierało dech w piersi. Kiedy Alarath zdołał zachwycić się już samym budynkiem, dotarło do niego także, że na wzgórzu śnieg opada o wiele wolniej niż u jego podnóża. Tak jakby zawisł w powietrzu lub padał w bardzo zwolnionym tempie. Uwagę na to zwrócił także jego pupil, który pierwszy raz od bardzo dawna wychylił swój łebek spoza kołnierza płaszcza elfa. Meyari kiwnęła głową w kierunku drzwi, które otworzyły się same z momentem, z którym się do nich zbliżyła, tak jakby jej dom wyczuł jej obecność. Nic bardziej mylnego, nie była to jednak potęga jej zdolności, a raczej zasługa jednego z niewielu dobrych kontaktów czarodziejki. Jej przyjaciółka z Amilieu miała dość dobre stosunki z magami z Akademii w Terpheux, dzięki czemu wspólnymi siłami udało się stworzyć ostoję, jaką jest stacja badawcza w Virvi, a zarazem dom Meyari. Wnętrze zadziwiało jeszcze bardziej. Mimo ogromnej dziury w suficie po środku salonu, z której padał śnieg, ciepło nie uciekało, a na kanapach ani posadzce nie było nawet śladu po topniejących płatkach. Jej dom nie miał zbyt wielu ścian, przypominał raczej jedno szerokie pomieszczenie z wydzielonymi miejscami na kuchnię, gabinet i pokój gościnny. Jedynym oddzielonym segmentem była łazienka, obok której biegły schody prowadzące na antresolę. Na górnym piętrze znajdowało się o dziwo kolejne biuro, którego podłoga była niczym innym niż oszklonym ogromnym zegarem księżycowym, na którego środku było miejsce przeznaczone najwidoczniej na teleskop dziewczyny. Ściana i sufit były tam przeszklone co umożliwiało obserwację nieba. Antresola miała również wyciętą w podłodze dziurę pośrodku, tak aby śnieg mógł spadać do salonu i powoli zanikać. Po drugiej stronie znajdowały się jedynie parawany oddzielające część sypialnianą. Gdyby nie pomoc Ayany, pewnie w tym miejscu nadal stałyby jedynie fundamenty i kilka drewnianych belek, one jednak nie zniknęły z tego miejsca, stare fundamenty domu dziewczyny były teraz posadzką salonu.

– Proszę, rozgość się. Zaraz przygotuję Ci kąpiel, pewnie chciałbyś się rozgrzać. Ja za ten czas postaram się coś przygotować do jedzenia. – Mówiła dość spokojnym głosem, w którym można było wyczuć pewien smutek, oddalając się od elfa.

Kiedy dziewczyna skierowała się do łazienki, do gościa podbiegł biały pies z gęstym futrem. Budową przypominał nieco wilka, lecz był o wiele smuklejszy, obwąchał on elfa, po czym udał się najwidoczniej za swoją właścicielką. Podczas jej nieobecności ktoś musiał się nim najwyraźniej opiekować, skoro przeżył. Alarath dość zaskoczony i lekko zmieszany usiadł w salonie, nadal podziwiając mieszkanie. Odmienna podłoga w pomieszczeniu rzuciła mu się w oczy, była nawet nieco bardziej nieregularna i zniszczona. Po dłuższej nieobecności pojawiła się Meyari, przerywając jego przemyślenia.

– Wszystko gotowe, zostawiłam ci także czyste ręczniki. Jedzenie zostawię na stole i przygotuję koce na kanapie. Jak już się wykąpiesz, zjedz i wypocznij, oboje musimy nabrać siły, aby odnaleźć gwiaz… twoją siostrę. – Czarodziejka powolnym krokiem skierowała się w stronę schodów.


[Alarath?]


czwartek, 22 kwietnia 2021

Od Alaratha do Meyari

 Dla Alaratha magia zawsze niosła ze sobą pewne ryzyko. Gwałtowne użycie ogromnej ilości magii niesie ze sobą niebezpieczeństwo osłabienia organizmu lub nawet utraty nieprzytomności. Taka sytuacja miała miejsce w jaskini, kiedy burza śnieżna mogłaby osłabić dwóję czarodziejów na tyle że nie byliby w stanie dotrzeć do Virvi. Dzięki nierozsądnemu poświęceniu Alaratha tylko jedna osoba jest osłabiona, ale do takiego stopnia, że nie jest w stanie niczego zrobić, a śnieg i mroźny wiatr nie były najlepszą pomocą w walce z utratą przytomności.

Elf nie pamięta co jak trwała dalsza podróż do Miasta, jedyne co sobie przypomina to jak obudził się na chwilę i zobaczył przed sobą szybko przesuwający się szlak, po czym znowu usnął.

***

-Chciałam powiedzieć, że jesteśmy dzień drogi od Virvi i jeśli nie zejdziemy ze szlaku, to przed zmrokiem dotrzemy do przedmieścia, może zatrzymamy się w jakiejś gospodzie i odpoczniemy... Chociaż ty pewnie dość wypocząłeś.

Czy każda kobieta musi być taką zagadką? Czy to kwestia jej pochodzenia?

- Idziesz, czy nie? Chyba mamy sprawy do załatwienia, prawda?

- Idę, idę – chwiejnym krokiem dogonił czarodziejkę.

Wymienili się spojrzeniami, Alarath puścił jej oczko. Meyari odwróciła głowę, ale zdążył dostrzec rumieniec na jej policzku. Poklepał ją po ramieniu, nawet się lekko uśmiechnął, mimo że ostatnimi czasy nie ma zbyt wielu powodów do tego.

- Co planujesz zrobić jak już uda nam się skontaktować z twoją siostrą? – Meyari przerwała ciszę.

- Nie wiem – odparł elf – pewnie znowu wyruszę w swoją wędrówkę

- Oh… - w głosie czarodziejki słychać było lekkie rozczarowanie.

Alarath spojrzał na nią głowę miała spuszczoną a jej oczy jakby straciły swój blask. Czy ona czegoś ode mnie oczekuje? Zmieszany mag nie do końca wiedział, jak ma zareagować, zakłopotany drapiąc się po głowie w końcu się odezwał

- Ale pewnie zostanę w Virvi trochę dłużej, zostało mi trochę oszczędności, więc stać mnie na dobry pokój w gospodzie a muszę trochę odpocząć, ta wyprawa nie należała do najłatwiejszych.

Czarodziejka znowu rozpromieniała

- Może byś przenocował u mnie? Myślę, że udałoby mi się znaleźć dla ciebie miejsce i musi się ktoś tobą zająć, dalej jesteś osłabiony i… - czarodziejka się lekko zaczerwieniła – pomógłbyś mi w niektóry badaniach?

- O moje zdrowie się nie martw – Odparł Alarath – Ale to miło z twojej strony. Na razie zobaczmy jak się to wszystko potoczy.

- To nie traćmy czasu – Meyari znowu odzyskała wigor i ruszyła przed siebie.

Pierwsza połowa dnia była pogodna i nawet ciepła, ale potem Alarath przypomniał sobie, dlaczego on jak i inne elfy tak rzadko udają się do Schimoel. Zimno, śnieg i mroźny wiatr.

Z każdą kolejną godziną twarz elfa była coraz bardziej oziębła i podirytowana. Cieszył się że Meyari mało się odzywała bo obawiał się że powie coś nietaktownego co pogorszy ich relacje. Czarodziejka zaproponowała pomoc i była mu potrzebna, przynajmniej na razie. Chociaż dziwne Alarath zapomniał że Meyari jest Magiem i kiedy sobie przypomniał o tym fakcie, duchy przeszłości wróciły i zaczęły dręczyć umysł elfa, co skutkowało jeszcze bardziej zrzedną miną. 

-Alarath, wszystko w porządku? – zmartwiła się czarodziejka

- W jak najlepszym – odparł krótko elf nie próbując nawet ukryć irytacji w głosie. – Widać już Virvi. – dodał jeszcze.

Oboje przyśpieszyli kroku, Oboje prawdopodobnie mieli już dość mrozu i chcą ogrzać się przy kominku lub wziąć gorącą kąpiel.

Alarath był tylko raz w Virvi i to był szybki pobyt, gdyż miał pilną sprawę poza kontynentem, ale teraz? Kto wie? Mam szczerą nadzieję że nie zawsze jest tu tak zimno - pomyślał elf chociaż doskonale wiedział że to są złudne nadzieje.

Właśnie przekroczyli próg miasta. Alarath nie ukrywał zakłopotania, nie zna geografii tego miasta i nie pamięta nawet gdzie się znajduje gospoda. Spojrzał tylko na Meyari

 - No księżniczko… to gdzie teraz?