piątek, 19 czerwca 2020

Od Lookyo do Danny'ego

Zmierzył wzrokiem dziurę, jaką zrobiła w ścianie Ihranaya. Przez moment próbował powstrzymać śmiech, ostatecznie jednak prychnął głośno. No to dałaś popis mocy! Prawdę mówiąc, takiego obrotu spraw się nie spodziewał. No bo po co czarownica miałaby jeszcze na koniec strzelić jakimś pociskiem w uciekającego czarodzieja? A dałaby mu już spokój. Jeśli miał być szczery, to teraz tak trochę (ale tak trochę trochę) współczuł mu. W sumie na początku nie zrobił on nic złego – po prostu miał pecha, ponieważ padł ofiarą chochlikowego polowania. I to nie byle jakiego chochlika, a samego Lookyo. Gdyby to był jakiś inny, to pewnie by sobie z nim bez problemu poradził. Ale Kyo... On po prostu był na niego za dobry, a jakby tego było mało, to jeszcze miał mocne plecy w postaci znanej i dość potężnej czarownicy, która nie bała się podejmować ryzyka i potrafiła sobie podporządkować niejedną istotę.
W tym momencie cała ta sytuacja przybrała dla niego obrót wręcz komiczny. Wybił się ze grzbietu Vince'a i podleciał do chwilę temu powstałej dziury w ścianie. Zatrzymał się idealnie na jej środku, zmierzył ją wzrokiem z góry na dół.
– Wow – rzekł z udawanym podziwem. – Co za dziura! Wielka!
Na te słowa Ihranaya się wyraźnie oburzyła. Skrzyżowała dłonie na piersi i wycedziła przez zęby:
– Jesteś taki mały, więc dlatego wydaje ci się taka duża.
W odpowiedzi Kyo jedynie wzruszył ramionami.
Przeniósł wzrok na stojącego trochę dalej Danny'ego. Demon stał w milczeniu i spoglądał na nim trochę wymownie. Cóż, w końcu to jego mieszkanie oberwało. Chochlik mógł się założyć, że choć na zewnątrz wyglądał na w miarę spokojnego, w środku emocje buzowały i powstrzymywał się przed wybuchnięciem i ewentualnym postraszeniem dwójki nieproszonych gości swoimi mocami. Bo takie demony były. Lookyo gdzieś tam wciąż się dziwił, że potrafił do tego stopnia być opanowanym, że jeszcze im nic nie zrobił. Inny to pewnie zaraz by się na nich rzucił. Dziwny ten demon.
– No, Ihranaya – powiedział, podlatując bliżej do białowłosego – narobiłaś bałaganu. Wypadałoby jakoś to zrekompensować, nieprawdaż?
Choć tego za bardzo nie chciał (a może jednak), ton jego głosu brzmiał, jakby zamierzał się droczyć z czarownicą. I tak kobieta to odebrała, ponieważ posłała mu mordercze spojrzenie, lecz o dziwo milczała. Nie miała jak się bronić. Mimo wszystko chochlik miał rację.
– Napraw to – ciągnął dalej Kyo. – I żeby nie było, może jeszcze coś od siebie dodaj. Nie wiem, oddaj pieniądze za przedmiot, który kupił u ciebie albo zrób mu ofertę, że jak coś jeszcze będzie chciał ze sklepu, to dostanie to za darmo.
Wylądował na czubku głowy Danny'ego, lecz szybko odleciał, gdy tylko ten niemocno potrząsnął nią. Zapewne nie chciał, by teraz mały stworek siedział na nim, po tym, co się stało w jego mieszkaniu.
– Ej, co? – warknęła czarownica. – Próbujesz zrujnować mi biznes?
– Ach, raczej nie upadnie po daniu jednej rzeczy za darmo – jęknął chochlik. – To dobra opcja, głupio by było, jakby się skończyło na załataniu dziury. – Wzruszył ramionami.
– Nie zapominaj, że to ty to wszystko zacząłeś. – Groźnie wskazała go palcem.
Na te słowa cicho westchnął. Przewrócił oczami, po czym podleciał bliżej czarownicy, mówiąc:
– No dobra, dobra, oddam ten łańcuszek, czy co to tam było. Ja posprzątam po sobie, a ty po sobie. – Ruchem głowy wskazał dziurę. – To będzie dobre rozwiązanie. Nawet Vince tak twierdzi, prawda?
Spojrzał na kocura, który przez ten czas zdążył wskoczyć na stół i teraz siedział na jego blacie. Zwierzak zastrzygł uchem, podniósł głowę i popatrzył wpierw na chochlika, potem na Ihranayę. Machnął delikatnie końcówką ogona, miauknął, na co Lookyo klasnął w dłonie.
– No widzisz?
Powrócił wzrokiem na Ihranayę. Czarownica spojrzała na kota, zaklęła pod nosem.
– Nawet ty przeciw mnie? – zapytała kota, na co ten tylko ponownie miauknął, tym razem niższym głosem.
Kobieta westchnęła głośno, przejechała ręką po swych długich, gęstych włosach, wykrzywiając usta w zniesmaczeniu. Jakiś czas stała bez ruchu, próbując zebrać wszystkie myśli do kupy. Przez moment żałowała, że przygarnęła pod swój dach Lookyo. Po co to zrobiła? Co w nią wstąpiło, że tak postąpiła? Mogła po prostu wrzucić go do kotła i przyrządzić miksturę albo chociaż ugotować zupę.
Ale co miała innego zrobić? Jak tak przemyślała to w miarę dokładnie, to doszła do wniosku, że to jej aż tak bardzo nie zaszkodzi. To wcale nie było poniżanie siebie ani jej osoby przez nikogo – najpierw pięknie pokazała, że jednym zaklęciem rozwaliła ścianę, to teraz pokaże, jak drugim zaklęciem ją naprawia.
Jedną ręką potarła oczy, drugą zaś wykonała misterny gest, z powodu którego palce spowiły smużki zielonego światła. Chwilę później gruzy z podłogi skąpane zostały w tej samej poświacie i uniosły się, a następnie zapełniły dziurę w ścianie. Po około dziesięciu sekundach po dziurze nie został żaden ślad.
Otarła grzbietem dłoni kilka drobnych kropelek potu, jakie zebrały się na czole.
– Już – zwróciła się do Danny'ego. – I tak, jeśli czegoś będziesz potrzebował, jakiegoś magicznego przedmiotu, broni czy eliksiru, przyjdź do mnie, dam ci za darmo – ostatnie dwa słowa trochę niechętnie wypowiedziała.


Danny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz