niedziela, 14 czerwca 2020

Od Sorena do Vaeril'a

Serce stanęło, a oczy rozszerzyły pod wpływem nagłego przypływu emocji. Soren z całych sił pragnął wierzyć, że opuszczające usta Vaeril'a słowa były kłamstwem, ułudą stworzoną, by oszukać stojącego przed nim brata, jednak zarówno ton jego głosu, jak i wykonywane przezeń ruchy sprawiły, że białowłosy poczuł, jak serce pęka na drobne kawałki. 
- Sądzisz, że kolejny raz zaryzykuję dla ciebie życie? Mam dość. 
Acedia zacisnął pięści, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. W duszy doskonale zdawał sobie sprawę, że każde wypowiadane przez Iversena słowo było prawdą - narażał się dla niego zdecydowanie zbyt często, nie otrzymując zupełnie niczego w zamian. Wszystko, co dotychczas robili, sprowadzało na niego jedynie ból i cierpienie - nic dziwnego więc, że w końcu odwrócił się ku księciu plecami, porzucając jak zepsutą zabawkę. I choć Soren czuł, jak jego ciało płonie ogniem goryczy, choć chciał wrzeszczeć, zatrzymując elfa przy sobie, nie poruszył się ani o centymetr. Nie miał prawa, by spojrzeć mu w oczy, nie powinien dłużej się łudzić. Po prostu pozwól mu odejść, ty egoistyczny dupku. Odwrócił głowę, starając się z całych sił zignorować rzucane w stronę Dereka komplementy, sugestywne komentarze dotyczące zdegenerowanego, byłego kompana, jednak bezskutecznie. Gdy głosy w końcu ucichły, a rozbrzmiewające w sąsiednich korytarzach kroki dały mu do zrozumienia, że raz jeszcze został całkowicie sam, dał upust swym emocjom, a słone łzy spłynęły wzdłuż policzków. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz pozwolił sobie na chwilę słabości - odkąd uciekł z zamku, uczucia zdawały mu się zbędne. Ostatnie miesiące przepełnione świadomością czyjeś bliskości, tego, że ktoś faktycznie tolerował jego istnienie, pozwoliły mu jednak na opuszczenie gardy, odkrycie dawno zapomnianych skrawków osobowości. I choć wspomnienie Vaeril'a poskutkowało kolejnym potokiem łez, Soren nie potrafił powstrzymać się przed przywołaniem wszystkich wspomnień, gdy śmiali się i rozmawiali, jakby nie był jedynie bezużytecznym wyrzutkiem i przebrzydłym mordercą.
- Kurwa mać. 
Przymknął oczy, wyciągając dłonie przed siebie i przez tę krótką chwilę mógłby przysiąc, że ponownie znalazł się w sali balowej, obejmując z lekka zagubionego przyjaciela. Jego ciepłe dłonie złączone z zabliźnionymi rękami księcia, nerwowy uśmiech skryty pod maską i nieszczęśliwy wypadek, przez który wszystko skończyło się tragicznie. Czy wszystko to również było jedynie ułudą? Od jak dawna Iversen planował opuszczenie jego boku? Czy naprawdę stał się na tyle zaślepiony, by nie dojrzeć bólu swego elfiego towarzysza? Twoja głupota raz jeszcze wszystko zrujnowała. Soren westchnął ciężko, nie mając wystarczająco siły, a może i ochoty, by podjąć się walki. Może faktycznie nie zasługiwał, by plugawić ziemie Roanoke swym istnieniem. Sklejone od łez włosy otuliły zaczerwienioną twarz, gdy zrezygnowany zwinął się w kłębek, opierając głowę o lodowatą posadzkę. 
Jego los został już przesądzony. Sczeźnie samotnie na stryczku, nie raniąc już nikogo więcej. I choć żałował, że nie zdążył powiedzieć swym bliskim wszystkiego, co chciał, w głębi duszy błagał jedynie, by po jego śmierci Zurie, Vaeril, a nawet Emilio żyli w szczęściu, nie martwiąc się już niczym.
***
Ciemność stawała się nużąca, a każda godzina spędzona w zamknięciu sprawiała, że Soren wątpił w samego siebie jeszcze bardziej. Niczym koszmary, przed oczami migotały obrazy z przeszłości, gdy nie zawahawszy się nawet przez chwilę, obdzierał innych z nadziei na lepsze jutro. Czy tak samo wyglądało to z Vaerilem? Czy jemu też odebrał szansę na szczęśliwą przyszłość? Zaśmiał się żałośnie, ukrywając twarz w dłoniach. Pogrążony w przygnębiających wizjach nie zareagował nawet, usłyszawszy szczęknięcie zamka i skrzypnięcie metalowych drzwi celi. Mentalnie szykował się na gwałtowne pociągnięcie, urozmaicone wiązanką przekleństw, mające świadczyć, że jego czas dobiegł końca, jednak bezczynność przeciągała się niebezpiecznie długo. Soren niepewnie zadarł więc głowę ku górze, wzdychając, gdy ujrzał przed sobą ostatnią osobę, jaką spodziewał się obecnie ujrzeć.
- Vaeril? - Jego głos złamał się w połowie, jakby nie dowierzał rzeczywistości. - Co ty tutaj robisz?
Nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, jakie emocje zawładnęły nim na sam widok znajomego bruneta. Był przecież przekonany, że ten go nienawidzi. Zasłużył na nienawiść.
- A co mogę robić, głupku? Kolejny raz ratuję naszą skórę. - Nim białowłosy zdążył przetworzyć sens tych słów, poczuł przyjemne ciepło, gdy elf objął go ramieniem, przylegając do sparaliżowanego ze zdziwienia ciała. - Jeszcze raz przepraszam.
Acedia jeszcze przez chwilę nie potrafił się otrząsnąć, tępo przeskakując wzrokiem pomiędzy rozwartymi drzwiami celi a uwieszonym na jego szyi Vaerilem. Nie zorientował się nawet, gdy jego ramiona samoczynnie owinęły się wokół talii chłopaka, przyciskając go mocniej do piersi. Soren chciał się rozpłakać, pragnął wyć wniebogłosy, że nie zasłużył na jeszcze jedną szansę, lecz rozpacz ścisnęła mu gardło, sprawiając, że nie potrafił wypowiedzieć choćby słowa.
- J..ja...- zaczął, dławiąc się własnymi łzami. - Przepraszam, że nie jestem lepszym człowiekiem.
Ciężar ostatnich rozmyślań wciąż unosił się w powietrzu, otulając wytrącone z równowagi nerwy białowłosego. Sprzeczne emocje, jakoby Vaeril dokładał sobie zmartwień, wracając po niego, mieszały się z niebywałą wręcz ulgą, że to jeszcze nie koniec. Że mógł zobaczyć go ponownie. Czas zdawał się stanąć w miejscu, gdy obejmowali się wzajemnie, mrucząc pod nosem zagłuszane przez płacz przeprosiny. Gdy w końcu rozluźnili uścisk, spoglądając sobie w oczy, w głowie Acedii pojawiły się tysiące różnorakich odczuć. Pragnął powiedzieć mu tak wiele, lecz przytłoczony minionymi wydarzeniami nie potrafił skleić ani jednego zdania. Uśmiechnął się więc nieśmiało, nie odrywając wzroku od równie rozemocjonowanego kompana. Milczący przebłysk radości przerwało niespodziewane pojawienie się w korytarzy skąpanej w czerni sylwetki - i choć przez chwilę Soren napiął mięśnie, gotów zaatakować, gdy blask pochodni rozświetlił dobrze znaną mu twarz, odetchnął z ulgą. Mężczyźni wpatrywali się w siebie jeszcze przez jakiś czas, nim bez słowa zamknęli się w niedźwiedzim uścisku, a Acedia raz jeszcze poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Nie powstrzymał ich jednak, nie czując, by świadczyły o jakiejkolwiek słabości. Odsunąwszy się od siebie, pragnąc wypowiedzieć wszystkie słowa, które od lat wisiały pomiędzy nimi w powietrzu, nie otrzymali jednak takiej szansy. Emilio uciszył chłopaka skinieniem głowy, przysuwając się bliżej dwójki intruzów.
- Porozmawiamy później, musicie jak najszybciej zniknąć z zamku. - wyszeptał, co chwilę odwracając się, by sprawdzić, czy nie zaskoczą ich patrolujący korytarz strażnicy. - Zaklęcia teleportujące nie działają wewnątrz murów, więc skorzystajcie z ukrytych przejść. Mam nadzieję, że pamiętasz, gdzie się znajdują. - Wymownie spojrzał w stronę księcia. - Nie przejmuj się końmi, sprowadzimy je z Zurie na następne spotkanie.
Monarcha skinął jedynie głową, wymieniając z Emilio jeszcze kilka uwag, nim pożegnali się w ciszy, wraz z Vaerilem znikając wśród wykutych w skale korytarzy. Nie odzywali się do siebie przez całą drogę, zachowując pełne skupienie - i choć kilka razy natknęli się na nieproszonych zbrojnych, dzięki rozstawionym licznie rzeźbom i wnękom zdołali w porę ukryć swą obecność. Soren poruszał się niemal automatycznie, przechadzając dobrze znanymi ścieżkami, którymi przed laty wymykał się z Zurie do miasta, uciekając przed gromiącym spojrzeniem matki - wspomnienie beztroskich lat przywołało uśmiech na usta księcia, który zniknął jednak równie szybko, gdy przypomniał sobie o pozycji, w jakiej się znalazł - nie miał przecież szans, by kiedykolwiek odzyskać wydarte mu siłą przywileje. Potrząsnął więc głową, by wyrzucić z niej myśli, nim dotarłszy na koniec korytarza, wcisnął oko jednej ze statuetek swych krewnych. W jednej chwili podium, na którym stała, odsunęło się, ukazując mężczyznom rażący ciemnością, podziemny tunel. Spojrzeli na siebie, nie czując się do końca pewni, czy utonięcie w mroku faktycznie stanowiło ich najlepsze rozwiązanie, lecz głośniejsze z każdą chwilą kroki kolejnego patrolu sprawiły, że w jednej chwili znaleźli się w jego głębi, a statua na nowo zajęła swe miejsce, odcinając ich jedyne źródło światła. 
- Złap mnie za rękę. - rzucił bez namysłu, złączając ich dłonie - Mam nadzieję, że pamiętam jeszcze, jak zbudowane jest to cholerstwo. 
Nie czekał długo, nim Vaeril umocnił uścisk, sprawiając mimowolnie, że serce Sorena zabiło szybciej. Uspokój się, mamy inne priorytety. Drugą rękę oparł o chropowatą ścianę, ostrożnie poruszając się do przodu, próbując za wszelką cenę wyczuć charakterystyczne ornamenty, które służyły do oznaczenia trasy. Wędrowali tak przez dłuższy czas, kilkukrotnie lądując w ślepych zaułkach, co spotykało się z serią przekleństw ze strony młodego księcia. Ostatecznie natrafili jednak na strome, wykute w kamieniu schodki, prowadzące wprost do ukrytej na dnie wyschniętej studni zapadni. Gdy finalnie stanęli na powierzchni, chłonąc świeże, z lekka zimne powiewy wiatru, Soren poczuł, jak kamień spada mu z serca. Byli pozornie bezpieczni. Mimo wszystko odwrócił się za siebie, spoglądając ostatni raz w stronę piętrzącej się ku niebu budowli, której zarys powoli tonął wśród chmur i złych wspomnień. Odetchnął głęboko, spoglądając ponownie na Vaeril'a, który cierpliwie czekał, aż jego towarzysz dojdzie do siebie. Acedia uśmiechnął się blado, sygnalizując dłonią, że wszystko z nim w porządku.
- Emilio powiedział, że mamy spotkać się w opuszczonym młynie. Podobno wiesz, gdzie to jest. - Elf przerwał ciążącą im ciszę, przypominając, że wciąż nie rozwiązali wszystkich trapiących ich spraw.
- Wiem. - Skinął głową, w duchu przeklinając swego przyrodniego brata za dobór miejsca. - To tam mnie przeteleportował, ratując od stryczka. Cholerny sentymentalista. 
Mimo wszystko Soren zaśmiał się pod nosem, nie mając wystarczająco siły, by dąsać się o tak nieznaczące szczegóły. W tamtej chwili liczyło się dla niego jedynie to, że uciekli - że Iversen z jakiegoś powodu wciąż chciał z nim przebywać. 
- Coś nie tak? - Nagła zmiana w zachowaniu Acedii najwyraźniej nie umknęła uwadze elfa, który zdawał się z lekka skonsternowany całą sytuacją.
- Wszystko w porządku. - Kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej, a w oczach zamigotały osobliwe iskierki. - Cieszę się, że wróciłeś.
Z rozmową wciąż wiszącą w powietrzu, ruszyli w wir przeskoków, by bez zbędnego towarzystwa czym prędzej znaleźć się wśród bezpiecznych czterech ścian.
***
- Nigdy więcej. - Iversen niemal natychmiastowo osunął się na prowizoryczne posłanie, które swego czasu zostawił tu Soren. 
- Wybacz, to mniej ryzykowne, niż spacerowanie ulicami miasta. - Soren usiadł tuż obok, z troską przyglądając się cierpiącemu przez przeskok kompanowi. - Resztę podróży przejedziemy na koniach, słowo.
I choć wypowiadając te słowa, zaśmiał się delikatnie, poczuł wdzierającą się do serca pustkę. Resztę podróży. Czy tak naprawdę mieli gdzie się udać? Przez cały ten czas, ich losem kierowały wspólne cele, lecz teraz, gdy Vaeril odzyska pamięć, a Acedia raz na zawsze przekonał się, że powrót do zamku nie jest możliwy, co zamierzają zrobić? Czy na tym świecie naprawdę znajduje się miejsce, gdzie taki wyrzutek, jak on mógłby się udać, by żyć w szczęściu?
- A może wcale na to szczęście nie zasługuję. - mruknął pod nosem, opierając głowę o wypchaną pierzem poduszkę
- Co mówiłeś? - Elf odwrócił głowę ku niemu, usadawiając się wygodniej na z lekka zakurzonym materacu.
- Nic takiego. Po prostu...zastanawiałem się, co będzie dalej. - westchnął ciężko - Przez cały ten czas miałem jakikolwiek cel w życiu, a teraz...cisza. Nie jestem pewien, czy będę w stanie się odnaleźć. 
Rozmowę ponownie przerwało pojawienie się osób trzecich - Emilio i Zurie pojawili się w młynie znacznie szybciej, niż można się było spodziewać. Nim Soren zdążył choćby zareagować, czarnowłosy wyszeptał pod nosem ciąg zaklęć w znanym tylko sobie języku, które, jak założył książę, miały ochronić ich przed wyśledzeniem oraz ingerencją z zewnątrz. Zurie również nie próżnowała, rzucając się bratu na szyję, wykrzykując w eter niepzychylne komentarze na temat jego bezmyślności i rozkojarzenia. Acedia nie zwracał jednak na nie uwagi, ciesząc się faktem, że mógł raz jeszcze objąć ją ramieniem.
- Dziękuję, że już któryś raz ratujesz go z opresji. - Przeniosła spojrzenie na Iversena, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Nie wiem, co ten cymbał by bez ciebie zrobił. 
Następne minuty zeszły im na burzliwą dyskusję i nadrabianie towarzyskich zaległości, które już chwilę później przerodziły się w gorączkowe przygotowania do obiecanego zabiegu - Soren biegał więc w tę i we wtę, spełniając każde opuszczające usta Emilio żądanie. Nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, jak wiele czasu spędzili, nim na posadzce błysnął krąg z nieznanych księciu specyfików, a czarodziej zarządził, by byli w gotowości. Vaeril usiadł więc w samym centrum runicznej konstrukcji, a pozostała trójka usadowiła po różnych stronach, choć rola Acediów ograniczała się jedynie do dogłebnej obserwacji i zareagowania w razie niebezpieczeństwa. 
Gdy potwierdzili swą gotowość, Soren rzucił Iversenowi ostatnie, pokrzepiające spojrzenie, nim wypowiedzane przez Emilio zaklęcie sprawiło, że młyn rozbłysnął jaskrawym blaskiem, a sylwetka elfa spowiła w niemal elektryzującej, szarawej mgle. Białowłosy nie miał pojęcia, czego właściwie był świadkiem, jednak lata, które spędził u boku Ayany utwierdziły go w przekonaniu, że im bardziej zjawiskowo wygląda rytuał, tym większe ma szanse powodzenia - magowie uwielbiali popisywać się swymi zdolnościami. Soren nie poruszył się więc, ufając, że Emilio nie zrobiłby niczego, co mogłoby skrzywdzić którąkolwiek z towarzyszących mu osób. 
Całość ciągnęła się w nieskończoność, a widocznie skupiony czarnowłosy raz za razem wypowiadał kolejne bliżej niezidentyfikowane zaklęcia, wzbogacone o gesty, jakoby ostrożnie przewracał strony niewidzialnej księgi - książę dałby odciąć sobie rękę, że była to wizualizacja przeglądu zgromadzonych przez Iversena wspomnień. Gdy światło w końcu zgasło, a ich oczom ukazał się leżący na podłodze, nieprzytomny Vaeril, Soren gotów był rzucić się ku niemu, by na własną rękę przekonać się, czy rytuał przyniósł jakiekolwiek rezultaty. Powstrzymała go jednak Zurie, zaciskając palce wokół jego przedramienia.
- Pozwól Emilio się tym zająć. Ty już zrobiłeś swoje. 
Ewidentna aluzja do nieszczęsnego eliksiru sprawiła, że białowłosy nadął policzki niczym dziecko, siadając w kącie, nie odrywając jednak wzroku od brata, który ostrożnie przeniósł bruneta na prowizoryczne łóżko, szepcząc coś pod nosem. 
- Zostanę tu, dopóki się nie przebudzi. Chcę na własne oczy przekonać się, że wszystko w porządku z jego pamięcią. - Czarnowłosy usiadł w nogach łóżka, twarzą ku śpiącemu w spokoju Vaeril'owi. - Tak swoją drogą, Sorenie, co planujesz?
Pytanie czarodzieja było niczym uderzenie w policzek - Acedia od dłuższego czasu zamartwiał się przyszłością, czując, jak pozorna wiedza i doświadczenia przeciekają mu przez palce. Błądził, niczym dziecko we mgle, nie będąc w stanie odnaleźć dla siebie miejsca w tym pokrętnym świecie - nie było już książęcego życia, Gildii, ani beztroskich podróży od kraju do kraju. Odczuwał wręcz wrażenie, że wraz z chwilą, w której Ursula dowie się o jego ucieczce z więzienia, sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej, a niebezpieczeństwo wzrośnie. Pozostawała jeszcze kwestia poinformowania bruneta o morderczej przeszłości, co wcale nie wydawało się przyjemną opcją. Chłopak westchnął więc ciężko, spuszczając głowę.
- Nie mam pojęcia. To żałosne, wiem, ale ja...naprawdę nie wiem. - Głos drżał z niepewności. - Ale zrobię wszystko, byle nie narażać go więcej na tak ogromne ryzyko. - Wymownie spojrzał w stronę Iversena. - Byłem głupi, a wszystkie zajścia w zamku uzmysłowiły mi, że nie poradziłbym sobie bez niego. Jakkolwiek to nie brzmi. Mógłbym nawet przywdziać fałszywą tożsamość i ponownie żyć w skrajnej biedzie, naprawdę. Zrobiłbym dosłownie wszystko.
Emilio skinął jedynie głową, wymieniając z Zurie sugestywne spojrzenie. Soren nie do końca rozumiał zmianę w ich nastawieniu, lecz radość i pewne zrozumienie, jakie kryło się na ich twarzach sprawiło, że książę poczuł się lżej, jakby ciężar minionych wydarzeń nagle zniknął z jego barków. Rozluźnił więc spięte dotychczas mięśnie, opierając głowę o ramię młodszej siostry.
- A wy? Czy reszta nie domyśli się, że nam pomagacie? - Kwestia ich bezpieczeństwa martwiła białowłosego już od dłuższego czasu. Nie chciał, by skończyli w taki sam sposób, jak on.
- Nie przejmuj się nami, Ursula ma ku nam zbyt wielkie plany, by nas skrzywdzić. - Emilio zdawał się pewny w tym, co mówił. - Poza tym...jeśli szczęście nam sprzyja, niedługo nie będziemy musieli się nią przejmować. 
Słowa uderzyły w Acedię niczym kubeł zimnej wody. W jednej chwili uniósł się do pionu, przeskakując wyraźnie zdenerwowanym wzrokiem pomiędzy dwójką swego rodzeństwa. Cokolwiek planowali, powinni doskonale zdawać sobie sprawę, że zadzieranie z tą przeklętą wiedźmą nie wróżyło niczego dobrego.
- Nie martw się, nie zrobimy niczego lekkomyślnego. Musimy wyczekać na odpowiedni moment i błagać wszystkich znanych nam bogów, by niczego nie zepsuć. - Zurie również nie okazywała najmniejszego cienia zwątpienia. - Wybacz, ale nie zdradzimy ci szczegółów. Jeszcze nie.
- Bądźcie ostrożni. - Soren nie miał wystarczająco siły, by wdawać się w słowne potyczki. - Gdybyście potrzebowali pomocy, możecie na mnie liczyć.
Zapewnienie spotkało się duetem promiennych uśmiechów i dziękczynnych spojrzeń. Monarchowie rozmawiali jeszcze przez chwilę, nim omamiony zmęczeniem białowłosy najzwyczajniej zasnął, śniąć o marach zbliżającej się przyszłości.
***
Gdy w końcu doszedł do siebie, zauważył, że Emilio i Zurie zdążyli już opuścić młyn. Z nadzieją rozejrzał się więc wokół, a gdy natrafił wzrokiem na wyraźnie rozbudzonego Vaeril'a, jedzącego najpewniej pozostawione przez rodzeństwo zapasy, poczuł, jak kąciki ust mimowolnie unoszą się ku górze. W jednej chwili, ignorując wciąż ogarniające go zmęczenie, ruszył w stronę towarzysza, siadając niebezpiecznie blisko. 
- Jak się czujesz? - wyrzucił z nadmierną prędkością - Skoro mój brat zniknął, czy to znaczy, że wszystko w porządku?!
Przesadny wręcz entuzjazm szybko ustąpił jednak miejsca zmieszaniu, a książę uniósł ręce w przepraszającym geście, odsuwając się nieznacznie.

[Vaeril?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz