Usiadł
pośrodku tajemniczego kręgu. Nie podobało mu się to. Z towarzyszącym
nieprzyjemnym dreszczem, elf wyprostował się nieznacznie i spojrzał na
zajmującego miejsce nieopodal Sorena. Białowłosy spoglądał na niego
pokrzepiająco. Vaeril podniósł delikatnie kąciki ust do góry. Z cichym
westchnieniem, odwrócił wzrok w kierunku Emilio. Ciemnowłosy rozpoczął
rytuał. Wypowiedział nieznane elfowi słowa. Wtedy też cały młyn
rozbłysnął światłem, które zmusiło oślepionego chłopaka do zmrużenia
oczu. Przez chwilę zastanawiał się, czy naprawdę chce ciągnąć tę farsę
dalej. Widząc jednak otaczający go gęsty, szary dym, postanowił pozostać
na miejscu. Po kilku sekundach właściwie przestał widzieć budynek.
Został sam pośród duszącego dymu. Docierały do niego jedynie
zniekształcone słowa. Nie potrafił ich zrozumieć, jednak z niemałym
skupieniem wsłuchiwał się w tajemnicze dźwięki. Działały one na niego
niemal hipnotycznie. Chwilowy spokój przerwał nagły ból głowy. Ostre
ukłucie w skroniach zmusiło go do nieznacznego skulenia się. Syknął
cicho, próbując rozmasować bolące miejsce. W jego głowie zaczęły
pojawiać się wspomnienia, tak jak wtedy, kiedy wypił nieszczęsny
specyfik Sorena. Było to jednak uczucie zgoła inne. Czuł, jak jego głowa
z każdym wypowiedzianym przez Emilio słowem staje się lżejsza.
Zmieszane wspomnienia zaczęły układać się w chronologiczną całość.
Wszelkie momenty, które były jedyne wykreowaną przed Dereka marą,
zanikły, dając elfowi wyczekiwaną ulgę. Ogarnęła go dziwna cisza.
Uczucie, którego nie doświadczył od bardzo dawna. Jego powieki z każdą
chwilą stawały się cięższe. Wyjątkowo jednak nie bał się stracić
przytomności. W końcu dane mu będzie usnąć bez żadnych koszmarów i
przeklętych wspomnień, będących jedynie złudzeniem. Kiedy wstanie,
powróci do bycia dawnym sobą.
Pierwszą rzeczą,
jaką zobaczył, kiedy otworzył oczy, był siedzący w pobliżu Emilio.
Vaeril podniósł się z zakurzonego materaca i przywitał z bratem Sorena.
Sam białowłosy spał w rogu pokoju. Iversen nie miał serca go budzić.
- Jak samopoczucie? - zapytał ciemnowłosy, podając elfowi naczynie z wodą. Spragniony brunet opróżnił je od razu.
-
Nawet nie wiesz, jak dobrze. - Chłopak nie potrafił opisać swojego
stanu. Zapomniał już, jak to jest to móc normalnie myśleć, nie narażając
się na ciągły ból. - Dziękuję za pomoc.
Rozmawiali
o stanie elfa do momentu, w którym Zurie nie wróciła z targu.
Dziewczyna przyniosła świeży prowiant. Później zamienili ze sobą kilka
przyjacielskich zdań.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - zapytał Emilio, wpatrując się ciekawskim spojrzeniem w Vaeril'a. Elf westchnął cicho.
-
Nie mam pojęcia. Wiem jedynie, że opuścimy to przeklęte Terpheux -
mówiąc to, spojrzał na śpiącego przyjaciela. - Obawiam się, że jeśli
pozostaniemy tutaj chwilę dłużej, możemy tego nie przeżyć.
Zurie i Emilio wymienili ze sobą spojrzenie.
-
Mamy coś dla was - odparła dziewczyna, podając speszonemu elfowi
sakiewkę. - Nie jest to wiele, jednak mamy nadzieję, że pomoże to wam
stanąć na nogi...
Vaeril spojrzał na znajdujące
się wewnątrz torebki monety. Nigdy nie widział tyle złota naraz w
jednym miejscu! Ogarnęło go dziwne uczucie.
- Nie możemy ich przyjąć - powiedział z powagą, odkładając przedmiot na podłogę. - I tak zrobiliście dla nas tak wiele.
- Musicie. - Emilio ponownie podał mu sakwę. - Odejdźcie z Terpheux, jak tylko Soren wstanie.
Rozmawiali
jeszcze przez chwilę, kiedy nadszedł czas na pożegnanie. Iversen miał
wrażenie, że widzi Emilio i Zurie ostatni raz w życiu. Znał ich tak
krótko, ale zdążył zapałać do nich sympatią.
Po
paru sekundach pozostał już sam ze śpiącym Sorenem. Ostatni raz
spojrzał na leżącą obok sakiewkę. Domyślał się, że za tyle złota będą w
stanie przeżyć niezwykle długo.
Początkowo miał
ochotę poczekać na swojego przyjaciela, ale narastający głód zachęcił
go do skosztowania przyniesionego przez Zurie posiłku. Kończył właśnie
swoją porcję, kiedy usłyszał za sobą kroki. Spojrzał na wstającego
Sorena. Nim Vaeril zdążył zareagować, białowłosy znalazł się zaraz u
jego boku. W oczach przyjaciela dostrzegł niemałą ekscytację.
-
Jak się czujesz? Skoro mój brat zniknął, czy to znaczy, że wszystko w
porządku?! - Słowa wypowiadał niezwykle szybko. Najwyraźniej zauważył
lekkie speszenie elfa i odsunął się kawałek, unosząc do góry dłonie.
-
Przepraszam, kim jesteś? - Vaeril wiedział, że jest to nienajlepszy
moment na żarty. Nie potrafił się jednak powstrzymać. Zdał sobie sprawę,
że przesadził, kiedy napotkał przerażone spojrzenie Sorena. Nim
białowłosy zdążył cokolwiek powiedzieć, spanikowany elf postanowił
naprawić swój błąd.
- Tylko żartowałem! - odparł pośpiesznie. - Czuję się naprawdę świetnie! Wszystko wróciło do normy.
Soren odetchnął z ulgą, jednak chwilę później zmarszczył brwi.
- Błagam, nie rób tak nigdy więcej.
-
Mam nadzieję, że nie będę miał już ku temu powodów. - Elf uśmiechnął
się delikatnie. - Chyba, że znowu nabierzesz ochotę na zabawę w
alchemika.
Białowłosy zaśmiał się cicho.
Vaeril opowiedział wszystko, co stało się, kiedy spał. Przygotował dla
niego posiłek i pokazał sakiewkę z monetami.
-
Więc? Co dalej? - zapytał na koniec swojej wypowiedzi elf. Soren przez
chwilę milczał, najwyraźniej analizując najlepsze (równocześnie
pozostałe im jeszcze) możliwości.
- Co myślisz o Behobes? Stamtąd dostaniemy się wszędzie, gdzie chcemy - zdecydował, po czym spojrzał na bruneta.
-
Powrót w rodzinne strony? - mruknął elf, na wspomnienie spędzonego w
Ekhynos dzieciństwa i młodości. Będzie blisko dawnego domu. - Ale masz
rację. To chyba nasza jedyna opcja.
***
Do
portu dotarli bez większych problemów. Przez całą drogę Vaeril
wspominał pierwszą podróż ku Terpheux, z którą wiązał tak wiele nadziei.
Teraz, kiedy jego złudne marzenia okazały się nieosiągalne, wracał tą
samą, znajomą trasą. Tym razem jednak na szczęście nie musieli pokonywać
wysokich zasp śnieżnych i doskwierającego im mrozu. Elf właściwie
ukrycie tęsknił za przyjemnym chłodem. Wznoszące się nad ich głowami
palące słońce całkowicie odbierało resztkę chęci do życia. Bruneta
pocieszała jedynie ciągnąca się rozmowa z Sorenem. Czuł, jakby nie
rozmawiali od dawna. Dopiero teraz, kiedy jego świadomość powróciła do
normalności, potrafił naprawdę cieszyć się z obecności towarzysza.
Śmiali się, żartowali, w międzyczasie planując swoje kolejne posunięcia.
Kompletnie nie mieli pojęcia, co chcą robić dalej. Pragnęli dobić do
brzegów Behobes, skąd udadzą się w dalszą podróż w głąb lądu. Obydwaj
mieli nadzieję, że znajdą gdzieś miejsce, w którym będą mogli się
bezpiecznie osiedlić. Ciągłe ucieczki i życie w trasie nie było szczytem
marzeń elfa.
Stanęli u kresu lądu, obserwując wzburzone morze.
-
Jak dostaniemy się do Behobes? - zapytał Vaeril, przysiadając na
ciepłym piachu. Słońce zaczynało powoli zachodzić, barwiąc początkowo
błękitne niebo na złoty odcień.
- Jakoś damy
radę - odparł Soren, siadając obok. - Na pewno znajdziemy jakiś chętnych
na łatwy zarobek przemytników - mówiąc to, spojrzał wymownie na leżącą
obok sakwę.
- Czy może moglibyśmy pomóc? - Na
dźwięk usłyszanych słów, elf wraz ze swoim kompanem momentalnie
podnieśli się z miejsc. Vaeril zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Równie
szybko jednak rozluźnił uścisk, widząc stojącą za nimi grupkę osób.
Rozpoznał ich natychmiast, uśmiechając się na widok znajomej kompanii.
Cieszył się, że los pozwolił im się znowu spotkać. Elf zerknął na równie
zadowolonego Sorena.
Po radosnym powitaniu
zaczęły padać wszelkiego rodzaju pytania. Członków kompanii głównie
interesowało powodzenie misji polegającej na odnalezieniu brata elfa.
Vaeril niechętnie opowiedział streszczenie większości ostatnich
wydarzeń. Oczywistym było, że pominął informację o pochodzeniu swojego
towarzysza. Soren również nie wydawał się zbyt chętny, by o tym
opowiadać. Ciekawska kompania nie musiała wiedzieć o wszystkim.
-
Więc kierujecie się w stronę Behobes? - zapytała wesoła blondynka. -
Dobrze się składa! Może zabierzecie się z nami? - Jej propozycja
spotkała się z aprobatą reszty grupy.
Podobna
okazja mogła się nie powtórzyć, więc zarówno Soren, jak i Vaeril
pośpiesznie się zgodzili. Szczęście najwyraźniej wyjątkowo im sprzyjało -
uciekli z chronionej fortecy, odzyskał pamięć, a teraz zyskali
możliwość bezpiecznego przedostania się na drugi brzeg. Czy właśnie
nadszedł mistyczny czas, kiedy wszystko zacznie się układać? Ta myśl
towarzyszyła elfowi przez cały spędzony z kompanią wieczór. Kiedy słońce
zaszło, nadszedł czas na wejście na pokład.
Wśród
bladego blasku księżyca Vaeril dostrzegł ukryty w zaroślach statek.
Zdawał się on być znacznie mniejszy od okrętu, którym ostatnio uciekli z
Behobes. Elf prowadząc swoją klacz, wszedł na drewniany pokład. Z
każdym krokiem deski trzeszczały nieprzyjemne. Kompania nie była jednak w
żaden sposób przejęta stanem statku. Brunet domyślał się, że najpewniej
są już oni do tego przyzwyczajeni.
Kiedy
wszyscy zajęli miejsca, łajba odbiła od brzegu i przez fale ruszyła ku
otwartemu morzu. Wtedy też miła blondynka wskazała młodzieńcom kajutę, w
której mogli w spokoju spędzić cały rejs. Wcześniej jednak odprowadzili
swoje konie do specjalnej zagrody, w której znajdowała się już znajoma
im mulica. Iversen poklepał ją po grzbiecie. To chyba ze spotkania z nią
cieszył się najbardziej.
W odróżnieniu do
wcześniejszej podróży, został im przydzielony tylko jeden pokój.
Wynikało to głównie z tego, iż cały statek był mniejszy, a do kompanii
dołączyło kilka nowych osób. Vaeril'owi dzielenie kajuty z Sorenem w
żaden sposób nie przeszkadzało. Cieszył się nawet, iż nie zostali
rozdzieleni. Przyzwyczaił się do obecności przyjaciela na tyle, iż nie
wyobrażał sobie dłuższej rozłąki.
Zostawili
swoje rzeczy, po czym ponownie udali się na pokład. Panował tam znacznie
mniejszy ruch niż wcześniej. Tylko nieliczne osoby opierały się o
burtę, spoglądając na pieniące się fale. Ściszone rozmowy rozbrzmiewały
naokoło, kiedy Vaeril z Sorenem u boku spacerowali po drewnianym
parkiecie. Ostatecznie postanowili przysiąść na najsuchszym jego
skrawku. Elf uniósł głowę do góry. Całe ciemne niebo pokrywały lśniące,
przebijające mrok gwiazdy. Brunet odchylił się do tyłu, kładąc się na
zimnych deskach. Podparł głowę dłońmi, obserwując piękny, nocny widok.
Jego oczy błyszczały, jakby widział podobny krajobraz po raz pierwszy.
Nigdy przedtem nie zwrócił uwagi, jak niezwykłe może być niebo. Do tej
pory nie miał na to czasu. Dopiero teraz, kiedy w końcu udało im się
zdobyć chwilę wytchnienia, mógł cieszyć się tak ulotnym momentem. Vaeril
ucieszył się nawet, kiedy zauważył przyłączającego się do niego Sorena.
Białowłosy również nie odrywał wzroku od rozgwieżdżonego nieba.
Milczeli
przez dłuższą chwilę, jakoby sama obecność była wytaczająca. Dopiero po
upływie paru spędzonych w ciszy minutach, Vaeril poczuł, jak jego
powieki robią się ciężkie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio dobrze się
wyspał. Odwrócił się więc i położył na boku w stronę swojego
przyjaciela, podtrzymując jego spojrzenie. Uśmiechnął się delikatnie,
czując dziwne ciepło, które ogarnęło całe jego ciało. Tak bardzo cieszył
się, że może spędzać swój czas z białowłosym.
-
Będę wracać do kajuty - odparł po paru sekundach, podnosząc się do
siadu. Przeciągnął się nieznacznie i ostatni raz zerknął ku niebu, po
czym ponownie popatrzył na Sorena. - Padam z nóg.
Wstał
z zimnego pokładu, zamienił kilka ostatnich słów z przyjacielem, a
chwilę później skierował się w stronę kajuty. W międzyczasie pożegnał
się z napotkanymi członkami kompanii, życząc im miłej nocy.
Będąc
już w prywatnym pomieszczeniu, zrzucił z siebie koszulkę, którą później
starannie złożył i odstawił na półkę. Zgasił światło, a w panujących
już ciemnościach, położył się na niewielkim materacu, gdzie nakrył się
nieszczególnie przyjemnie pachnącym kocem. Wtulił się w niego, zamykając
oczy. Był niezwykle zmęczony.
Obudził go
wchodzący do kajuty Soren. Chociaż białowłosy starał się zachowywać jak
najciszej, elf słyszał każdy jego krok. Towarzysz po chwili kręcenia się
po pokoju, również położył się na leżącym nieopodal materacu. Ponownie
nastała cisza, przerywana jedynie rytmicznymi oddechami młodzieńców oraz
szumem otaczającego ich morza.
***
Minęło
kilka dni, odkąd wyruszyli w podróż. Po całej dobie, którą Vaeril
spędził na głównie na odpoczynku i rozmowach z przyjacielem, położył się
spać. Przez ten czas zdążył przyzwyczaić się już nawet do
nieprzyjemnego zapachu koca. Pożegnał się z białowłosym i ułożył
wygodnie na materacu.
Późną nocą nagle spadł z łóżka i rozejrzał się niemrawo po pochłoniętym w mroku pomieszczeniu. Dosłownie sekundę później znalazł się przy nim Soren. Cała kajuta kolejny raz zatrzęsła się.
- Co się do cholery dzieje? - warknął zaspany Vaeril, ledwo utrzymując się na nogach. Nim jednak wyszedł sprawdzić, co spowodowało ów dziwny wypadek, założył na siebie koszulkę, a na ramię zarzucił swoją torbę. Nie zapomniał również o mieczu. Życie nauczyło go, by nigdy nie zostawiać swoich rzeczy na długo. Nie chciał się z nimi znowu żegnać.
Soren również pochwycił swoje bagaże. Kiedy skończył się pakować, wspierając się na sobie, opuścili kajutę i ruszyli w stronę pokładu. Znajdowała się tam niemal cała kompania. Biegała nerwowo na około, walcząc, jak po chwili zauważył elf, z rozpoczynającym się sztormem. Wiatr mierzwił mokre od padającego deszczu włosy Vaeril'a, które co chwila wpadały mu do oczu. Cały statek kołysał się niepokojąco, wprowadzając w drżenie wszystkie deski. Brunetowi nawet trochę się to nie podobało. Na śliskim pokładzie wśród biegających nerwowo ludzi dookoła ciężko było mu utrzymać równowagę.
Nigdy przedtem elf nie widział sztormu. Słyszał o nim jedynie w opowiadanych bajkach na jarmarkach. Mimo to wiedział, że nadchodzą kłopoty. Nim poślizgnął się kolejny raz, wsparł się na ramieniu swojego przyjaciela. Soren pomógł mu ponownie stanąć w pionie.
- Zaraz przejdzie. - Usłyszał uspokajający głos białowłosego. Vaeril chciał w to wierzyć. Póki co, po jego głowie krążyły jedynie pesymistyczne myśli. Dopiero wszystko wróciło do normalności, a znowu ich życie wisi na cienkim włosku!
Burza nabierała na sile, a wraz z nią rosła panika wszystkich. Statek bujał się we wszystkie strony, czasem skutkując wypadaniem skrzynek z zaopatrzeniem za burtę. Wiatr potrząsał pozbawionym żaglu masztem we wszystkie strony. Największym zagrożeniem był jednak ładunek, którego liny zostały rozdarte przez siekający wiatr. Przemieszczały się one pomiędzy panikującymi ludźmi. Jedna z czarodziejek starała się je zebrać do ładu przy pomocy magii, ale nic nie pomagało.
Z każdą minutą na statku panował coraz większy chaos. Vaeril przez cały ten czas stał wsparty o Sorena. Elf czuł, jak jego serce szybko bije. Na złość jeszcze dokuczały mu narastające mdłości spowodowane ciągłym bujaniem się łajby.
Wtedy rozrywającej niebo błyskawicy akompaniował głośny huk. Cały statek się zatrząsł. Większość stojących na pokładzie członków kompani padło na mokre deski.
- Wpłynęliśmy w coś! - Na te słowa Vaeril wstrzymał oddech. Poczuł, jak Soren mocniej obejmuje go ramieniem.
Dalsze wydarzenia działy się niezwykle szybko. Ułamek sekundy później wzburzone morze przewróciło statek, który wraz z całą załogą zanurzył się w lodowatej wodzie. Elf zgubił z oczu swojego towarzysza. Kłębiące się fale wpychały go pod powierzchnię. Brunet nie miał siły się im opierać. Zanurzył się w morzu, gdzie ogarnęła go niezwykła cisza. Przerażone krzyki ucichły, zastąpione zostały zaś ściszonym szumem. Vaeril niemal tracił oddech, kiedy resztką sił wypłynął na powierzchnię. Nie potrafił pływać. Zaczerpnął odrobinę powietrza i ponownie pogrążył się w czeluściach morza. Wiedział jednak, że nie może się poddać. Nie teraz. Pod wpływem adrenaliny i narastającego strachu, wykonując niezgrabne ruchy rękoma, wynurzył się i złapał dość dużego kawałka deski. Wbił w niego paznokcie, ignorując spowodowany tym ból. Oparł na niej głowę, łapczywie chwytając oddech. Wyczerpany odwrócił wzrok, próbując odnaleźć swojego Sorena. Niestety, przez deszcz, wpadające do oczu mokre włosy i wysokie grzbiety fal nie widział niczego oprócz ciemnej wody i nocnego nieba. Nie miał siły, by walczyć w prowadzącym go prądem. Wtulił się w kawałek drewna - jego jedyny ratunek.
Późną nocą nagle spadł z łóżka i rozejrzał się niemrawo po pochłoniętym w mroku pomieszczeniu. Dosłownie sekundę później znalazł się przy nim Soren. Cała kajuta kolejny raz zatrzęsła się.
- Co się do cholery dzieje? - warknął zaspany Vaeril, ledwo utrzymując się na nogach. Nim jednak wyszedł sprawdzić, co spowodowało ów dziwny wypadek, założył na siebie koszulkę, a na ramię zarzucił swoją torbę. Nie zapomniał również o mieczu. Życie nauczyło go, by nigdy nie zostawiać swoich rzeczy na długo. Nie chciał się z nimi znowu żegnać.
Soren również pochwycił swoje bagaże. Kiedy skończył się pakować, wspierając się na sobie, opuścili kajutę i ruszyli w stronę pokładu. Znajdowała się tam niemal cała kompania. Biegała nerwowo na około, walcząc, jak po chwili zauważył elf, z rozpoczynającym się sztormem. Wiatr mierzwił mokre od padającego deszczu włosy Vaeril'a, które co chwila wpadały mu do oczu. Cały statek kołysał się niepokojąco, wprowadzając w drżenie wszystkie deski. Brunetowi nawet trochę się to nie podobało. Na śliskim pokładzie wśród biegających nerwowo ludzi dookoła ciężko było mu utrzymać równowagę.
Nigdy przedtem elf nie widział sztormu. Słyszał o nim jedynie w opowiadanych bajkach na jarmarkach. Mimo to wiedział, że nadchodzą kłopoty. Nim poślizgnął się kolejny raz, wsparł się na ramieniu swojego przyjaciela. Soren pomógł mu ponownie stanąć w pionie.
- Zaraz przejdzie. - Usłyszał uspokajający głos białowłosego. Vaeril chciał w to wierzyć. Póki co, po jego głowie krążyły jedynie pesymistyczne myśli. Dopiero wszystko wróciło do normalności, a znowu ich życie wisi na cienkim włosku!
Burza nabierała na sile, a wraz z nią rosła panika wszystkich. Statek bujał się we wszystkie strony, czasem skutkując wypadaniem skrzynek z zaopatrzeniem za burtę. Wiatr potrząsał pozbawionym żaglu masztem we wszystkie strony. Największym zagrożeniem był jednak ładunek, którego liny zostały rozdarte przez siekający wiatr. Przemieszczały się one pomiędzy panikującymi ludźmi. Jedna z czarodziejek starała się je zebrać do ładu przy pomocy magii, ale nic nie pomagało.
Z każdą minutą na statku panował coraz większy chaos. Vaeril przez cały ten czas stał wsparty o Sorena. Elf czuł, jak jego serce szybko bije. Na złość jeszcze dokuczały mu narastające mdłości spowodowane ciągłym bujaniem się łajby.
Wtedy rozrywającej niebo błyskawicy akompaniował głośny huk. Cały statek się zatrząsł. Większość stojących na pokładzie członków kompani padło na mokre deski.
- Wpłynęliśmy w coś! - Na te słowa Vaeril wstrzymał oddech. Poczuł, jak Soren mocniej obejmuje go ramieniem.
Dalsze wydarzenia działy się niezwykle szybko. Ułamek sekundy później wzburzone morze przewróciło statek, który wraz z całą załogą zanurzył się w lodowatej wodzie. Elf zgubił z oczu swojego towarzysza. Kłębiące się fale wpychały go pod powierzchnię. Brunet nie miał siły się im opierać. Zanurzył się w morzu, gdzie ogarnęła go niezwykła cisza. Przerażone krzyki ucichły, zastąpione zostały zaś ściszonym szumem. Vaeril niemal tracił oddech, kiedy resztką sił wypłynął na powierzchnię. Nie potrafił pływać. Zaczerpnął odrobinę powietrza i ponownie pogrążył się w czeluściach morza. Wiedział jednak, że nie może się poddać. Nie teraz. Pod wpływem adrenaliny i narastającego strachu, wykonując niezgrabne ruchy rękoma, wynurzył się i złapał dość dużego kawałka deski. Wbił w niego paznokcie, ignorując spowodowany tym ból. Oparł na niej głowę, łapczywie chwytając oddech. Wyczerpany odwrócił wzrok, próbując odnaleźć swojego Sorena. Niestety, przez deszcz, wpadające do oczu mokre włosy i wysokie grzbiety fal nie widział niczego oprócz ciemnej wody i nocnego nieba. Nie miał siły, by walczyć w prowadzącym go prądem. Wtulił się w kawałek drewna - jego jedyny ratunek.
***
Złapał
go niespodziewany atak kaszlu. Obudził się i głośnymi chrząknięciami
starał się pozbyć resztek słonej wody z płuc. Nieprzyjemny posmak jednak
pozostał. Rozejrzał się naokoło. Znajdował się na plaży wśród
porozrzucanych resztek statku. Chwilę zajęło mu odzyskanie przytomności
wyczerpanego umysłu.
- Soren! - Pomimo krzyku,
nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Był kompletnie sam. Chwiejnie stanął na
nogach i ponowił nawoływanie. Bezskutecznie.
Spojrzał
w bok i ujrzał ciągnącą się w nieskończoność plażę. Przed nim zaś rosły
gęste zarośla. Nigdzie nie spostrzegł żywej duszy.
Postawił
pierwsze kroki na ciepłym piachu. Jego ubranie ociekało wodą, lepiąc
się nieprzyjemnie do ciała. Nieopodal dostrzegł swoją torbę, a kilka
metrów dalej miecz. Pozbierał porozrzucane rzeczy i kontynuował drogę.
Mimo, iż padał z sił, chciał jak najszybciej odnaleźć kogokolwiek, kto
również przeżył katastrofę. Głównie myślał o Sorenie. W głębi duszy
wierzył, że jego przyjaciel żyje. Właściwie nie dopuszczał do siebie
innego scenariusza. Niedługo się spotkają. Na pewno. Nawet, jeśli to nie
będzie proste. W końcu, nie miał nawet pojęcia, gdzie zacząć go
szukać.
Poruszał się niezwykle wolno, robiąc
sobie co kilka minut przerwy. Dawno nie czuł się tak zmęczony. Po
przejściu, jak sądził, paru kilometrów dojrzał na piachu ślady.
Początkowo myślał, że należą one do człowieka. Były to jednak odbicia
kopyt. Chwilowy entuzjazm jednak nie opadł. Podążył za tropem. Miał
nadzieję, że ów rumak niósł na swoim grzbiecie jeźdźca.
Elf
zawahał się dopiero w momencie, w którym miał wkroczyć do dzikiego
buszu. Nie mógł jednak zignorować śladów. Wolnym krokiem zaczął
przedzierać się przez gęste zarośla. Dotarł w końcu na polanę, na której
spotkał znajomego konia.
- Viva!
Ogier
początkowo nerwowo wycofał się z zarośla. Dopiero po upływie paru chwil
uspokoił się i pozwolił Vaeril'owi do siebie podejść. Brunet poprawił
przesunięte siodło oraz wyciągnął z grzywy konia zielone wodorosty.
Później zaczął nawoływać, jednak, tak jak wcześniej, odpowiedziała mu
jedynie cisza. Poczuł się przytłoczony dziwną samotnością. "Sorenie,
gdzie się podziewasz?"
Powrócił na plażę,
której pasem poruszał się aż do zmroku. W międzyczasie zdążył obrazić
wiele razy palące słońce, którego zajście, zapewniło mu wyczekiwaną
ulgę. Nie miał ze sobą żadnego prowiantu, a butelkę z wodą, którą znalazł
wśród porozrzucanych resztek statku, dawno opróżnił. Nawet pomimo tego,
iż poruszał się konno, czuł niewyobrażalne wyczerpanie. Z tego też
powodu postanowił zaprzestanie poszukiwań na ten dzień.
Zatrzymał
się wśród niewielkich zarośli. Przygotował sobie prowizoryczne
schronienie, a nawet przy pomocy kilku patyków i dwóch kamieni udało mu
się rozpalić ognisko. Położył się na zerwanych liściach pobliskiej palmy
i oparł głowę o swoją torbę. Pierwszy raz poczuł się tak niezwykle
samotny. Przez ostatni czas stanowił z Sorenem nierozłączny duet. Nie
sądził, że zostaną rozdzieleni w tak okropnych okolicznościach. Nie miał
pojęcia, gdzie jego przyjaciel się podziewa, ani nawet, czy jeszcze
żyje!
Wtulił w twarz w jeszcze wilgotny
materiał torby. Pragnął zasnąć, a rano obudzić się u boku Sorena, tak
jak dotychczas. Spojrzał ostatni raz w rozgwieżdżone niebo. Oby
białowłosy był bezpieczny.
[Soren? c:]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz