poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Od Danny'ego do Lookyo

Puk puk.
Czułem, jak niewidzialna ręka stuka w moją czaszkę od środka, a jej niewidzialne pazury przejeżdżają po skórze. Na moment zaparło mi dech w piersiach, ale to zignorowałem. Wpatrzony w chodnik, zastanawiałem się, czy pójść do tego sklepu. Przydałaby mi się opinia fachowca, dlaczego ten jeden kamień świecił. Może to oznaczało coś złego?
Nie ignoruj mnie.
Znowu zapukał w moją czaszkę, wytwarzając przy tym charakterystyczny odgłos stukania w szybę. Zacisnąłem mocno szczękę, kiedy poczułem ból, podobny do migreny.
Zapomniałeś o mnie?
Wtedy kamień znowu zaczął świecić. Przyłożyłem do niego dłoń, zwalając przy tym chochlika z siebie. Na moment przestałem oddychać, czułem, jak coś ściska moje płuca. Kiedy puściło, przeniosło się na głowę.
- Choler... - mruknąłem niewyraźnie, opierając dłoń o ścianę.
- Ej! Nie mdlej mi tu – odezwał się lekko zdenerwowany chochlik. Nie spojrzałem na niego, skupiłem się na bólu, jaki promieniował w mojej czaszce.
Teraz moja kolej.
Kamień świecił się coraz mocniej. Nagle biały blask mocno błysnął, oślepiając mnie i Lookyo na moment. Odsunąłem się do tyłu, co było niepotrzebne, ponieważ naszyjnik wciąż miałem na szyi, więc w ten sposób nie sprawiłem, że przedmiot był dalej ode mnie. Utrzymałem równowagę, chociaż nogi się pode mną uginały. Było trzeba iść wcześniej do niej. Było trzeba...
Kamień nagle pękł. Rozpadł się na trzy kawałki, które wylądowały na ziemi, odbijając się od chodnika i lądując tuż przy moich stopach. Ból nagle zniknął, a mnie ogarnęło ogromne przerażenie. Przełknąłem gulę w gardle i spojrzałem na chochlika, po raz pierwszy od dawna tracąc na moment swoją obojętną minę. Kucnąłem i zebrałem zepsuty naszyjnik drżącymi rękami. Kiedy wstałem, myślałem, że wywrócę się do tyłu.
- Dobra, chodźmy – zmieniłem kierunek swojej drogi i ruszyłem biegiem do sklepu.
Nie uciekniesz.
Chochlik leciał przez moment za mną, aż w końcu mnie wyprzedził. Pokonaliśmy drogę do sklepu w szybkim tempie, w którym torba z zakupami rytmicznie podskakiwała. Nie zastanawiałem się, czy nie porwę przypadkiem rączek, na moje szczęście torba okazała się na tyle mocna, że wytrzymała tę szarpaninę. W drugiej dłoni trzymałem zepsuty naszyjnik, skupiając się na tym, aby być spokojnym. Już nie raz przechodziłem przez sztuczki tego wrednego demona, który korzystając z dostępu do moich wspomnieć, potrafił mi je na nowo odtwarzać, wprawiając mnie z przygnębiony nastrój, który z czasem przeradzał się w złość, w chęć zemsty... zazwyczaj wtedy mógł nade mną zapanować. Musiałem pozostać obojętnym.
Skręciliśmy w kolejną uliczkę i wtedy zobaczyłem sklep. Z lekką ulgą, że się udało, weszliśmy do środka. Lookyo poleciał za ladę, rozejrzał się i zniknął za jakimiś drzwiami. Ja w tym czasie spokojnie stawiałem kroki, rozglądając się po tych rzeczach. Może i dobrze, że rozwaliła u mnie kawałek ściany? Dzięki temu mam coś "darmowego", a aktualnie bardzo potrzebuje pomocy. Spojrzałem w dół, na swoją dłoń, w której trzymałem kawałki kamienia. Zaczynałem się martwić, że nic go nie powstrzyma. Wtedy usłyszałem czyjeś kroki. Podniosłem głowę i zobaczyłem przed swoim nosem małego chochlika, który zaraz wylądował na mojej głowie. Za ladą stała już wiedźma.
- Dzień dobry Danny, w czym mogę ci pomóc? - zapytała miło, chociaż jej oczy pozostały niemal bez wyrazu. Podszedłem do kasy, po czym położyłem na stół rozwalony naszyjnik. Kobieta spojrzała na kawałki kamienia i wyraźnie się zdziwiła. - Co się stało? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
- To, co widać. Od jakiegoś czasu zaczynał się świecić i gasnąć. Dzisiaj się rozpadł – wyglądała co najmniej, jakbym zażądał reklamacji. Patrzyłem na nią spokojnie, mając nadzieję, że wyjaśni mi tę sytuację. Wiedźma jednak nim odpowiedziała, wzięła w dłonie kamienie i uważnie im się przyjrzała.
- Daj mi chwilę – zgarniając do ręki cały naszyjnik, szybko wyszła i zniknęła za drzwiami. Stałem i czekałem, czując, jak coś, co siedziało mi na głowie, nagle się zerwało i poleciało za kobietą. Wziąłem głęboki oddech i ponownie zaparło mi dech w piersiach, kiedy poczułem mocny impuls z tyłu czaszki.
- Nie możesz zaczekać, aż będziemy w domu? - wymamrotałem pod nosem, przymykając oczy.
Ty wiesz, że mógłbym ich znaleźć.
Zerknąłem w bok, na krzesło, które stało pod ścianą. Mając dość stania, usiadłem na nim i oparłem głowę o szafę. Za każdym razem kiedy demon przejmował na tym ciałem władzę, mówił o jednym; o zemście. Problem polegał na tym, że nie miałem pojęcia, o czym on mówił. Jakiej zemście?
Na tych, co wyrwali ci skrzydła.
Zmarszczyłem brwi. Przecież oni zostali zamrożeni, nie żyją, albo są w hibernacji. Nie wiem i nie chciałem się przekonać, jest dobrze, jak jest, ale on chce to zmienić. Nie podoba mu się to.
Usłyszałem kroki. Do pomieszczenia wróciła kobieta, patrzyła na mnie zdziwionym, aczkolwiek zainteresowanym spojrzeniem. Wstałem i czekałem na odpowiedź. Ta położyła na stole inny wisior.
- Twój demon przełamał zaklęcie.

<Lookyo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz