wtorek, 4 sierpnia 2020

Od Lookyo do Danny'ego

Spojrzał na białowłosego, skrzywił się, cicho wzdychając. Nie podobało mu się to, co właśnie tamten powiedział. Przeleciał taki kawał, bez pomocy Vince'a, ponieważ kocur poszedł gdzieś coś przynieść Ihranayi, zmęczył się, a Danny odmawiał pójścia do sklepu. Minął cały tydzień, mógł znaleźć chwilę, by przyjść, a nie teraz wymyślać, że nie ma czasu. Naprawdę nie lubił takich sytuacji. Jeśli miał być szczery, to już dałby sobie spokój z tym darmowym przedmiotem – nie chciał, to nie, łaski bez. Ihranaya jednak mówiła, żeby dać mu tak jakby szansę, bo nie chciała być mu dłużna i kazała biednemu chochlikowi polecieć i zaciągnąć Rogacza do sklepu. Ugh, potrzebny mi urlop, i to od zaraz!
– Zakupy mogą poczekać – jęknął, czułki opadły lekko na boki.
Usiadł na ramieniu chłopaka, tamten na to nie zareagował, a za to odparł:
– Nie mogą.
Lookyo ponownie westchnął.
– Na twoim miejscu to już dawno bym poszedł do Ihranayi – wzruszył ramionami. – Nikt cię nie nauczył, że jak się pojawia coś niecodziennego, to trzeba się tym od razu zająć?
– Może to nie jest wcale problem...
– Jest lub nie, ty tego nie wiesz i lepiej to sprawdzić.
Danny milczał. Między dwójką nastała cisza, która z czasem zaczęła się dłużyć. Kyo patrzył na niego wyczekująco, jednak nie doczekał się odpowiedzi z jego strony. Ostatecznie tylko przewrócił oczami, mówiąc:
– Rób, jak chcesz, ale jak coś ci się stanie, to nie miej potem pretensji.
Po pewnym czasie znaleźli się w sklepie. Danny zaczął błądzić między półkami w poszukiwaniu potrzebnych mu rzeczy, zupełnie niezainteresowany obecnością chochlika. Lookyo siedział na jego głowie i bawił się białymi włosami. Ze złośliwości splątał mu kilka, robiąc kołtuna, jednak całkiem szybko się znudził, więc trochę później wybił się w górę i zaczął latać od regału do regału. Przyglądał się niektórym produktom, szukając czegoś, co by go zaciekawiło. Niestety nic szczególnego nie wpadło mu w oko, sklep nie miał niczego wyjątkowego. Ostatecznie chwycił w swe łapki owiniętego w papierek czekoladowego cukierka i wrócił z nim do Danny'ego.
Białowłosy patrzył, jak chochlik siada na jego ramieniu, uniósł nieco brwi.
– A ty nadal tu? – zapytał z ledwo wyczuwalnym zdziwieniem w głosie.
– Też mi się to nie podoba, ale co ja poradzę? – odparł Kyo, wzruszając teatralnie ramionami.
Na te słowa chłopak cicho westchnął, nic jednak nie odpowiedział. Udał się do lady i zapłaciwszy za swoje zakupy, wyszedł ze sklepu. Lookyo przez ten czas chował się w jego torbie, dopiero gdy oddalili się kawałek, powrócił na ramię ze swoją zdobyczą.
– Nie mów, że go ukradłeś – usłyszał.
Spojrzał na twarz Rogacza zdradzającą obojętność, specjalnie zaszeleścił papierkiem.
– To tylko cukierek – odpowiedział w ogóle nieprzejęty sprawą. – To nic w porównaniu z tamtym łańcuszkiem. Zresztą, dla zwykłych osób to tylko drobna przekąska, która praktycznie w ogóle nie zaspokoi głodu. Jeśli ja będę to jadł tylko w małej formie, to mi wystarczy na prawie trzy miesiące.
Uniósł cukierka do góry, wpatrując się w niego z błyskiem w oczach. Już się nie mógł doczekać, aż będzie mógł go zjeść. Szczerze mówiąc, to najlepiej by to zrobił w dużej formie, ale to, co przed chwilą powiedział, miało zadziwiająco tyle sensu, że postanowił naprawdę trzymać tego cukierka z trzy miesiące. Tylko żeby wcześniej się nie zepsuł, bo to by było trochę marnowanie. I musiałby lecieć po nowego.
Siedział w milczeniu na ramieniu białowłosego, na chwilę obecną zapominając, po co on w ogóle przyleciał do niego; czekoladowa słodycz całkowicie go pochłonęła. I byłby tak przesiedział całą drogę gdyby nie nagłe mocne zachwianie ramienia, które prawie strąciło go na ziemię. Zamachał parę razy skrzydełkami, by odzyskać równowagę, trochę też sobie pomógł ogonem. Zmarszczył w lekkim zirytowaniu brwi, spojrzał na demona, który zatrzymał się i podparł ręką czoło. Widząc, że ten chyba nie czuje się najlepiej, wzbił się w górę i zawisnął przed jego twarzą.
– Ej, nic ci nie jest? – rzucił.
Danny przez moment nie odpowiadał, co Kyo od razu uznał za negatywną odpowiedź. Spuścił wzrok na naszyjnik, gdy wtem dostrzegł, jak jeden z kamieni zaczyna się świecić. O nie... Pojawiło się u niego pewny cień zmartwienia, lecz wcale tego nie okazał, wpychając cukierka pod pachę i podpierając ręce na biodrach, mówiąc:
– A mówiłem, że musisz jak najszybciej iść do Ihranayi z tym naszyjnikiem. Pewnie ma on jakiś swój limit, który ty przekroczyłeś. Mam nadzieję, że dojdziesz sam, bo za bardzo nie chce mi się znowu ciebie nieść –dorzucił, cicho wzdychając.

Danny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz