niedziela, 16 sierpnia 2020

Od Nyx do Sorena

Nie czułam się bezpiecznie, gdy stał w pobliżu. Jak do tej pory wszystkich traktowałam jak wrogów, chcąc nie chcąc, bo mój umysł myślał tylko o tym, by chronić świątynie. Ale coś mi mówiło, że nie mam się lękać jego akurat z tego powodu. Coś było nie tak, ale nie mogłam zrozumieć co.
- Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz, nieznajomy - mruknęłam.
Usłyszałam ciche prychnięcie. Odwróciłam się do niego tyłem, by pokonać narastającym wewnątrz mnie gniew. Podeszłam do niewielkiej biblioteczki, znajdującej się naprzeciw wyjścia i wyjęłam z niej jedną z zakurzonych ksiąg. Dmuchnęłam delikatnie, kurz uniósł się, by po chwili osiąść na podłodze i moim ubraniu. Potrząsnęłam szatą, by pozbyć się jego pozostałości i podałam przedmiot mężczyźnie. Wpatrywał się w nią, powoli przekręcając stronę za stroną. Jego brwi powędrowały w górę, by po chwili znów opaść w dół. Wzrok zatrzymał na jednym z większych obrazków, na którym znajdował się odręczny rysunek Gwiazdy.
- Co to jest?
Podeszłam bliżej, powoli siadając na oparciu mebla. Nie przejął się zbyt moją bliskością, dlatego pozwoliłam sobie nieco się nachylić w jego stronę.
- To Gwiazda - powiedziałam, swoim głosem - Nasz dar od bogów nieba. To właśnie ona pozwala nam istnieć. Cząstka prawdziwej gwiazdy, która świeci w nawet najbardziej słoneczny dzień.
Nie odpowiedział, tylko przekręcił stronę. Kilka Gwiezdnych Elfów stało w kręgu, a ich dłonie były związane czerwoną nicią. Nić przechodziła przez nadgarstki zgromadzonych, by połączyć się na środku z mieczem wbitym w ziemię. Widziałam na jego twarzy wiele pytań, lecz żadnego z nich nie zadał. Czyżby nie chciał być za bardzo wścibski?
Oglądał głównie rysunki, czytając części, które najbardziej mu się spodobały. O naszych rytuałach, historii. Gdy księga dobiegła końca, na chwilę jego wzrok zawiesił się w przestrzeni.
- Nie ma tam nic ciekawego, o waszej mocy, zdolnościach - mruknął i w końcu na mnie spojrzał.
- To tajemnica, nie spodziewaj się zbyt dużo.
Wstałam z miejsca, zaczynając chodzić po komnacie. Czekałam, aż skończy czytać, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Z nikim kto tu przychodził, nigdy nie zamieniłam choćby słowa. Trzymałam się na uboczu, udając, że nie istnieje, byleby zostać niezauważoną A on zmienił moją rutynę. Z minuty na minutę czułam, jak moje gardło schnie, nieprzyzwyczajone do rozmów. Przybysz zamknął z głuchym trzaskiem książkę, co wyrwało mnie z przemyśleń. Wokół niego unosiła się przez chwile chmura kurzu, która siadła na ubraniu i meblu. Zaczął go pośpiesznie strzepywać, uważając, by nie zrzucić książki na ziemię. 
- Cóż, dziękuję, że się ze mną tym podzieliłaś - usłyszałam po dość długiej ciszy, gdy oboje wpatrywaliśmy się w posadzkę. 
- Po prostu chyba samotność zaczęła mi doskwierać - zaczęłam bawić się kosmykiem włosów, patrząc mu intensywnie w oczy - Gdyby nie one - wskazałam na dwie sowy siedzące na jednej z pustych półek - Kompletnie bym straciła umiejętność mowy.
- A gdzie reszta?
- Nie Twoja sprawa
Zamilkł na chwilę.
- Zostawili cię tu?
- Nikt mnie nie zostawił! - warknęłam, pokazując kły

<Soren?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz