sobota, 24 sierpnia 2019

Od Ayany do Lu

Kobieta przeklęła pod nosem, gdy kolejna z prób zakończyła się fiaskiem. Warknęła z rosnącego nieustannie zdenerwowania, wzmaganego dodatkowo parą wyjątkowo natarczywych duchów, trzaskających drzwiami jej mieszkania. Zacisnęła jednak pięści, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pouczanie zmarłych z reguły nie kończy się dobrze. 
- Nekromancja. Żeś się wpakowała. - mruczała sama do siebie, dorzucając bliżej niezidentyfikowane składniki do moździerza - Nie mogłaś wybrać sobie lepszego zajęcia, psia jucha.
Gdy mieszanina ziół  i tajemniczych ekstraktów przybrała pożądany odcień, a drażniąca nozdrza woń siarki wypełniła pomieszczenie, Ayana z westchnieniem ulgi opadła na stojący w centrum szezlong, przecierając oczy ze zmęczenia. Nie pojmowała, co wciąż trzymało ją przy rodzinnym biznesie alchemicznym, który przysporzył jej niemało zmartwień i siwych włosów. Odczuwała jednak pewien rodzaj satysfakcji, wpatrując się w wypełnioną po brzegi gablotę pełną flakonów różnej maści. 
I właśnie w tej chwili, gdy choć na chwilę zamknęła oczy, licząc na odrobinę snu, poczuła gwałtowną falę zimna i dreszcze paraliżujące całe jej ciało. Otuliła się szczelniej purpurową szatą, raz jeszcze kwestionując przygarnięcie duchów pod swój dach.
- Ile razy wam mówiłam, że jeśli czegoś chcecie, macie zrzucić książkę z półki, a nie przeze mnie przechodzić? - Starała się zabrzmieć najspokojniej, jak tylko potrafiła, choć przekleństwa cisnęły jej się na usta. - O co chodzi? Byle szybko.
Dziesiątki szeptów zlały się w jedno, aż rozbolała ją głowa. Zmęczona rozgardiaszem wyszeptała pod nosem wiązankę, a pomieszczenie momentalnie spowiła ciemność. Głosy ucichły, a na horyzoncie wymalowały się mgliste, rozmyte sylwetki.
- Może rozmawiając w cztery oczy, będziecie bardziej rozumni. - prychnęła, zbliżając się do umarłych towarzyszy.
Przytłoczone jej obecnością dusze faktycznie okazały się skłonniejsze do współpracy. Polimorf, najprawdopodobniej martwy, nie stwierdzono przyczyny śmierci. Oczy Ayany rozszerzyły się do granic możliwości, a na ustach zagościł bezczelny uśmiech. 
Gdy w grę wchodziło obcowanie ze śmiercią, nie potrzebowała specjalnych namów.
~*~
Towarzysze zza światów faktycznie mieli rację, i choć potencjalny obiekt badawczy okazał się nieco cięższy i większy, aniżeli zakładała, przy odrobinie magii zdołała ulokować go na stole sekcyjnym. Podwinęła rękawy szaty, przeczesując szafki w poszukiwaniu odpowiednich narzędzi i specyfików, które nieszczęśliwie przepadły jak kamień w wodę. Zmarnowała zdecydowanie za dużo czasu, nim zorientowała się, że pozornie martwy mężczyzna od pewnego czasu zdaje się całkiem żywy, z dezorientacją obserwując poczynania nekromantki. 
- Przecież dwa razy sprawdzałam, byłeś martwy do cholery! - warknęła, a jej dłonie natychmiastowo pokryły się czerwonymi smugami magii.
Nie wiedziała, jak powinna zareagować, a tym bardziej wybrnąć z sytuacji. Pierwszy raz w swej nielegalnej karierze miała do czynienia ze śmiercią kliniczną i czuła się iście żałośnie, że dała się tak łatwo oszukać. Rozżalenie potęgował fakt, iż powstały z martwych był jedyną osobą, mającą pojęcie o jej działalności i miejscu, w którym przebywali. Ta wiedza mogła łatwo wpędzić ją do grobu lub, co gorsza, królewskiego więzienia.
- Nie ruszaj się. - rzuciła bardziej do siebie, aniżeli polimorfa. - Jakim cudem jeszcze żyjesz? 

<Ay to naprawdę nie wariatka>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz