Nekromantka
w jednej chwili poczuła tysiące emocji, próbujących zniszczyć ją od
środka. Najpotężniejsze okazały się jednak odłamy szeroko pojętego
gniewu, którym niemal ciskała z oczu.
-
Zdajesz sobie sprawę, że możesz zginąć w każdej chwili? - wysyczała
przez zaciśnięte zęby - I jedynym, co jesteś w stanie zrobić, jest
granie głupa? Do tego wyjątkowo zbereźnego.
Cwaniacki
wyraz nie opuścił jednak twarzy młodzieńca, a Ayana zdała sobie sprawę,
że nie przemówi mu do rozsądku zwykłym zastraszaniem. Musiała udowodnić swoją rację.
- Nie chcesz mówić po dobroci, więc zagramy inaczej. - Odetchnęła głęboko, nie chcąc zdradzać, jak bardzo była poddenerwowana.
Wyszeptała
krótką wiązankę w wymarłym dialekcie, a nadgarstki polimorfa spowiła
czerwona mgła, które w mgnieniu oka przeistoczyła się w skóropodobny
pas, połączony ze stołem sekcyjnym. Nie potrafiła odczytać emocji
malujących się na twarzy mężczyzny, a tym bardziej kłębiących się w
głowie myśli. Stłumiła rozbawione parsknięcie, zajmując miejsce na
blacie nieopodal, krzyżując nogi. Nie odzywała się, a jedynie z
pobłażaniem obserwowała poczynania swej niedoszłej ofiary.
-
Nie robiłabym tego na twoim miejscu. - Cmoknęła, widząc nieudolne próby
wyzwolenia. - To węzły licyjskie. - Uśmiechnęła się, jakby te trzy
słowa miały wyjaśnić przybyszowi całą sytuację.
Ten,
ku ogromnemu zdziwieniu czarodziejki, jedynie uniósł brwi w pytającym
geście, przerzucając spojrzenie między nią a czerwonymi pasami.
-
Niczego was już nie uczą w tych szkołach. - Żachnęła się, uderzając w
blat z taką siłą, że kilka z leżących nieopodal fiolek rozbiło się o
kamienną podłogę. - Samozaciskający. Jeśli nie chcesz stracić rąk,
radziłabym się nie ruszać i zacząć współpracować.
Mężczyzna
faktycznie zastygł w miejscu, wpatrując się w jej oczy z ukrytą na
twarzy emocją i kolejnymi słowami cisnącymi się na usta. Milczał jednak,
jakby zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Ayana nie zamierzała
ułatwić mu pobytu w jej uroczym lokum, dbając o to, by nie zabrakło mu
niezapomnianych atrakcji. Ponownie wprowadziła pokój w stan całkowitej
ciemności, ujawniając zebrane wokół nich dusze, zdające się szczególnie
zainteresowane całą sceną. Grdyka nieznajomego poruszyła się gwałtownie,
lecz wciąż ani drgnął. Nekromantka klasnęła z aprobatą, powoli
podchodząc w jego stronę.
-
Byłbyś takim pięknym duchem, że też musiałeś się obudzić. -
Dramatyzowała, bawiąc się przepasaną w pasie wstążką, mierząc przy tym
wzrokiem roznegliżowanego mężczyznę. - Po śmierci jesteście znacznie
przydatniejsi i mniej szkodliwi. - Kontynuowała monolog, zauważając, że
polimorf i tak nie wykazywał wielkich chęci, by coś powiedzieć. - Nie
gap się jak sroka w gnat i przynajmniej przedstaw się tej urodziwej dziewczynie.
- Lutobor Taghain
-
Wystarczy. - Przerwała, nim zdążył dokończyć wypowiedź. - Mojego
imienia nie zdradzę z wiadomych powodów. Możesz być szpiegiem, a ja nie
zamierzam ryzykować. - Odgarnęła włosy za ucho, nachylając się nad
nieznajomym
Cofnął
się nieznacznie, co zaowocowało cichym syknięciem. Węzeł zacisnął się
po raz kolejny. Przesłuchanie przerwał jednak nagły huk znad ziemi,
poprzedzony falą światła zdolnego przebić się przez grunt i magię Ayany.
Dziewczyna przeklęła pod nosem, nerwowo tupiąc nogą. Wiedziała
doskonale, kto najechał jej ziemię i wcale nie cieszyła się z
niezapowiedzianej wizyty, tym bardziej teraz, gdy w jej lokum przebywał
podejrzany polimorf. Zagryzła wargę, zastanawiając się nad dalszym
posunięciem, a odgłos galopujących koni nie poprawiał jej samopoczucia.
Po chwili pstryknęła palcami, a węzły znikły, pozostawiając po sobie
jedynie kilka pomniejszych, zasinionych pręg.
-
Jeśli niczego nie zepsujesz, może nawet puszczę cię wolno. - Rzuciła od
niechcenia, kierując się w stronę klatki schodowej - I radziłabym się
ubrać. Chyba, że chcesz pochwalić się przed Królewską Inkwizycją. -
Ostentacyjnie spojrzała na krocze Lutobora, by po chwili odwrócić się
plecami, znikając w mrokach korytarza. - Twoje rzeczy są w skrzyni, nie
zdążyłam ich spalić. - krzyknęła jeszcze, nim wyszła z piwnicy.
~*~
Odkąd
sytuacja polityczna Terpheux stała się niestabilna, a koronacja stanęła
pod znakiem zapytania, Inkwizycja nie dawała jej spokoju, jakby
zakładając, że to ona stała za całą sytuacją. Wiedźma to wiedźma, wszystkie są dokładnie tak samo parszywe.
Na niekorzyść Ayany wpływało dosłownie wszystko, zaczynając od
specjalizacji alchemicznej, a kończąc na kontaktach z rodziną królewską i
nic nie wskazywało, by jakiekolwiek tłumaczenia, a nawet
niezaprzeczalne alibi miały oczyścić ją z zarzutów.
Usiadła
więc za ladą sklepiku zielarskiego, udając niezwykle zafascynowaną
leżącym nieopodal zielnikiem. Nie musiała długo czekać, nim żołnierze w
lśniących zbrojach wpadli do środka, posyłając jej jedno z tych
nienawistnych spojrzeń, które doprowadzały ją do szału.
-
Witam jaśnie panów, w czym mogę służyć? - Dygnęła z należytym
szacunkiem, w głębi duszy błagając, by nie zostali długo. Obawiała się,
jak może skończyć się dla niej odkrycie obecności przesiadującego w
piwnicy Taghaina.
Niemal
odetchnęła z ulgą, gdy na ladzie pojawiła się lista ziół, których
potrzebowali, by wyleczyć armię po ostatnich starciach. Brak bezcelowych
przesłuchań to jeden problem z głowy i kilka procent większa szansa, że
najbliższą noc prześpi we własnym łóżku, a nie zamkowych lochach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz