niedziela, 25 sierpnia 2019

Od Ayany do Lu

Nekromantka w jednej chwili poczuła tysiące emocji, próbujących zniszczyć ją od środka. Najpotężniejsze okazały się jednak odłamy szeroko pojętego gniewu, którym niemal ciskała z oczu.
- Zdajesz sobie sprawę, że możesz zginąć w każdej chwili? - wysyczała przez zaciśnięte zęby - I jedynym, co jesteś w stanie zrobić, jest granie głupa? Do tego wyjątkowo zbereźnego.
Cwaniacki wyraz nie opuścił jednak twarzy młodzieńca, a Ayana zdała sobie sprawę, że nie przemówi mu do rozsądku zwykłym zastraszaniem. Musiała udowodnić swoją rację.
- Nie chcesz mówić po dobroci, więc zagramy inaczej. -  Odetchnęła głęboko, nie chcąc zdradzać, jak bardzo była poddenerwowana.
Wyszeptała krótką wiązankę w wymarłym dialekcie, a nadgarstki polimorfa spowiła czerwona mgła, które w mgnieniu oka przeistoczyła się w skóropodobny pas, połączony ze stołem sekcyjnym. Nie potrafiła odczytać emocji malujących się na twarzy mężczyzny, a tym bardziej kłębiących się w głowie myśli. Stłumiła rozbawione parsknięcie, zajmując miejsce na blacie nieopodal, krzyżując nogi. Nie odzywała się, a jedynie z pobłażaniem obserwowała poczynania swej niedoszłej ofiary.
- Nie robiłabym tego na twoim miejscu. - Cmoknęła, widząc nieudolne próby wyzwolenia. - To węzły licyjskie. - Uśmiechnęła się, jakby te trzy słowa miały wyjaśnić przybyszowi całą sytuację.
Ten, ku ogromnemu zdziwieniu czarodziejki, jedynie uniósł brwi w pytającym geście, przerzucając spojrzenie między nią a czerwonymi pasami.
- Niczego was już nie uczą w tych szkołach. - Żachnęła się, uderzając w blat z taką siłą, że kilka z leżących nieopodal fiolek rozbiło się o kamienną podłogę. - Samozaciskający. Jeśli nie chcesz stracić rąk, radziłabym się nie ruszać i zacząć współpracować.
Mężczyzna faktycznie zastygł w miejscu, wpatrując się w jej oczy z ukrytą na twarzy emocją i kolejnymi słowami cisnącymi się na usta. Milczał jednak, jakby zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Ayana nie zamierzała ułatwić mu pobytu w jej uroczym lokum, dbając o to, by nie zabrakło mu niezapomnianych atrakcji. Ponownie wprowadziła pokój w stan całkowitej ciemności, ujawniając zebrane wokół nich dusze, zdające się szczególnie zainteresowane całą sceną. Grdyka nieznajomego poruszyła się gwałtownie, lecz wciąż ani drgnął. Nekromantka klasnęła z aprobatą, powoli podchodząc w jego stronę.
- Byłbyś takim pięknym duchem, że też musiałeś się obudzić. - Dramatyzowała, bawiąc się przepasaną w pasie wstążką, mierząc przy tym wzrokiem roznegliżowanego mężczyznę. - Po śmierci jesteście znacznie przydatniejsi i mniej szkodliwi. - Kontynuowała monolog, zauważając, że polimorf i tak nie wykazywał wielkich chęci, by coś powiedzieć. - Nie gap się jak sroka w gnat i przynajmniej przedstaw się tej urodziwej dziewczynie.
- Lutobor Taghain 
- Wystarczy. - Przerwała, nim zdążył dokończyć wypowiedź. - Mojego imienia nie zdradzę z wiadomych powodów. Możesz być szpiegiem, a ja nie zamierzam ryzykować. - Odgarnęła włosy za ucho, nachylając się nad nieznajomym
Cofnął się nieznacznie, co zaowocowało cichym syknięciem. Węzeł zacisnął się po raz kolejny. Przesłuchanie przerwał jednak nagły huk znad ziemi, poprzedzony falą światła zdolnego przebić się przez grunt i magię Ayany. Dziewczyna przeklęła pod nosem, nerwowo tupiąc nogą. Wiedziała doskonale, kto najechał jej ziemię i wcale nie cieszyła się z niezapowiedzianej wizyty, tym bardziej teraz, gdy w jej lokum przebywał podejrzany polimorf. Zagryzła wargę, zastanawiając się nad dalszym posunięciem, a odgłos galopujących koni nie poprawiał jej samopoczucia. Po chwili pstryknęła palcami, a węzły znikły, pozostawiając po sobie jedynie kilka pomniejszych, zasinionych pręg. 
- Jeśli niczego nie zepsujesz, może nawet puszczę cię wolno. - Rzuciła od niechcenia, kierując się w stronę klatki schodowej - I radziłabym się ubrać. Chyba, że chcesz pochwalić się przed Królewską Inkwizycją. - Ostentacyjnie spojrzała na krocze Lutobora, by po chwili odwrócić się plecami, znikając w mrokach korytarza. - Twoje rzeczy są w skrzyni, nie zdążyłam ich spalić. - krzyknęła jeszcze, nim wyszła z piwnicy.
~*~
Odkąd sytuacja polityczna Terpheux stała się niestabilna, a koronacja stanęła pod znakiem zapytania, Inkwizycja nie dawała jej spokoju, jakby zakładając, że to ona stała za całą sytuacją. Wiedźma to wiedźma, wszystkie są dokładnie tak samo parszywe. Na niekorzyść Ayany wpływało dosłownie wszystko, zaczynając od specjalizacji alchemicznej, a kończąc na kontaktach z rodziną królewską i nic nie wskazywało, by jakiekolwiek tłumaczenia, a nawet niezaprzeczalne alibi miały oczyścić ją z zarzutów. 
Usiadła więc za ladą sklepiku zielarskiego, udając niezwykle zafascynowaną leżącym nieopodal zielnikiem. Nie musiała długo czekać, nim żołnierze w lśniących zbrojach wpadli do środka, posyłając jej jedno z tych nienawistnych spojrzeń, które doprowadzały ją do szału.
- Witam jaśnie panów, w czym mogę służyć? - Dygnęła z należytym szacunkiem, w głębi duszy błagając, by nie zostali długo. Obawiała się, jak może skończyć się dla niej odkrycie obecności przesiadującego w piwnicy Taghaina. 
Niemal odetchnęła z ulgą, gdy na ladzie pojawiła się lista ziół, których potrzebowali, by wyleczyć armię po ostatnich starciach. Brak bezcelowych przesłuchań to jeden problem z głowy i kilka procent większa szansa, że najbliższą noc prześpi we własnym łóżku, a nie zamkowych lochach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz