środa, 9 października 2019

Od Sorena do Agnessi

Cierpliwość mężczyzny była na skraju wytrzymałości, niemal eksplodując wraz z chwilą, w której kobieta bez zawahania zaczęła się do niego dobierać. Odpowiedział jej złośliwym uśmiechem i falą intymnych informacji na temat własnych upodobań seksualnych, lecz nawet to nie zgasiło determinacji demonicy. Odmówiła jego namowom, przesadnie akcentując każde słowo, skazując Sorena na posunięcie się do rozwiązań iście karygodnych, których wolał uniknąć. Naprężył mięśnie, gotów zaatakować, lecz kobieta zdążyła go ubiec. Poruszała się szybko, atakując z siłą na tyle ogromną, że mężczyzna zatoczył się, niemal upadając. Wyuczone przez ostatnie lata ruchy i instynkty zadziałały jednak automatycznie, sekundy później odbijając uderzenie w sukkuba. Z hukiem wylądowali na posadzce, przekrzykując się obelgami.
- Wyrwę ci flaki, jak ze mnie zejdziesz, a później zabawię się twoim truchłem! - rzuciła, próbując oswobodzić dłonie
- Baw się dobrze, złotko. -  zacmokał ostentacyjnie, wzmacniając nacisk jeszcze bardziej
W głębi duszy liczył, że kobieta wkrótce odpuści i dla własnego spokoju zgodzi się na postawione przezeń warunki. Zawiódł się jednak, gdy demonica wzmogła szamotanie, rozcinając pazurami przedramię Sorena. Chłopak zaklął pod nosem, rozważając uwolnienie toksyn i tymczasowe zamroczenie agresorki, jednak batalistyczną scenkę przerwało niespodziewane skrzypnięcie drzwi i piskliwy wrzask jednej z prostytutek, która omyłkowo wstąpiła do niewłaściwej komnaty. W innych okolicznościach być może uznałaby ich za sadystycznych fetyszystów, jednak zdeterminowane spojrzenia i błyszczące przy szyi sukkuba ostrze wyraźnie wskazywały na ich faktyczne zamiary.
- Stój. - białowłosy warknął, szykując się do użycia Perswazji, lecz prostytutka zdążyła już zniknąć, pozostawiając po sobie jedynie woń przesłodzonych perfum i echo teatralnego wołania o pomoc
Wsparcie nadeszło szybciej, niż mogli się spodziewać, zupełnie jakby monarchia oznaczyła burdele jako miejsce szczególnie wymagające ochrony. Uzbrojeni po zęby strażnicy wkrótce wypełnili pomieszczenie, kierując ku spoczywającym na podłodze groty zaklętych włóczni. Skomplikowane runy błyszczały szkarłatem, oświetlając wygrawerowany na piersi herb królewski. Acedia zaklął pod nosem, spuszczając głowę. Ze wszystkich możliwych organów bezpieczeństwa musieli trafić akurat na królewskich gwardzistów. Bóg tragizmu po raz kolejny splunął mu pod nogi, wycierając własną gębę nieszczęściem Sorena. Doskonale wiedział, że jeśli trafi przed oblicze władcy i świty doradców, będzie skończony - deportowany prosto do komnat władczyni Terpheux. Demonica definitywnie wyczuła chwilowe rozproszenie mężczyzny, wyrywając się z uścisku. Próbowała się poruszyć, być może uważając, że straż potraktuje ją jako ofiarę, pozwalając odejść, uniknąć złego, rogatego oprawcy. Zbrojni nie opuścili jednak broni, wzrokiem rozkazując, by zastygła w bezruchu. Oboje byli zaskoczeni, buchający furią i determinacją, lecz nawet dwójka nadnaturalnych nie mogła równać się ze specjalnie szkoloną gwardią.
- Z ramienia króla Invidia, władcy tych ziem, aresztuję was jako podejrzanych o morderstwo i nieuzasadnione zakłócanie spokoju. - najwyższy z mężczyzn przemówił głosem zimnym i pozbawionym cienia emocji 
- Nie wydaje mi się, by jakiekolwiek dowody wskazywały na nasz udział w sprawie, namiestniku. - Soren odważył się powstać, skupiając całą uwagę na wiszącej u piersi swego rozmówcy broszy, symbolizującej zajmowane stanowisko. - Podstawą aresztowania są fakty, a nie doniesienia byle kurwy.
- Chamstwo zachowaj na później, dyletancie. - Pochwycił Acedię za kołnierz, zbliżając ku sobie. - Potwierdzeń waszej winy mamy więcej, niż mogłoby się wam wydawać. 
Poczuł silne szarpnięcie i podniecone głosy, gdy straż wyprowadzała ich z budynku. Pchani, poniewierani jak ścierwo - i choć z zewnątrz Soren wydawał się zupełnie niewzruszony, we wnętrzu kipiał z wściekłości, obiecując, że gdy wyjdzie stąd cały, osobiście dopilnuje, by gwardziści już nigdy nie zaznali spokoju. 
~*~
Nie pamięta chwili, w której przekroczyli mury zamku, a tym bardziej aktu związywania ich dłoni i zamykania w celi. Musieli zostać odurzeni bądź potraktowani wyjątkowo silną odmianą Perswazji. Obie opcje mierziły go dogłębnie, powoli doprowadzając do szczytu wytrzymałości. Rozejrzał się, próbując przystosować oczy do panującego wokół półmroku. Gdy siatkówka odebrała odpowiednie bodźce, jego oczom ukazał się widok, na który niemal wybuchnął śmiechem. Więzy nie były metalowe, jak z początku zakładał - rycerze potraktowali ich po macoszemu, ograniczając się do zwykłych, skórzanych kajdan. Nie czekając chwili dłużej, aktywował obecne w śliniankach toksyny, przybliżając pętlę do ust. Znajome skwierczenie pieściło jego uszy, a woń palonego materiału rozeszła się wokół, zwiastując wolność Sorena. Przetarł zaczerwienione nadgarstki, uprzednio upewniając się, że nie znajdował się na widoku żadnego strażnika. Zbliżył się do zamka celi, dokonując dokładnych oględzin, próbując rozgryźć, jak zniszczyć go nie budząc przy tym całego zamku. Kraty były jedynym, co odgradzało mężczyznę od upragnionej wolności - każdą ze współczesnych twierdz zbudowano na podstawie tego samego schematu, a wydostanie się z nich nie stanowiło większego problemu, jeśli wiedziało się, gdzie szukać. Opracowywanie drogi ucieczki pochłonęło go na tyle, że niemal zapomniał o przesiadującej po drugiej stronie celi demonicy, która również powoli dochodziła do siebie. Usłyszał ciche warknięcie, gwałtownie obracając się w jej stronę. Była wściekła, choć Acedii ciężko było zdiagnozować źródło jej furii. Bez zawahania mógłby jednak przyznać, że jej więzy były mocniejsze, inaczej rozłożone.
- Czyżbyś sprawiała za duże kłopoty? - Uśmiechnął się złośliwie, mierząc ją od góry do dołu.
- Zamknij się. 
Otworzyła usta ponownie, najpewniej próbując obrzucić Sorena kolejnymi obelgami, jednak leżące nieopodal zerwane więzy i wolne nadgarstki mężczyzny pochłonęły całą jej uwagę. Nawiązali kontakt wzrokowy, a jej spojrzenie wyraźnie ociekało rozkazem zdjęcia z niej krępujących okowów. Białowłosy uniósł brwi w pytającym geście, krzyżując ramiona.
- I co niby będę z tego miał? - zapytał - Kolejne rozcięcia? A może wyrwane flaki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz