niedziela, 19 kwietnia 2020

Od Danny'ego do Lookyo

Odprowadziłem chochlika wzrokiem do kobiety i dość się zdziwiłem, kiedy nagle się powiększył i był normalnego wzrostu, nieco niższy ode mnie. Teraz bardziej rozumiałem, jakim sposobem mnie tu przeniósł. Pierwszy raz widziałem, aby chochlik się powiększał – chociaż w swoim życiu za dużo ich nie spotkałem, raptem pięć, z tego co pamiętam. Gdy przyłapałem się na zbyt długim przyglądaniu mu się, szybko spojrzałem na czarownicę, która w milczeniu czekała, aż jej powiem, czego szukam. Przygryzłem lekko dolną wargę i podszedłem do niej bliżej. Tego małego już nie było obok, nie powinien tego usłyszeć – chociaż prawdopodobnie kobieta sama mu o tym powie, jeśli zapyta.
- Mam w sobie takiego jakby demona i chce go… zdusić w środku – powiedziałem dość cicho. Nigdy nie lubiłem mówić głośno na ten temat, chociaż w świecie, jakim żyję, pewnie nie wywołałoby to dużej sensacji; mimo wszystko bardzo źle się czułem psychicznie, kiedy ktoś o tym wiedział. To jest niczym mój mały, wstydliwy sekret, który po wyjawieniu grozi publicznym upokorzeniem.
- Demona powiadasz – jej oczy na moje słowa zabłysnęły niebezpiecznie i nagle poczułem, jak bardzo żałuje tej decyzji. Nie było jednak odwrotu, więc postanowiłem w to brnąć dalej. Nagle się poruszyła i odwróciła do mnie plecami, otwierając jakąś szafeczkę. - Masz jakieś objawy, gdy chce się wydostać na zewnątrz? - zapytała, grzebiąc we wnętrzu mebla.
- Migreny – powiedziałem, pomijając fakt, że dość często słyszę go w głowie i czasami widzę w lustrze. Nie musiała wszystkiego wiedzieć, jakoś nie ufałem tej kobiecie.
- To wszystko? - przytaknąłem, a ona otworzyła inną półkę i wyciągnęła z niej medalik. Na szarym, cieniutkim łańcuszku, były zawleczone trzy kamyki: dwa małe, granatowe i jeden duży, czarny. Wszystkie dziwnie świeciły, a kiedy wziąłem go w rękę, poczułem się… spokojniejszy? Spojrzałem na nią.
- Co to? - zapytałem, odkładając przedmiot na stół.
- To ametysty – wskazała palcem na mniejsze kamyczki. - łagodzą bóle głowy, a pośrodku jest kamień księżycowy – położyła palec na czarnych owalu. - Krótko mówiąc, chroni przed zła energię, więc pozwoli ci się uporać z twoim demonem – niepewnie wziąłem przedmiot do ręki i dziwny spokój na nowo we mnie wstąpił. „Na pewno działa, bo w to uwierzyłem, idiota”, mruknąłem w myślach. - Wystarczy, że będziesz go ciągle nosił.
- Za ile? - kiedy podała cenę, zrozumiałem, że już nigdy więcej nie będę szukał podobnych rzeczy. Brak gwarancji, że zadziałała, a wydasz dość sporą sumkę. Ponadto tyle lat już żyłem z Sabramem bez niczego, co by go stłumiło, więc na pewno poradziłbym sobie w następnych latach. Mimo wszystko, skoro już wziąłem to coś do ręki… zapłaciłem jej określoną sumę pieniędzy, po czym się pożegnałem. W drodze do drzwi spotkałem Lookyo, który odesłał kobietę do lady, przy której miała zapłacić za jakieś lusterko.
- I co? Znalazłeś, co chciałeś? - zapytał, zaglądając mi w ręce. Schowałem przedmiot do kieszeni.
- Chyba – stwierdziłem nieprzekonany.
- Nie pochwalisz się? - przewróciłem oczami.
- A muszę? Zresztą chyba jak zapytasz, sama ci powie – chłopak przez chwilę milczał.
- Dobra, nieważne – odparł, dając za wygraną.
- Do zobaczenia – wyminąłem chłopaka i wyszedłem ze sklepu.
Całą drogę powrotną zastanawiałem się, czy dobrze zmarnowałem te pieniądze. Było już ciemno, więc postanowiłem przyjrzeć się dokładniej naszyjnikowi w domu. Droga powrotna zajęła mi o wiele mniej czasu, niż wtedy, kiedy chochlik prowadził. Po drodze wpadłem jeszcze do piekarni, aby zjeść coś na kolację i po kolejnych dziesięciu minutach byłem w swoich czterech ścianach. Okazało się jednak, że nie byłem w nim pierwszy. Drzwi były uchylone, ale zamek nie był wyłamany. Ktoś wszedł do środka, jakby drzwi były otwarte. Gdy byłem w środku, zobaczyłem wysokiego mężczyznę, siedzącego na środku pokoju, na krześle. Miał długi, czarny płaszcz i wyglądał na znudzonego.
- Wreszcie, myślałem, że nie wrócisz dzisiaj – odezwał się niski, gardłowy głos, a tajemnicza postać wstała. Zapaliłem światło i wtedy rozpoznałem czarodzieja, który zatrzymał mnie na ulicy. Ten sam, który pytał się o Lookyo.
- Co pan tu robi? - zignorowałem jego komentarz i otworzyłem szeroko drzwi. - Proszę stąd wyjść.
- Pamiętasz mnie? - podszedł do mnie, ale zachował bezpieczną odległość.
- A co? - patrzyłem na niego nieufnie.
- Przecież wiem, że pomogłeś temu chochlikowi. Okradł mnie i chce odzyskać swój przedmiot – powiedział groźnie, ciarki przeszły mi po plecach.
- To niech pan go sobie znajdzie, ja nic nie wiem – dalej trzymałem drzwi, z nadzieją, że wyjdzie. On jednak podszedł do mnie i zacisnął dłoń na moim gardle. Położyłem ręce na jego przedramieniu, puszczając dwie bułeczki w woreczku foliowym na ziemię. Tak bardzo chciałem mu zamrozić rękę, ale nie mogłem nabrać tyle powietrza.
- Na pewno nic nie wiesz? - mocniej ścisnął palce na grdyce. Zaczynałem się dusić dlatego, aby uniknąć niepotrzebnej utraty przytomności, użyłem samozapłonu. Mężczyzna od razu mnie puścił, ale nie dał się wytrącić z równowagi. - Posłuchaj szczeniaku – zagroził mi palcem, kiedy ja łapczywie nabierałem powietrza, a ogień zniknął. - Nie będę marnował magii, na szukanie go. Sam mi go przyniesiesz, albo odetnę ci rogi. Ponoć to okropny ból – spojrzałem na niego. Obciąć rogi… nie znałem tego bólu, znałem za to ból wyrywanych skrzydeł, dlatego pokiwałem głową i wstałem, opierając się na nogach. - Świetnie. Przyjdę jutro o tej samej porze – po tych słowach opuścił mój dom, a ja jeszcze długi czas stałem na korytarzu, starając się pozbierać. Kiedy gardło przestało mnie palić, zaniosłem pieczywo do kuchni i poszedłem do łazienki. Miałem czerwony ślad na szyi i lekko zaczerwienione oczy od łez, jakie się pojawiły w czasie duszenia. Przetarłem gardło dłonią i odetchnąłem. Wróciłem jeszcze do drzwi wyjściowych i zakluczyłem, potem wzięłam kąpiel. Zastanawiałem się, co zrobić. Miałem trzy wyjścia: oszukać Lookyo i jakoś go zabrać do siebie, uciec z miasta, albo z nim porozmawiać. Na pierwszą rzecz nie było mnie stać psychicznie, drugie wyjście było beznadziejne, bo na pewno by mnie znalazł, więc pozostała mi ostatnia opcja. Jutro na nowo zawitam w Chatce Ihranayi.

<Lookyo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz