wtorek, 7 kwietnia 2020

Od Lookyo do Danny'ego

Ihranaya otworzyła drzwi, w tym momencie Kyo z niebywałą prędkością podleciał do niej i usiadł na jej głowie. Czarownica na to w żaden sposób nie zareagowała, zupełnie przyzwyczajona do tego typu sytuacji – cóż, rok z chochlikiem pod jednym dachem całkowicie wystarczył, by przyzwyczaić się do praktycznie wszystkiego, co ten robił, w tym do osiadania w dowolnych miejscach, nawet jeśli technicznie naruszało to przestrzeń osobistą. Widok z pozoru chłodnej i niechętnej na jakikolwiek kontakt kobiety, która tak po prostu pozwalała małemu chochlikowi siedzieć na jej pięknych i wyraźnie zadbanych włosach (a przecież włosy były ważną częścią wyglądu dla znacznej większości kobiet) ewidentnie zaskoczył rogatego chłopaka, bowiem przyjrzał się temu wszystkiemu, unosząc brwi. Nic jednak nie powiedział, tylko bez słowa podążył za nimi.
Zeszli po schodach i zaraz byli z powrotem na terenie sklepu. Czarownica od razu udała się do drzwi, które odblokowała, po czym odwróciła wiszącą na nich tabliczkę, dając znak, że znów można tu przychodzić. Powróciła do chłopaka, przeleciała wzrokiem po sklepie.
– Mam bardzo dużo przeróżnych rzeczy, więc powinno coś się dla ciebie znaleźć – powiedziała spokojnie. – A jeśli nie, to zawsze mogę spróbować coś zrobić na zamówienie – dodała.
Białowłosy zmierzył wzrokiem pobliskie półki z przedmiotami. Jakiś czas milczał, w końcu jednak rzekł:
– Na razie się rozejrzę.
Ihranaya popatrzyła na niego z góry (tak, była od niego trochę wyższa, nie licząc rogów).
– Możesz się rozejrzeć, jednak lepiej by było, gdybyś powiedział, czego chcesz lub z jakim problemem do mnie przyszedłeś. Bądźmy szczerzy, ja wiem najlepiej co i gdzie mam w swoim sklepie.
Na te słowa chłopak popadł w zamyślenie. Czarownica przyglądała mu się przez pewien czas, po czym cicho westchnęła. Sięgnęła ręką w stronę półki, z której zabrała małe szkiełko w złotej ramce. Zdmuchnęła z niego kurz, a następnie spojrzała przez nie na chłopaka.
– To jak, Danny? – zapytała.
Chłopak zamrugał parę razy. Podniósł wzrok na kobietę, okazując pewne zdziwienie, które ledwo się przedzierało przez ogólną powagę na jego twarzy.
– Skąd pani zna moje imię? – zapytał niepewnie.
– Widzisz, mam nawet do tego rzeczy – odparła, odkładając szkiełko z powrotem tam, skąd je wzięła – więc mam też coś, co ci pomoże bądź się przyda. Wystarczy, że powiesz, o co chodzi. – Podparła ręką biodro.
Lookyo przez ten czas siedział w milczeniu na głowie czarownicy i bawił się jej włosami... to znaczy jednym włosem. Trzymał go w rękach i wyginał na wszystkie strony, jak gdyby próbował coś z niego ułożyć. Jednocześnie dokładnie go oglądał z każdej strony. Ihranaya miała dosyć grube włosy, do tego naprawdę sporo ich było, dlatego ogólnie wyglądały na bardzo gęste. Kyo zawsze zastanawiał się, jak włos może mieć tak dużą średnicę... Średnicę? Tak to się nazywało? Akurat wtedy na matematyce z Ihranayą nie uważał do końca. Ale chyba dobrze zapamiętał. Miał przynajmniej taką nadzieję.
Dalej by się bawił włosem, gdyby nie nagłe pociągnięcie, które było na tyle mocne, że go wyrwał. Nie zrobił tego specjalnie, ale i tak zaraz został zrugany przez czarownicę.
– Mógłbyś wreszcie skończyć z wyrywaniem mi włosów? – jęknęła.
– Przecież masz ich tyle, to co ci szkodzi, że raz na jakiś czas jeden ci przypadkiem wyrwę? – burknął Kyo. – Zresztą, ty ich masę gubisz każdego dnia! Zamiatam i czyszczę łazienkę, więc dobrze wiem, o czym mówię!
Czarownica nie chciała tego komentować ani ciągnąć dalej tę niemającą sensu konwersację (o ile można było to tak nazwać), bowiem westchnęła ciężko i jedynie machnęła głową tak, że chochlik o mało nie spadł. Lookyo szybko zareagował, zaczął machać skrzydełkami dopóki nie odzyskał wcześniej utraconą równowagę. Z powrotem usiadł na czubku głowy, tym razem jednak, by zrobić kobiecie na złość, wytarł o jej włosy podeszwy butów.
Westchnął cicho, na tyle, że nikt tego nie usłyszał poza nim. Już miał brać do rąk kolejny włos (poprzedni wyrzucił), gdy nagle po sklepie rozległ się charakterystyczny dźwięk dzwoneczka. Ihranaya odwróciła głowę, wyjrzała przez szpary między produktami na regale, spoglądając na średniego chyba wieku kobietę, która właśnie weszła. Lookyo również się jej przyjrzał, unosząc brwi.
– Kyo, przyszedł klient, zajmij się nim – usłyszał wtem.
Spuścił głowę, popatrzył na czarownicę.
– Czemu ja? – zapytał niechętnie, krzywiąc się.
– Cóż, nie wiem, czy widzisz, bo jesteś taki malutki, ale ja właśnie obsługuję innego klienta.
Na te słowa chochlik parsknął.
– Tak wielkich rogów ciężko nie zauważyć – mruknął.
Zresztą, to, że jestem mały, nie znaczy, że gorzej widzę. Wręcz odwrotnie.
Ta, pomyślał, jednak nie powiedział tego na głos. Już nieraz to mówił Ihranayi i dobrze wiedział, że kobieta w tym momencie po prostu się z niego nabijała.
Choć wydawało się, że będzie się dalej buntował, to ostatecznie Kyo niechętnie wstał i wzbił się w powietrze. Przeleciał przez regał i, lądując po drugiej stronie, powiększył się. Poprawił ubranie, spojrzał z ukosu na chłopaka (Danny, jak mniemał), tamten patrzył na niego z pewnym zaciekawieniem. Po chwili jednak chochlik odwrócił się i ruszył w kierunku klientki, mówiąc typowym tonem sprzedawcy:
– Witam w Chatce Ihranayi! Czego tu pani szuka? – zdołał wykrzywić usta w niewielkim uśmiechu.

Danny?
(Wybacz, że tak mało Rogacza...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz