niedziela, 26 kwietnia 2020

Od Sorena do Vaeril'a

Soren nie czekał bezczynnie, aż oczarowany luksusem towarzysz opuści łazienkę - wręcz przeciwnie, w głębi serca cieszył się, że po licznych kłopotach i nieprzyjemnościach elf wciąż potrafi cieszyć się tak trywialnymi w oczach księcia rzeczami. Zresztą, ciepła kąpiel z całą pewnością dobrze mu zrobi. Chłopak przeczesał palcami włosy i z uśmiechem na ustach opuścił przydzieloną mu komnatę. Nie powinien tracić czujności i bezczynnie czekać na rozwój wydarzeń - zdobycie światełek było ich priorytetem i głównym powodem, dla którego pojawili się na progu nieszczęsnego domostwa. Chłopak wysilił więc pozostałe mu resztki charyzmy, oczarowując przemykających się obok służących. Spędzone na zamku lata i liczne obserwacje sprawiły, że białowłosy ani śnił lekceważyć ogromnej wiedzy i szpiegowskich zapędów pozornie skromnej świty. Soren mógłby wręcz śmiało stwierdzić, że okazywali się niekiedy znacznie bardziej niebezpieczni, niż odziani w złote szaty arystokraci. 
Acedia wykorzystał wręcz wszystkie wrodzone środki, by zaskarbić sobie sympatię kilku służek, które z niemałym entuzjazmem obdarowały go wszystkim, czego potrzebował. Słabe, spragnione atencji umysły uległy pod naciskiem perswazji - niby marionetki w rękach doświadczonego lalkarza. Książę nie zamierzał jednak tak szybko odpuścić, wykorzystując chwilowy przebłysk fortuny do granic możliwości. Rozanielone pokojówki bez słowa zaprowadziły młodzieńca do doskonale zaopatrzonego ambulatorium, napełniając torbę wszelkiej maści medykamentami - nie mogli raz jeszcze popełnić tak ogromnego błędu, narażając własne zdrowie bez odpowiednich środków. Białowłosy skłonił się najniższej, jak tylko potrafił, ucałowując dłonie obu kobiet, nim rozpłynął się w powietrzu, by sekundy później stanąć na środku eleganckiej sypialni. Vaeril dołączył do niego niedługo potem, promieniejąc wręcz ulgą i lepszym samopoczuciem, a Soren poczuł, jak jego serce topnieje na sam widok uradowanego kompana. Ich krótką rozmowę przerwało pojawienie się lokaja, dzierżącego w dłoniach pełne parującego jedzenia tace. Żołądek białowłosego wywrócił się do góry nogami na sam widok kolacji - niemal zdążył już zapomnieć, jak doskonale jadali arystokraci. Gdy półmiski zaświeciły pustką, a brzęk sztućców ucichł, książę opadł plecami na łóżko, nie czując się na siłach, by zrobić cokolwiek innego. 
- Mogę tu zostać? - zapytał niespodziewanie Vaeril
Białowłosy momentalnie podniósł się do siadu, nie do końca wiedząc, jak powinien zareagować. Odpowiadał więc jak pozbawiony rozumu szczeniak, czując się zmieszany i z lekka zawstydzony propozycją towarzysza. Nie chodziło o przebywanie w jednym pokoju, robili to przecież, odkąd tylko wyruszyli w swą pierwszą podróż, jednak świadomość, że przyjdzie im najpewniej spać w jednym łóżku, napełniała Sorena dziwnym rodzajem ekscytacji, przytłaczanym jednak przez cisnący się na twarz rumieniec. Zgodził się więc, zdejmując krępujący dotychczas dublet, by chwilę później spocząć tuż obok Iversena. Acedia nie odezwał się ani słowem, mając wrażenie, że gdyby tylko otworzył usta, wypowiedziałby jedynie komplet zupełnie niepotrzebnych, krępujących obserwacji. Z nikłym uśmiechem na ustach zasnął więc i, ku niebywałej uldze, raz jeszcze uchronił się przed nawiedzającymi go dotychczas koszmarami.
***
Biegł ile sił w nogach, ściskając w ramionach przechwycone z pokojów bagaże, ani myśląc nawet, by odwrócić się za siebie. Powinien się domyślić, wyczytać między wierszami, że Eladiera wróciła do domu - jak mógł w ogóle łudzić się, że przez te wszystkie lata desperacko czekała w Terpheux, aż przeznaczony jej narzeczony powróci? Idiota, cholerny idiota. Czym prędzej pojawił się u boku równie zdezorientowanego Vaeril'a, popędzając konie - musieli jak najszybciej opuścić posiadłość i zaszyć się gdzieś głęboko, nim dane im będzie ponownie odpocząć. Soren nie miał nawet siły, by przejmować się ewentualnym pościgiem, wciąż rozpamiętując własną głupotę, przez którą raz jeszcze wpadli w kłopoty. Gdy w końcu zdecydowali się na postój, chłopak bezwładnie osunął się na ziemię, dając upust kłębiącemu się w nim dotychczas stresowi i zmęczeniu desperacką ucieczką. I choć domyślał się, że wieść o zerwanych zaręczynach Eladieri szybko rozniesie się po królestwie, sprowadzając do jej domostwa masę adoratorów, zdradzając jednocześnie, gdzie wędrowcy udali się po ucieczce z Terpheux, Soren w głębi duszy cieszył się, że ten etap życia ma już za sobą. Nie kochał elfki, nieważne, jak bardzo by się starał, nie byłby w stanie jej pokochać. Zsunął więc z palca srebrną, grawerowaną obrączkę, wsuwając ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. A więc oficjalnie stał się dwudziestoczteroletnim kawalerem. Zaśmiał się pod nosem, szybko przenosząc swą uwagę na rozmowę z równie zmęczonym Vaerilem.
- Ktoś tam na górze musi nas nienawidzić - mruknął Vaeril. Jeżeli Bóg istnieje, musi świetnie się bawić, pisząc scenariusz ich życia. - Czego jeszcze potrzebujemy? 
Acedia jeszcze przez chwilę wpatrywał się w oczy kompana, nim otrząsnął się z dziwnego otępienia, by zajrzeć do środka swego bagażu. Brakowało im jedynie psianki. Mimo wszystko chłopak ułożył przed sobą spisaną elegancko recepturę i zdobyte w pocie czoła składniki, by sekundy później poczuć, jak jego serce gwałtownie się zatrzymuje. Pot spłynął po plecach, a ręce nerwowo przeszukały wszystkie leżące na ziemi pakunki.
- Kurwa mać! - warknął i gdyby nie obecność Iversena, najpewniej nadal kląłby w najlepsze, nie przejmując się królewską etykietą - Zapomniałem. Do cholery, jak mogłem zapomnieć?!
Brunet spojrzał na niego zaskoczony, kładąc dłoń na ramieniu wzburzonego kompana, jakby próbując go uspokoić. I choć Soren na chwilę przygasł, oddychając głęboko, po chwili wściekłość znów wymalowała się na jego twarzy, gdy z rozpaczą w głosie tłumaczył, że najprawdopodobniej zapomniał spakować cinfernii, gdy w pośpiechu uciekali z gildyjnej kryjówki. Powinien być ostrożniejszy, a tymczasem znów wszystko zepsuł. 
- To wszystko moja wina. - Poczuł, jak ugina się pod ciężarem wszystkich minionych wydarzeń, tracąc dotychczasową brawurę. -  Przepraszam cię, gdybym był odpowiedzialniejszy, nigdy nie naraziłbym cię na tyle niebezpieczeństwa. 
Nie rozumiał, dlaczego przejął się tak trywialną rzeczą, która nie powinna mieć przecież na niego najmniejszego wpływu. Przywykł do trzymania swych emocji pod kluczem na tyle, że gdy w końcu zdecydował się je pokazać, całkowicie stracił kontrolę. I gdyby nie siedzący tuż obok Vaeril, który z jakiegoś powodu przejął się nagłą zmianą w postawie towarzysza, Soren najpewniej już dawno wybuchnąłby płaczem. Żałosne.
- Opowiadałeś, że to nie pierwszy raz, kiedy wpadliśmy w podobne kłopoty. Zawsze jakoś udawało nam się wyślizgnąć, prawda? - Głos Vaeril'a z bliżej nieznanych powodów z lekka ukoił zszargane nerwy. - Pamiętasz, jak uciekliśmy z wioski, którą wcześniej podpaliliśmy? Zgubiony składnik to nic w porównaniu z tamtym wydarzeniem.
Głowa Sorena niemal natychmiastowo uniosła się ku górze, wbijając w bruneta zaskoczone, ociekające wręcz nadzieją spojrzenie. Czy się przesłyszał? Nie, na pewno nie. Czy to znaczy, że chłopak jakimś cudem odzyskał pamięć? Nie, to nie mogłoby być tak proste. Mimo wszystko Acedia rozwarł usta ze zdziwienia, a jego serce gwałtownie przyspieszyło. Bez większego namysłu chwycił ramiona Vaeril'a, spoglądając na niego wyjątkowo rozanielonym spojrzeniem.
- Nigdy nie wspomniałem ci o tej wiosce. - Słowa z trudem opuszczały zaciśnięte z nerwów gardło białowłosego. - To twoje własne wspomnienia. Czy to znaczy, że odzyskujesz pamięć? 
Spodziewał się negatywnej odpowiedzi, jednak emocje, jakie kierowały wówczas jego ciałem, sprawiły, że nie potrafił powstrzymać się przed zadaniem rozbrzmiewających w głowie pytań. Iversen zdawał się jednak równie wybity z rytmu przez swój nagły przebłysk świadomości, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. Mimo wszystko Soren uśmiechnął się szeroko i gdyby nie świadomość, że relacja z obecnym Vaerilem nijak ma się do tej, którą posiadali przed ingerencją Dereka, najprawdopodobniej rzuciłby mu się na szyję. Zaklęcie Ursuli słabnie - związane jest to z brakiem doświadczenia gwardzisty, czy może manipulacja z czasem faktycznie traciła na sile? Niespodziewane odkrycie rzuciło nowe światło na wszystko, co Soren dotychczas wydedukował na temat zdolności swej macochy, napełniając serce nadzieją, że przy odrobinie szczęścia i odpowiednim wyczuciu czasowym zdoła oczyścić swe imię z fałszywych zarzutów i odzyskać nazwisko, a także pozostałych mu członków rodziny. I choć niespodziewana wypowiedź elfa zdołała wyrwać Acedię ze szponów zwątpienia, musieli porzucić temat, obiecując, że jeszcze kiedyś do tego wrócą. Szybko przenieśli uwagę na konieczność zdobycia cinfernii, bez której eliksir nie będzie kompletny. Po pełnej luźnych propozycji i przypuszczeń rozmowie zdecydowali, że z samego rana wyruszą do Atlantei - znajdowali się niemal przy jej granicach, a bogata flora i fauna tego regionu sprawiała, że odnalezienie składników zdawało się tam znacznie bardziej prawdopodobne, niż w wyniszczonym eksperymentami Pablares. Szybko rozbili więc obozowisko, a po upewnieniu się, że wciąż z lekka schorowany Vaeril zażył zdobyte podstępem lekarstwa, oboje zasnęli.
***
Jechali już jakiś czas, a gwałtowna zmiana krajobrazu i podmuchy wilgotnego, nieco cieplejszego wiatru sprawiły, że oboje odetchnęli z ulgą. Bogate w jod powietrze niewątpliwie stanowiło miłą odmianę od burzy piaskowych i wszechobecnej duchoty. Atlantea była niewielka, a przynajmniej jej lądowa część, dlatego dotarcie na wybrzeże zajęło im zaledwie jeden dzień, który minął zaskakująco szybko, skutkując jednak obolałym od siedzenia w siodle ciałem. Gdy w końcu zdecydowali się wykupić nocleg w przyjaźnie wyglądającej karczmie, zdali sobie sprawę, że dobra renoma państwa nie była jedynie pustymi słowami. Mała powierzchnia sprawiła, że królowa mogła rozsądniej rozdysponować finansami, co ewidentnie przełożyło się na panujące w miasteczkach warunki. Choć wykupienie noclegu było znacznie tańsze, niż w jakimkolwiek innym kraju, który odwiedzili, pokoje okazały się sterylne, a przede wszystkim doskonale wyposażone. Podróżnicy uśmiechnęli się na ten widok, decydując się na chwilę odpoczynku, nim ruszą na poszukiwania składników. Położyli się więc na przydzielonych im łóżkach, decydując się nawet na chwilową rozmowę, której brzmienie wyjątkowo ucieszyło Sorena. Tęsknił za chwilami, gdy dyskutowali niemal bez przerwy.
- Dręczy mnie to już od jakiegoś czasu...Dlaczego właściwie uciekłeś z domu? Wyglądało, jakbyś miał wszystko. - Pytanie wisiało w powietrzu, gdy elf powoli odwrócił się w stronę towarzysza, niewątpliwie odnosząc się do bogactwa, jakim opływał folwark Lithminów.
Acedia zmarszczył brwi, nie odpowiadając jeszcze przez chwilę. Mógł się spodziewać, że Vaeril zapomniał również o rozmowie, którą odbyli na rycerskim festiwalu, gdzie po raz pierwszy odkrył przed nim tak wartościową tajemnicę ze swego życia. Spojrzał więc w stronę wyczekującego odpowiedzi elfa, przyjmując wyjątkowo poważną jak na siebię minę. Co mu szkodziło opowiedzenie tej historii raz jeszcze?
- Odpowiedź jest całkiem prosta. - zaczął, podnosząc się do siadu - Nie chciałem, żeby ktoś decydował za mnie o tym, jak potoczy się moje życie. - Miał nadzieję, że brunet zrozumie oczywiste nawiązanie do zaaranżowanych zaręczyn. - Do tego moja macocha skazała mnie na śmierć. Gdybym nie uciekł, nie przeżyłbyś tych wszystkich kłopotów, o których nawet nie pamiętasz. - Wysilił się na blady uśmiech, mając nadzieję, że rozładuje on lekko atmosferę.
Kolejne minuty okazały się dość chaotyczne, kończąc się spontaniczną decyzją, by wyruszyć w końcu na wybrzeżę, choć Vaeril nie wydawał się do końca zorientowany, dlaczego ponownie szukali odpowiedzi u oceanicznych brzegów. Podczas drogi Soren wyjaśnił więc w ogromnym skrócie, że cinfernia jest rośliną podwodną, rosnącą jedynie w wyjątkowo słonych środowiskach. 
- Dlatego właśnie będę musiał po nią zanurkować. - Westchnął ciężko. Kąpiel w lodowatych odmętach, gdy na dworze zima powoli zmierzała ku końcowi nie była czymś, co jakkolwiek go kusiło. - Ty zostaniesz na brzegu. Jesteś chory, nie będę narażać cię jeszcze bardziej.
Spojrzał na towarzysza błagalnym, pełnym troski spojrzeniem. I choć przez lata ukrywał się pod obojętną, kamienną maską, ostatnimi czasy mowa jego ciała zdradzała coraz więcej, a Soren nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, czy powinien się z tego cieszyć. 
- Jeśli wejdziesz teraz do wody, jakie są szanse, że też się nie rozchorujesz? - zapytał Vaeril - Nie łatwiej byłoby kupić ten składnik u alchemika, tak jak zrobiłeś to wcześniej?
- O tej porze roku ciężko znaleźć autentyczne cinfernie. Handlarze nie mają oporów przed sprzedażą falsyfikatów. - Soren wzruszył ramionami. - Nie będę ryzykował, dodając do eliksiru cokolwiek innego. Zresztą nie takie rzeczy się robiło. - Zaśmiał się pod nosem. - Psiankę natomiast powinniśmy zdobyć dość łatwo. To raczej pospolita, bagienna roślina.
Niedługo potem dotarli do pomostu nieopodal tętniącego życiem targowiska. Białowłosy westchnął ciężko, a kilku siedzących nieopodal rybaków spojrzało na niego z politowaniem. Najwidoczniej doskonale wiedzieli, co zamierzał zrobić i nie dziwiło ich to ani trochę. Nie miał jednak czasu, by się wycofać.
- Możesz zamknąć oczy. - Wyszczerzył się łobuzersko ku elfowi, nim po chwili zawahania zdjął płaszcz.
Nim Vaeril zdążył choćby odpowiedzieć, Soren pozbył się jedwabnej koszuli i kląc jak szewc wskoczył do lodowatej wody. Poczuł, jak skórzane spodnie jeszcze bardziej przylegają do zaczerwienionej z zimna skóry, gdy zniknął pod powierzchnią, robiąc co w jego mocy, by odnaleźć niepozorną, krwistoczerwoną roślinkę. I choć przez chwilę szczerze zwątpił, czy zostawienie kompana samemu sobie było rozsądnym pomysłem, szybko odrzucił wszelkie obawy - Atlantea była miejscem stosunkowo bezpiecznym, trzeba mieć naprawdę ogromnego pecha, by narobić sobie tutaj wrogów. 
Wynurzył się więc raz jeszcze, by zaczerpnąć powietrza. Posłał Iversenowi rozbawione spojrzenie, nim zanurkował ponownie.

[Vaeril? Don't mind this idiot]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz