Mężczyzna przywyknął do pomagania ludziom pod wodą, w końcu
taka praca. Jednak w momencie, w którym białowłosy młodzieniec położył się na
jego plecach i objął syrena, ten lekko drgnął. Ku zdziwieniu Vaaseta, Danny
zdawał się lżejszy, niż wyglądał. Przez pewien czas płynęli w głąb toni w
milczeniu i choć tak to mogło wyglądać dla Danny'ego, który rozglądał się
wokoło, syren w tym momencie komunikował się ze stworzeniami morskimi. Nagle
białowłosy podciągnął się lekko.
- Tak właściwie, gdzie płyniemy? - zapytał.
- Do miejsca, gdzie chwilowo się schronisz. - Vaaset mówił
dość spokojnie, a na jego twarzy widniało skupienie. - Przystań Ocalonych, tak
nazywa się to miejsce. To zwykła lecznica dla osób uratowanych przed
utonięciem. Tam pozwalamy im wydobrzeć, oferujemy posiłek i schronienie tak
długo, jak potrzebują. Chwyć się mocniej.
Chłopak od razu wykonał polecenie mężczyzny, obejmując go
mocniej, ten zrobił nagle ostry skręt w lewo, unikając zderzenia z rekinem, po
czym znowu wyrównał tor i przyspieszył. Chłopak nie odezwał się słowem, więc
Vaaset pozwolił sobie mówić dalej.
- Wbrew pozorom, my syreny nie topimy ludzi. Wasze legendy
błędnie mylą nas z Niksami, kiedy my strzeżemy toni, broniąc wszystkich
stworzeń znajdujących się na jej obszarze.
Mężczyzna nie był rozwiązły w słowach, przekazał wszystkie
ważne informacje dość zwięźle. Płynąc jeszcze przez blisko piętnaście minut, w
głębinach robiło się coraz ciemniej. Potwierdzało to tylko, że raczej z każdą
chwilą oddalają się od powierzchni wody. Ciemności rozproszyła magiczna
poświata z jednej z jaskiń głębinowych. Danny mógł wywnioskować, że tam właśnie
płyną. Po dotarciu na miejsce, a raczej zbliżeniu się do niego, światło było
tak mocne, jak za dnia na suchym lądzie. Jaskinia od zewnątrz wyglądała
niepozornie. Zwyczajne skały obrośnięte glonami, nic specjalnego. Zanim jednak
do niej wpłynęli, Vaaset odezwał się po dość długim okresie milczenia.
- Trzymaj się mocno, bardzo mocno.
Przepływając przez otwór wejściowy, oboje przedarli się
przez błonę, przypominającą taflę wody. Znaleźli się w powietrzu i zaczęli
spadać. Na szczęście pod nimi znajdował się zbiornik wodny. Po ułożeniu ramion
syrena wynikało na to, że do niego wskoczą. Choć chwila ta nie trwała długo, na
tej wysokości było bardzo dobrze widać część obszaru jaskini. Przypominała ona
odrębny wymiar, jak gdyby ktoś zabrał jedno z miast lądowych i zamknął je pod
wodą. Sklepienie jaskini pokrywały setki fluorescencyjnych koralowców i glonów,
które miały kolor naturalnego nieba. Miasteczko wybudowane było w stylu typowym
dla Behobes. Niewielkie domki, zazwyczaj drewniane, lub wybudowane z piaskowca.
Jednak różniły się w dwóch kwestiach. Podwodne miasteczko nie było dotknięte
przez wojny, które miały miejsce na lądzie. Wyglądało, jakby ktoś je wyrwał ze
wspomnień najstarszych mieszkańców lądu, lub marzeń najmłodszych. Drugą różnicą
była roślinność. Wszelakie drzewa, krzewy i trawy zastąpione były roślinnością
morską, która o dziwo zachowywała się jak w wodzie, falując w przestrzeni.
Podziwianie widoku przerwał plusk. Oboje wpadli do małego zbiornika, zaraz przy
dnie jaskini. Syren wynurzył się z białowłosym chłopakiem na plecach, jednak
jego ogon zastępowały już nogi. Odstawił go na brzegu bajorka, stawiając go na
drobnym piasku, który mienił się perłowym odcieniem.
- Mówiłem, że nie zrobię ci krzywdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz