poniedziałek, 11 maja 2020

Od Vaeril'a do Sorena

Wsłuchiwał się uważnie w wypowiadane przez Sorena słowa. Sklecony naprędce plan zaciekawił go, jednak dostrzegalne w oczach towarzysza przerażenie niepokoiło elfa. Z każdym kolejnym zdaniem, Vaeril przestawał rozumieć sytuację, w jakiej się znaleźli. Nie miał pojęcia, czy ma to związek z panującym w jego głowie chaosem, czy też przekazywane przez białowłosego informacje zaczynały się wzajemnie wykluczać. Dodatkowo dziwność okoliczności potęgowała niecodzienna prośba Sorena. Znienawidzić? Ale za co?
- Chyba czegoś nie rozumiem. Co twój brat i macocha mają wspólnego z królewskim przyjęciem? - zapytał. Pragnął dowiedzieć się wszystkiego, a wzrok i mina białowłosego jedynie podsycały ciekawość elfa.
Między młodzieńcami zapanowała niezręczna cisza. Po niezwykle dłużących się sekundach, Soren podniósł wzrok i spojrzał na Vaeril'a.
- Nigdy nie zdradziłem ci mojego nazwiska, ani powodu, dla którego Derek tak bardzo mnie nienawidzi, prawda? - Elf od dawna chciał poznać tożsamość swojego towarzysza. Zmarszczył lekko brwi. - Nazywam się...Soren Emrys Acedia, fałszywie oskarżony następca tronu Terpheux. Moja macocha manipulacją przywłaszczyła sobie prawa do korony. I podobnego rodzaju magii użyto na tobie. Jej syn, Emilio, nienawidzi jej równie mocno co każdy człowiek przy zdrowych zmysłach. Jeśli mamy jeszcze choć odrobinę szczęścia do wyczerpania, jest on naszą jedyną nadzieją.
Głos Sorena z każdym zdaniem tracił na mocy. Ostanie wyrazy niemal wyszeptał. Vaeril milczał. Wyjaśnienia białowłosego stanowiły brakujący element układanki. Choć chaos w głowie elfa w żaden sposób nie ułatwiał logicznego myślenia, chłopak zaczynał dostrzegać związki między zatajoną historią kompana a całym złem, jakie ich spotkało.
Vaeril nie rozumiał, dlaczego Soren nie podzielił się informacją o swoim pochodzeniu wcześniej. Wbrew pozorom - elfa niewiele to obchodziło. Przemilczenie wszystkiego spowodowało jednak narastanie negatywnych uczuć. Brunet zdał sobie sprawę, że jego towarzysz przez ten cały czas najpewniej po prostu mu nie ufał. Czy białowłosy naprawdę sądził, że Vaeril mógłby go zdradzić? Po tym wszystkim, co razem przeszli? Elf westchnął ciężko.
- Idę się przejść - poinformował, wstając z miejsca. Chciał pobyć chwilę w samotności.
- Poczekaj, nie czujesz się przecież najlepiej... - Soren złapał wychodzącego bruneta za nadgarstek. - Ja...
- Zaufaj mi chociaż ten jeden raz - syknął Vaeril, obrzucając kompana wrogim spojrzeniem. Wyrwał się z uścisku i opuścił pomieszczenie, głośno trzaskając drzwiami. Zbiegł po schodach, przeskakując co kilka stopni.
Soren miał słuszność mówiąc, że na parterze roi się od wszelkiego rodzaju szlachty. W przeciwieństwie jednak do swojego kompana - na przechodzącego bruneta nikt nie zwrócił szczególnej uwagi. Wtedy elf po raz pierwszy w swoim życiu poczuł się gorszy ze względu na swoje urodzenie. Do tej pory nie obchodziły go statusy społeczne. Nagle okazało się jednak, jak to w dwóch różnych światach żył on i Soren.
Vaeril poczuł się najgłupszym człowiekiem w Roanoke. Nie wiedział, co zaślepiło go do tego stopnia, by nie spostrzec powiązania między swoim kompanem, a wszystkimi wypadkami, jakie spotkały ich w podróży. Jakim cudem nie domyślił się wcześniej? Skoro siostra Sorena, którą poznał dużo wcześniej miała związek z rodziną królewską, białowłosy również musiał być z nią powiązany! Elf złapał się za bolącą głowę. Natłok informacji kolejny raz niemal pozbawił go świadomości.
Brunet poczuł mdłości. Ponownie przytłoczyło go przekonanie, że przez ten cały czas Soren, osoba której gotów był powierzyć całe swoje życie, nigdy mu nie ufał. Czy jego towarzysz naprawdę wziął pod uwagę możliwość tego, że Vaeril byłby w stanie go sprzedać? Elf nigdy by tego przecież nie zrobił. Pochodzenie białowłosego nie miało żadnego znaczenia. Dalej był tym samym nieodpowiedzialnym, bezmyślnym chłopakiem, na którego Iversen zawsze mógł liczyć, którego niezwykle lubił i u którego boku dalej chciał podróżować. Brunet nie miał pojęcia jednak, czy ich relacja nie ulegnie znaczącej zmianie. Do Vaeril'a dopiero teraz dotarło, iż jego kompanem jest księciem. Najprawdziwszy książę, który gdyby nie intrygi macochy, w przyszłości rządziłby krajem! Elfowi wydawało się to aż nierealne. Choć czasem zastanawiał się, gdzie Soren nauczył się wszystkiego, nigdy nie przypuszczał, że białowłosy pobierał nauki na królewskim dworze! Z każdą kolejną myślą Vaeril zaczął odczuwać dzielący ich dystans. Czy anioł naprawdę nie podzielił się informacją o swoim pochodzeniu, bo mu nie ufał? A może uznał, że elf nie jest nawet wart, aby dowiedzieć się o całej prawdzie? Druga opcja niezwykle zasmuciła chłopaka, jednak zdawał sobie sprawę, iż Soren nigdy nie dawał mu powodów, aby czuć się gorszym. Vaeril szukał więc dalej źródła, przez które białowłosy zataił część swojej historii. Co jeśli anioł przemilczał tę sprawę, ponieważ chciał go chronić? Z wypowiedzi towarzysza elf potrafił wywnioskować, iż posiadanie podobnych informacji nieraz mogło kosztować go życie. Koncepcja ta jednak dalej nie pocieszała chłopaka, a nawet zezłościła go jeszcze bardziej. Vaeril'a przygniotło miażdżące poczucie winy. Gdyby wcześniej wiedział, w jakim niebezpieczeństwie znajdzie się jego przyjaciel, nigdy nie naciskałby na podróż do Terpheux! A tym bardziej nie próbowałby go poznawać z Derekiem. Elf nie wybaczyłby sobie, gdyby Sorenowi cokolwiek się stało z jego powodu, a cała ich dotychczasowa podróż właśnie do tego zmierzała.
Iversen zakaszlał. Dawno nie czuł się tak bezradny - jego umysł nie pracował tak, jak powinien, nieprzyjemne kłucie w płucach nie ustawało, a białowłosy wydawał się odległy jak nigdy dotąd.
Po dłuższej chwili układania w swojej głowie sensownej wypowiedzi, Vaeril wstał z ziemi i skierował się ponownie w stronę karczmy. Wystarczająco długo pozostawiał Sorena bez odpowiedzi.
Parter dalej okupowała arystokracja. Elf przeciskał się pomiędzy fikuśnie ubraną szlachtą. Główny temat posłyszanych przez bruneta rozmów stanowił nadchodzący bal macochy białowłosego.
Przed samym wejściem do pokoju wziął głęboki oddech. Osoba, którą do tej pory znał dobrze (a właściwie tak sądził), teraz wydawała się tak dziwnie obca.
Vaeril wszedł do pomieszczenia. Białowłosy krążył nerwowo po pokoju. Zatrzymał się dopiero, kiedy napotkał wzrok swojego towarzysza. Sam brunet dostrzegł radość, jaka na chwilę pojawiła się w spojrzeniu kompana. Iversen w milczeniu usiadł na swoim łóżku.
- Chcę, żebyś wiedział, że jestem tak samo na ciebie wściekły, jak i chyba rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałeś o wszystkim - zaczął elf. Choć pragnął, aby jego głos brzmiał spokojnie, nie potrafił długo utrzymywać nerwów na wodzy. Jego dłonie drżały. - Na przyszłość jednak, proszę, abyś mówił mi o podobnych rzeczach. Niepotrzebnie narażaliśmy się tyle razy... - westchnął, spoglądając na siedzącego naprzeciwko zasmuconego towarzysza. - To kiedy ten bal?
***
W nietypowej atmosferze zjedli o poranku śniadanie. Zarówno Soren, jak i Vaeril próbowali nawiązać normalną rozmowę, która kończyła się niezręczną ciszą. Zaś co ciekawszą konwersację, która miała szansę ciągnąć się dłużej, przerywał nagły ból głowy bruneta.
Wyszykowali się wyjątkowo szybko. Brunet bez słowa dosiadł Witki i odwrócił się w stronę towarzysza.
- Czyli jednak umiesz jeździć konno? - Pytanie anioła zaskoczyło elfa. Przecież wiele razy jeździł na koniu! 
- Oczywiście, że potrafię! - prychnął Iversen. Spojrzał ponownie na swoją klacz. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie. Jednak nie potrafi. - O jasna cholera. Jak ją zatrzymać?!
Choć Witka poruszała się niezwykle wolno, Vaeril nie miał pojęcia, jak nią sterować. Soren z cichym westchnięciem pomógł mu zsiąść z konia. 
Wspólnie zdecydowali, że najlepszym pomysłem będzie kontynuowanie podróży w znany im już od wczoraj sposób - na jednym rumaku. 
- Na pewno chcesz wracać do Terpheux? - zapytał elf. Martwił się o swojego towarzysza. Powrót na ojcowiznę może nie okazać się dla niego najlepszym pomysłem. 
- To nasza jedyna szansa - przyznał Soren. W jego głosie Iversen dosłyszał niemałą determinację. - Nie możemy jej zmarnować.
- Może z biegiem czasu wszystko samo się poukłada? - Elf dalej przekonywał przyjaciela.
- Albo całkowicie się pogorszy.
Widząc, że dalsza konwersacja nie ma sensu, brunet westchnął i przeciągnął się. Był niezwykle zmęczony. Szczerze, dręczony wieloma myślami nie przespał połowy nocy. Odchylając się do tyłu, całkowicie zapomniał o siedzącym za nim towarzyszu. Momentalnie powrócił do swojej wcześniejszej pozycji. Nie chciał naruszać i tak już niewielkiej przestrzeni osobistej Sorena.
- Możesz się oprzeć, jeśli chcesz. - Vaeril chwilę wahał się, czy skorzystać z niecodziennej propozycji. W końcu zdecydował się ją przyjąć. Potrzebował odpoczynku. 
- Nie będę ci przeszkadzać?
- Skądże - zapewnił Soren, uśmiechając się delikatnie. 
Większość podróży minęła im w przyjemniejszej atmosferze niż rankiem, tak, jakby obaj zapomnieli o wczorajszej, dość nieprzyjemnej rozmowie. W przerwach pomiędzy wędrówkami dowiadywali się nowych rzeczach o organizowanym balu. Szlachta przez swoje przechwałki i gadatliwość pierwszy raz okazała się przydatna. 
- Tak więc potrzebujemy masek - poinformował białowłosy, kiedy powrócił z targu. Podał elfowi zakupione pieczywo i ser, za które brunet podziękował i zaczął ze smakiem zajadać. 
- Bogu dzięki. Nie potrafiłem sobie wyobrazić sobie ciebie spacerującego po zamku - przyznał Iversen. - I tak już kusimy los. 
- To na plus. Ale mamy inny problem - westchnął. - Potrzebne są zaproszenia. Bez nich nas nie wpuszczą. 
- Gdzie my do cholery je zdobędziemy? Twoja macocha raczej nas tam nie chce. - Elf nie miał pojęcia, jak ominą strażników. W czasie przyjęcia zamek na pewno będzie doskonale chroniony. Nawet zamieszanie spowodowane balem im więc nie pomoże. 
- Coś wymyślimy. - Soren usiadł niedaleko Vaeril'a, również sięgając po prowiant. - Odpocznijmy chwilę i ruszajmy dalej.
***
Byli już w połowie drogi do Terpheux. Brunet, pomimo nieustającego mętliku w głowie, zaczynał już rozpoznawać teren. Tą samą drogą uciekali przed Derekiem. Jak wiele czasu minęło od tego czasu? Nie potrafił nawet tego. oszacować - Vaeril wszystko pamiętał jak przez mgłę. Nikłe wspomnienia mieszały się ze sobą, tworząc nieokiełznany chaos. 
Pochłonięty we własnym umyśle Iversen nie usłyszał nawet zwracającego się do niego Sorena. Otrząsnął się sekundę później.
- Mógłbyś powtórzyć? - Chłopak odwrócił głowę w kierunku siedzącego za nim towarzysza. 
- Mówiłem, że zbliżamy się do miasta. - Soren wskazał dłonią wyłaniające się zza horyzontu budynki. - Myślę, że powinniśmy znaleźć jakąś karczmę i w niej przenocować. Jutro musimy dotrzeć do Terpheux.
- Gdzie czeka nas zabawa życia - prychnął elf. Wtedy też poczuł na swojej twarzy krople wody. - Jeszcze nam deszczu brakowało. Cudownie.  
Szybko dotarli na obrzeża miasta. Przy jednym z ostentacyjnych budynków zaparkowano karetę, która niezwykle przykuła uwagę wędrowców. Przywiązane do niej konie nerwowo kręciły łbami. Wyglądały na dość zdenerwowane warunkami, w których przebywały. W odróżnieniu do bogatej noclegowni, "stajnia" posiadała dziurawe zadaszenie, przez które na zwierzęta kapała zimna woda. 
- Jak sądzisz, oni zmierzają na bal? - Vaeril zmierzył wzrokiem ozdobny pojazd. Soren potwierdził kiwnięciem głowy. Przez chwilę wpatrywał się w karocę. 
- Chyba mam pomysł. - Na twarzy białowłosego pojawił się szeroki, zdaniem bruneta oznaczający kłopoty, uśmiech. Zaskoczony elf nie odezwał się słowem. Jego towarzysz zeskoczył z konia - samemu Iversenowi również pomógł zejść. 
- Chodź za mną - polecił, dowiązując konie to stojącego nieopodal płotu. - Tylko cicho. 
Vaeril pokręcił głową i odgarnął z czoła mokre włosy. Nie podobało mu się to, ale nie dyskutował. Ruszył za swoim kompanem. Jak znowu wpakują się w kłopoty, to chociaż razem. 
Okrężną drogą, uważając, aby nikt ich nie zauważył, dotarli do karocy. Soren, niczym wprawiony włamywacz, wyłamał zamknięte drzwi do karety. 
- Żartujesz, prawda? - Elf uniósł brwi. 
- Skądże, chodź! - Anioł wszedł do pojazdu. Vaeril wzruszył ramionami i dołączył do niego. 
Zaczęły się poszukiwania zaproszeń. Brunet nigdy w życiu nie sądził, że będzie miał okazję kiedykolwiek okraść karetę. Czy to właśnie tak nisko upadł? Ostatecznie stwierdził, że to bez znaczenia - Sorenowi udało się odnaleźć w jednej z walizek dwie starannie zapakowane koperty. Białowłosy rozpoznał, że zostały one podpisane przez jego macochę. Problem zaproszeń został rozwiązany. Kompan elfa jednak nie poprzestał na tym. Z jednego bagażu wyciągnął ozdobną koszulę. Postanowił więc zabrać całą walizkę, mówiąc, że "na bal potrzebujemy stosownych kostiumów". 
- Naprawdę nie wierzę, że to zrobiliśmy - przyznał Vaeril, kiedy tylko opuścili karocę. 
- I to jeszcze nie koniec - zapewnił Soren. Wyjął swój puginał i uwolnił uwiązane do pojazdu konie. Przepłoszył zwierzęta, które zdenerwowane pogalopowały w przypadkowym kierunku. 
- Wątpię, że dotrą na jutrzejszy bal. - Mówiąc to, białowłosy spojrzał zadowolony na zmieszanego elfa. Według bruneta - wszystko poszło zbyt szybko. I zbyt łatwo. Przerażała go również wizja odwiedzin w Terpheux. Nie chciał ponownie spotkać Dereka, a jego obecność na balu jest niemal pewna. Bał się o Sorena. Odkąd dowiedział się o przeszłości przyjaciela, nie mógł pozwolić na ponowną konfrontację z swoim bratem. Tym razem, mogą nie mieć już tyle szczęścia, co ostatnio. 

[Soren? Czas na bal.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz