Wsłuchiwał się uważnie w wypowiadane przez Sorena
słowa. Sklecony naprędce plan zaciekawił go, jednak dostrzegalne w
oczach towarzysza przerażenie niepokoiło elfa. Z każdym kolejnym
zdaniem, Vaeril przestawał rozumieć sytuację, w jakiej się znaleźli. Nie
miał pojęcia, czy ma to związek z panującym w jego głowie chaosem, czy
też przekazywane przez białowłosego informacje zaczynały się wzajemnie
wykluczać. Dodatkowo dziwność okoliczności potęgowała niecodzienna
prośba Sorena. Znienawidzić? Ale za co?
- Chyba
czegoś nie rozumiem. Co twój brat i macocha mają wspólnego z królewskim
przyjęciem? - zapytał. Pragnął dowiedzieć się wszystkiego, a wzrok i
mina białowłosego jedynie podsycały ciekawość elfa.
Między
młodzieńcami zapanowała niezręczna cisza. Po niezwykle dłużących się
sekundach, Soren podniósł wzrok i spojrzał na Vaeril'a.
-
Nigdy nie zdradziłem ci mojego nazwiska, ani powodu, dla którego Derek
tak bardzo mnie nienawidzi, prawda? - Elf od dawna chciał poznać
tożsamość swojego towarzysza. Zmarszczył lekko brwi. - Nazywam
się...Soren Emrys Acedia, fałszywie oskarżony następca tronu Terpheux.
Moja macocha manipulacją przywłaszczyła sobie prawa do korony. I
podobnego rodzaju magii użyto na tobie. Jej syn, Emilio, nienawidzi jej
równie mocno co każdy człowiek przy zdrowych zmysłach. Jeśli mamy
jeszcze choć odrobinę szczęścia do wyczerpania, jest on naszą jedyną
nadzieją.
Głos Sorena z każdym zdaniem tracił
na mocy. Ostanie wyrazy niemal wyszeptał. Vaeril milczał. Wyjaśnienia
białowłosego stanowiły brakujący element układanki. Choć chaos w głowie
elfa w żaden sposób nie ułatwiał logicznego myślenia, chłopak zaczynał
dostrzegać związki między zatajoną historią kompana a całym złem, jakie
ich spotkało.
Vaeril nie rozumiał, dlaczego
Soren nie podzielił się informacją o swoim pochodzeniu wcześniej. Wbrew
pozorom - elfa niewiele to obchodziło. Przemilczenie wszystkiego
spowodowało jednak narastanie negatywnych uczuć. Brunet zdał sobie
sprawę, że jego towarzysz przez ten cały czas najpewniej po prostu mu
nie ufał. Czy białowłosy naprawdę sądził, że Vaeril mógłby go zdradzić?
Po tym wszystkim, co razem przeszli? Elf westchnął ciężko.
- Idę się przejść - poinformował, wstając z miejsca. Chciał pobyć chwilę w samotności.
- Poczekaj, nie czujesz się przecież najlepiej... - Soren złapał wychodzącego bruneta za nadgarstek. - Ja...
-
Zaufaj mi chociaż ten jeden raz - syknął Vaeril, obrzucając kompana
wrogim spojrzeniem. Wyrwał się z uścisku i opuścił pomieszczenie, głośno
trzaskając drzwiami. Zbiegł po schodach, przeskakując co kilka stopni.
Soren
miał słuszność mówiąc, że na parterze roi się od wszelkiego rodzaju
szlachty. W przeciwieństwie jednak do swojego kompana - na
przechodzącego bruneta nikt nie zwrócił szczególnej uwagi. Wtedy elf po
raz pierwszy w swoim życiu poczuł się gorszy ze względu na swoje
urodzenie. Do tej pory nie obchodziły go statusy społeczne. Nagle
okazało się jednak, jak to w dwóch różnych światach żył on i Soren.
Vaeril
poczuł się najgłupszym człowiekiem w Roanoke. Nie wiedział, co
zaślepiło go do tego stopnia, by nie spostrzec powiązania między swoim
kompanem, a wszystkimi wypadkami, jakie spotkały ich w podróży. Jakim
cudem nie domyślił się wcześniej? Skoro siostra Sorena, którą poznał
dużo wcześniej miała związek z rodziną królewską, białowłosy również
musiał być z nią powiązany! Elf złapał się za bolącą głowę. Natłok
informacji kolejny raz niemal pozbawił go świadomości.
Brunet
poczuł mdłości. Ponownie przytłoczyło go przekonanie, że przez ten cały
czas Soren, osoba której gotów był powierzyć całe swoje życie, nigdy mu
nie ufał. Czy jego towarzysz naprawdę wziął pod uwagę możliwość tego,
że Vaeril byłby w stanie go sprzedać? Elf nigdy by tego przecież nie
zrobił. Pochodzenie białowłosego nie miało żadnego znaczenia. Dalej był
tym samym nieodpowiedzialnym, bezmyślnym chłopakiem, na którego Iversen
zawsze mógł liczyć, którego niezwykle lubił i u którego boku dalej
chciał podróżować. Brunet nie miał pojęcia jednak, czy ich relacja nie
ulegnie znaczącej zmianie. Do Vaeril'a dopiero teraz dotarło, iż jego
kompanem jest księciem. Najprawdziwszy książę, który gdyby nie intrygi
macochy, w przyszłości rządziłby krajem! Elfowi wydawało się to aż
nierealne. Choć czasem zastanawiał się, gdzie Soren nauczył się
wszystkiego, nigdy nie przypuszczał, że białowłosy pobierał nauki na
królewskim dworze! Z każdą kolejną myślą Vaeril zaczął odczuwać dzielący
ich dystans. Czy anioł naprawdę nie podzielił się informacją o swoim
pochodzeniu, bo mu nie ufał? A może uznał, że elf nie jest nawet wart,
aby dowiedzieć się o całej prawdzie? Druga opcja niezwykle zasmuciła
chłopaka, jednak zdawał sobie sprawę, iż Soren nigdy nie dawał mu
powodów, aby czuć się gorszym. Vaeril szukał więc dalej źródła, przez
które białowłosy zataił część swojej historii. Co jeśli anioł
przemilczał tę sprawę, ponieważ chciał go chronić? Z wypowiedzi
towarzysza elf potrafił wywnioskować, iż posiadanie podobnych informacji
nieraz mogło kosztować go życie. Koncepcja ta jednak dalej nie
pocieszała chłopaka, a nawet zezłościła go jeszcze bardziej. Vaeril'a
przygniotło miażdżące poczucie winy. Gdyby wcześniej wiedział, w jakim
niebezpieczeństwie znajdzie się jego przyjaciel, nigdy nie naciskałby na
podróż do Terpheux! A tym bardziej nie próbowałby go poznawać z
Derekiem. Elf nie wybaczyłby sobie, gdyby Sorenowi cokolwiek się stało z
jego powodu, a cała ich dotychczasowa podróż właśnie do tego zmierzała.
Iversen
zakaszlał. Dawno nie czuł się tak bezradny - jego umysł nie pracował
tak, jak powinien, nieprzyjemne kłucie w płucach nie ustawało, a
białowłosy wydawał się odległy jak nigdy dotąd.
Po
dłuższej chwili układania w swojej głowie sensownej wypowiedzi, Vaeril
wstał z ziemi i skierował się ponownie w stronę karczmy. Wystarczająco
długo pozostawiał Sorena bez odpowiedzi.
Parter
dalej okupowała arystokracja. Elf przeciskał się pomiędzy fikuśnie
ubraną szlachtą. Główny temat posłyszanych przez bruneta rozmów stanowił
nadchodzący bal macochy białowłosego.
Przed
samym wejściem do pokoju wziął głęboki oddech. Osoba, którą do tej pory
znał dobrze (a właściwie tak sądził), teraz wydawała się tak dziwnie
obca.
Vaeril wszedł do pomieszczenia.
Białowłosy krążył nerwowo po pokoju. Zatrzymał się dopiero, kiedy
napotkał wzrok swojego towarzysza. Sam brunet dostrzegł radość, jaka na
chwilę pojawiła się w spojrzeniu kompana. Iversen w milczeniu usiadł na
swoim łóżku.
- Chcę, żebyś wiedział, że jestem
tak samo na ciebie wściekły, jak i chyba rozumiem, dlaczego mi nie
powiedziałeś o wszystkim - zaczął elf. Choć pragnął, aby jego głos
brzmiał spokojnie, nie potrafił długo utrzymywać nerwów na wodzy. Jego
dłonie drżały. - Na przyszłość jednak, proszę, abyś mówił mi o podobnych
rzeczach. Niepotrzebnie narażaliśmy się tyle razy... - westchnął,
spoglądając na siedzącego naprzeciwko zasmuconego towarzysza. - To kiedy
ten bal?
***
W
nietypowej atmosferze zjedli o poranku śniadanie. Zarówno Soren, jak i
Vaeril próbowali nawiązać normalną rozmowę, która kończyła się
niezręczną ciszą. Zaś co ciekawszą konwersację, która miała szansę
ciągnąć się dłużej, przerywał nagły ból głowy bruneta.
Wyszykowali się wyjątkowo szybko. Brunet bez słowa dosiadł Witki i odwrócił się w stronę towarzysza.
- Czyli jednak umiesz jeździć konno? - Pytanie anioła zaskoczyło elfa. Przecież wiele razy jeździł na koniu!
-
Oczywiście, że potrafię! - prychnął Iversen. Spojrzał ponownie na swoją
klacz. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie. Jednak nie potrafi. - O jasna
cholera. Jak ją zatrzymać?!
Choć Witka
poruszała się niezwykle wolno, Vaeril nie miał pojęcia, jak nią
sterować. Soren z cichym westchnięciem pomógł mu zsiąść z konia.
Wspólnie zdecydowali, że najlepszym pomysłem będzie kontynuowanie podróży w znany im już od wczoraj sposób - na jednym rumaku.
-
Na pewno chcesz wracać do Terpheux? - zapytał elf. Martwił się o
swojego towarzysza. Powrót na ojcowiznę może nie okazać się dla niego
najlepszym pomysłem.
- To nasza jedyna szansa - przyznał Soren. W jego głosie Iversen dosłyszał niemałą determinację. - Nie możemy jej zmarnować.
- Może z biegiem czasu wszystko samo się poukłada? - Elf dalej przekonywał przyjaciela.
- Albo całkowicie się pogorszy.
Widząc,
że dalsza konwersacja nie ma sensu, brunet westchnął i przeciągnął się.
Był niezwykle zmęczony. Szczerze, dręczony wieloma myślami nie przespał
połowy nocy. Odchylając się do tyłu, całkowicie zapomniał o siedzącym
za nim towarzyszu. Momentalnie powrócił do swojej wcześniejszej pozycji.
Nie chciał naruszać i tak już niewielkiej przestrzeni osobistej Sorena.
-
Możesz się oprzeć, jeśli chcesz. - Vaeril chwilę wahał się, czy
skorzystać z niecodziennej propozycji. W końcu zdecydował się ją
przyjąć. Potrzebował odpoczynku.
- Nie będę ci przeszkadzać?
- Skądże - zapewnił Soren, uśmiechając się delikatnie.
Większość
podróży minęła im w przyjemniejszej atmosferze niż rankiem, tak, jakby
obaj zapomnieli o wczorajszej, dość nieprzyjemnej rozmowie. W przerwach
pomiędzy wędrówkami dowiadywali się nowych rzeczach o organizowanym
balu. Szlachta przez swoje przechwałki i gadatliwość pierwszy raz
okazała się przydatna.
- Tak więc potrzebujemy
masek - poinformował białowłosy, kiedy powrócił z targu. Podał elfowi
zakupione pieczywo i ser, za które brunet podziękował i zaczął ze
smakiem zajadać.
- Bogu dzięki. Nie potrafiłem sobie wyobrazić sobie ciebie spacerującego po zamku - przyznał Iversen. - I tak już kusimy los.
- To na plus. Ale mamy inny problem - westchnął. - Potrzebne są zaproszenia. Bez nich nas nie wpuszczą.
-
Gdzie my do cholery je zdobędziemy? Twoja macocha raczej nas tam nie
chce. - Elf nie miał pojęcia, jak ominą strażników. W czasie przyjęcia
zamek na pewno będzie doskonale chroniony. Nawet zamieszanie spowodowane
balem im więc nie pomoże.
- Coś wymyślimy. - Soren usiadł niedaleko Vaeril'a, również sięgając po prowiant. - Odpocznijmy chwilę i ruszajmy dalej.
***
Byli
już w połowie drogi do Terpheux. Brunet, pomimo nieustającego mętliku w
głowie, zaczynał już rozpoznawać teren. Tą samą drogą uciekali przed
Derekiem. Jak wiele czasu minęło od tego czasu? Nie potrafił nawet tego.
oszacować - Vaeril wszystko pamiętał jak przez mgłę. Nikłe wspomnienia
mieszały się ze sobą, tworząc nieokiełznany chaos.
Pochłonięty we własnym umyśle Iversen nie usłyszał nawet zwracającego się do niego Sorena. Otrząsnął się sekundę później.
- Mógłbyś powtórzyć? - Chłopak odwrócił głowę w kierunku siedzącego za nim towarzysza.
-
Mówiłem, że zbliżamy się do miasta. - Soren wskazał dłonią wyłaniające
się zza horyzontu budynki. - Myślę, że powinniśmy znaleźć jakąś karczmę i
w niej przenocować. Jutro musimy dotrzeć do Terpheux.
-
Gdzie czeka nas zabawa życia - prychnął elf. Wtedy też poczuł na swojej
twarzy krople wody. - Jeszcze nam deszczu brakowało. Cudownie.
Szybko
dotarli na obrzeża miasta. Przy jednym z ostentacyjnych budynków
zaparkowano karetę, która niezwykle przykuła uwagę wędrowców.
Przywiązane do niej konie nerwowo kręciły łbami. Wyglądały na dość
zdenerwowane warunkami, w których przebywały. W odróżnieniu do bogatej
noclegowni, "stajnia" posiadała dziurawe zadaszenie, przez które na
zwierzęta kapała zimna woda.
- Jak sądzisz,
oni zmierzają na bal? - Vaeril zmierzył wzrokiem ozdobny pojazd. Soren
potwierdził kiwnięciem głowy. Przez chwilę wpatrywał się w karocę.
-
Chyba mam pomysł. - Na twarzy białowłosego pojawił się szeroki, zdaniem
bruneta oznaczający kłopoty, uśmiech. Zaskoczony elf nie odezwał się
słowem. Jego towarzysz zeskoczył z konia - samemu Iversenowi również
pomógł zejść.
- Chodź za mną - polecił, dowiązując konie to stojącego nieopodal płotu. - Tylko cicho.
Vaeril
pokręcił głową i odgarnął z czoła mokre włosy. Nie podobało mu się to,
ale nie dyskutował. Ruszył za swoim kompanem. Jak znowu wpakują się w
kłopoty, to chociaż razem.
Okrężną drogą,
uważając, aby nikt ich nie zauważył, dotarli do karocy. Soren, niczym
wprawiony włamywacz, wyłamał zamknięte drzwi do karety.
- Żartujesz, prawda? - Elf uniósł brwi.
- Skądże, chodź! - Anioł wszedł do pojazdu. Vaeril wzruszył ramionami i dołączył do niego.
Zaczęły
się poszukiwania zaproszeń. Brunet nigdy w życiu nie sądził, że będzie
miał okazję kiedykolwiek okraść karetę. Czy to właśnie tak nisko upadł?
Ostatecznie stwierdził, że to bez znaczenia - Sorenowi udało się
odnaleźć w jednej z walizek dwie starannie zapakowane koperty.
Białowłosy rozpoznał, że zostały one podpisane przez jego macochę.
Problem zaproszeń został rozwiązany. Kompan elfa jednak nie poprzestał
na tym. Z jednego bagażu wyciągnął ozdobną koszulę. Postanowił więc
zabrać całą walizkę, mówiąc, że "na bal potrzebujemy stosownych
kostiumów".
- Naprawdę nie wierzę, że to zrobiliśmy - przyznał Vaeril, kiedy tylko opuścili karocę.
-
I to jeszcze nie koniec - zapewnił Soren. Wyjął swój puginał i uwolnił
uwiązane do pojazdu konie. Przepłoszył zwierzęta, które zdenerwowane
pogalopowały w przypadkowym kierunku.
-
Wątpię, że dotrą na jutrzejszy bal. - Mówiąc to, białowłosy spojrzał
zadowolony na zmieszanego elfa. Według bruneta - wszystko poszło zbyt
szybko. I zbyt łatwo. Przerażała go również wizja odwiedzin w Terpheux.
Nie chciał ponownie spotkać Dereka, a jego obecność na balu jest niemal
pewna. Bał się o Sorena. Odkąd dowiedział się o przeszłości przyjaciela,
nie mógł pozwolić na ponowną konfrontację z swoim bratem. Tym razem,
mogą nie mieć już tyle szczęścia, co ostatnio.
[Soren? Czas na bal.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz