sobota, 23 maja 2020

Od Vaeril'a do Sorena

Ubrany w niezwykle eleganckie szaty, podążał za Sorenem wśród labiryntu krętych korytarzy. Białowłosy zachowywał się dość nietypowo. Vaeril, który spędził z nim wyjątkowo wiele czasu, zauważył różnicę w poruszaniu się, czy też w wypowiadanych słowach. Od białowłosego biła pełna podekscytowana aura. Działała ona kojąco na przytłoczonego ogromem zamku elfa, który obserwując swojego towarzysza, uśmiechnął się delikatnie. Dworek, który odwiedzili nie tak dawno, wydawał się teraz niezwykle mały i biedny. Nie stanowił nawet porównania do pałacu, w którym aktualnie się znajdowali. 
Dobry humor Sorena przygasł w holu pełnym obrazów. I choć początkowej niepewności, na jednym z portretów brunet rozpoznał swojego towarzysza. Kilka lat młodszy białowłosy, mimo uderzającego podobieństwa do teraźniejszego, wydawał się całkowicie inną osobą.
Po trwającej kilka sekund przerwie ruszyli przez szeroki korytarz w dalszą drogę. Ze znajdujących się na jego końcu drzwi udało im się dotrzeć do olbrzymiej sali. Jej bogato przyozdobione wnętrze speszyło Vaeril'a. Nigdy wcześniej nie uczestniczył w podobnej uroczystości. Nie mogąc oderwać wzroku od fikuśnie ubranych gości, zastanawiał się, czy to tak właśnie wygląda rzeczywistość ludzi z wyższych sfer? Czy w podobnych warunkach wychowywał się Soren? Szukając odpowiedzi, elf spojrzał w kierunku swojego towarzysza. Zasłaniająca jednak twarz chłopaka maska uniemożliwiała odczytanie z twarzy białowłosego jakichkolwiek emocji.
- Trzymaj się blisko. Nie chcę, żeby coś ci się stało. - W odpowiedzi na usłyszane polecenie, elf cicho prychnął. Potrafi o siebie zadbać sam. Nie kłócąc się jednak, ze wzruszeniem ramion, ruszył za swoim towarzyszem.
Całkowicie zaślepiony wystawnością przyjęcia, jedynie kątem oka dostrzegł wpadającą na Sorena dziewczynę. Ubrana w piękną suknię, odgarnęła z maski kosmyki włosów i zaczęła przepraszać. Białowłosy wpatrywał się w kobietę przez kilka sekund. Vaeril zrozumiał jego zaskoczenie w momencie, w którym jego towarzysz wymówił imię swojej siostry. Zurie na widok młodzieńców zareagowała niezwykłym zdziwieniem. Po szybkiej wymianie zdań na temat powodu, przez które Soren i Vaeril znaleźli się na balu, dziewczyna podzieliła się z nimi informacją na temat Emilio.
Rozmowę przerwało pojawienie się innej kobiety. Elf widział ją pierwszy raz w życiu, jednak otaczająca ją mroczna aura sprawiła, iż chłopak szybko domyślił się tożsamości nieznajomej.
Odziana w ciemną suknię do ziemi, ostentacyjnie rozejrzała się po sali. Jej zimny wzrok zatrzymał się dopiero na ukrytej za maską Zurie.
- A więc tu się ukryłaś, ptaszyno. Myślałam, że jasno wyraziłam się na temat tej ordynarnej maskarady. - Kobieta powolnym krokiem podeszła do siostry Sorena. Zerwała zasłaniający jej twarz przedmiot. - Nie bierz przykładu ze swego parszywego brata, ucieczka na nic ci się zda.
Vaeril spojrzał w stronę swojego towarzysza. Domyślał się, jak wściekły musi być w tym momencie białowłosy. Brunet nie mógł pozwolić, aby tak szybko zostali rozpoznani. Ścisnął więc dłoń swojego przyjaciela, wierząc, że w ten sposób przywróci go do porządku.
W ciszy obserwowali jak mroczna kobieta odciąga Zurie w przeciwległy kąt sali.
- Czy to...?
- Tak - odpowiedział Soren, najwyraźniej domyślając się, jak będzie brzmiało pytanie Iversena. - Dziękuję, że mnie powstrzymałeś. I przepraszam, że jestem idiotą. Znowu.
Nie rozdrapując już sprawy macochy, młodzieńcy rozpoczęli planować następny ruch. Musieli szybko odnaleźć Emilio - jedyną nadzieję w tej patowej sytuacji.
Vaeril czuł się niezwykle nieswojo wśród panujących wszędzie bogactw. Z niemałym jednak zainteresowaniem spoglądał na proponowane przystawki. Oglądał niespotkane wcześniej potrawy, czując ogromną potrzebę spróbowania ich. Wszystko, co widział, wydawało się tak obce i do tej pory nieosiągalne.
- Musimy wmieszać się w tłum. Prędzej czy później ktoś uzna nas za podejrzanych, jeśli przez cały bankiet będziemy tkwili pod ścianą - odparł po chwili milczenia Soren. Białowłosy sięgnął po dwa napełnione kieliszki. - Jeden nam nie zaszkodzi, to słaby alkohol. - Wypił łyk, po czym dodał: - To było ulubione wino mojej matki. Piła go tyle, że jego zapach przebijał się przez jej perfumy.
Vaeril uśmiechnął się serdecznie i kilkoma szybki łykami opróżnił naczynie. Słodkie wino wyjątkowo mu posmakowało. Dawno nie pił czegoś tak dobrego. Miał nawet ochotę na więcej, kiedy przypomniał sobie swoje ostanie alkoholowe eskapady. Odłożył ze wstrętem kieliszek. Nigdy więcej.
Krótką rozmowę przerwała im rozbrzmiewająca muzyka. Elf z zaskoczeniem spojrzał na gromadzące się na parkiecie pary. Rzucił okiem na Sorena, który również przyglądał się innym gościom. Chwilę później jednak białowłosy wbił wzrok w swojego towarzysza. Niespodziewanie ukłonił się wyciągnął przed siebie dłoń. W pierwszym momencie Iversen nie wiedział, co się dzieje.
- Skoro i tak zmuszeni jesteśmy czekać, czy pozwolisz zaprosić się do tańca? - Na dość nieoczekiwaną propozycję Vaeril wstrzymał oddech. - Z chęcią poprowadzę.
I choć elf niemal natychmiastowo drżącą dłonią pochwycił rękę towarzysza, nie miał pewności, czy podoła tak nietypowemu zadaniu.
- Ostrzegam, że nigdy nie tańczyłem. - Głos bruneta zabrzmiał niezwykle cicho. Panujący w jego głowie chaos jak na złość został zastąpiony nagłą pustką. Nie miał pojęcia, jak ma się zachować i co robić. Pozwolił więc, aby Soren zaprowadził go na parkiet. Wtopili się w tłum pochłoniętych w tańcu gości. Elf obserwując ich ruchy, poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony. Zmierza ku kompletnemu upokorzeniu się.
- Nie przejmuj się tym tak bardzo - powiedział uspokajająco Soren, stając naprzeciwko bruneta. Vaeril dziękował znajdującej się na jego twarzy masce. Nie chciał, aby ktokolwiek widział pokrywający jego policzki rumieniec. Elf nie potrafił określić dziwnego uczucia, które ogarnęło go od chwili wypowiedzenia niecodziennej propozycji przez przyjaciela.
Brunet wsłuchiwał się w zwięzłe instrukcje Sorena. Choć w teorii kroki taneczne wydawały się niezwykle proste, Vaeril dalej wątpił w swoje umiejętności. Widok kręcących się zwinnie wokoło par całkowicie speszył elfa, a spiął się jeszcze bardziej w momencie, w którym białowłosy objął go delikatnie i przysunął do siebie. Poinstruowany brunet w podobny sposób ułożył dłoń na ramieniu Sorena. Przygotowani, rozpoczęli taniec.
W pierwszej chwili Vaeril nie miał pojęcia, co robić. Nogi niemal co sekundę plątały mu się, skutkując małymi potknięciami. Kilka razy udało mu się nawet wpaść na przypadkowych szlachciców. Mimo pośpiesznych przeprosin, w odpowiedzi słyszał głównie ciche syknięcia. Zdawało się, iż jedyną osobą, która całkowicie nie przejmowała się znikomymi umiejętnościami bruneta, był Soren. Vaeril na samym początku starał się unikać wzroku swojego towarzysza. Nie znał przyczyny chwilowej nieśmiałości - dziwne samopoczucie starał się wyjaśnić jako jeden ze skutków spożytego niedawno eliksirów. Nigdy do tej pory nie czuł się w podobny sposób.
Z każdym kolejnym krokiem elf nabierał pewności i miał wrażenie, że taniec idzie mu lepiej. Zdobył się nawet na podtrzymanie spojrzenia błękitnych oczu swojego przyjaciela. Brunet powoli zaczynał oswajać się z nietypowym uczuciem. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Dziwne odprężenie ogarnęło jego ciało. W objęciach Sorena poczuł się wyjątkowo bezpiecznie. Na chwilę nawet zapomniał, że znajdują się w sercu bazy wroga.
Brzmienie muzyki z dość skocznej i energicznej zmieniło się na bardziej stonowane i spokojne. Wirujące pary zwolniły. Elegancko ubrani szlachcice przysunęli do siebie swoje partnerki. Atmosfera w sali zmieniła się drastycznie. Nawet kipiąca ostentacyjność przestała kłuć w oczy. Dźwięki lutni działały niezwykle uspokajająco. Vaeril'owi ów melodia się spodobała. Instynktownie przysunął się o krok bliżej do swojego towarzysza.
W owej pozycji nie pobyli jednak zbyt długo - dosłownie kilka sekund później jeden z tańczących mężczyzn niefortunnie wpadł na elfa, który w wyniku pchnięcia potknął się i wraz z Sorenem upadł na ziemię. Pogrążone dotychczas w tańcu pary przystanęły, by spojrzeć na leżących na parkiecie młodzieńców.
Młody szlachcic, sprawca ów wypadku, dość zażenowany zaczął pośpiesznie przepraszać. Wydawało się, że poczucie winy dotknęło go na tyle, że niemal od razu przystąpił do pomocy. W momencie natrętnego podawania dłoni Sorenowi, ozdobny mankiet zaczepił o maskę białowłosego. Vaeril wstrzymał oddech, kiedy zasłaniający twarz przyjaciela przedmiot z cichym trzaskiem upadł na ziemię. Wtedy też zapanowała dziwna cisza, która przerywana została jedynie niespokojnymi szeptami. Kroki taneczne ucichły, nawet zaskoczeni muzycy przerwali swój występ. Elf miał wrażenie, że wszyscy zgromadzeni na sali goście wbili w Sorena spojrzenie. Napięta atmosfera sięgnęła zenitu, kiedy przez rozsuwający się tłum, stukając głośno obcasami, spokojnym krokiem przedostała się Ursula. Vaeril w jej oczach dostrzegł nie wściekłość, a szczere zdumienie.
- Ty... - Jej chrypliwy głoś rozniósł się po sali. - Straż!
Elf, nim zdążył zareagować, poczuł jak Soren przysuwa go do siebie. Brunet zdążył się już mentalnie przygotować na magiczne przeniesienie w inne miejsce. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Iversen zerknął zaskoczony na przyjaciela, który wydawał się również oszołomiony.
- Cholera! Uciekaj! - Nawet słysząc polecenie, Vaeril nie potrafił ruszyć się z miejsca. Czuł, jak jego nogi stają się ociężałe - nie był w stanie podjąć próby odwrotu.
W momencie, kiedy do sali wbiegła zawiadomiona straż, wśród gości zapanowało poruszenie. Wielu z nich ruszyło w stronę drzwi. Zapanował ogromny chaos. Z powodu całego zamieszania elf poczuł, jak jego głowa niemal eksploduje z bólu. Ten atak był boleśniejszy od poprzednich. Chłopak, nim kolejny raz stracił przytomność, złapał za dłoń stojącego obok Sorena.
***
Rozejrzał się po ciemnym lochu. Duszący zapach stęchlizny uderzył w niego natychmiastowo. Odkaszlnął głośno, ledwo powstrzymując mdłości. Wtedy też poczuł, że opiera się o coś ciepłego. Odwrócił głowę i spojrzał na swojego towarzysza. Soren wydawał się być pogrążony we własnych myślach. Nie zauważył najwyraźniej nawet pobudki Vaeril'a. Sam elf poczuł przygnębiające poczucie winy. Gdyby nie on - udałoby im się uciec. Swoją głupotą skazał ich obu. Białowłosy był gotów poświęcić swoje życie dla dobra sprawy. Brunet nie okazał mu żadnej wdzięczności. Wpakowali się w tak okropne kłopoty właśnie z jego winy. Iversen poczuł złość na samego siebie - nigdy nie powinien się zgodzić na powrót do Terpheux.
Teraz, cudem jeszcze żyją. Drażniące się z nimi fatum kolejny raz dało nadzieję, którą wraz z upadkiem maski Sorena, z łatwością stłamsiło. Szanse na wydostanie się z zamku graniczyły z zerem. Białowłosy utracił umiejętność teleportacji, która nieraz uratowała im życie. Vaeril powoli zaczynał wątpić, że i tym razem uda im się uwolnić. Na pomoc mogli liczyć jedynie z zewnątrz.
Elf westchnął zmarnowany, starając się pogodzić z nieuniknionym. Na ów gest, Soren odwrócił głowę i spojrzał na swojego towarzysza.
- Jak się czujesz? - zapytał. Brunet poczuł się źle, słysząc łagodny głos przyjaciela. Nie zasługiwał na niego.
- Cholernie źle - odpowiedział mrukliwie. Odwrócił wzrok i dodał ciche: - Przepraszam. Za wszystko.
Kończąc swoją wypowiedź, wstał z miejsca i przeniósł się na drugi koniec celi, gdzie skulił się na zimnej ziemi. Zobaczył, jak białowłosy otworzył usta, aby odpowiedzieć, kiedy usłyszeli zbliżające się kroki. Vaeril oderwał wzrok od przyjaciela i spojrzał w stronę drzwi do celi. Pojawiła się w nich ostatnia osoba, jaką elf miał ochotę oglądać.
Derek obrzucił dwójkę uwięzionych młodzieńców wrogim spojrzeniem. Brunet poczuł jeszcze większe przygnębienie. Czy to właśnie jego brat został wyznaczony na kata? Czy więzy rodzinne są słabsze od poleconych rozkazów? Młodszy Iversen wbił wzrok w brudną posadzkę. Spotkanie Sorena i Zurie zdawało się bardziej ckliwe. Białowłosy mógł również liczyć na pomoc swojego przyrodniego brata. Vaeril więc nie potrafił pogodzić się z faktem, iż jego jedyny krewny stał się śmiertelnym wrogiem. Nigdy nie będzie mógł mieć w nim oparcia.
Wtedy jak grom z jasnego nieba w głowie elfa sklecił się plan. Niezwykle szalona idea rozbudziła w nim ostatnią iskierkę nadziei, dodając dziwnej motywacji. Nawet, jeśli nie wyjdzie, do stracenia, oprócz własnej godności (na której i tak mu przestało zależeć), nie miał do nic. Wziął głęboki oddech i podszedł w stronę drzwi. Przedstawienie czas zacząć.
- Derek! Tak się cieszę, że cię widzę! - Vaeril pragnął brzmieć jak najbardziej przekonywająco. Na twarzy gwardzisty pojawiło się zdziwienie. Elf nie spojrzał jednak w kierunku Sorena. Bał spojrzeć mu się w oczy. Ów strach wynikał głównie z tego, że w ten sposób zdradzi swoje kłamstwo. Brunet wierzył, że jego przyjaciel szybko wykryje podstęp. Niepewność wynikała również z tego, iż nigdy nie potrafił kłamać.
- Wiem, jak to wygląda - odparł ze śmiertelną powagą, wpatrując się bratu prosto w oczy. - I wiem również, że masz prawo mi nie uwierzyć, ale wszystko, co robiłem, było dla ciebie.
Zmieszany Derek otworzył usta. Spojrzał w głąb celi, najpewniej na znajdującego się w niej Sorena.
- Zdaję sobie sprawę, jak ważne dla ciebie są rozkazy królowej. - Elf  kontynuował swój wywód. - Cóż, sam chciałem udowodnić, na co mnie stać. Nie jestem już dzieckiem, Derek. Jak widzisz, potrafię sobie poradzić. - Na zakończenie wykrzywił usta w tryumfalnym uśmiechu.
Gwardzista najwyraźniej analizował słowa bruneta. W charakterystyczny sposób zmarszczył brwi i spojrzał na szczerzącego się głupio brata.
- Vaeril...? - Cichy głos Sorena rozbrzmiał po celi, przerywając niezręczną ciszę.
 Na elfa czekała najcięższa część zadania. Nie chciał zranić swojego przyjaciela. Musiał jednak udowodnić bratu, że jest po jego stronie. W głębi serca miał nadzieję, że białowłosy ufa mu na tyle, iż szybko zrozumie intencje bruneta.
- Tak? - Obrzucił zirytowanym spojrzeniem towarzysza. Chciał zabrzmieć jak najbardziej wiarygodnie. I nawet choć pragnął dać Sorenowi jakikolwiek znak, obawiał się, że nawet mrugnięcie mogłoby go zdradzić. Postanowił więc grać dalej. Jeśli plan pójdzie po jego myśli, pierwszą czynnością, jaką wykona, będą przeprosiny.
Nim białowłosy zdążył cokolwiek powiedzieć, Vaeril wziął głęboki oddech i zaczął mówić dalej:
- Sądzisz, że kolejny raz zaryzykuję dla ciebie życie? - Słowa z trudem przeszły mu przez gardło. - Mam dosyć. 
Ostatnie zdanie niemal wyszeptał. Nie potrafił spojrzeć w oczy Sorenowi. Odwrócił się więc ponownie do brata. 
- Jesteś dla mnie najważniejszy, zrobiłbym dla ciebie wszystko - powiedział, uśmiechając się delikatnie. - W końcu, mamy tylko siebie. 
Derek zaczął się wahać. Wymienił kilka szybkich słów ze strażnikami. Klucz zagrzechotał w zamku, a drzwi celi otworzyły się. Brunet pośpiesznym krokiem opuścił pomieszczenie. Uwolniony, rzucił się bratu na szyję. Celowo zrobił to niespodziewanie - w innym wypadku mógłby ryzykować utratę pamięci. A tego kolejny raz by nie chciał. Nie może zapomnieć o Sorenie. Nie tym razem. 
Unikając spojrzenia towarzysza, ze spuszczoną głową ruszył za gwardzistą. Nie spojrzy przyjacielowi w oczy, dopóki jego plan się nie powiedzie. Ciążące na ramionach elfa poczucie winy wprawiło go w nietypowe przygnębienie. Świadomość, że mógł urazić Sorena, wprawiała go w nieopisany smutek. Nie miał jednak wyjścia. Jeśli to jedyny sposób na uratowanie białowłosego, pociągnie przedstawienie dalej. 
***
- Nie ruszaj się stąd - polecił Derek, wchodząc do nieznanego elfowi pomieszczenia. Vaeril jednak nie miał zamiaru zostawiać przed drzwiami. Rozejrzał się nerwowo i ruszył przed siebie w przypadkowym kierunku. Wśród ogromu zamku musiał odnaleźć pomoc, co wcale nie zdawało się być proste. 
Błądził wśród plątaniny korytarzy. Wspinał się na piętra i zbiegał ze schodów, szukając punktu zaczepienia. Do najtrudniejszych zadań należało unikanie strażników. Chował się właśnie przed jednym, kiedy usłyszał niespodziewane "Dzień dobry, wasza wysokość". Stojący za rogiem brunet wstrzymał z przerażenia oddech. Brakowało mu jeszcze spotkania z macochą czy ojcem Sorena. Tkwił jednak w bezruchu, nie chcąc zwracać na siebie najmniejszej uwagi. 
Wtedy też z korytarza wyłonił się ciemnowłosy młodzieniec. W dłoniach dzierżył książki i pochłonięty we własnych myślach, nawet nie zauważył Vaeril'a. Elf szybko domyślił się się tożsamości nieznajomego. 
- Emilio? - zapytał szeptem. Nagłe słowa najwyraźniej przestraszyły młodzieńca - upuścił trzymane przedmioty i wbił skonfundowane spojrzenie w Iversena. 
- Wszystko w porządku, książę? - Odgłos kroków zapowiadał pojawienie się strażnika. Zestresowany brunet przyłożył palec do ust, próbując przekonać chłopaka do zachowania w tajemnicy spotkania. 
- Tak! Po prostu się potknąłem - odrzekł ciemnowłosy. Strażnik najwyraźniej zatrzymał się, porzucając potrzebę drążenia tematu. Książę zaś zapytał ciekawskim głosem: - Kim jesteś? 
Vaeril westchnął z ulgi. 
- Opowiem ci wszystko w bezpiecznym miejscu. 
Emilio pokiwał pośpiesznie głową i zaprowadził elfa do pobliskiej komnaty. Tam brunet wytłumaczył powód ich spotkania. Krótkie streszczenie rozpoczął od utraty pamięci, a zakończył na wymyśleniu pośpiesznej intrygi. Wierzył, iż książę będzie w stanie udzielić im pomocy. Soren mu ufał. 
- To wy jeszcze żyjecie? - spytał z niedowierzaniem Emilio. - Ciężko uwierzyć, że wpakowaliście się w takie bagno i dalej jakoś ciągniecie. 
- Musimy się pośpieszyć - odparł nerwowo Vaeril, przeczesując dłonią zmierzwione włosy. - Soren został sam. Muszę mu wszystko wyjaśnić, bo oszaleję. 
- Racja, nie mamy zbyt wiele czasu - przyznał książę, wstając z zajmowanego przez siebie miejsca na zdobionym, drewnianym krześle. - Ale najpierw chciałbym się zająć twoją amnezją. To w końcu był powód waszego pojawienia się w zamku. 
- Są rzeczy ważniejsze od tego. - Elf odsunął się od podchodzącego Emilio i skierował w stronę drzwi. - Muszę pomóc Sorenowi. 
- Możliwe, że później nie będę mieć już czasu, aby naprawić skutki eliksiru - wyjaśnił. 
Vaeril zawahał się. Po to tutaj przybyli. Stanął u celu podróży. Czas jednak nie był aktualnie jego sprzymierzeńcem. Każda sekunda jest na wagę złota. Musi ratować przyjaciela, nawet jeśli oznacza to znoszenie ogromnych bólów głowy do końca życia.  
- Nie zależy mi już na tym - odpowiedział w końcu. - Zurie wie o naszym porwaniu, prawda? 
- Widziała to na własne oczy, a dodatkowo jest pewna, że już nie żyjecie.
- Możesz mnie do niej zaprowadzić? - poprosił elf. Każda dodatkowa para rąk przyda się do pomocy. 
***
- Jesteście niewyobrażalnymi idiotami! - Siostra Sorena krążyła po komnacie. Wieść o tym, że jej brat jednak jeszcze żyje, przyniosła ulgę. W oczach dziewczyny dostrzegł nawet swego rodzaju wzruszenie. Jej dłonie drżały, kiedy nerwowo poprawiała swoje ubranie. - To jaki mamy plan? Bo masz jakiś, prawda? 
Vaeril nie miał żadnego. Próba odbicia przyjaciela wydawała się misją samobójczą. Choć minęło dosłownie kilka minut, elf miał wrażenie, że Derek odkrył jego nieobecność i domyślił się całego podstępu. Musieli się śpieszyć. 
- Zurie, mogłabyś dopilnować, aby nikt nie zbliżył się do lochów? Szczególnie mój brat albo twoja macocha - zaproponował po chwili namysłu. 
Dziewczyna kiwnęła głową i pośpiesznie wyszła z komnaty. Brunet został sam z księciem. 
- Zajmę czymś strażników,  a ty pobiegniesz po klucze i uwolnisz Sorena - zdecydował Emilio po krótkiej wymianie pomysłów. Iversen nie posiadał żadnych obiekcji. Ruszył za sojusznikiem w kierunku lochów. 
Z każdym krokiem czuł rosnący strach. Jego samopoczucia nie polepszał narastający ból głowy. W pewnym momencie nawet pod wpływem nieustającego w umyśle elfa nieporządku, musiał się zatrzymać i odetchnąć. 
- To nie wygląda dobrze. - Vaeril doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego beznadziejnego stanu. Diagnoza Emilio nie odkryła niczego nowego. - Myślę, że jeśli wszystko się uda, powinniśmy się spotkać jutro wieczorem w opuszczonym młynie znajdującym się w zachodniej części miasta. Soren na pewno będzie wiedział, gdzie to jest. Tam zajmiemy się twoją przypadłością. Powodzenia. 
- Dziękuję ci za wszystko. - Elf uśmiechnął się delikatnie. - Do zobaczenia!
Dotarli na miejsce. Emilio, zgodnie z planem, wezwał do siebie wszystkich strażników. Nie było to proste - musiał powoływać się na słowo królowej. Książę, ruchem ręki dał Iversenowi znak. Brunet znalazł się w lochach. Zaskakująco szybko odnalazł klucze do celi. Było ich niezwykle wiele, a Vaeril nie miał czasu, aby rozdrabniać się nad tym, który jest prawidłowy. 
W całym pośpiechu minął celę swojego przyjaciela. Kiedy w końcu udało mu się odnaleźć prawidłowe pomieszczenie, zaczął przypadkowo wypróbowywać każdy z kluczy. Był gotowy użyć każdego, żeby tylko uwolnić Sorena. 
- Vaeril? - Chłopak usłyszał oniemiały głos swojego przyjaciela. - Co ty tutaj robisz? 
- A co mogę robić, głupku? Kolejny raz ratuję naszą skórę - mówiąc to, brunet odnalazł odpowiedni klucz. Drzwi do celi otworzyły się, uwalniając więźnia. Elf niewiele myśląc, rzucił się przyjacielowi na szyję. - Jeszcze raz przepraszam. 

[Soren? c:]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz