Ubrany w niezwykle eleganckie szaty, podążał za
Sorenem wśród labiryntu krętych korytarzy. Białowłosy zachowywał się
dość nietypowo. Vaeril, który spędził z nim wyjątkowo wiele czasu,
zauważył różnicę w poruszaniu się, czy też w wypowiadanych słowach. Od
białowłosego biła pełna podekscytowana aura. Działała ona kojąco na
przytłoczonego ogromem zamku elfa, który obserwując swojego towarzysza,
uśmiechnął się delikatnie. Dworek, który odwiedzili nie tak dawno,
wydawał się teraz niezwykle mały i biedny. Nie stanowił nawet porównania
do pałacu, w którym aktualnie się znajdowali.
Dobry
humor Sorena przygasł w holu pełnym obrazów. I choć początkowej
niepewności, na jednym z portretów brunet rozpoznał swojego towarzysza.
Kilka lat młodszy białowłosy, mimo uderzającego podobieństwa do
teraźniejszego, wydawał się całkowicie inną osobą.
Po
trwającej kilka sekund przerwie ruszyli przez szeroki korytarz w dalszą
drogę. Ze znajdujących się na jego końcu drzwi udało im się dotrzeć do
olbrzymiej sali. Jej bogato przyozdobione wnętrze speszyło Vaeril'a.
Nigdy wcześniej nie uczestniczył w podobnej uroczystości. Nie mogąc
oderwać wzroku od fikuśnie ubranych gości, zastanawiał się, czy to tak
właśnie wygląda rzeczywistość ludzi z wyższych sfer? Czy w podobnych
warunkach wychowywał się Soren? Szukając odpowiedzi, elf spojrzał w
kierunku swojego towarzysza. Zasłaniająca jednak twarz chłopaka maska
uniemożliwiała odczytanie z twarzy białowłosego jakichkolwiek emocji.
-
Trzymaj się blisko. Nie chcę, żeby coś ci się stało. - W odpowiedzi na
usłyszane polecenie, elf cicho prychnął. Potrafi o siebie zadbać sam.
Nie kłócąc się jednak, ze wzruszeniem ramion, ruszył za swoim
towarzyszem.
Całkowicie zaślepiony wystawnością
przyjęcia, jedynie kątem oka dostrzegł wpadającą na Sorena dziewczynę.
Ubrana w piękną suknię, odgarnęła z maski kosmyki włosów i zaczęła
przepraszać. Białowłosy wpatrywał się w kobietę przez kilka sekund.
Vaeril zrozumiał jego zaskoczenie w momencie, w którym jego towarzysz
wymówił imię swojej siostry. Zurie na widok młodzieńców zareagowała
niezwykłym zdziwieniem. Po szybkiej wymianie zdań na temat powodu, przez
które Soren i Vaeril znaleźli się na balu, dziewczyna podzieliła się z
nimi informacją na temat Emilio.
Rozmowę
przerwało pojawienie się innej kobiety. Elf widział ją pierwszy raz w
życiu, jednak otaczająca ją mroczna aura sprawiła, iż chłopak szybko
domyślił się tożsamości nieznajomej.
Odziana w
ciemną suknię do ziemi, ostentacyjnie rozejrzała się po sali. Jej zimny
wzrok zatrzymał się dopiero na ukrytej za maską Zurie.
-
A więc tu się ukryłaś, ptaszyno. Myślałam, że jasno wyraziłam się na
temat tej ordynarnej maskarady. - Kobieta powolnym krokiem podeszła do
siostry Sorena. Zerwała zasłaniający jej twarz przedmiot. - Nie bierz
przykładu ze swego parszywego brata, ucieczka na nic ci się zda.
Vaeril
spojrzał w stronę swojego towarzysza. Domyślał się, jak wściekły musi
być w tym momencie białowłosy. Brunet nie mógł pozwolić, aby tak szybko
zostali rozpoznani. Ścisnął więc dłoń swojego przyjaciela, wierząc, że w
ten sposób przywróci go do porządku.
W ciszy obserwowali jak mroczna kobieta odciąga Zurie w przeciwległy kąt sali.
- Czy to...?
-
Tak - odpowiedział Soren, najwyraźniej domyślając się, jak będzie
brzmiało pytanie Iversena. - Dziękuję, że mnie powstrzymałeś. I
przepraszam, że jestem idiotą. Znowu.
Nie
rozdrapując już sprawy macochy, młodzieńcy rozpoczęli planować następny
ruch. Musieli szybko odnaleźć Emilio - jedyną nadzieję w tej patowej
sytuacji.
Vaeril czuł się niezwykle nieswojo
wśród panujących wszędzie bogactw. Z niemałym jednak zainteresowaniem
spoglądał na proponowane przystawki. Oglądał niespotkane wcześniej
potrawy, czując ogromną potrzebę spróbowania ich. Wszystko, co widział,
wydawało się tak obce i do tej pory nieosiągalne.
-
Musimy wmieszać się w tłum. Prędzej czy później ktoś uzna nas za
podejrzanych, jeśli przez cały bankiet będziemy tkwili pod ścianą -
odparł po chwili milczenia Soren. Białowłosy sięgnął po dwa napełnione
kieliszki. - Jeden nam nie zaszkodzi, to słaby alkohol. - Wypił łyk, po
czym dodał: - To było ulubione wino mojej matki. Piła go tyle, że jego
zapach przebijał się przez jej perfumy.
Vaeril
uśmiechnął się serdecznie i kilkoma szybki łykami opróżnił naczynie.
Słodkie wino wyjątkowo mu posmakowało. Dawno nie pił czegoś tak dobrego.
Miał nawet ochotę na więcej, kiedy przypomniał sobie swoje ostanie
alkoholowe eskapady. Odłożył ze wstrętem kieliszek. Nigdy więcej.
Krótką
rozmowę przerwała im rozbrzmiewająca muzyka. Elf z zaskoczeniem
spojrzał na gromadzące się na parkiecie pary. Rzucił okiem na Sorena,
który również przyglądał się innym gościom. Chwilę później jednak
białowłosy wbił wzrok w swojego towarzysza. Niespodziewanie ukłonił się
wyciągnął przed siebie dłoń. W pierwszym momencie Iversen nie wiedział,
co się dzieje.
- Skoro i tak zmuszeni jesteśmy
czekać, czy pozwolisz zaprosić się do tańca? - Na dość nieoczekiwaną
propozycję Vaeril wstrzymał oddech. - Z chęcią poprowadzę.
I choć elf niemal natychmiastowo drżącą dłonią pochwycił rękę towarzysza, nie miał pewności, czy podoła tak nietypowemu zadaniu.
-
Ostrzegam, że nigdy nie tańczyłem. - Głos bruneta zabrzmiał niezwykle
cicho. Panujący w jego głowie chaos jak na złość został zastąpiony nagłą
pustką. Nie miał pojęcia, jak ma się zachować i co robić. Pozwolił
więc, aby Soren zaprowadził go na parkiet. Wtopili się w tłum
pochłoniętych w tańcu gości. Elf obserwując ich ruchy, poczuł się
jeszcze bardziej przygnębiony. Zmierza ku kompletnemu upokorzeniu się.
-
Nie przejmuj się tym tak bardzo - powiedział uspokajająco Soren, stając
naprzeciwko bruneta. Vaeril dziękował znajdującej się na jego twarzy
masce. Nie chciał, aby ktokolwiek widział pokrywający jego policzki
rumieniec. Elf nie potrafił określić dziwnego uczucia, które ogarnęło go
od chwili wypowiedzenia niecodziennej propozycji przez przyjaciela.
Brunet
wsłuchiwał się w zwięzłe instrukcje Sorena. Choć w teorii kroki
taneczne wydawały się niezwykle proste, Vaeril dalej wątpił w swoje
umiejętności. Widok kręcących się zwinnie wokoło par całkowicie speszył
elfa, a spiął się jeszcze bardziej w momencie, w którym białowłosy objął
go delikatnie i przysunął do siebie. Poinstruowany brunet w podobny
sposób ułożył dłoń na ramieniu Sorena. Przygotowani, rozpoczęli taniec.
W
pierwszej chwili Vaeril nie miał pojęcia, co robić. Nogi niemal co
sekundę plątały mu się, skutkując małymi potknięciami. Kilka razy udało
mu się nawet wpaść na przypadkowych szlachciców. Mimo pośpiesznych
przeprosin, w odpowiedzi słyszał głównie ciche syknięcia. Zdawało się,
iż jedyną osobą, która całkowicie nie przejmowała się znikomymi
umiejętnościami bruneta, był Soren. Vaeril na samym początku starał się
unikać wzroku swojego towarzysza. Nie znał przyczyny chwilowej
nieśmiałości - dziwne samopoczucie starał się wyjaśnić jako jeden ze
skutków spożytego niedawno eliksirów. Nigdy do tej pory nie czuł się w
podobny sposób.
Z każdym kolejnym krokiem elf
nabierał pewności i miał wrażenie, że taniec idzie mu lepiej. Zdobył się
nawet na podtrzymanie spojrzenia błękitnych oczu swojego przyjaciela.
Brunet powoli zaczynał oswajać się z nietypowym uczuciem. Na jego twarzy
pojawił się szeroki uśmiech. Dziwne odprężenie ogarnęło jego ciało. W
objęciach Sorena poczuł się wyjątkowo bezpiecznie. Na chwilę nawet
zapomniał, że znajdują się w sercu bazy wroga.
Brzmienie
muzyki z dość skocznej i energicznej zmieniło się na bardziej stonowane
i spokojne. Wirujące pary zwolniły. Elegancko ubrani szlachcice
przysunęli do siebie swoje partnerki. Atmosfera w sali zmieniła się
drastycznie. Nawet kipiąca ostentacyjność przestała kłuć w oczy. Dźwięki
lutni działały niezwykle uspokajająco. Vaeril'owi ów melodia się
spodobała. Instynktownie przysunął się o krok bliżej do swojego
towarzysza.
W owej pozycji nie pobyli jednak
zbyt długo - dosłownie kilka sekund później jeden z tańczących mężczyzn
niefortunnie wpadł na elfa, który w wyniku pchnięcia potknął się i wraz z
Sorenem upadł na ziemię. Pogrążone dotychczas w tańcu pary przystanęły,
by spojrzeć na leżących na parkiecie młodzieńców.
Młody
szlachcic, sprawca ów wypadku, dość zażenowany zaczął pośpiesznie
przepraszać. Wydawało się, że poczucie winy dotknęło go na tyle, że
niemal od razu przystąpił do pomocy. W momencie natrętnego podawania
dłoni Sorenowi, ozdobny mankiet zaczepił o maskę białowłosego. Vaeril
wstrzymał oddech, kiedy zasłaniający twarz przyjaciela przedmiot z
cichym trzaskiem upadł na ziemię. Wtedy też zapanowała dziwna cisza,
która przerywana została jedynie niespokojnymi szeptami. Kroki taneczne
ucichły, nawet zaskoczeni muzycy przerwali swój występ. Elf miał
wrażenie, że wszyscy zgromadzeni na sali goście wbili w Sorena
spojrzenie. Napięta atmosfera sięgnęła zenitu, kiedy przez rozsuwający
się tłum, stukając głośno obcasami, spokojnym krokiem przedostała się
Ursula. Vaeril w jej oczach dostrzegł nie wściekłość, a szczere
zdumienie.
- Ty... - Jej chrypliwy głoś rozniósł się po sali. - Straż!
Elf,
nim zdążył zareagować, poczuł jak Soren przysuwa go do siebie. Brunet
zdążył się już mentalnie przygotować na magiczne przeniesienie w inne
miejsce. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Iversen zerknął zaskoczony na
przyjaciela, który wydawał się również oszołomiony.
-
Cholera! Uciekaj! - Nawet słysząc polecenie, Vaeril nie potrafił ruszyć
się z miejsca. Czuł, jak jego nogi stają się ociężałe - nie był w
stanie podjąć próby odwrotu.
W momencie, kiedy
do sali wbiegła zawiadomiona straż, wśród gości zapanowało poruszenie.
Wielu z nich ruszyło w stronę drzwi. Zapanował ogromny chaos. Z powodu
całego zamieszania elf poczuł, jak jego głowa niemal eksploduje z bólu.
Ten atak był boleśniejszy od poprzednich. Chłopak, nim kolejny raz
stracił przytomność, złapał za dłoń stojącego obok Sorena.
***
Rozejrzał
się po ciemnym lochu. Duszący zapach stęchlizny uderzył w niego
natychmiastowo. Odkaszlnął głośno, ledwo powstrzymując mdłości. Wtedy
też poczuł, że opiera się o coś ciepłego. Odwrócił głowę i spojrzał na
swojego towarzysza. Soren wydawał się być pogrążony we własnych myślach.
Nie zauważył najwyraźniej nawet pobudki Vaeril'a. Sam elf poczuł
przygnębiające poczucie winy. Gdyby nie on - udałoby im się uciec. Swoją
głupotą skazał ich obu. Białowłosy był gotów poświęcić swoje życie dla
dobra sprawy. Brunet nie okazał mu żadnej wdzięczności. Wpakowali się w
tak okropne kłopoty właśnie z jego winy. Iversen poczuł złość na samego
siebie - nigdy nie powinien się zgodzić na powrót do Terpheux.
Teraz,
cudem jeszcze żyją. Drażniące się z nimi fatum kolejny raz dało
nadzieję, którą wraz z upadkiem maski Sorena, z łatwością stłamsiło.
Szanse na wydostanie się z zamku graniczyły z zerem. Białowłosy utracił
umiejętność teleportacji, która nieraz uratowała im życie. Vaeril powoli
zaczynał wątpić, że i tym razem uda im się uwolnić. Na pomoc mogli
liczyć jedynie z zewnątrz.
Elf westchnął
zmarnowany, starając się pogodzić z nieuniknionym. Na ów gest, Soren
odwrócił głowę i spojrzał na swojego towarzysza.
- Jak się czujesz? - zapytał. Brunet poczuł się źle, słysząc łagodny głos przyjaciela. Nie zasługiwał na niego.
- Cholernie źle - odpowiedział mrukliwie. Odwrócił wzrok i dodał ciche: - Przepraszam. Za wszystko.
Kończąc
swoją wypowiedź, wstał z miejsca i przeniósł się na drugi koniec celi,
gdzie skulił się na zimnej ziemi. Zobaczył, jak białowłosy otworzył
usta, aby odpowiedzieć, kiedy usłyszeli zbliżające się kroki. Vaeril
oderwał wzrok od przyjaciela i spojrzał w stronę drzwi do celi. Pojawiła
się w nich ostatnia osoba, jaką elf miał ochotę oglądać.
Derek
obrzucił dwójkę uwięzionych młodzieńców wrogim spojrzeniem. Brunet
poczuł jeszcze większe przygnębienie. Czy to właśnie jego brat został
wyznaczony na kata? Czy więzy rodzinne są słabsze od poleconych
rozkazów? Młodszy Iversen wbił wzrok w brudną posadzkę. Spotkanie Sorena
i Zurie zdawało się bardziej ckliwe. Białowłosy mógł również liczyć na
pomoc swojego przyrodniego brata. Vaeril więc nie potrafił pogodzić się z
faktem, iż jego jedyny krewny stał się śmiertelnym wrogiem. Nigdy nie
będzie mógł mieć w nim oparcia.
Wtedy jak grom z
jasnego nieba w głowie elfa sklecił się plan. Niezwykle szalona idea
rozbudziła w nim ostatnią iskierkę nadziei, dodając dziwnej motywacji.
Nawet, jeśli nie wyjdzie, do stracenia, oprócz własnej godności (na
której i tak mu przestało zależeć), nie miał do nic. Wziął głęboki
oddech i podszedł w stronę drzwi. Przedstawienie czas zacząć.
-
Derek! Tak się cieszę, że cię widzę! - Vaeril pragnął brzmieć jak
najbardziej przekonywająco. Na twarzy gwardzisty pojawiło się
zdziwienie. Elf nie spojrzał jednak w kierunku Sorena. Bał spojrzeć mu
się w oczy. Ów strach wynikał głównie z tego, że w ten sposób zdradzi
swoje kłamstwo. Brunet wierzył, że jego przyjaciel szybko wykryje
podstęp. Niepewność wynikała również z tego, iż nigdy nie potrafił
kłamać.
- Wiem, jak to wygląda - odparł ze
śmiertelną powagą, wpatrując się bratu prosto w oczy. - I wiem również,
że masz prawo mi nie uwierzyć, ale wszystko, co robiłem, było dla
ciebie.
Zmieszany Derek otworzył usta. Spojrzał w głąb celi, najpewniej na znajdującego się w niej Sorena.
-
Zdaję sobie sprawę, jak ważne dla ciebie są rozkazy królowej. - Elf
kontynuował swój wywód. - Cóż, sam chciałem udowodnić, na co mnie stać.
Nie jestem już dzieckiem, Derek. Jak widzisz, potrafię sobie poradzić. -
Na zakończenie wykrzywił usta w tryumfalnym uśmiechu.
Gwardzista
najwyraźniej analizował słowa bruneta. W charakterystyczny sposób
zmarszczył brwi i spojrzał na szczerzącego się głupio brata.
- Vaeril...? - Cichy głos Sorena rozbrzmiał po celi, przerywając niezręczną ciszę.
Na
elfa czekała najcięższa część zadania. Nie chciał zranić swojego
przyjaciela. Musiał jednak udowodnić bratu, że jest po jego stronie. W
głębi serca miał nadzieję, że białowłosy ufa mu na tyle, iż szybko
zrozumie intencje bruneta.
- Tak? - Obrzucił
zirytowanym spojrzeniem towarzysza. Chciał zabrzmieć jak najbardziej
wiarygodnie. I nawet choć pragnął dać Sorenowi jakikolwiek znak, obawiał
się, że nawet mrugnięcie mogłoby go zdradzić. Postanowił więc grać
dalej. Jeśli plan pójdzie po jego myśli, pierwszą czynnością, jaką
wykona, będą przeprosiny.
Nim białowłosy zdążył cokolwiek powiedzieć, Vaeril wziął głęboki oddech i zaczął mówić dalej:
- Sądzisz, że kolejny raz zaryzykuję dla ciebie życie? - Słowa z trudem przeszły mu przez gardło. - Mam dosyć.
Ostatnie zdanie niemal wyszeptał. Nie potrafił spojrzeć w oczy Sorenowi. Odwrócił się więc ponownie do brata.
-
Jesteś dla mnie najważniejszy, zrobiłbym dla ciebie wszystko -
powiedział, uśmiechając się delikatnie. - W końcu, mamy tylko siebie.
Derek
zaczął się wahać. Wymienił kilka szybkich słów ze strażnikami. Klucz
zagrzechotał w zamku, a drzwi celi otworzyły się. Brunet pośpiesznym
krokiem opuścił pomieszczenie. Uwolniony, rzucił się bratu na szyję.
Celowo zrobił to niespodziewanie - w innym wypadku mógłby ryzykować
utratę pamięci. A tego kolejny raz by nie chciał. Nie może zapomnieć o
Sorenie. Nie tym razem.
Unikając spojrzenia
towarzysza, ze spuszczoną głową ruszył za gwardzistą. Nie spojrzy
przyjacielowi w oczy, dopóki jego plan się nie powiedzie. Ciążące na
ramionach elfa poczucie winy wprawiło go w nietypowe przygnębienie.
Świadomość, że mógł urazić Sorena, wprawiała go w nieopisany smutek. Nie
miał jednak wyjścia. Jeśli to jedyny sposób na uratowanie białowłosego,
pociągnie przedstawienie dalej.
***
-
Nie ruszaj się stąd - polecił Derek, wchodząc do nieznanego elfowi
pomieszczenia. Vaeril jednak nie miał zamiaru zostawiać przed drzwiami.
Rozejrzał się nerwowo i ruszył przed siebie w przypadkowym kierunku.
Wśród ogromu zamku musiał odnaleźć pomoc, co wcale nie zdawało się być
proste.
Błądził wśród plątaniny korytarzy.
Wspinał się na piętra i zbiegał ze schodów, szukając punktu zaczepienia.
Do najtrudniejszych zadań należało unikanie strażników. Chował się
właśnie przed jednym, kiedy usłyszał niespodziewane "Dzień dobry, wasza
wysokość". Stojący za rogiem brunet wstrzymał z przerażenia oddech.
Brakowało mu jeszcze spotkania z macochą czy ojcem Sorena. Tkwił jednak w
bezruchu, nie chcąc zwracać na siebie najmniejszej uwagi.
Wtedy
też z korytarza wyłonił się ciemnowłosy młodzieniec. W dłoniach
dzierżył książki i pochłonięty we własnych myślach, nawet nie zauważył
Vaeril'a. Elf szybko domyślił się się tożsamości nieznajomego.
-
Emilio? - zapytał szeptem. Nagłe słowa najwyraźniej przestraszyły
młodzieńca - upuścił trzymane przedmioty i wbił skonfundowane spojrzenie
w Iversena.
- Wszystko w porządku, książę? -
Odgłos kroków zapowiadał pojawienie się strażnika. Zestresowany brunet
przyłożył palec do ust, próbując przekonać chłopaka do zachowania w
tajemnicy spotkania.
- Tak! Po prostu się
potknąłem - odrzekł ciemnowłosy. Strażnik najwyraźniej zatrzymał się,
porzucając potrzebę drążenia tematu. Książę zaś zapytał ciekawskim
głosem: - Kim jesteś?
Vaeril westchnął z ulgi.
- Opowiem ci wszystko w bezpiecznym miejscu.
Emilio
pokiwał pośpiesznie głową i zaprowadził elfa do pobliskiej komnaty. Tam
brunet wytłumaczył powód ich spotkania. Krótkie streszczenie rozpoczął
od utraty pamięci, a zakończył na wymyśleniu pośpiesznej intrygi.
Wierzył, iż książę będzie w stanie udzielić im pomocy. Soren mu ufał.
-
To wy jeszcze żyjecie? - spytał z niedowierzaniem Emilio. - Ciężko
uwierzyć, że wpakowaliście się w takie bagno i dalej jakoś ciągniecie.
-
Musimy się pośpieszyć - odparł nerwowo Vaeril, przeczesując dłonią
zmierzwione włosy. - Soren został sam. Muszę mu wszystko wyjaśnić, bo
oszaleję.
- Racja, nie mamy zbyt wiele czasu -
przyznał książę, wstając z zajmowanego przez siebie miejsca na
zdobionym, drewnianym krześle. - Ale najpierw chciałbym się zająć twoją
amnezją. To w końcu był powód waszego pojawienia się w zamku.
- Są rzeczy ważniejsze od tego. - Elf odsunął się od podchodzącego Emilio i skierował w stronę drzwi. - Muszę pomóc Sorenowi.
- Możliwe, że później nie będę mieć już czasu, aby naprawić skutki eliksiru - wyjaśnił.
Vaeril
zawahał się. Po to tutaj przybyli. Stanął u celu podróży. Czas jednak
nie był aktualnie jego sprzymierzeńcem. Każda sekunda jest na wagę
złota. Musi ratować przyjaciela, nawet jeśli oznacza to znoszenie
ogromnych bólów głowy do końca życia.
- Nie zależy mi już na tym - odpowiedział w końcu. - Zurie wie o naszym porwaniu, prawda?
- Widziała to na własne oczy, a dodatkowo jest pewna, że już nie żyjecie.
- Możesz mnie do niej zaprowadzić? - poprosił elf. Każda dodatkowa para rąk przyda się do pomocy.
***
-
Jesteście niewyobrażalnymi idiotami! - Siostra Sorena krążyła po
komnacie. Wieść o tym, że jej brat jednak jeszcze żyje, przyniosła ulgę.
W oczach dziewczyny dostrzegł nawet swego rodzaju wzruszenie. Jej
dłonie drżały, kiedy nerwowo poprawiała swoje ubranie. - To jaki mamy
plan? Bo masz jakiś, prawda?
Vaeril nie miał
żadnego. Próba odbicia przyjaciela wydawała się misją samobójczą. Choć
minęło dosłownie kilka minut, elf miał wrażenie, że Derek odkrył jego
nieobecność i domyślił się całego podstępu. Musieli się śpieszyć.
-
Zurie, mogłabyś dopilnować, aby nikt nie zbliżył się do lochów?
Szczególnie mój brat albo twoja macocha - zaproponował po chwili
namysłu.
Dziewczyna kiwnęła głową i pośpiesznie wyszła z komnaty. Brunet został sam z księciem.
-
Zajmę czymś strażników, a ty pobiegniesz po klucze i uwolnisz Sorena -
zdecydował Emilio po krótkiej wymianie pomysłów. Iversen nie posiadał
żadnych obiekcji. Ruszył za sojusznikiem w kierunku lochów.
Z
każdym krokiem czuł rosnący strach. Jego samopoczucia nie polepszał
narastający ból głowy. W pewnym momencie nawet pod wpływem nieustającego
w umyśle elfa nieporządku, musiał się zatrzymać i odetchnąć.
-
To nie wygląda dobrze. - Vaeril doskonale zdawał sobie sprawę ze
swojego beznadziejnego stanu. Diagnoza Emilio nie odkryła niczego
nowego. - Myślę, że jeśli wszystko się uda, powinniśmy się spotkać jutro
wieczorem w opuszczonym młynie znajdującym się w zachodniej części
miasta. Soren na pewno będzie wiedział, gdzie to jest. Tam zajmiemy się
twoją przypadłością. Powodzenia.
- Dziękuję ci za wszystko. - Elf uśmiechnął się delikatnie. - Do zobaczenia!
Dotarli
na miejsce. Emilio, zgodnie z planem, wezwał do siebie wszystkich
strażników. Nie było to proste - musiał powoływać się na słowo królowej.
Książę, ruchem ręki dał Iversenowi znak. Brunet znalazł się w lochach.
Zaskakująco szybko odnalazł klucze do celi. Było ich niezwykle wiele, a
Vaeril nie miał czasu, aby rozdrabniać się nad tym, który jest
prawidłowy.
W całym pośpiechu minął celę
swojego przyjaciela. Kiedy w końcu udało mu się odnaleźć prawidłowe
pomieszczenie, zaczął przypadkowo wypróbowywać każdy z kluczy. Był
gotowy użyć każdego, żeby tylko uwolnić Sorena.
- Vaeril? - Chłopak usłyszał oniemiały głos swojego przyjaciela. - Co ty tutaj robisz?
-
A co mogę robić, głupku? Kolejny raz ratuję naszą skórę - mówiąc to,
brunet odnalazł odpowiedni klucz. Drzwi do celi otworzyły się,
uwalniając więźnia. Elf niewiele myśląc, rzucił się przyjacielowi na
szyję. - Jeszcze raz przepraszam.
[Soren? c:]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz