środa, 5 lutego 2020

Od Alaratha do Agnessi

Ile może trwać wycieczka do zielarza? 10 minut? 15? Całą noc?
- No oczywiście! – powiedział do siebie Alarath – Co mogłoby pójść nie tak? To tylko wyjście do sklepu. Przygoda na całą noc.
Elf nie mógł spać, problemy tego domu opuszczeniem tego domu tylko się powiększyły, jedyną korzyścią długiej nieobecności Agnessi było to, że mógł w spokoju przeanalizować dom Denvo, czarodziei i magię, jaka otaczała ten dom. Żeby stąd uciec będzie potrzeba dużej mocy, a eliksiry wspomagające jego witalność są na wyczerpaniu. Elf został zmuszony do improwizacji. Nad ranem do jego pokoju zawitała niedoczekana powierniczka. Alarath już na nią czekał. Wściekły i zmęczony.
***
Agnessi poprowadziła Alaratha w dół spiralnymi schodami do pomieszczenia, którego jeszcze wcześniej nie widział.
- I oto i ono, witam pana – Demonica skłoniła się teatralnie, przepuszczając Alaratha w progu wejścia.
Owo pomieszczenie było typowym segmentem laboratoryjnym – biurko, półki w połowie wypełnione fiolkami, pustymi i nie, stosy ksiąg i notatek, klatki dla ptaków i szczurów, szafa oraz to na co elf liczył – stół alchemiczny.
-Jak myślisz ile mamy czasu? – Zapytał elf.
- Czasu do czego? – W głosie Agne słychać było wyraźne zmęczenie.
- Aż się zorientują, że coś jest nie tak? – dokończył zniecierpliwiony.
-Pewnie kilka godzin, ta trójka nie należy do zwykle spostrzegawczych.
Alarath skinął głową i udał się do stołu alchemicznego
-Powinno wystarczyć — odparł elf, po czym z szerokim rozmachem klasnął dłońmi.
Z jego dłoni wyleciało to samo co zwykle – purpurowa mgła, która zaczęła wypełniać puste fiolki. Elf złapał moździerz i wziął się za przygotowanie kilku mikstur.
Trwało to mniej więcej godzinę, magia pozwoliła przyśpieszyć proces ważenia się mikstur, dzięki czemu nie trzeba było czekać całego dnia. Zakorkował mikstury, część poprzyczepiał do pasa na jego piersi, a resztę delikatnie włożył do torby.
- Jestem gotowy, możemy iść dalej – Odwrócił się i zobaczył jak Agnessi leży oparta o ścianę, ciężko starając się łapać każdy oddech.
To by miało sens, gdyż przez całą godzinę była absolutna cisza, która jest niespotykana w towarzystwie tego sukubba.
-To… Dobrze… - wydyszała – Ja tu… Zostanę, muszę… Się zdrzemnąć.
Czarodziej przykucnął przed nią, schylił się i wyrwał jej mały kępek włosów, po czym wziął jedną z przyrządzonych mikstur, odkorkował, wrzucił włosy, wymieszał i podał wycieńczonemu demonowi.
- Wypij, poczujesz się lepiej. – Agne, złapała butelkę i jednym łykiem wypiła całą zawartość.
Efekt był prawie natychmiastowy, skóra i włosy znowu nabrały kolorów a oczy swój złoty blask.
- Dzi… Dziękuje – wydyszała – Tylko po co te włosy?
- Żeby Cię zirytować – Alarath puścił jej oczko, po czym wstał i skierował się do biurka pełnego pergaminów. Przejrzał każdy skrawek, dokładnie analizując każdą rycinę. Minęła chwila, zanim wszystko podsumował.
- Tak jak myślałem. Nie przeczytam tego. Nie znam tego języka.
Rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Hmmm – Zastanowił się przez chwile. – Ukryte przejście. To jest to, czego szukamy.
- Chyba znalazłam.
Jak na zawołanie ściana obok szafy rozsunęła się, otwierając przed sobą długi, ciemny korytarz.
- Wspaniale! – Alarath niemal krzyknął
Podszedł do korytarza, stając obok Agnessi i poczochrał ją po włosach. Był od niej wyższy, więc nie miał z tym problemu.
- Dobra robota – podsumował elf – Chodźmy.
***
Elf puścił niewielką kulę fioletowego światła, co by oświetlała drogę przed nimi. Korytarz był dość długi, lecz i tym razem przeszli go w milczeniu. Po dłuższej chwili dotarli do długiej, lecz wąskiej murowanej, kamiennymi cegłami sali. Przy wejściu, z którego wyszli przy ścianach, naprzeciwko siebie stały dwa wysokie na ok. 4 metry, złoto-białe słupy z niepieskim kryształem, wielkości dużego psa i nieco mniejszym wyżej. Na końcu pomieszczenia był ich cel – Lewitujący na piedestale rdzeń.
- Widzę go! – krzyknęła podekscytowana Agne i pobiegła w jego stronę.
-Nie! Stój! Czekaj!
Wykonał Ryan Metcalf.
Alarath nie zdążył nawet zareagować, kiedy oba słupy poruszyły się, pokazując swoją prawdziwą naturę. Dwa potężne magiczne konstrukty zablokowały przejście i elf w ostatniej chwili zdążył uratować sukubba przed zmiażdżeniem. Golemy stały nieruchomo, uniemożliwiając dalszą drogę.
- I co teraz? - zapytała Zaintrygowana Agne.
- Myślę, że to jasne.- Elf uśmiechnął się arogancko — Torujemy sobie drogę!
W jednej chwili przywołał swój zaklęty kostur, a w drugiej jego ręki wyleciały 3 purpurowe pociski, kierujące się prosto w stronę jednego ze strażników. Uderzając w cel, rozmyły się równie szybko, jak się pojawiły. To zmusiło elfa do szybkiej analizy celu. Szybkie uniknięcie ciosu, krótka teleportacja, i źródło. Źródło zasilania konstruktu. Niewielki szafirowy kryształ w centrum jego korpusu. Wszystko albo nic. Alarath wziął głęboki oddech, skulił się, trzymając kostur między kolanami a klatką piersiową. W jednym momencie zmienił się w czystą esencję arkany. Przybrał formę kuli, podobnej do tych, które wypuścił wcześniej. Kula ogromnej magicznej energii gwałtownie wzbiła się w górę i poleciała z niebywałą prędkością prosto w mały kryształ. Siła uderzenia była tak wielka, że prawie przecięła golema na pół. W locie kula znowu przeistoczyła się w elfa, który z gracją skoczył i ukłonił się teatralnie. Spojrzał na lewo i ujrzał Agnessi opadającą na jedno kolano. Za nimi został tylko huk spadającego metalu.

[Agne?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz