niedziela, 9 lutego 2020

Od Alaratha do Meyari

Elf nie spodziewał się, że podróż do Virvi będzie łatwa, był już w tym mieście kilka razy i za każdym razem miał problemy z dotarciem tam. Mróz nie był przeszkodą, największym wyzwaniem zawsze były śnieżyce i silne, kłujące mroźnym powietrzem wiatry. Dwójce czarodziejów udawało się dotychczas dojść do zajezdni przed zmrokiem i najgorszymi burzami, kiedy jednak minęli Mori, wyrobienie się w czasie było coraz trudniejsze. Niesprzyjające warunki uniemożliwiały swobodne dyskusje, co w głębi duszy cieszyło Alaratha. Mimo że polubił Meyari, nie zmienia to faktu, że jego przeszłość jest czymś, o czym wolałby zapomnieć aniżeli wspominać, a czarodziejka prędzej czy później o to zapyta. Widział tę ciekawość w jej oczach.

***

Nadszedł moment, którego oboje chcieli uniknąć. Zapadł zmrok, a wędrowcy byli dopiero w połowie drogi do najbliższej zajezdni. Zeszli z traktu w poszukiwaniu schronienia. Musieli coś znaleźć, bo zimno było nie do zniesienia, co gorsza zbierało się na kolejną burzę. Na szczęście niedaleko znaleźli małą skarpę. Schronili się w niej, rozpalili ognisko i kiedy usiedli, żeby odpocząć, Meyari niespodziewanie się odezwała.
-– Mój ojciec zmarł, gdy miałam zaledwie osiem lat, wychowywała mnie głównie matka, dopóki... – Przerwała – Choć dla mnie minęło zaledwie dziesięć lat, nie wiem, ile to trwało.
Elf słyszał jak jej stanowczy głos, zmienia się w lekki drżący głosik. Czarodziejka kontynuowała historię, niemalże ze łzami w oczach, a Alarath uważnie słuchał, i impulsywnie objął ją, delikatnie głaszcząc po głowie, żeby ją uspokoić.(…)
– Dzięki tobie mam wrażenie, że nie bez powodu tutaj jestem, że jeszcze mam cel do wykonania... – Głos dziewczyny był coraz słabszy – W końcu czuję spokój.
Zasnęła. Elf spojrzał na nią, oddech znowu miała spokojny, otarł łzy z jej policzka i po chwili zamyślenia rzekł (według niego) sam do siebie.
- Moi rodzice… zniszczyli wszystkie moje marzenia. Narzucali mi swoją wolę… Za każdym razem. – Wziął głęboki oddech – A ja? Słaby i bezbronny ciągle im ulegałem.
Wolną ręką wytarł łzę z oka, w jego ruchach widać było kotłującą się złość i nienawiść. Gestem dłoni wzniecił przygasające już ognisko i obserwował je przez długi czas w milczeniu. W końcu jednak zmęczenie zmusiło go do snu.

***

Obudził go silny podmuch wiatru. Alarath leniwie otworzył oczy, po czym ujrzał zbliżającą się do schronienia śnieżycę. Był środek nocy. Zerwał się natychmiast, jednocześnie starając się nie budzić Meyari. Stanął na równe nogi i pojawił się mały problem. Jego ręka, na której opierała się czarodziejka, całkowicie zdrętwiała. Kilka szybkich ruchów, żeby wróciło czucie. Niewielki sukces. Wyjrzał przez szczelinę, biała chmura była coraz bliżej. Elf przywołał swój kostur, w tym samym momencie, nastąpił kolejny podmuch wiatru, który wyrwał laskę z odrętwiałej ręki czarodzieja. Ten zdezorientowany spojrzał przed siebie. Burza była już na trakcie. Najszybciej jak potrafił, skupił całą swoją moc i wypuścił ją w stronę wyjścia, tworząc purpurową barierę, zasłaniającą całą skarpę. Sekundę później zamieć uderzyła w nią z przerażającym świstem. Hałas obudził Meyari, która rozkojarzona rozglądała się po pomieszczeniu
-Kostur… Podaj go…
Alarath resztkami sił wydusił z siebie te słowa.
Czarodziejka zerwała się, złapała laskę i wyciągnęła rękę w jego stronę. Elf musiał się chwile przygotować. Gwałtownie puścił barierę, która zaczęła zanikać. Złapał za kostur i wbił go w ziemię przed sobą, ponownie uwalniając swoją magię. Z magicznego artefaktu zaczęła lecieć energia, która z powrotem ustabilizowała barierę. Po policzkach magów przeszedł tylko chwilowy kłujący mróz.
-Alartah? Wszystko w porządku? – Zapytała Meyari.
- Tak tylko… - Wydyszał wycieńczony – Muszę odpocząć.
Chwiejnym krokiem usiadł przy ognisku, opierając się o ścianę. Znamiona na jego policzku i szyi zaczęły pulsować fioletowym blaskiem, a przez jego ubrania prześwitywało światło tego samego koloru.
- Dobrze się czujesz? – znowu zapytała z troską w głosie.
- To tylko zmęczenie – jego głos zmienił się w szept.
Ujrzał jak Meyari podwija jego rękawy, lecz i tym razem zmęczenie nie pozwoliło mu zrobić nic więcej i w następnej chwili zasnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz