Tego Alarath się nie spodziewał.
Szybkość, płynność i gracja w ruchach przeciwnika były czymś
nieczęsto spotykanym. Unik. Parada. Cios. Rywale toczyli między
sobą krótki, ale niezwykle zacięty bój. Kolejny wystrzelony
pocisk i kolejny zamach. Ciężki oddech i krople potu spływające
po czole podkreślały tylko zmęczenie obu stron. Kończmy to.
Czarodziej zmaterializował ostatnie magazyny energii magicznej i
salwa purpury poleciała w stronę banity. Ten w ostatniej chwili
uskoczył nad elfem i jednym kopnięciem powalił go na ziemię.
Uderzenie nie było silne, mimo tego Alarath poczuł przeszywający
ból, który uniemożliwił mu próby wstania. Wściekły przeciwnik,
teraz było widoczne – nie był to człowiek ani elf – cechowały
go jasna karnacja, białe włosy i… pióra. Był aniołem. Banita
złapał gwałtownie czarodzieja za frak i podniósł lekko.
- Czego, do jasnej cholery, chcesz?
– Ciężki, powoli spowalniający oddech odbijał się od twarzy
czarnowłosego -Po co pytam, to oczywiste. Co obiecała ci moja
zakłamana macocha?
Anioł czekał, przeszywając swym
jadowitym wzrokiem każdy zakamarek ciała.
Alarath oddychał spokojnie, długie
medytacje niewątpliwie pomogły mu panować nad emocjami. Uśmiechnął
się w grymasie. To nie był koniec walki.
-Szybki jesteś… – zauważył –
Ale ja szybszy.
Błysk fioletowego światła i
Alarath znalazł się za plecami rywala. Ten nie zdążył
zareagować, kiedy naładowana Arkaną pięść elfa uderzyła anioła
w plecy, powalając go na kamienną posadzkę ulicy.
Zwycięzca kucnął nad powalonym.
- Nigdy nie lekceważ czarodzieja. –
Wstał i przywołanym kosturem zrobił zamach, uderzając
białowłosego prosto w skroń, tym samym pozbawiając go
przytomności.
Kilka chwil później zjawił się
motłoch i strażnicy.
- Oto wasz książę – krzyknął
Alarath w stronę tłumu. – Róbcie z nim, co chcecie. – te słowa
wypowiedział już ciszej i zagłuszyły je pomieszane krzyki wiwatu
i dezaprobaty.
***
W garnizonie czarodziej ponownie
spotkał się z naczelnikiem, mężczyzna wyglądał, jakby pięć
minut temu wstał. - pośpiesznie założony mundur, zaspane oczy, i
odstające kosmyki włosów.
- Doskonale – zaczął Naczelny –
my się już zajmiemy naszym zbiegiem, teraz ruszaj do stolicy po
swoją nagrodę.
- O nie. – zaprotestował elf –
On należy do mnie, dopóki nie otrzymam należytej wypłaty.
Strażnik zastanowił się przez
dłuższą chwilę.
-Hmm… Zgoda. Za godzinę przyjdź
na trakt przy południowej bramie i tam dostaniesz zaliczkę, my
przygotujemy konwój. Zbrodniarz tej kategorii musi być
przetransportowany jak najszybciej do stolicy.
- A to on takiego zrobił? –
Zainteresował się Alarath.
- Myślałem, że łowcy nagród nie
zadają pytań dotyczących swoich celów. – Naczelnik powoli
odprowadzał elfa do wyjścia.
- Nie jestem Łowcą nagród, ale
masz racje. Nie interesuje mnie to.
Ostatnie
zdanie było kłamstwem. W rzeczywistości intrygowało go to,
dlaczego następca tronu może być poszukiwany w całym kraju, a
nawet poza jego granicami. Skierował się do lochu, gdzie czekał
jego więzień. Odzyskał przytomność, na rękach i nogach miał
założone kajdany, a twarz zakrytą kneblem. Elf spojrzał na niego
z lekkim wyrazem współczucia.
- I co ty takiego zrobiłeś, że
cię tak nienawidzą?
Pytał retorycznie, ale gwałtowne
odruchy i warknięcia, jakie wydawał więzień, sprawiały mu lekką
satysfakcję.
- Muszę przyznać, zaskoczyłeś
mnie. Rzadko komu udaje się uniknąć moich zaklęć, a co dopiero w
tak widowiskowym stylu.
Alarath spacerował po
pomieszczeniu, w którym znajdowała się cela, ciągle szydząc z
banity, była to lekka zemsta za trudności, jakie mu ów anioł
przysporzył.
- Anioł… - przedłużył to słowo
– Zwykle wyobrażałem was sobie jako nieskazitelnie czyste istoty,
których skrzydła onieśmieliłyby nawet gryfa. Czyżby ci je
ucięli?
Soren ze złością w oczach,
odchylił się lekko do przodu, jego twarz wygięła się z bólu, a
zza jego pleców ujawniły lekko poszarpane już skrzydła koloru
wyblakłej czerni. Nie były tak obfite w pióra, jak skrzydła
przeciętnego anioła, ale dalej robiły wrażenie.
- Doprawdy imponujące – zadrwił
czarodziej – w sumie nawet poszukuję nowego pióra do pisania.
Białowłosy schował skrzydła.
Alarath się zaśmiał, po czym
skierował się do wyjścia.
- Niedługo wrócę. – rzekł na
pożegnanie.
***
Godzinę później, na trakcie
czekał już powóz więzienny, a wraz z nim dwunastu konnych rycerzy
otaczających wóz. Alarath zaprowadził więźnia na małą
platformę prowadzącą do klatki. Gwałtownie wepchnął Sorena do
klatki, a ten poleciał prosto na podłogę, związany, zakneblowany
i niezdolny do zrobienia czegokolwiek. Elf zdążył tylko parsknąć,
kiedy nagle poczuł tępy ból z tyłu głowy. Upadek. Ciemność.
[Soren?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz