piątek, 28 lutego 2020

Od Alaratha do Sorena

Tego Alarath się nie spodziewał. Szybkość, płynność i gracja w ruchach przeciwnika były czymś nieczęsto spotykanym. Unik. Parada. Cios. Rywale toczyli między sobą krótki, ale niezwykle zacięty bój. Kolejny wystrzelony pocisk i kolejny zamach. Ciężki oddech i krople potu spływające po czole podkreślały tylko zmęczenie obu stron. Kończmy to. Czarodziej zmaterializował ostatnie magazyny energii magicznej i salwa purpury poleciała w stronę banity. Ten w ostatniej chwili uskoczył nad elfem i jednym kopnięciem powalił go na ziemię. Uderzenie nie było silne, mimo tego Alarath poczuł przeszywający ból, który uniemożliwił mu próby wstania. Wściekły przeciwnik, teraz było widoczne – nie był to człowiek ani elf – cechowały go jasna karnacja, białe włosy i… pióra. Był aniołem. Banita złapał gwałtownie czarodzieja za frak i podniósł lekko.
- Czego, do jasnej cholery, chcesz? – Ciężki, powoli spowalniający oddech odbijał się od twarzy czarnowłosego -Po co pytam, to oczywiste. Co obiecała ci moja zakłamana macocha?
Anioł czekał, przeszywając swym jadowitym wzrokiem każdy zakamarek ciała.
Alarath oddychał spokojnie, długie medytacje niewątpliwie pomogły mu panować nad emocjami. Uśmiechnął się w grymasie. To nie był koniec walki.
-Szybki jesteś… – zauważył – Ale ja szybszy.
Błysk fioletowego światła i Alarath znalazł się za plecami rywala. Ten nie zdążył zareagować, kiedy naładowana Arkaną pięść elfa uderzyła anioła w plecy, powalając go na kamienną posadzkę ulicy.
Zwycięzca kucnął nad powalonym.
- Nigdy nie lekceważ czarodzieja. – Wstał i przywołanym kosturem zrobił zamach, uderzając białowłosego prosto w skroń, tym samym pozbawiając go przytomności.
Kilka chwil później zjawił się motłoch i strażnicy.
- Oto wasz książę – krzyknął Alarath w stronę tłumu. – Róbcie z nim, co chcecie. – te słowa wypowiedział już ciszej i zagłuszyły je pomieszane krzyki wiwatu i dezaprobaty.
***
W garnizonie czarodziej ponownie spotkał się z naczelnikiem, mężczyzna wyglądał, jakby pięć minut temu wstał. - pośpiesznie założony mundur, zaspane oczy, i odstające kosmyki włosów.
- Doskonale – zaczął Naczelny – my się już zajmiemy naszym zbiegiem, teraz ruszaj do stolicy po swoją nagrodę.
- O nie. – zaprotestował elf – On należy do mnie, dopóki nie otrzymam należytej wypłaty.
Strażnik zastanowił się przez dłuższą chwilę.
-Hmm… Zgoda. Za godzinę przyjdź na trakt przy południowej bramie i tam dostaniesz zaliczkę, my przygotujemy konwój. Zbrodniarz tej kategorii musi być przetransportowany jak najszybciej do stolicy.
- A to on takiego zrobił? – Zainteresował się Alarath.
- Myślałem, że łowcy nagród nie zadają pytań dotyczących swoich celów. – Naczelnik powoli odprowadzał elfa do wyjścia.
- Nie jestem Łowcą nagród, ale masz racje. Nie interesuje mnie to.
Ostatnie zdanie było kłamstwem. W rzeczywistości intrygowało go to, dlaczego następca tronu może być poszukiwany w całym kraju, a nawet poza jego granicami. Skierował się do lochu, gdzie czekał jego więzień. Odzyskał przytomność, na rękach i nogach miał założone kajdany, a twarz zakrytą kneblem. Elf spojrzał na niego z lekkim wyrazem współczucia.
- I co ty takiego zrobiłeś, że cię tak nienawidzą?
Pytał retorycznie, ale gwałtowne odruchy i warknięcia, jakie wydawał więzień, sprawiały mu lekką satysfakcję.
- Muszę przyznać, zaskoczyłeś mnie. Rzadko komu udaje się uniknąć moich zaklęć, a co dopiero w tak widowiskowym stylu.
Alarath spacerował po pomieszczeniu, w którym znajdowała się cela, ciągle szydząc z banity, była to lekka zemsta za trudności, jakie mu ów anioł przysporzył.
- Anioł… - przedłużył to słowo – Zwykle wyobrażałem was sobie jako nieskazitelnie czyste istoty, których skrzydła onieśmieliłyby nawet gryfa. Czyżby ci je ucięli?
Soren ze złością w oczach, odchylił się lekko do przodu, jego twarz wygięła się z bólu, a zza jego pleców ujawniły lekko poszarpane już skrzydła koloru wyblakłej czerni. Nie były tak obfite w pióra, jak skrzydła przeciętnego anioła, ale dalej robiły wrażenie.
- Doprawdy imponujące – zadrwił czarodziej – w sumie nawet poszukuję nowego pióra do pisania.
Białowłosy schował skrzydła.
Alarath się zaśmiał, po czym skierował się do wyjścia.
- Niedługo wrócę. – rzekł na pożegnanie.
***
Godzinę później, na trakcie czekał już powóz więzienny, a wraz z nim dwunastu konnych rycerzy otaczających wóz. Alarath zaprowadził więźnia na małą platformę prowadzącą do klatki. Gwałtownie wepchnął Sorena do klatki, a ten poleciał prosto na podłogę, związany, zakneblowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek. Elf zdążył tylko parsknąć, kiedy nagle poczuł tępy ból z tyłu głowy. Upadek. Ciemność.
[Soren?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz