Pakowała się już od przeszło
godziny. Zazwyczaj szło jej to szybciej, ale tym razem, jej rzeczy znajdowały
się wszędzie. Poszukiwanie ich zajmowało najwięcej czasu.
Spędziła w tym domostwie przeszło
miesiąc i zdążyła się już zadomowić, ale znowu musiała ruszyć w dalszą drogę.
Przyjemnie było wiedzieć, że ma się gdzie wrócić, zjeść ciepły posiłek. Nie
musiała się martwić o to, by zdążyć przed zmrokiem do gospody, czy będzie miała
za co opłacić nocleg i opiekę nad wierzchowcem. To był ten komfortowy okres, kiedy
to wszystko, zapewniali jej gospodarze. W zamian za to opiekowała się ich chorą
córką, która już wróciła do zdrowia. Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia czy uda
się jej ją odratować. Udało się jednak wieloma nieprzespanymi nocami i
godzinami opieki. Dokładnie zapakowywała fiolki i maleńkie szklane słoiczki z
medykamentami, do wielkiej skórzanej walizki. Drewniane pudełeczka z ziołami
szczelnie zamykała, nie chcąc, by cokolwiek się rozsypało, w trakcie drogi.
- Ciociu! Zostań jeszcze troszkę!
- Do pokoju wpadła przeurocza dziewczynka. Nie tak dawno leżała, ledwo
oddychając, a teraz biega i rozrabia tak, że jej rodzice nie byli w stanie jej
upilnować. Spędziła z medyczką tyle czasu, że zdążyła ją ochrzcić mianem swojej
cioci.
Navi spojrzała się na niebieskie
oczka i uśmiechnęła się do dziewczynki.
- Oj słoneczko, chciałabym, ale
naprawdę nie mogę. - Wzięła małą na ręce i pogłaskała po blond włosach. -
Obiecuje ci, że kiedy będę w okolicy, to wpadnę cię odwiedzić. - Ucałowała ją w
czoło.
- Falian ma rację, mogłabyś
zostać jeszcze na parę dni. - W drzwiach stanęła dostojna kobieta i posłała
Anavi serdeczny uśmiech. Doszła do nich i spojrzała na bagaże stojące przy
łożu.
- Wiem moja pani, bardzo dziękuje
wam za gościnę, ale wolę wyjechać trzy dni wcześniej. - Przekazała dziewczynkę
w ręce jej matki. - Nigdy nie wiadomo co może wydarzyć się na trakcie, a z
tego, co słyszałam, nie należy do najbezpieczniejszych.
- Faktycznie, masz racje.
Jednakże taki medyk jak ty, byłby tu przydatny... - Kobieta spojrzała wymownie,
ale z czułością, na swoje dziecko, które uporczywie bawiło się jej
naszyjnikiem. - Jeśli jednak musisz jechać, nie będziemy cię zatrzymywać.
Pamiętaj, że jesteś tu zawsze mile widziana, moja droga.
Obie kobiety zdążyły się bardzo
polubić przez ten miesiąc. Co prawda był to okres bardzo burzliwy, a Anavia
służyła nie tylko jako medyczka, ale i również jako aktywne wsparcie, dla
zrozpaczonych rodziców.
- Ah! Jakbym mogła zapomnieć,
Fergus kazał służbie przygotować twojego konia.
- Bardzo dziękuję Fenno, obawiam
się tylko, że z taką ilością bagażu ten biedny wierzchowiec nie uciągnie długo.
- Podrapała się w tył głowy, patrząc na bagaż przed sobą, ale i również mając
świadomość ile go jeszcze stoi przed domostwem.
- Nie masz się o co martwić,
został ci zapewniony powóz, wszystko jest już na niego zapakowane. - Navi
spojrzała się na nią zaskoczona, ale Fenna gestem, kazała jej milczeć. -
Uznaliśmy, że ci się przyda z taką ilością rzeczy, z jaką podróżujesz.
Potraktuj to jako prezent od nas... Oczywiście o zapłacie również nie
zapomnieliśmy, mój mąż, wręczy ci ją na podwórzu.
Po tych słowach uśmiechnęła się
tylko i wyszła z pokoju, w którym mieszkała Navi. Medyczka uszczęśliwiona, z
zapałem skończyła się pakować i wystawiła ostatnie walizki przed dworek. Na
podwórzu, faktycznie, stał jej zaprzęgnięty do powozu, kruczoczarny fryzyjski
ogier. Zapakowała na powóz ostatnie rzeczy i poszła pogłaskać swojego
wierzchowca. W międzyczasie zdążyła podejść do niej cała rodzica. Została
sowicie wynagrodzona, za miesięczną opiekę nad ich dzieckiem. Dawno nie miała w
dłoniach tak ciężkiej sakiewki. Zapewni jej to duży komfort na kolejne dni.
Serdecznie się z nimi pożegnała i
zapewniła dziewczynkę, że przyjedzie ją jeszcze odwiedzić. Machając im na
pożegnanie, wyjechała z ich dworku.
***
Jechała powoli, nie śpiesząc się
zbytnio. Nie chciała, by Nero się zmęczył, teraz musiał ciągnąć za sobą dość
spory ciężar. Słońce był już w zenicie, cieszyła się, że udało się jej wyjechać
wcześniej. Miała nadzieje, że przed zmrokiem uda się zajechać do jakieś
gospody. Nie chciała podróżować przez ten las po zachodzie słońca. Leśna zieleń
i promienie słońca, dodawały traktowi uroku, jednak zawsze trzeba zostać
czujnym. Wszystko wydawało się niezwykle spokojne, ptaki melodyjnie śpiewały,
zgrywając się przyjemnie z dźwiękiem kopyt.
Nagle z lasu wybiegł przerażony
koń, wpadł na Nerego, przez co oba wierzchowce spłoszyły siebie nawzajem.
Kobieta czym prędzej zeskoczyła i złapała fryza za uzdę, uspokajając go.
Zdążyła zauważyć, zakrwawiony bok drugiego konia, który znowu wpadł w las.
Obejrzała się za nim i jedyne co dostrzegła to, jak się zatrzymał i położył się
między drzewami.
- Biedaczysko... - Powiedziała do
swojego własnego ogiera, głaszcząc go. Starała się uspokoić wierzchowca, jednak
sama była zaniepokojona. Przecież nie ot, tak spotyka się osamotnionego konia z
raną ciętą. Zmarszczyła brwi i wsiadła na powóz, ponawiając podróż. Która znowu
szybko się skończyła.
Przed sobą dostrzegła istne
pobojowisko. Kiedy podjechała, zatrzymała się i zsiadła, zastając trzech
trupów. Gdzie tylko nie sięgnęła wzrokiem, była krew. Zdążyła już wsiąknąć w
grunt, jednak wymiociny, które również się tu znajdowały, już nie. Idealnie się
wpasowywały w ten urokliwy widok.
Dwójka z nich miała roztrzaskane
czaszki, z których zdążył już wypłynąć mózg, trzeci był zwyczajnie zabity
mieczem. Zastanowiła się tylko, jakim cudem i kto byłby w stanie zadać takie
obrażenia. Ukucnęła przy trupach i uważnie się im przyglądała. Czaszki nie były
roztrzaskane kamieniem ani żadną tępą bronią. Wyglądały raczej tak, jakby
były... rozerwane od środka? Potrząsnęła głową, nadal kucając, podniosła wzrok,
rozglądając się.
Jej spojrzenie, spotkało się ze
starszym mężczyzną, który zdecydowanie nie wyglądał zachęcająco.
- Witam panienkę! Cóż za mało
przyjemne spotkanie. - Rzucił, szczerząc zęby w uśmiechu. Anavia miała
wrażenie, że odór tego mężczyzny całkowicie niweluje smród ciał.
- Faktycznie, trzeba to przyznać.
To twoj... wasza sprawka? - Zapytała, dostrzegając, opierającego się o drzewo,
czarnowłosego. Wyglądał zdecydowanie lepiej od tego starszego, aczkolwiek na
bardziej zmęczonego. Po jego bladej twarzy i ledwie obecnym spojrzeniu mogła
stwierdzić, że to właśnie on zwymiotował. Kiedy tylko ją dostrzegł, wstał i
otrzepał się z ziemi.
Nie czekała na odpowiedź
mężczyzn.
- Nie uciekł wam przypadkiem koń?
Wpadłam na niego. Albo on na mnie... - Mówiła, wstając. - W każdym razie, padł
w lesie.
- No i chuj, no i po Gratce. -
Skwitował ten cuchnący, po czym momentalnie się zachwiał. Młody podbiegł i w ostatniej
chwili go uratował przed upadkiem. Anavia nie czekając, również podparła
starszego człowieka, pomagając czarnowłosemu, usadzić go na powozie.
- Ooo! Widzę, że panienka elfem
jest. - Rzucił wymownie, dostrzegając jej uszy spod pukli włosów.
- To nie istotne, wujku, ta
panienka ci pomaga. - Wtrącił się od razu drugi. - Nie zwracaj na niego
uwagi... - Powiedział spoglądając na Anavie. Ta uśmiechnęła się tylko i po
chwili trudności, usadowili starszego mężczyznę na tyle powozu.
- Starszy jestem, z respektem mi
tu. - Beknął bezceremonialnie. - Znałem taką jedną elfkę! Tuvia ją wołaliśmy...
- Nie waż się nic więcej mówić.
- Podobna do niej jesteś! -
Krzyknął podekscytowany. - Szukasz może męża?
Młodzieniec przez chwilę,
naprawdę był załamany.
- Wybacz jego zachowanie. Taika
jestem, byłbym niezwykle wdzięczny za udzielenie... - Spojrzał wymownie na
swego towarzysza - ... „temu” pomocy.
- Nie ma problemu. Z tego, co
widzę, to noga chyba złamana. - Powiedziała, zerkając na kończynę. - Na razie
ją ustabilizuje i najwyżej opatrzę dokładniej w jakieś gospodzie.
Przyłożyła jedną prostą deskę
sięgającą z jednej strony od stopy do biodra, a drugą od stopy do pachwiny.
Obwiązała usztywnienie długim, sztywnym materiałem.
- Delikatniej się kuźwa mać nie dało?!
- Krzyknął zbulwersowany.
- Zawsze można amputować, będzie
szybciej. - Powiedziała, zerkając na leżącą piłę, ignorując jednocześnie ton
mężczyzny. Ten momentalnie ucichł, dostrzegając owo narzędzie.
Poprawiła z Taiką jego ułożenie,
podkładając mu pod głowę skórzaną torbę. Co prawda, byłaby jeszcze skora
przykryć go kocem, ale jednak szkoda było jej koca.
- Jesteś medyczką, prawda? -
Zapytał się młodszy, spoglądając na usztywnioną kończynę swojego towarzysza,
jak i pozostałe bagaże, siadając obok kobiety.
- Owszem, wybacz moje maniery,
zwracaj się do mnie Anavia, Navi, jak wolisz. Skupiłam się na...?
- Pollocku. Mój wuj....
- Ta Tuvia elfka, ta to dopiero
miała parę! - Przerwał mu Pollock. - Jedna z najlepszych kurw w Triviae
Centrux! Mówię wam!
- ... Jest chory na głowę,
przepraszam za niego.
- Jak tylko wstanę do ciebie, to
cię twoja własna matka nie pozna. - Zbulwersował się, rzucił jakąś cholerą i
próbował się wygodnie ułożyć.
***
Zdążyli dojechać do gospody,
przed zachodem słońca, co niezwykle uradowało medyczkę. Pierwsza zsiadła i
poszła wykupić kwaterę, dla siebie i dla dwójki mężczyzn.
Ledwie udało im się,
przetransportować Pollocka na górę, do pokoju. Słowo „kurwa” zastępowało mu
przecinek, za każdym razem jak jego połamana noga obijała się o stopień
schodów.
Taika zajął się jej bagażami, za
co była mu niezwykle wdzięczna. Mogła skupić się na jego krewnym. Przede
wszystkim, podstawą było doprowadzenie go do akceptowanego stanu. Dopiero po
tym mogła zająć się złamaną nogą. Co prawda, nie należało to do bezbolesnych
zabiegów, więc na pocieszenie, dała mu piersiówkę. Mając ją w dłoniach,
zapomniał o całym świecie. O tyle dobrze, że w trakcie nastawiania nogi, zasnął
pijackim snem. Od czasu do czasu przebudzając się, rzucając jakimś bluzgiem, po
czym znowu zasypiał, majacząc o dziwkach.
Po nastawieniu i ustabilizowaniu
nogi mężczyzny postanowiła zejść na dół, do gospody.
O dziwo, panowała tu całkiem
ujmująca atmosfera. Światło z kominka i świec, nadawały miejscu ciepłego
klimatu. Zapach drewna, kurzu i piwa, przyjemnie relaksował. Zioła wiszące tuż
przy drzwiach, służące, by odpędzać „siły nieczyste”, jedyne co robiły, to
kurzyły się, jak i równie subtelnie pachniały.
Przy stoliku, obok kominka,
siedział samotnie Taika. Przysiadła się do niego, zamawiając sobie, jak i
swojemu towarzyszowi, zimne piwo. Po ciężkim dniu, zdecydowanie zasłużyli sobie
na takową nagrodę.
- Mam nadzieję, że czujesz się
już lepiej. - Zagadnęła, pamiętając o tym, jak słabo wyglądał.
- Dziękuje, za opiekę nad moim
wujem. Nie był to pewnie najłatwiejszy pacjent? - Zapytał, upijając łyk piwa,
które właśnie przyniosła im żona karczmarza.
- Dałam mu piersiówki i zasnął
niczym dziecko. Co prawda uraczył mnie opowieściami dziwnej treści, ale nie
sprawiał większych trudności. - Wzruszyła ramionami. Przyjrzała się uważnie
mężczyźnie, skupiając najwięcej uwagi na jego ubraniach. Przypominały jej
pewien Klan z Pablares, ale wolała o niego nie pytać. Uznała, że prawdopodobnie
to wysoko postawieni rangą szlachcice, o podobnych barwach rodowych.
- Mogę zapytać, gdzie zmierzasz?
Navi od razu się ożywiła, słysząc
to pytanie. Odłożyła piwo na stół i uśmiechnęła się promiennie.
- Jadę na spotkanie z najbardziej
słynnymi medykami w Roanoke. Odbywa się ono co cztery lata, a w tym roku
przypadło w Yunci, przy jeziorze Ionad. - Upiła łyk piwa. - Pojawiają się tam
najwybitniejsze jednostki, studiujące nauki uzdrawiania. To naprawdę
niesamowite doświadczenie, spotkać większość z nich, w jednym miejscu!
- Widać, że sprawia ci to ogromną
radość. Domyślam się, że można się tam wiele nauczyć. - Podsumował mężczyzna,
uważnie jednak słuchając wywodu Anavii.
- Tak, zdecydowanie! Tym
bardziej, w tym roku pojawi się na spotkaniu nowa postać. Nigdy o nim nie
słyszałam. Tak jakby pojawił się znikąd i od razu zaczął wprowadzać... -
Zastanowiła się przez chwilę. To, co słyszała o owym mężczyźnie, wprawiało ją w
osłupienie, ale jednocześnie fascynowało. - Dość... innowacyjne, jak i brutalne
sposoby leczenia.
Budził w niej niepokój, ale
niesamowicie chciała go poznać. Słyszała plotki o jego bestialstwie, ale i
równocześnie o niezwykłej skuteczności. Jej towarzysz się nagle ożywił.
- Ktoś nowy mówisz? Jak się
nazywa ów... medyk? - Zapytał, skupiając się na elfce.
- Nijaki Ruark z tego, co mi
wiadomo.
Mężczyzna momentalnie spoważniał,
ale posłał jej delikatny uśmiech.
- Widzisz... tak się składa, że z
chęcią go również poznam. - Stwierdził, czym wprawił elfkę w lekkie zdziwienie.
Tego zdecydowanie się nie spodziewała.
[Taika? :') ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz