środa, 29 stycznia 2020

Od Vaeril'a do Sorena

Głośne uderzenie drzwiami wyrwało elfa ze snu. Rozejrzał się po pokoju, wodząc wzrokiem za pakującym się w biegu białowłosym. Soren zarządził wymarsz.
- Nie, nie chcę - mruknął cicho Vaeril, szczelniej zagrzebując się w ciepły koc. Czuł się zbyt zmęczony, by opuścić bezpieczne łóżko. Pragnął pozostać w owej pozycji jeszcze przez dłuższy czas, jednak pod wpływem świdrującego wzorku białowłosego i ciągnącym się argumentom, elf uległ namowom i ospale podniósł się do siadu. Zmarnowany przeczesał dłonią włosy i nie spiesząc się wcale, wstał oraz wyjął czyste ubrania z torby. Kolejne zniecierpliwione westchnięcie kompana zmusiło go jednak do pośpieszenia się.
W końcu udało im się opuścić karczmę. Soren nie kwapił się, aby podzielić się zamiarami ze swoim towarzyszem, którego niemal siłą prowadził. Vaeril niekoniecznie podzielał energię białowłosego. Anioł kierował go przez kręte uliczki, aby ostatecznie dotrzeć do okazałego placu, w którego centrum stała fontanna. Elf próbował dopatrzyć się celu ich porannej wędrówki, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Czy to kolejny z szalonych i nieprzemyślanych planów anioła? Soren rozglądał się nerwowo, prawdopodobnie czekając na kogoś.
- Możesz mi wytłumaczyć, po co to wszystko? - Vaeril zażądał wyjaśnień, zatrzymując się przed białowłosym. Ten z kolei nie odpowiadał, jedynie wbił spojrzenie w powoli tracącego cierpliwość elfa. Brunet nie miał ochoty na żarty. Soren wziął głęboki oddech, jakby próbował się uspokoić. Iversen z każdą sekundą zaczynał się bardziej niepokoić.
- Ostatnie miesiące były najlepszym, co spotkało mnie w życiu przez ostatnie kilkanaście lat. - Zdawało się, że słowa wypowiadane przez anioła w pierwszej chwili nie dotarły do zaskoczonego Vaeril'a. Nim jednak zdążył się odezwać, Soren szybkim i drżącym głosem kontynuował wypowiedź:  - Nie żałuję ani chwili i cieszę się, że razem podróżowaliśmy. Dlatego nie pozwolę, żebyś nieświadomie popełnił moje błędy i podążył tą samą ścieżką. Mam nadzieję, że ci się poszczęści. Żegnaj, Vaelirze, cieszę się, że się poznaliśmy.
Nim elf zareagował, jego towarzysz rozpłynął się w powietrzu. Został sam w całkowicie nieznanym sobie miejscu. Rozejrzał się zdezorientowany, mając nadzieję, że Soren za chwilę pojawi się ponownie. Nic takiego jednak nie zaszło. Brunet nie wiedział, dlaczego białowłosy zostawił go tutaj. Do tej pory żył przekonaniem, że ich pożegnanie będzie wyglądać całkowicie inaczej i nadejdzie później. Nie czuł się gotowy na pozostanie samemu oraz nie potrafił odszyfrować zamiarów anioła. Czy jego kompan miał już dość ich wspólnej wędrówki? Szybko odrzucił tę myśl - przypominając sobie zachowanie Sorena. Coś, o czym nie wiedział, zmusiło białowłosego do wycofania się. Z czym nie potrafił się jednak zmierzyć, że pozostawił to zadanie na barkach elfa?
- Vaeril?
Znajomy głos wywołał dreszcze na plecach bruneta. Odwrócił się, spoglądając na swojego brata. Derek nie zmienił się. Niemalże wzrostu Sorena, jednak wydający się znacznie większy przez założoną zbroję, stanął w pełnej okazałości przed młodszym z elfów. Brat Vaeril'a wyciągnął ręce, by przywitać bruneta. Mniejszy z Iversenów odwrócił się jednak gwałtownie. Nie miał zamiaru pozwolić się dotknąć. 
Cała sytuacja ze zniknięciem Sorena z każdą chwilą stawała się dla Vaeril'a klarowniejsza. Białowłosy z jakiegoś powodu wiedział, że Derek się tutaj pojawi. Z innego starał się uniknąć z nim spotkania. Anioł wiedział o czymś więcej.
- Tak? - zapytał, najbardziej wrogo jak potrafił młodszy z elfów. Miażdżącym wzrokiem spoglądał w górę, ku oczom brata.
- Proszę, pozwól mi to wyjaśnić - zaczął Derek. Vaeril dopiero teraz dostrzegł zgniatany w ręce gwardzisty kawałek papieru. Ktoś go poinformował, że tutaj się spotkają. Elf doskonale wiedział, kto mógł dostarczyć ów list.
- Nie widzę tutaj nic do wyjaśniania - parsknął z irytacją brunet. - Zostawiłeś mnie. Porzuciłeś. Zapewne nawet nigdy o mnie nie pomyślałeś.
- To nie tak, jak myślisz - bronił się drugi elf. - Nawet nie wiesz, jak bardzo było mi ciężko. Wszystko ci wytłumaczę. Proszę, chodź ze mną do domu. Tam porozmawiamy na spokojnie.
Vaeril skrzywił się na posłyszaną propozycję. Nie obchodziło go, co ma do powiedzenia jego brat. Gwardzista zranił go, wbił nóż w plecy. Nie było nic, co by go broniło. Widząc jednak błagający wzrok Dereka, przystał na odwiedziny. Ruszył więc za rycerzem.
- Kim była osoba, z która rozmawiałeś, nim podszedłem? - Pytanie lekko zaskoczyło bruneta. Czy jego brat widział to nieszczęsne pożegnanie?
- To Soren - wyjaśnił krótko młodzieniec, starając się zignorować to, jak oczy Dereka dziwnie zalśniły. Miał złe przeczucia. 
***
Niemal przez całą resztę drogi towarzyszyła im cisza. Rycerz co jakiś czas starał się zagaić rozmowę, jednak młodszy z Iversenów albo odpowiadał półsłówkami, albo milczał.
Stanęli w końcu przed okazałą posiadłością gwardzisty. Na obszernym podwórzu bawiła się dwójka dzieci, które Derek przywołał ruchem ręki.
- Nessa, Ivar. - Elf dumnie przedstawił swoich potomków. - To wasz wujek, Vaeril.
Brunet niepewnie uśmiechnął się do bratanków. W innych okolicznościach może cieszyłby się z tego spotkania. Teraz nad chłopakiem ciążyło przekonanie, że to właśnie przez owe dzieci jego brat go porzucił. Wyrzucił tę myśl z głowy, kiedy usłyszał głośne ujadanie psa. Chwilę później podbiegł do nich duży, brązowy kundel, który nie myślał przestać szczekać.
- Już, Trzask, uspokój się. - Derek poklepał zwierzaka po głowie. - Nie ufa obcym, ale nie gryzie.
Vaeril pokiwał powoli głową. Jako rasowy kociarz nie przepadał za psami. Ominął więc Trzaska i dołączył do brata, który już czekał na niego u progu domu. Swoją drogą, kto tak nazywa zwierzaki?
W kuchni przywitała ich ładna elfka - żona Dereka, Seara. Miała ciemne, błękitne oczy i jasne włosy sięgające do pasa. Po przedstawieniu się, kobieta przytuliła swoje dzieci i zaprosiła Vaeril'a do stołu. Cała rodzina wyglądała na szczęśliwą, co niekoniecznie polepszyło humor elfowi. Był tutaj zbędny.
Wspólnie zjedli obiad, a Nessa, Ivar i ich matka rozeszli się do swoich zajęć. Bracia mogli w końcu porozmawiać w samotności.
- Może opowiesz mi, jak się tutaj dostałeś? - zaproponował Derek, opierając się łokciami o blat stołu. Zdawało się, że gwardzista naprawdę jest zainteresowany historią bruneta.
Vaeril rozpoczął więc relacjonowanie zdarzeń. Zaczął od momentu, w którym brat porzucił go. Chciał nadać dramatyzmu sytuacji. Nie ubarwiał opowieści - rzucał pojedyncze fakty. Niektóre rozwijał bardziej, o innych nie wspominał. Nie czuł potrzeby podzielenia się z Derekiem wszystkimi szczegółami przygody. Gwardzista zaś zdawał się szczególnie zaciekawiony momentami, w których pojawiał się Soren. Wtedy w jego oczach pojawiał się dziwny blask, który z każdą chwilą bardziej niepokoił młodszego elfa.
- Może opowiesz mi więcej o swoim towarzyszu? - zapytał w końcu mężczyzna, kiedy Vaeril zakończył wypowiedź.
- Myślałem, że będziemy rozmawiać tutaj o mnie - mruknął niezadowolony młodzieniec. - Soren to Soren. Bez niego by mi się nie udało.
- Chciałbym po prostu poznać osobę, która pomogła mojemu braciszkowi - wyjaśnił Derek śmiejąc się ciepło i wzruszając ramionami. - Myślisz, że spotkałby się z nami na rozmowę?
- Nie wiem - przyznał młodszy z elfów. - Nie mam nawet pojęcia, gdzie on teraz jest.
W swojej opowieści Vaeril pominął moment pożegnania z Sorenem. Właściwie, nie podzielił się z bratem prywatnymi informacjami o białowłosym. To nie była sprawa Dereka.
- Wspomniałeś, że nie przepada za Terpheux. - Brunet przypomniał sobie, że akurat ten jeden fakt wyrwał mu się w czasie opowiadania, a starszego elfa najwyraźniej zainteresowała owa sprawa. - Dlaczego?
- Uznajmy, że Soren łatwo zraża do siebie ludzi. - Vaeril starał się uciąć temat swojego towarzysza, jednak jego brat nie poddawał się łatwo.
- Terpheux to przecież ładne miejsce! Ludzie się nie skarżą, dobra władza...
- Spotkałem się z mniej przychylnymi opiniami - odparł brunet, przeczesując dłonią włosy. Ta rozmowa nie podobała mu się i cały czas zmierzała w niepokojącym kierunku.
Derek słysząc odpowiedź brata, zaśmiał się dość głośno, jakby była to najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszał.
- Królowa z przyjemnością wysłuchałaby twojej opowieści - przyznał, a z jego ust nie znikał uśmieszek. - Co o tym myślisz?
- Myślę, że z każdą chwilą zbaczamy z tematu - prychnął zniecierpliwiony Vaeril. Ostrzegany przez Sorena, nie miał zamiaru widzieć się z Ursulą. - Podzielisz się może w końcu ze mną informacją, dlaczego postanowiłeś mnie porzucić?
Twarz Dereka przybrała ponownie poważny wyraz. Mężczyzna podrapał się po karku i westchnął ciężko. 
- Więc, będę z tobą szczery. Przyczyniła się do tego młodość i głupota. Nie chciałem marnować swojego życia. Nawet nie wiesz, jak ciężko mi było!
- Tobie? - żachnął się młodszy z elfów, przerywając bratu. - Postanowiłeś więc rzucić wszystko i uciec? Genialnie! I tobie "było ciężko"? Póki co, to na to nie wygląda.
- Naprawdę przepraszam. Brnąłem w to dalej, obawiając się twojej reakcji na prawdę. Później spadły na mnie obowiązki gwardzisty i sam rozumiesz...
- Nie, nie rozumiem. Nie musiałeś po mnie wracać. Mogłeś po prostu wysłać posłańca, list czy innego cholernego gołębia! - Irytacja Vaeril'a z każdą chwilą wzrastała. - Rzuciłbym wszystko i starałbym się cię odnaleźć. Wystarczyłby jeden znak.
Derek wyglądał na lekko speszonego pod wpływem morderczego wzroku brata.
- Nie rozdrapujmy tego - rzekł spokojnie gwardzista. - Nie zmienimy przeszłości. Możemy jedynie pracować na lepszą przyszłość. Zobacz, udało ci się tutaj dotrzeć! Jestem z ciebie taki dumny!
- Ty tak na poważnie? Mam po prostu zapomnieć? - Młodszy z Iversenów zaśmiał się. - Nie. Zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby nie przypadkowo spotkana osoba, która zaproponowała mi morderstwo, najpewniej dalej czekałbym na cud, który nigdy by się nie zdarzył?
- Nie, nie o to mi chodziło... Masz prawo być zły...
- I taki jestem - prychnął Vaeril i spojrzał w stronę okna. Ściemniało się. - Dziękuję za gościnę, będę się zbierać. 
- Nie zostaniesz na noc? - Zaskoczenie, jakie wymalowało się na twarzy Dereka, podsyciło irytację młodszego elfa. Czy on naprawdę oczekiwał, że może wszystko naprawić jedną rozmową?
- Jak myślisz? - Vaeril narzucił na siebie swój płaszcz i podniósł torbę.
Gwardzista odprowadził go do drzwi.
- Uważaj na siebie - poprosił i wyciągnął z kieszeni sakiewkę, którą podał bratu. - Tuż za lasem jest gospoda. Zatrzymaj się tam. To jedno z najbezpieczniejszych miejsc w okolicy. Przyjdziesz do nas rano? Możemy wybrać się do królowej...
Młodszy elf nie odpowiedział, jedynie kiwnął głową i nie oglądając się za siebie odszedł w stronę drzew. Chciał wszystko przemyśleć w samotności. Derek zmienił się z charakteru. Brunet nie wiedział, co stało się z jego bratem, nie poznawał go. Przez całą rozmowę wydawał się bardziej zaintrygowany postacią Sorena, niż całą resztą historii. Mówiąc o białowłosym, Vaeril starał się zrozumieć, co ugryzło jego towarzysza. Dlaczego on też postanowił go zostawić? Dodatkowo, młodzieniec zdał sobie sprawę, że nie zdążył nawet podziękować kompanowi. Gdyby nie jego nagłe pojawienie, żyłby w nieświadomości. Teraz mógł zacząć wszystko od nowa. Elf jednak poczuł się wyjątkowo samotny. Nie miał osoby, do której mógłby się teraz zwrócić. 
***
Minął polecaną przez brata karczmę. Oczywistym było, że się tam nie uda. Nie miał również zamiaru wracać o poranku do Dereka. Elf miał prosty plan - odwiedzić jakąś karczmę i przeżyć noc. Nie obchodziło go już nic. Nie było osoby, miejsca, właściwie niczego, co trzymałoby go tutaj dalej. Soren najpewniej już dawno opuścił stolicę.
Zatrzymał się przed jakąś gospodą. Melina nie wyglądała zbyt przyjaźnie, a dobiegające z niej krzyki nie zachęcały do odwiedzin potencjalnych gości. Vaeril'owi to jednak nie przeszkadzało. Wszedł do środka i zajął miejsce zaraz przy barze. Nie znał języka, więc z niemałą trudnością udało mu się cokolwiek zamówić. Cena mu nie przeszkadzała. Dzisiaj pił na koszt Dereka. 
Duszkiem opróżnił pierwszy kieliszek. Na gorzki, znajomy smak skrzywił się nieznacznie. Nie robiąc sobie dłuższej przerwy, zamówił kolejny. Nie przejmował się swoją słabą głową. Pragnął zapomnieć i odreagować. Dodatkowo, był dorosłym i wolnym człowiekiem. Mógł robić to, na co miał ochotę. 
Z każdym kolejnym opróżnionym naczyniem elf tracił kontakt ze światem. W międzyczasie postawił wszystkim innym gościom dwie kolejki i dołączył się śpiewu właściwie nieznanej sobie piosenki. Język plątał mu się przy wymyślaniu rytmicznych słów. 
Kryzys nastał w momencie, kiedy podarowana sakiewka zaczęła świecić pustkami. Vaeril zaczął rozważać sięgnięcie do własnych oszczędności skrywanych na dnie torby. Powstrzymał go od tego barman, który właśnie napełnił jego kieliszek. Elf spojrzał pytająco w kierunku mężczyzny, który wskazał ręką siedzącego nieopodal chłopaka. Ten delikatnie pomachał w stronę bruneta ręką. Vaeril z kolei uśmiechnął się do niego szeroko. 
Rogaty młodzieniec przemówił do Iversen'a. Oczywiście językiem, którego nie rozumiał.
- Nie mam pojęcia, co do mnie mówisz, gościu - odparł elf, śmiejąc się głupkowato. Ostatecznie udało im się nawiązać wspólny język przy pomocy gestów czy różnego rodzaju onomatopei. Rogacz co chwila kupował Vaeril'owi kolejną dolewkę. Brunet doskonale zdawał sobie sprawę, o co chodziło chłopakowi. Brnął w to jednak dalej. W końcu nieczęsto pojawia się okazja picia za darmo. Blondyn objął elfa ramieniem. Iversen nie odepchnął go. W tym momencie, chociaż nie chciał się do tego przyznać, zdecydowanie potrzebował czyjejś bliskości. Nawet kogoś całkowicie obcego. 
Elf czuł, jakby jego głowa miała zaraz eksplodować. Wszystko wokoło wesoło wirowało, pozbawiając Vaeril'a zdolności utrzymania w pionie. Wtedy brunet stwierdził, że wspaniałym pomysłem będzie oparcie się o siedzącego obok blondyna. Starał się więc przesunąć do niego swoje krzesło. Rzeczywistość okazała się jednak wyjątkowo brutalna. Przy poruszeniu wysokiego stołka, całkowicie stracił równowagę i zaliczył mocne uderzenie o podłogę, jednocześnie wylewając na siebie zawartość trzymanego w ręce kieliszka. Elf przewrócił się na plecy, a blondynowi dał znak dłonią, że wszystko jest w porządku. Nie miał jednak siły podnieść się z ziemi. Zasłonił twarz ręką, próbując zebrać umykające myśli. Zdał sobie sprawę, jak nisko, dosłownie i w przenośni, upadł w tym momencie.  

 [Soren, ratuj go, proszę]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz