środa, 22 stycznia 2020

Od Lu do Ayany

Spotkanie towarzyszki uspokoiło nieco polimorfa, jednak sytuacja, w której się znajdowali, była zbyt poważna, by cieszyć się taką błahostką. Słuchając wyjaśnień nekromantki, Lutobor starał się złożyć wszystko do kupy, analizując wydarzenia. Zażenowana lekko czarodziejka uprościła swoją wypowiedź, na co mężczyzna zareagował, unosząc jedną brew i zakładając ramiona.
- No dobrze, zrozumiałem. - Taghain parsknął i wywrócił oczami, po chwili spojrzał na Ayanę jak olśniony - Chyba wiem, gdzie powinniśmy szukać.
- Hm? - Ayana spojrzała na towarzysza zaintrygowana.
- Może i nie znam się na magii, a cała ta sytuacja jest dla mnie absurdalna, ale za to jestem vertfolkańczykiem, a tak się składa, że jesteśmy w granicach mojego kraju.
- Przejdziesz do sedna, czy mam wysłuchać całej opowieści? - Czarnowłosa bezwzględnie przerwała wypowiedź polimorfa.
- No dobra, chodzi o to, że w akademii mieliśmy wykłady z układów miast. Zachodnie Verfolque charakteryzuje się tym, że miasta zbudowane są głównie w miejscach prastarych kultów. W związku z tym gdzieś w środku miasta znajduje się to miejsce, oznaczone powinno być jakimiś runami, ale to już twoja działka.
- Interesujące, jednak coś masz w tej głowie!
- Przepraszam?
Ayana jednak nie odpowiedziała, odwracając się, dała tylko gest chłopakowi, żeby za nią podążył. Razem przeszukali prawie całe miasto, co chwile ścierając się ze stadami nekkerów i innych bestii, które zasiedliły się w opuszczonym mieście. Próżne poszukiwania trwały aż do zachodu słońca, zmęczeni, lecz nadal zdeterminowani towarzysze szli jedną z ulic, gdy ku ich zdziwieniu ktoś zagrodził im drogę, oboje wznieśli gardę, szykując się do ataku.
- To niebezpieczne zapuszczać się w te tereny o tej porze! - nieznajomy mężczyzna zawołał donośnym głosem - Kim jesteście i czego tutaj szukacie?
Nieznajomy dobył swojego miecza i podszedł ostrożnie bliżej, wyłaniając się z zaciemnionej ulicy. Na widok mężczyzny Lutobor zamarł na chwilę w miejscu, po czym ręce mu opadły. Zbroja nieznajomego rycerza była obita i zakrwawiona, jednak nadal lśniła w promieniach zachodzącego słońca. Mężczyzna był wysoki i dobrze zbudowany, miał ciemne włosy i wyraźne rysy twarzy, mimo rany w głowie i na ciele, wydawał się bardzo spokojny. Na piersi rycerza wytłoczony był herb Verfolque z mniejszym herbem rodowym w środku.
- Ayana... My... - Głos polimorfa drżał, a do oczu napłynęły mu łzy. - Jesteśmy w krainie zmarłych...
- O czym ty mówisz? - Nekromantka spojrzała na towarzysza.
- To mój ojciec.
Herb na zbroi rycerza był herbem Taghainów, a zaraz pod nim wytłoczone było imię Kalmir.

[Ayana?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz