Na sam dźwięk imienia swojego brata, Taika gwałtownie wstrzymał oddech. Czy właśnie przez przypadek udało mu się wpaść na dobry trop? A może to zwyczajna zbieżność imion, ostatecznie przecież Ruark nigdy nie poświęcał zbytniej uwagi leczniczym praktykom.
Taika nie zamierzał jednak bagatelizować otrzymanych informacji — po dosłownie bezsensownym przepytywaniu mieszkańców okolicznych wiosek, podróż do konkretnego miejsca będzie stanowiła miłą odmianę. Młody Ulfsgard niewiele więc już myśląc odpowiedział, że on również wybiera się na spotkanie medyków w Yunci, co wywołało wyraźne zdziwienie Anavi.
— Tak nagle zainteresowało cię stosowanie niekonwencjonalnych metod leczenia? — zapytała podejrzliwie, unosząc swoje szerokie brwi. Coś w jej spojrzeniu mówiło Taice, że próbuje go rozgryźć, natomiast jeśli sama obserwacja na nic się nie zda, z chęcią otworzy mu czaszkę i sprawdzi jakie tajemnice skrywa w swoim wnętrzu. Mężczyzna jednak nie zamierzał zmieniać stworzonego naprędce planu, w końcu był wyjątkowo wprawnym kłamcą, a Anavia tylko kolejną osobą na drodze do celu.
— Niestety już trochę się tym zajmuję — opowiedział Taika, udając strapionego. Wziął jeszcze łyk piwa jakby próbował utopić w nim swoje smutki, po czym ostrożnie postawił kufel na skrzypiącym blacie.
— Niestety? — powtórzyła Anavia, cichutko prychając. — Wbrew pozorom medycyna potrafi być naprawdę interesująca. Chociażby podczas tego zjazdu można zobaczyć prawdziwe cuda. Odrastające kończyny albo mówiące odcięte głowy. — Oczy kobiety dziwnie rozbłysły. Ewidentnie bardzo ją to ekscytowało. — Zresztą pomaganie zwykłym ludziom też jest satysfakcjonujące.
— Rozumiem, że byłaś już kiedyś na tym spotkaniu medyków?
Anavia pokiwała delikatnie głową, a sądząc po jej nieobecnym wzroku wróciła myślami do dawnych wydarzeń.
— Byłam i to nie raz. Dawałam nawet dwa pokazy swoich umiejętności.
Taika zagwizdał z uznaniem.
— W takim razie jesteś pewnie świetnym medykiem. — W odpowiedzi dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
— Lata praktyk. Ale muszę cię niestety zmartwić. Na spotkanie z Ruarkiem zaproszeni są wybrańcy, zasłużeni dla rozwoju nauki.
Tego Taika obawiał się najbardziej. Ekskluzywny pokaz.
— Zakładam, że jesteś w tym gronie szczęśliwców. — Anavia nie odpowiedziała, tylko dopiwszy swój kufel, poszła zamówić kolejny u porządnie już wstawionego karczmarza, którego zaczęła nagle wyzywać żona.
Taika miał już większość potrzebnych informacji, teraz wystarczyło jedynie sprzedać kobiecie wymyśloną wcześniej historię. Można dzięki niej świetnie wykorzystać fakt medycznej ciekawości kobiety oraz widoczne przywiązanie do pomagania innym. To nie powinno stanowić żadnego wyzwania, szczególnie, że oparł się o historię, którą Veda I opowiadała mu w dzieciństwie. Nazywała się Panowie z Yuevy i była jedną z tych bajek, które każdy dorastający Ulfsgard musiał usłyszeć.
Anavia wróciła, po chwili z wypełnionym po brzegi kuflem, widocznie jednak zirytowana zachowaniem małżeństwa karczmarzy. Kiedy tylko usiadła, Taika splótł ręce na blacie stołu i nachylił się do niej tak, by jedynie kobieta była wstanie usłyszeć jego słowa.
— Potrafisz zachować dyskrecję?
— A wyglądam na taką, co rozpowiada wszystko na prawo i lewo? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym delikatnie uniosła kąciki ust. — Możesz mówić śmiało. Twoje tajemnice będą u mnie bezpieczne.
— Trzymam za słowo. — Taika odwzajemnił jej niepełny uśmiech, po czym gwałtownie spoważniał, by nadać swoim słowom właściwy wydźwięk. Zaczął opowiadać historię Panów z Yuevy. — Widzisz, pochodzę z miasta, które bardzo ceni sobie własną prywatność. Zajmujemy się głównie gromadzeniem dawnej wiedzy, o kulturze elfów z przed przybycia ludzi, o ich dokonaniach, sztuce. Ale jesteśmy też w posiadaniu informacji zakazanych, głównie dotyczących magów i tego, co zrobili. Pilnujemy, żeby dziedzictwo Roanoke przetrwało, ale jednocześnie nie wpadło w niepowołane ręce. Rozumiesz? — Kobieta pokiwała głową, wyraźnie zainteresowana dalszym biegiem historii. — Wszystko było dobrze dopóki ludzie nie zaczęli umierać na dziwną chorobę. Widziałem kilka takich przypadków, zupełnie zdrowe osoby po prostu budziły się z dwoma czarnymi dziurami zamiast oczu. Wciąż jednak żyli, dręczeni gorączką i krwawymi wymiotami. — Na samo wspomnienie krwi, Taika wciąż dręczony wspomnieniami numeru z wiewiórką, musiał zrobić drobną pauzę. — Później halucynacje i powolna śmierć w męczarniach.
— Jesteście pewni, że to choroba, a nie klątwa? — zapytała niespodziewanie Anavia. Nie mogła słyszeć nigdy o Panach z Yuevy, ponieważ była to autorska bajka jednego z przodków Taiki, ale kobieta bardzo szybko doszła do podobnych wniosków, co bohater oryginalnej historii. Szkoda tylko, że zarówno ona, jak i on, nie mieli ostatecznie racji. Dla Anavi nie miało to znaczenia, ale protagonista Panów z Yuevy, bardzo słono zapłacił za swoją pomyłkę.
— W moim mieście mieszkają ludzie znający całą historię Roanoke, gdyby to była klątwa, od razu byśmy to dostrzegli. — Odpowiedział patrząc podejrzliwie na żonę karczmarza, która widocznie zainteresowana ich rozmową zaczęła krzątać się niby przypadkiem w okolicy. — Nasze władze wysłały ludzi, żeby znalazły na kontynencie rozwiązanie problemu. Ja i Pollock zostaliśmy wysłani dwa tygodnie temu. Przepytywałem okolicznych mieszkańców, uczyłem się robienia ich leków, ale wątpię, żeby któryś zadziałał. Dlatego niestety już trochę interesuje się medycyną. Anavia, posłuchaj mnie. — Normalnie w takim momencie położyłby swoją dłoń na jej ręce, by podkreślić powagę sytuacji, ale od razu wyczuł, że elfka nie należała do kobiet, którym taki gest przypadłby do gustu. — Moim ludziom kończy się czas. Ta zaraza nas dziesiątkuje, niedługo nie będzie już nikogo zdolnego ochronić miasto. Wtedy mamy dwa wyjścia albo spalić całą cenną wiedzę, albo pozwolić, by trafiła w niepowołane ręce. Anavia. Musisz mnie wziąć do tego całego Ruarka, muszę zobaczyć jego kontrowersje metody. A jeżeli nie on, to może inny medyk nam pomoże, to może ty.
Zapadła chwila ciszy, w ciągu której kobieta wyraźnie rozważała wszystkie za i przeciw.
Taika wciąż będąc dość blisko Navi, zdał sobie nagle sprawę, jak bardzo nie przypomniała zarówno zwykłych kobiet z Pablares — bladych i wychudzonych, jak i wysoko postawionych szlachcianek, które zwabione majątkiem Ulfsgardów przybywały do Cytadeli w celach matrymonialnych. Za tymi ostatnimi Taika wyjątkowo nie przepadał, były zbyt łatwe, zbyt zdesperowane. Ich pokryte pudrem twarze przypominały nieudane posągi, a usta otwierały się tylko by poplotkować albo rzucić niewybredny komplement. Anavia była za to inna. Wyniosła, tajemnicza. Nawet biegnąca po policzku blizna nie psuła jej niecodziennej urody.
— Rozumiem twoje położenie — odezwała się niespodziewanie Navi, co gwałtownie wyrwało Taikę z rozmyślań nad aparycją elfki. Oparł się z powrotem o ramę krzesła, zły na siebie, że buja w obłokach. Nie jest na miejscu patrzenie w ten sposób na kobietę, którą właśnie się paskudnie okłamuje.
— Pomożesz nam?
— Chyba nie mam wyboru. Sytuacja nie wygląda najlepiej. — Wypiwszy resztki swojego drugiego kufla, wstała chwiejnie z krzesła. — Powinnam się iść położyć. Jutro spróbuję złożyć nogę twojego wuja.
— Dziękuję, Anavio. Chyba nie dalibyśmy rady bez ciebie. — Taika uśmiechnął się lekko.
Kobieta machnęła ręką i już miała wejść na schody kiedy coś ją zatrzymało.
— Taika, co właściwie stało się na trakcie?
Żona karczmarza zaciekawiona odpowiedzią mężczyzny przestała nawet udawać, że wyciera stojący najbliżej nich stolik i nadstawiła ucho.
— Zaatakowali nas bandyci i chcieli okraść, ale jakiś potwór postanowił ich wcześniej zjeść. Nie zdążyłem mu się nawet dobrze przyjrzeć, taki był szybki — stwierdził beznamiętnie Taika.
— I was panie nie pożarło? — zapytała niespodziewanie żona karczmarza.
— Mój wuj tak śmierdział, droga pani, że choćby jakiś potwór zdychał z głodu, to by go nawet pazurem nie tknął.
Po tych słowach rozbawiona bezczelnością prostej kobiety Anavia zniknęła na poddaszu.
Taika nie zamierzał jednak bagatelizować otrzymanych informacji — po dosłownie bezsensownym przepytywaniu mieszkańców okolicznych wiosek, podróż do konkretnego miejsca będzie stanowiła miłą odmianę. Młody Ulfsgard niewiele więc już myśląc odpowiedział, że on również wybiera się na spotkanie medyków w Yunci, co wywołało wyraźne zdziwienie Anavi.
— Tak nagle zainteresowało cię stosowanie niekonwencjonalnych metod leczenia? — zapytała podejrzliwie, unosząc swoje szerokie brwi. Coś w jej spojrzeniu mówiło Taice, że próbuje go rozgryźć, natomiast jeśli sama obserwacja na nic się nie zda, z chęcią otworzy mu czaszkę i sprawdzi jakie tajemnice skrywa w swoim wnętrzu. Mężczyzna jednak nie zamierzał zmieniać stworzonego naprędce planu, w końcu był wyjątkowo wprawnym kłamcą, a Anavia tylko kolejną osobą na drodze do celu.
— Niestety już trochę się tym zajmuję — opowiedział Taika, udając strapionego. Wziął jeszcze łyk piwa jakby próbował utopić w nim swoje smutki, po czym ostrożnie postawił kufel na skrzypiącym blacie.
— Niestety? — powtórzyła Anavia, cichutko prychając. — Wbrew pozorom medycyna potrafi być naprawdę interesująca. Chociażby podczas tego zjazdu można zobaczyć prawdziwe cuda. Odrastające kończyny albo mówiące odcięte głowy. — Oczy kobiety dziwnie rozbłysły. Ewidentnie bardzo ją to ekscytowało. — Zresztą pomaganie zwykłym ludziom też jest satysfakcjonujące.
— Rozumiem, że byłaś już kiedyś na tym spotkaniu medyków?
Anavia pokiwała delikatnie głową, a sądząc po jej nieobecnym wzroku wróciła myślami do dawnych wydarzeń.
— Byłam i to nie raz. Dawałam nawet dwa pokazy swoich umiejętności.
Taika zagwizdał z uznaniem.
— W takim razie jesteś pewnie świetnym medykiem. — W odpowiedzi dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
— Lata praktyk. Ale muszę cię niestety zmartwić. Na spotkanie z Ruarkiem zaproszeni są wybrańcy, zasłużeni dla rozwoju nauki.
Tego Taika obawiał się najbardziej. Ekskluzywny pokaz.
— Zakładam, że jesteś w tym gronie szczęśliwców. — Anavia nie odpowiedziała, tylko dopiwszy swój kufel, poszła zamówić kolejny u porządnie już wstawionego karczmarza, którego zaczęła nagle wyzywać żona.
Taika miał już większość potrzebnych informacji, teraz wystarczyło jedynie sprzedać kobiecie wymyśloną wcześniej historię. Można dzięki niej świetnie wykorzystać fakt medycznej ciekawości kobiety oraz widoczne przywiązanie do pomagania innym. To nie powinno stanowić żadnego wyzwania, szczególnie, że oparł się o historię, którą Veda I opowiadała mu w dzieciństwie. Nazywała się Panowie z Yuevy i była jedną z tych bajek, które każdy dorastający Ulfsgard musiał usłyszeć.
Anavia wróciła, po chwili z wypełnionym po brzegi kuflem, widocznie jednak zirytowana zachowaniem małżeństwa karczmarzy. Kiedy tylko usiadła, Taika splótł ręce na blacie stołu i nachylił się do niej tak, by jedynie kobieta była wstanie usłyszeć jego słowa.
— Potrafisz zachować dyskrecję?
— A wyglądam na taką, co rozpowiada wszystko na prawo i lewo? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym delikatnie uniosła kąciki ust. — Możesz mówić śmiało. Twoje tajemnice będą u mnie bezpieczne.
— Trzymam za słowo. — Taika odwzajemnił jej niepełny uśmiech, po czym gwałtownie spoważniał, by nadać swoim słowom właściwy wydźwięk. Zaczął opowiadać historię Panów z Yuevy. — Widzisz, pochodzę z miasta, które bardzo ceni sobie własną prywatność. Zajmujemy się głównie gromadzeniem dawnej wiedzy, o kulturze elfów z przed przybycia ludzi, o ich dokonaniach, sztuce. Ale jesteśmy też w posiadaniu informacji zakazanych, głównie dotyczących magów i tego, co zrobili. Pilnujemy, żeby dziedzictwo Roanoke przetrwało, ale jednocześnie nie wpadło w niepowołane ręce. Rozumiesz? — Kobieta pokiwała głową, wyraźnie zainteresowana dalszym biegiem historii. — Wszystko było dobrze dopóki ludzie nie zaczęli umierać na dziwną chorobę. Widziałem kilka takich przypadków, zupełnie zdrowe osoby po prostu budziły się z dwoma czarnymi dziurami zamiast oczu. Wciąż jednak żyli, dręczeni gorączką i krwawymi wymiotami. — Na samo wspomnienie krwi, Taika wciąż dręczony wspomnieniami numeru z wiewiórką, musiał zrobić drobną pauzę. — Później halucynacje i powolna śmierć w męczarniach.
— Jesteście pewni, że to choroba, a nie klątwa? — zapytała niespodziewanie Anavia. Nie mogła słyszeć nigdy o Panach z Yuevy, ponieważ była to autorska bajka jednego z przodków Taiki, ale kobieta bardzo szybko doszła do podobnych wniosków, co bohater oryginalnej historii. Szkoda tylko, że zarówno ona, jak i on, nie mieli ostatecznie racji. Dla Anavi nie miało to znaczenia, ale protagonista Panów z Yuevy, bardzo słono zapłacił za swoją pomyłkę.
— W moim mieście mieszkają ludzie znający całą historię Roanoke, gdyby to była klątwa, od razu byśmy to dostrzegli. — Odpowiedział patrząc podejrzliwie na żonę karczmarza, która widocznie zainteresowana ich rozmową zaczęła krzątać się niby przypadkiem w okolicy. — Nasze władze wysłały ludzi, żeby znalazły na kontynencie rozwiązanie problemu. Ja i Pollock zostaliśmy wysłani dwa tygodnie temu. Przepytywałem okolicznych mieszkańców, uczyłem się robienia ich leków, ale wątpię, żeby któryś zadziałał. Dlatego niestety już trochę interesuje się medycyną. Anavia, posłuchaj mnie. — Normalnie w takim momencie położyłby swoją dłoń na jej ręce, by podkreślić powagę sytuacji, ale od razu wyczuł, że elfka nie należała do kobiet, którym taki gest przypadłby do gustu. — Moim ludziom kończy się czas. Ta zaraza nas dziesiątkuje, niedługo nie będzie już nikogo zdolnego ochronić miasto. Wtedy mamy dwa wyjścia albo spalić całą cenną wiedzę, albo pozwolić, by trafiła w niepowołane ręce. Anavia. Musisz mnie wziąć do tego całego Ruarka, muszę zobaczyć jego kontrowersje metody. A jeżeli nie on, to może inny medyk nam pomoże, to może ty.
Zapadła chwila ciszy, w ciągu której kobieta wyraźnie rozważała wszystkie za i przeciw.
Taika wciąż będąc dość blisko Navi, zdał sobie nagle sprawę, jak bardzo nie przypomniała zarówno zwykłych kobiet z Pablares — bladych i wychudzonych, jak i wysoko postawionych szlachcianek, które zwabione majątkiem Ulfsgardów przybywały do Cytadeli w celach matrymonialnych. Za tymi ostatnimi Taika wyjątkowo nie przepadał, były zbyt łatwe, zbyt zdesperowane. Ich pokryte pudrem twarze przypominały nieudane posągi, a usta otwierały się tylko by poplotkować albo rzucić niewybredny komplement. Anavia była za to inna. Wyniosła, tajemnicza. Nawet biegnąca po policzku blizna nie psuła jej niecodziennej urody.
— Rozumiem twoje położenie — odezwała się niespodziewanie Navi, co gwałtownie wyrwało Taikę z rozmyślań nad aparycją elfki. Oparł się z powrotem o ramę krzesła, zły na siebie, że buja w obłokach. Nie jest na miejscu patrzenie w ten sposób na kobietę, którą właśnie się paskudnie okłamuje.
— Pomożesz nam?
— Chyba nie mam wyboru. Sytuacja nie wygląda najlepiej. — Wypiwszy resztki swojego drugiego kufla, wstała chwiejnie z krzesła. — Powinnam się iść położyć. Jutro spróbuję złożyć nogę twojego wuja.
— Dziękuję, Anavio. Chyba nie dalibyśmy rady bez ciebie. — Taika uśmiechnął się lekko.
Kobieta machnęła ręką i już miała wejść na schody kiedy coś ją zatrzymało.
— Taika, co właściwie stało się na trakcie?
Żona karczmarza zaciekawiona odpowiedzią mężczyzny przestała nawet udawać, że wyciera stojący najbliżej nich stolik i nadstawiła ucho.
— Zaatakowali nas bandyci i chcieli okraść, ale jakiś potwór postanowił ich wcześniej zjeść. Nie zdążyłem mu się nawet dobrze przyjrzeć, taki był szybki — stwierdził beznamiętnie Taika.
— I was panie nie pożarło? — zapytała niespodziewanie żona karczmarza.
— Mój wuj tak śmierdział, droga pani, że choćby jakiś potwór zdychał z głodu, to by go nawet pazurem nie tknął.
Po tych słowach rozbawiona bezczelnością prostej kobiety Anavia zniknęła na poddaszu.
***
Tej nocy mimo przemożnego zmęczenia, Taika długo nie mógł zasnąć. Wciąż rozmyślał o elfce i o tym, czy dobrze zrobił, okłamując ją. Przecież nie mógł ryzykować ujawnienia swojej tożsamości, wiedząc, jak elfy reagują na magów. Czy Anavia mogła stanowić wyjątek? Czy pomogłaby mu nawet wiedząc o prawdziwym celu podróży Ulfsgardów?
Kobieta nie dość, że potrafiąca naprawić nogę Pollocka i posiadająca własny powóz — w końcu Taika i jego wuj nie mieli już żadnego środka transportu czy też funduszy na jego zakup — była dodatkowo ich jedyną przepustką na spotkanie z Ruarkiem. Taika nie mógł więc ryzykować, że jej prywatne uprzedzenia co do magów zaprzepaszczą wszystkie nagle otrzymane możliwości. Ostatnie Zadanie było zbyt ważne, uznanie reszty Ulfsgardów było zbyt ważne. Okłamanie Anavi to jak do tej pory małe poświęcenie. A przynajmniej o tym Taika próbował sam siebie przekonać.
Kiedy w końcu udało mu się zasnąć, śnił o Yuevie.
Kobieta nie dość, że potrafiąca naprawić nogę Pollocka i posiadająca własny powóz — w końcu Taika i jego wuj nie mieli już żadnego środka transportu czy też funduszy na jego zakup — była dodatkowo ich jedyną przepustką na spotkanie z Ruarkiem. Taika nie mógł więc ryzykować, że jej prywatne uprzedzenia co do magów zaprzepaszczą wszystkie nagle otrzymane możliwości. Ostatnie Zadanie było zbyt ważne, uznanie reszty Ulfsgardów było zbyt ważne. Okłamanie Anavi to jak do tej pory małe poświęcenie. A przynajmniej o tym Taika próbował sam siebie przekonać.
Kiedy w końcu udało mu się zasnąć, śnił o Yuevie.
***
Rano Anavia wyszła do lasu nazbierać brakujących ziół potrzebnych do naprawy złamanej nogi Pollocka. Taika korzystając z jej nieobecności, wyjaśnił wujowi, czego się dowiedział podczas rozmowy z dnia poprzedniego.
— O Abhay'u założycielu, w mordę jeża, na wszystkich starszych Klanu, kurwa. Ruark jest w Yunci? — prawie wykrzyczał Pollock.
— Jak ty nieludzko śmierdzisz — powiedział Taika zatykając nos i odsuwając się od wuja, który gwałtownie usiadł na łóżku. — I nie wiem, czy to akurat nasz Ruark jest w Yunci.
— Na moją jędzowatą matkę, przecież to świetna wiadomość!
— Przestań się wydzierać. Nie wszyscy w karczmie muszą o tym wiedzieć. Szczególnie, że żona właściciela jest wyjątkowo wścibska. — Mówiąc to otworzył drzwi do pokoju i rozejrzał się, sprawdzając, czy przypadkiem kobieta ich nie podsłuchuje. Korytarz był jednak pusty.
Taika opowiedział więc jeszcze wujowi, jakie kłamstwo wcisnął Anavi i co dobrego przyniesie im sojusz z elfką. Pollock uważnie słuchał potakując bratankowi, aż w końcu zrobił wyjątkowo tępą minę.
— Taikinka...
— Abhay'u daj mi siłę, żeby nie udusić tego starego prosiaka — mruknął pod nosem Taika.
— Jak się kończyła bajka o Panach z Yuevy? Czy dobrze pamiętam, że na końcu wszyscy umarli?
— Tak. — Taika przypomniał sobie, jak babka opowiadała mu tę historię. Nikt z posłańców nie wrócił z rozwiązaniem problemu i miasto zostało skazane na zagładę, mawiała Veda I. By ochronić cenną wiedzę przed niewłaściwymi rękami, ostatni z wielkich kronikarzy Roanoke zrównali całe miasto z ziemią. Ostała się tylko cytadela, którą później przejęła nasza rodzina. To my Ulfsgardowie, najdumniejszy i największy z klanów, my dzieci Abhay'a jesteśmy teraz nowymi Panami z Yuevy. I nie pozwolimy sobie popełnić ich błędów.
— O Abhay'u założycielu, w mordę jeża, na wszystkich starszych Klanu, kurwa. Ruark jest w Yunci? — prawie wykrzyczał Pollock.
— Jak ty nieludzko śmierdzisz — powiedział Taika zatykając nos i odsuwając się od wuja, który gwałtownie usiadł na łóżku. — I nie wiem, czy to akurat nasz Ruark jest w Yunci.
— Na moją jędzowatą matkę, przecież to świetna wiadomość!
— Przestań się wydzierać. Nie wszyscy w karczmie muszą o tym wiedzieć. Szczególnie, że żona właściciela jest wyjątkowo wścibska. — Mówiąc to otworzył drzwi do pokoju i rozejrzał się, sprawdzając, czy przypadkiem kobieta ich nie podsłuchuje. Korytarz był jednak pusty.
Taika opowiedział więc jeszcze wujowi, jakie kłamstwo wcisnął Anavi i co dobrego przyniesie im sojusz z elfką. Pollock uważnie słuchał potakując bratankowi, aż w końcu zrobił wyjątkowo tępą minę.
— Taikinka...
— Abhay'u daj mi siłę, żeby nie udusić tego starego prosiaka — mruknął pod nosem Taika.
— Jak się kończyła bajka o Panach z Yuevy? Czy dobrze pamiętam, że na końcu wszyscy umarli?
— Tak. — Taika przypomniał sobie, jak babka opowiadała mu tę historię. Nikt z posłańców nie wrócił z rozwiązaniem problemu i miasto zostało skazane na zagładę, mawiała Veda I. By ochronić cenną wiedzę przed niewłaściwymi rękami, ostatni z wielkich kronikarzy Roanoke zrównali całe miasto z ziemią. Ostała się tylko cytadela, którą później przejęła nasza rodzina. To my Ulfsgardowie, najdumniejszy i największy z klanów, my dzieci Abhay'a jesteśmy teraz nowymi Panami z Yuevy. I nie pozwolimy sobie popełnić ich błędów.
***
Po tym jak Anavia zaaplikowała Pollockowi specjalny wywar i maść leczniczą, noga mężczyzny zrosła się zupełnie w ciagu zaledwie trzech godzin. Kiedy więc tylko stary wstał z łóżka i zaczął tańczyć jeden z najbardziej żenujących tańców, jakie można sobie wyobrazić, Taika i Navi wspólnie zarządzili, że czas się zbierać. Zapakowali wszystkie rzeczy na powóz i mimo niezadowolenia żony karczmarza, która ewidentnie wciąż była spragniona podsłuchiwania ich prywatnych rozmów, ruszyli w drogę.
Jechali leśną drogą w piękny słoneczny dzień. Pollock pogwizdywał, wymachując swoimi nogami, jakby chełpił się tak szybko wyleczonym złamaniem przed całym światem. Anavia prowadziła, a Taika rozgadał się o miejscowych. Że w większości prostaki, że w ogóle brakuje im zwykłej ludzkiej życzliwości.
Przed nimi conajmniej tydzień podróży do Yunci, gdzie przy odrobinie szczęścia młody Ulfsgard nie tylko wypełni swoje Ostatnie Zadanie, ale i zemści się za wszystkie lata upokorzeń. Dawno Taika nie czuł takiej radości, jak wtedy jadąc przez las w piękny słoneczny dzień.
Jechali leśną drogą w piękny słoneczny dzień. Pollock pogwizdywał, wymachując swoimi nogami, jakby chełpił się tak szybko wyleczonym złamaniem przed całym światem. Anavia prowadziła, a Taika rozgadał się o miejscowych. Że w większości prostaki, że w ogóle brakuje im zwykłej ludzkiej życzliwości.
Przed nimi conajmniej tydzień podróży do Yunci, gdzie przy odrobinie szczęścia młody Ulfsgard nie tylko wypełni swoje Ostatnie Zadanie, ale i zemści się za wszystkie lata upokorzeń. Dawno Taika nie czuł takiej radości, jak wtedy jadąc przez las w piękny słoneczny dzień.
[Anavia? <: ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz