poniedziałek, 6 stycznia 2020

Od Vaeril'a do Sorena

Vaeril wsłuchiwał się w zwierzenia białowłosego, bacznie analizując każde wypowiedziane przez niego słowo. Momentalnie zapałał nienawiścią do macochy Sorena, życząc jej jak najgorzej. Całkowicie rozumiał smutek towarzysza - obaj zostali oddzieleni od rodziny. Zdawał sobie jednak sprawę, jak o wiele więcej bólu i upokorzeń musiał znosić jego towarzysz. Cztery lata poświęcił, by całkowicie wymazać swoje istnienie. W końcu zrozumiał sytuację, w której znalazł się Soren. Elf obserwował swojego zasmuconego rozmówcę, szukając słów pocieszenia. Nic nie przychodziło mu jednak do głowy. Próbował zaś wszystko sobie powoli poukładać.
Nim zdążył się jednak odezwać, siedzący naprzeciwko niego białowłosy przechwycił od kelnera kielich wina. Opróżnił naczynie niemal natychmiastowo i odłożył je ponownie na tacę.
- Zmieniając temat! - Anioł uśmiechnął się szeroko, dalej mówiąc, choć ton jego głosu zdawał się weselszy - Możemy ruszyć do Terpheux w każdej chwili. Proponuję zacząć od Adrii, leży blisko granicy i funkcjonuje jako główny punkt odpoczynkowy pomiędzy dwoma państwami. Nie wierzę, że Derek nawet na chwilę się tam nie zatrzymał. Możemy też odłożyć to na później i nacieszyć się ostatnimi chwilami wolności na tym cudownym, królewskim festiwalu. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem mieliśmy tyle swobody. Z reguły śmierć depcze nam po piętach.
Vaeril załapał potrzebę Sorena na szybką zmianę tematu. Uśmiechnął się do niego łagodnie i zawołał kelnera:
- Jeszcze dwa razy wino, proszę!
Temat ich rozmowy zszedł na dużo przyjemniejsze tory. Nie wracali już do wspominania przeszłości. W akompaniamencie kłótni "rycerzy", popijając zamówione wino, żartowali lub omawiali plan działania na najbliższe dni. Jako, że droga do Adrii zajęłaby im i tak dłuższy czas, postanowili pozostać jednak w stolicy do końca turnieju. Elf uznał, że Derek ostatecznie może poczekać.
Dokończyli kolejny kielich, a kiedy niebo niemal całkowicie pokryły gwiazdy, zdecydowali się powrócić do hotelu.
Vaeril zrzucił z siebie brudną koszulkę, która przypominała mu o stoczonej bijatyce. Wtedy też przystąpił do leczenia siniaków, które pokrywały niemal cały jego tors. Poczuł narastającą ulgę, nie musząc zmagać się więcej z owymi obrażeniami. Nałożył na siebie czysty podkoszulek, po czym opadł na łóżko. Wtulił się w kołdrę, a twarz zatopił w miękką poduszkę. Po chwili odwrócił głowę w stronę Sorena. Białowłosy siedział na własnym łóżku, przekładając w dłoniach swój puginał. Elf przyglądał mu się dłuższą chwilę, przypominając sobie stoczoną wcześniej rozmowę.
- Tak sobie myślę... - zaczął sennie, przerywając przez kilka sekund na ziewnięcie. - Gdy spotkam twoją macochę, pierwsze, co zrobię, to podaruję jej kilka siniaków. Demon, nie kobieta.
Usłyszał rozbawiony pomruk towarzysza. Vaeril nie miał już jednak siły, by wypowiedzieć więcej słów. Wyciągnął spod siebie kołdrę, którą się okrył. Zamknął oczy, a usnął chwilę później.
***
Czas w stolicy upływał im miło. Całe dnie spędzali oglądając toczący się turniej, obstawiając między sobą wyniki, a wieczorem popijali wino w pobliskiej karczmie.
W końcu ich sielanka minęła, zdecydowali się ruszyć w dalszą drogę. Właściwie to elf na to naciskał. Jego cierpliwość się skończyła, pragnął jak najszybciej odnaleźć brata. Spakowali się więc z samego rana. Vaeril'owi najciężej było jednak znieść rozstanie z miękkim materacem i ciepłą kołdrą. Nawet w swoim domu nie posiadał tak wygodnego łóżka. Tęsknie spojrzał na pokój, w którym spędzili tak wiele czasu. Brunet zastanawiał się, czy znajdą podobne miejsce na odpoczynek w dalszej podróży.
Opuścili mury miasta, a przed nimi malowała się ogromna równina. Elf skrzywił się na myśl, że będą musieli ją przemierzyć. Pocieszyło go jednak przekonanie, że z każdym krokiem zbliża się do brata.
Brunet z trudem nadążył za Sorenem. Znacznie lepiej zbudowany, wyższy białowłosy, kiedy się zamyślał, stawiał większe kroki, zapominając o Vaeril'u. Dotrzymywanie mu kroku czasem bywało dosyć problematyczne. Elf postanowił więc zwrócić na siebie uwagę towarzysza.
- Stwierdziłem - powiedział głośno w stronę anioła. Ten zwolnił i spojrzał na bruneta, który kontynuował wypowiedź: - że chcę opowiadać w przyszłości cudzym dzieciom nasze przygody. Niech świat pozna prawdziwą historię dwóch śmiałków!
- Czemu akurat cudzym dzieciom? - zapytał Soren, wpatrując się w Vaeril'a.
- Swoich przecież mieć nie będę, a komuś muszę - odparł, jednak jego towarzysz dalej wyglądał na zmieszanego. Wtedy elf zrozumiał reakcję białowłosego.
- Niekoniecznie lubię kobiety - wyjaśnił, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. - A z innym facetem ciężko o własne potomstwo, jak myślę.
Vaeril kontynuował po chwili ciszy swoją wizję ich własnych pieśni o czynach. Rozmowa pochłonęła ich na tyle, że droga minęła im niezwykle szybko. O zmroku dotarli do jakiegoś miasteczka. Wyglądało na dość stare, a większość budujących go budynków było drewnianych. Stały one połączone ze sobą w równych rządkach. Soren i Vaeril minęli mury, oglądając dość nieprzyjemną okolicę. Na ulicach walały się potłuczone butelki i inne śmieci. Z okien lub werand wyglądali na nich mieszkańcy, krzywiąc się nieznacznie.
- Znajdźmy szybko hotel, nim zjedzą nas wzrokiem - prychnął cicho elf. Chwilę później stanęli przed dużym, również wykonanym z drewna budynkiem. Widniał na nim krzywy napis "Noclegi".
Wnętrze noclegowi było równie nieciekawe co jego zewnętrzna część. Przywitały ich porwane dywany i poprzewracane meble. Na ziemi, oparty o ścianę, spał upity satyr. Po przeciwległej stronie recepcji ustawiony został stół, a za nim siedział stary elf, notujący coś w grubym dzienniku. Vaeril miał co do tego miejsca złe przeczucia, jednak nie marzył mu się den pod gołym niebem.
- Chcielibyśmy zarezerwować pokój na jedną noc. - poinformował Soren, podchodząc do posiwiałego mężczyzny.
- Nazwiska - fuknął starzec, nie odrywając wzroku od księgi, po której dalej skrobał piórem.
- Iversen - orzekł brunet, nim jego towarzysz zdążył odpowiedzieć. Wtedy starszy elf spojrzał wyczekująco na Sorena, wymagając podania drugiej godności.
- Obaj. - Vaeril chciał jak najszybciej skończyć rozmowę z niekomicznie przyjaznym recepcjonistą. Nie mógł jednak przejść obojętnie wobec szansy na dowiedzenie się czegokolwiek o swoim bracie. Może Derek również tutaj spędził noc? Tak więc młodszy elf zapytał: - Czy odwiedził pana kiedykolwiek ktoś o takim nazwisku?
- Wy - mruknął, wyciągając z kieszeni klucz. - Bean! Zaprowadź ich do pokoju.
Z drugiego pokoju wyłoniła się stara elfka. Wbiła poirytowane spojrzenie w gości i odebrała przedmiot od recepcjonisty. Bez słowa skierowała się w stronę drewnianych schodów. Soren wzruszył ramionami i ruszył za kobietą, Vaeril po chwili do niego dołączył.
Kobiecina zapaliła dwie świece w niewielkim pomieszczeniu. Kiedy owiało je ciepłe światło, brunet dostrzegł dwa stojące przy ścianach łóżka. Dzieliła je niewiarygodnie wąska odległość - ledwo dało się przez nią przecisnąć. Po drugiej stronie pokoju stały dwie szafki, a na nich znajdowały się zapalone świece. Każdy z mebli był dosunięty do jednego z łóżek.
- Pójdę poszukać czegoś do jedzenia - odparł Soren, momentalnie się odwracając i opuszczając pomieszczenie. Elf nie zdążył odpowiedzieć, a został sam. Westchnął ciężko i przecisnął się, by usiąść na swoim materacu. Podniósł się wtedy kłąb kurzu. Odkaszlując, brunet skrzywił się na ten widok. Nie wiedząc, co może robić do czasu powrotu towarzysza, postanowił posprzątać w swojej torbie. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie ona jest. Wstał szybko z miejsca i przeczesał malutki pokój. Nigdzie nie było śladu po jego własności. Zbiegł po schodach do recepcji. Kamień spadł mu z serca, gdy dojrzał leżącą torbę obok stołu. Rozejrzał się czy w pobliżu nie ma recepcjonisty. Ucieszył się, że nigdzie go nie było. Zabrał więc swój bagaż i powrócił na schody. Przysiadł na jednym stopniu i sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu. Z ulgą przejrzał zawartość torby. Nic nie zginęło.
Vaeril wrócił więc do pokoju. Ze względu na niewielką przestrzeń, wpadł na pomysł, by wepchnąć bagaż pod szafkę. Mocnym kopnięciem próbował ją tam wcisnąć. Cały mebel zadygotał, a strojąca na nim świeca przewróciła się. Nim elf zdążył zareagować, płomienie przeniosły się na stary koc leżący na łóżku. Z każdą sekundą ogień zwiększał się pochłaniając większą część pokoju. Vaeril złapał drugi koc, licząc, że uda mu się odciąć płomienie od dostępu tlenu. Nie wszystko podeszło po jego myśli. Dodając nowego materiału, zwiększył pożar, który przeniósł się na drewnianą ścianę.
- Jasna cholera.
Zdając sobie sprawę, ze to koniec, zabrał swoją stronę i wycofał się w stronę drzwi. Wtedy w nich pojawił się trzymający talerze Soren. Widząc, co dzieje się w ich pokoju, upuścił je, a te z trzaskiem rozbiły się o ziemię. Najwyraźniej chciał ugasić w jakiś sposób płomienie, jednak wchodząc do pokoju, zaczepił o drugą szafkę. Stojąca na niej świeca, podobnie jak jej poprzedniczka, upadła na podłogę i zaczęła trawić dywanik. Nie było już ratunku.
Soren i Vaeril wymienili się szybkim spojrzeniem i po chwili znaleźli się na schodach, zbiegając w stronę wyjścia. Hałas, jaki wywołali, zbudził innych gości. Najwyraźniej zauważyli zagrożenie i również dołączyli się do ucieczki. Po chwili cały hotel ogarnął duszący dym. Elf i jego towarzysz wydostali się na zewnątrz. Żywioł pochłaniał już dach i przenosił się na stojący obok sklep. Brunet spojrzał na rząd drewnianych domów. W takim tempie całe miasteczko spłonie w jedną noc, a przenoszący płomienie wiatr znacznie to ułatwiał. Nim jednak zdążył zaproponować swoją pomoc, dojrzał wściekłego recepcjonistę idącego w ich kierunku. W ręce dzierżył widły, a jego usta miotały przekleństwa. Nim brunet zdążył zareagować, Soren pociągnął go w stronę murów miasta. Elfowi pomył z taktycznym odwrotem się spodobał. Najwyraźniej większość zgromadzonego tłumu domyśliła się, kto był sprawcą wypadku i rozwścieczona ruszyła w pogoń.
Po dłuższej chwili, daleko za miastem dopiero zgubili ostatni ogon. Vaeril z trudem łapał powietrze. Spojrzał za siebie. Miejsce, gdzie znajdowała się wioska, pokrywała łuna światła i unoszące się kłęby dymu. Elf usiadł na chłodnej ziemi i zerknął na Sorena, który również zdawał się być zmęczony biegiem.
- Tak sobie myślę... - wydukał z trudem brunet, przeczesując zmierzwione włosy ręką. - Nigdy, nawet cudzym dzieciom, nie wspomnę o tej historii...

[Soren? :3]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz