poniedziałek, 6 stycznia 2020

Od Meyari do Alaratha

Choć Meyari wiele czasu spędzała na oglądaniu gwiazd nocą, pobudka o poranku nie była dla niej nigdy problemem. Można by stwierdzić, że w ogóle nie spała, ponieważ zanim kogut zapiał drugi raz, ona już była gotowa na nowy dzień. Wszystko szło jak w zegarku, spakowała cały swój bagaż, a za pomocą prostego zaklęcia pomieściła wszystko w niewielkiej podręcznej torbie. Chwyciła pokrowiec z teleskopem, zarzuciła przez ramię i chwytając kanapkę, wyszła z pokoju, by nie tracić czasu. Dziewczyna szybko udała się w kierunku północnej bramy Ahmariny. Zbliżając się do celu, z niecierpliwością wypatrywała czarnowłosego elfa, niestety nigdzie go ujrzała. Wywróciła jedynie oczami z myślą, że ten zaspał i wyruszyła szlakiem na północ, utrzymując spokojny krok z nadzieją, że jej towarzysz dogoni ją niebawem.
Widok zbliżającego się elfa rozweselił dziewczynę, dlatego przywitała go szczerym uśmiechem.
– Zeszło ci się.
– Byłem na zakupach. – Elf odwzajemnił uśmiech i wskazał na nowy płaszcz.
Meyari lekko się zarumieniła i razem wyruszyli do Schimoel. Krocząc knieją, oboje milczeli, dlatego dziewczyna zdecydowała się przełamać lody i zacząć rozmowę. Jej uwagę przykuło jedno słowo, niby nic, a dla niej miał ogromne znaczenie.
– Zwolnij śnieżynko...
Dziewczyna nawet nie słyszała reszty zdania, zatrzymała się, a jej serce zabiło jak gdyby mocniej niż zwykle. Spojrzała daleko przed siebie, a po policzku spłynęła jej łza. Po chwili przetarła oczy i uśmiechnęła się delikatnie, marszcząc lekko brwi.
– Czy powiedziałem coś nie tak? – Alarath zapytał zaskoczony sytuacją.
– N-nie, po prostu... – Białowłosa pociągnęła nosem i kolejny raz przetarła oczy – Moja... Moja mama tak do mnie mówiła. Przepraszam, wzruszyłam się.
Twarz astronomki pokrył rumieniec, a ta przyspieszyła kroku. Alarath uśmiechnął się pewnie i ruszył za nią dalej.
***
Mijając miasto Mori, znajdowali się zaledwie w połowie drogi do Virvi, jednakże srogi klimat tej krainy dawał się we znaki. Podróż była o wiele wolniejsza niż wcześniej, gdyż co chwile powstrzymywały ich duże opady śniegu, bądź zmęczenie z wychłodzenia organizmu. Noce spędzali w pobliskich gospodarstwach, a dniem, gdy temperatura sięgała najwyżej dziesięciu stopni w plusie, kontynuowali podróż. W końcu zmierzch dopadł ich, zanim zdążyli przebrnąć przez las i tym razem musieli rozbić obozowisko. Idealnym miejscem okazała się wnęka w skarpie, która ochraniała ich przed chłodnym wiatrem, a korzenie sosny wyrastające z uskoku dawały dobrą osłonę przed śniegiem lub marznącym deszczem. 
Rozpalając mały płomień, oboje usiedli dość blisko siebie, by się ogrzać. Po dłuższej chwili milczenia i przekazywania sobie zaledwie poleceń i pomysłów związanych z podróżą dziewczyna znów się otworzyła.
– Mój ojciec zmarł, gdy miałam zaledwie osiem lat, wychowywała mnie głównie matka, dopóki... – Na chwilę przerwała – Choć dla mnie minęło zaledwie dziesięć lat, nie wiem, ile to trwało. – Głos czarodziejki drżał, a ona patrzyła pusto w płomień – Gdy miałam trzynaście lat, naszą ostoję najechały elfickie wojska... Moja mama rzuciła na mnie zaklęcie i schowała w piwnicy, sama pewnie nie zdążyła siebie ochronić...
Meyari zacisnęła dłonie i oparła głowę na ramieniu elfa. Alarath nie przerywał czarodziejce i patrzył na nią w milczeniu.
– Nie mam pojęcia, jak długo tkwiłam w śpiączce, tym bardziej nie wiem, dlaczego wybudziłam się akurat teraz... Choć nie wiem, jak bym się starała, nie należę do tego świata, Alarath. – Do jej oczu zaczęły napływać łzy – Miałeś rację, w Ahmarinie. Szukam odpowiedzi na wiele pytań, jednak nie potrafię tego zrobić.
Dziewczyna zamilkła i otarła poliki z łez. Elf impulsywnie objął ją i zaczął głaskać po głowie, chcąc ją uspokoić.
– Moich rodziców już ze mną nie ma, nie miałam okazji ich pożegnać, ale przy tobie... – Białowłosa schowała dłonie w rękawach – Dzięki tobie mam wrażenie, że nie bez powodu tutaj jestem, że jeszcze mam cel do wykonania... – Ton jej głosu był coraz słabszy – W końcu czuję spokój.
Meyari zamknęła oczy i zamilkła oddając się objęciom morfeusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz