sobota, 21 marca 2020

Od Lookyo do Danny'ego

Podążył wzrokiem za chłopakiem, który opadł ciężko na łóżko. Jakiś czas patrzył, jak ten leży nieruchomo, czułki, które dotychczas miał po sobie położone uniosły się, jednak po chwili opadły nieco na boki. Skrzywił się, przestąpił z nogi na nogę. Ta, trzeba przyznać, że trochę się wtedy wystraszył. Trochę albo i nieźle. Chyba za daleko się posunął. Dobrze, że do niczego jednak nie doszło. Szczerze mówiąc, przeraziły go słowa rogacza o podpaleniu jego skrzydeł. Przecież nie mógł ich stracić! Chochlik bez skrzydeł to nie chochlik! Pomińmy fakt, że wtedy jego życie byłoby strasznie utrudnione.
Nie zwrócił zbytniej uwagi na słowa, które wymruczał chłopak, jednak po dłuższym namyśle ostatecznie sam wybił się w górę i wyleciał z sypialni. Dotarł do kuchni, podleciał do blatu kuchennego. Zdjął zaklęcie z klucza, który następnie wziął do rąk i wrócił do pokoju. Wylądował na blacie, gdzie położył przedmiot, gdy nagle usłyszał szmer. Odruchowo przyjął pozycję gotową do ucieczki, położył po sobie czułki. Zastygł w bezruchu, spoglądając na chłopaka, który właśnie obrócił głowę i wbił w niego swe chłodne oczy. Lookyo przyjrzał mu się, nieco się rozluźniając. Machnął wolno ogonem.
– Auć, nie wyglądasz za dobrze – rzekł trochę niepewnie, ściągając brwi.
Chwila, dlaczego ja to powiedziałem?
Chłopak cicho jęknął, lecz poza tym milczał. Nastała cisza, którą zagłuszał jedynie deszcz uderzający o okna. Kyo wyprostował się, opuszczając skrzydła, przestąpił z nogi na nogę. Białowłosy cały czas go obserwował, w końcu jednak westchnął:
– Weź coś, czym się zakryjesz przed deszczem i idź już. – Machnął niezgrabnie ręką, jakby chciał go przegonić.
Kyo uniósł brwi, zamrugał parę razy. Teraz jak tak myślał nad tym, to już nie miał potrzeby znalezienia jakiejś ochrony. Chyba jednak po prostu się powiększy. Co prawda zmoknie, ale przynajmniej będzie mógł wrócić, a jego skrzydła pozostaną suche i nie ucierpią. Ach, mogłem to wcześniej zrobić! Westchnął cicho pod nosem.
Ponownie spojrzał na chłopaka. Szczerze mówiąc, to mógł się spodziewać, że w pewnym momencie straci cierpliwość i zachowa się w ten sposób. W końcu tego typu rogi, jakie miał na głowie były charakterystyczne dla demonów. Jednakże nie zachowywał się dokładnie jak demon. Może był mieszańcem? Albo odmieńcem? Zwłaszcza, że nie postanowił złapać chochlika a tylko go nastraszył (co swoją drogą nie wyglądało na zamierzone).
Myśli o tym krążyły po jego umyśle tak długo, aż nad jego głową zapaliła się malutka wyimaginowana żaróweczka. Wpadł na pewien pomysł... o ile to można było nazwać pomysłem, bowiem tak w zasadzie to sobie coś przypomniał. Ihranaya bardzo często prosiła klientów, by szepnęli znajomym słówko o sklepie, a jak gdzieś wyruszała, to starała się go promować. Zawsze szukała nowych osób, dzięki którym zarobi. Dlatego pomyślał, że jeśli przyprowadzi jej nowego klienta, czarownica na pewno to doceni, a on zyska większą przychylność. Niby nie tak wiele, ale małymi kroczkami w końcu dojdzie do dnia, w którym wreszcie będzie mógł się pożegnać z obrożą. Tak, to jest myśl!
Uciekł wzrokiem gdzieś na bok, wziął głęboki wdech. Przestąpił z nogi na nogę, splatając dłonie za plecami. Ponownie spojrzał na chłopaka, który już nie spoglądał na niego, a był zapatrzony w sufit.
– Wow, naprawdę wyglądasz średnio – powiedział Kyo.
Słysząc to białowłosy westchnął.
– Jeszcze tu jesteś? – zapytał obojętnie.
– Czujesz, jakby nerwy cię zżerały? – zignorował jego pytanie.
W tym momencie chłopak popatrzył na niego. Przyglądał mu się jakiś czas w milczeniu. Tymczasem Kyo podleciał do szafki nocnej obok łóżka, na której wyglądował, żeby być bliżej. Zauważył, że białowłosy otwiera usta, by coś powiedzieć, dlatego czym prędzej go wyprzedził, mówiąc:
– Pewnie potrzebujesz czegoś na uspokojenie albo coś w tym stylu – szczerze mówiąc strzelał. – Wiesz, tak się składa, że znam takie miejsce, które może ci pomóc.
Chłopak musiał się przynajmniej trochę zaciekawić, ponieważ po pewnym czasie powoli się podniósł do pozycji siedzącej. Przejechał dłonią po swych krótkich włosach, zamrugał parę razy, najprawdopodobniej popadając w zamyślenie. Kyo podniósł na niego wzrok, poprawił łańcuszek przewieszony przez ramię. Na jego twarzy zatańczył uśmieszek. Miał w duchu nadzieję, że rogacza zainteresuje oferta, jaką mu złoży. A gdyby jeszcze postanowił pójść do sklepu teraz, to już w ogóle! Zabrałby go przy okazji, więc nie musiałby sam szukać drogi.
Odwrócił głowę, popatrzył na okno. Poruszył czułkami. Ulewa stopniowo ustawała. Jak dobrze! Chyba nie będzie tak źle.
– Co to za miejsce? – usłyszał nagle.
Powrócił wzrokiem na białowłosego, czułki wyprostowały się. Uniósł nieco brwi, posłał mu pytające spojrzenie. Po chwili jednak uśmiechnął się, a następnie rzekł:
– Chatka Ihranayi. Znajdziesz tam praktycznie wszystko, co związane z magią. Mikstury, zioła, broń, pozornie zwykłe przedmioty – wyliczał na palcach – wszystko!
Rozłożył ręce, by podkreślić znaczenie swojej wypowiedzi. Zmierzył wzrokiem chłopaka, który spuścił nieco głowę i podparł ręką podbródek. Zastanawiał się nad propozycją. Kyo musiał ciągnąć dalej i bardziej go zachęcić.
– Znam adres tego sklepu – znów rzekł, wykonując taneczny krok.
Pomińmy fakt, że obecnie wiem tylko, że żeby tam dojść, trzeba iść mniej więcej na wschód.
– O, i znam właścicielkę! Ona się zna na rzeczy. Jak powiesz, czego byś chciał, to na pewno coś dla ciebie znajdzie!
Em, na razie nie musi wiedzieć, że ja też tam pracuję.

Danny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz