Podążył
wzrokiem za chłopakiem, który opadł ciężko na łóżko. Jakiś czas
patrzył, jak ten leży nieruchomo, czułki, które dotychczas miał po sobie
położone uniosły się, jednak po chwili opadły nieco na boki. Skrzywił
się, przestąpił z nogi na nogę. Ta, trzeba przyznać, że trochę się wtedy
wystraszył. Trochę albo i nieźle. Chyba za daleko się posunął. Dobrze,
że do niczego jednak nie doszło. Szczerze mówiąc, przeraziły go słowa
rogacza o podpaleniu jego skrzydeł. Przecież nie mógł ich stracić!
Chochlik bez skrzydeł to nie chochlik! Pomińmy fakt, że wtedy jego życie
byłoby strasznie utrudnione.
Nie
zwrócił zbytniej uwagi na słowa, które wymruczał chłopak, jednak po
dłuższym namyśle ostatecznie sam wybił się w górę i wyleciał z sypialni.
Dotarł do kuchni, podleciał do blatu kuchennego. Zdjął zaklęcie z
klucza, który następnie wziął do rąk i wrócił do pokoju. Wylądował na
blacie, gdzie położył przedmiot, gdy nagle usłyszał szmer. Odruchowo
przyjął pozycję gotową do ucieczki, położył po sobie czułki. Zastygł w
bezruchu, spoglądając na chłopaka, który właśnie obrócił głowę i wbił w
niego swe chłodne oczy. Lookyo przyjrzał mu się, nieco się rozluźniając.
Machnął wolno ogonem.
– Auć, nie wyglądasz za dobrze – rzekł trochę niepewnie, ściągając brwi.
Chwila, dlaczego ja to powiedziałem?
Chłopak
cicho jęknął, lecz poza tym milczał. Nastała cisza, którą zagłuszał
jedynie deszcz uderzający o okna. Kyo wyprostował się, opuszczając
skrzydła, przestąpił z nogi na nogę. Białowłosy cały czas go obserwował,
w końcu jednak westchnął:
– Weź coś, czym się zakryjesz przed deszczem i idź już. – Machnął niezgrabnie ręką, jakby chciał go przegonić.
Kyo
uniósł brwi, zamrugał parę razy. Teraz jak tak myślał nad tym, to już
nie miał potrzeby znalezienia jakiejś ochrony. Chyba jednak po prostu
się powiększy. Co prawda zmoknie, ale przynajmniej będzie mógł wrócić, a
jego skrzydła pozostaną suche i nie ucierpią. Ach, mogłem to wcześniej zrobić! Westchnął cicho pod nosem.
Ponownie
spojrzał na chłopaka. Szczerze mówiąc, to mógł się spodziewać, że w
pewnym momencie straci cierpliwość i zachowa się w ten sposób. W końcu
tego typu rogi, jakie miał na głowie były charakterystyczne dla demonów.
Jednakże nie zachowywał się dokładnie jak demon. Może był mieszańcem?
Albo odmieńcem? Zwłaszcza, że nie postanowił złapać chochlika a tylko go
nastraszył (co swoją drogą nie wyglądało na zamierzone).
Myśli
o tym krążyły po jego umyśle tak długo, aż nad jego głową zapaliła się
malutka wyimaginowana żaróweczka. Wpadł na pewien pomysł... o ile to
można było nazwać pomysłem, bowiem tak w zasadzie to sobie coś
przypomniał. Ihranaya bardzo często prosiła klientów, by szepnęli
znajomym słówko o sklepie, a jak gdzieś wyruszała, to starała się go
promować. Zawsze szukała nowych osób, dzięki którym zarobi. Dlatego
pomyślał, że jeśli przyprowadzi jej nowego klienta, czarownica na pewno
to doceni, a on zyska większą przychylność. Niby nie tak wiele, ale
małymi kroczkami w końcu dojdzie do dnia, w którym wreszcie będzie mógł
się pożegnać z obrożą. Tak, to jest myśl!
Uciekł
wzrokiem gdzieś na bok, wziął głęboki wdech. Przestąpił z nogi na nogę,
splatając dłonie za plecami. Ponownie spojrzał na chłopaka, który już
nie spoglądał na niego, a był zapatrzony w sufit.
– Wow, naprawdę wyglądasz średnio – powiedział Kyo.
Słysząc to białowłosy westchnął.
– Jeszcze tu jesteś? – zapytał obojętnie.
– Czujesz, jakby nerwy cię zżerały? – zignorował jego pytanie.
W
tym momencie chłopak popatrzył na niego. Przyglądał mu się jakiś czas w
milczeniu. Tymczasem Kyo podleciał do szafki nocnej obok łóżka, na
której wyglądował, żeby być bliżej. Zauważył, że białowłosy otwiera
usta, by coś powiedzieć, dlatego czym prędzej go wyprzedził, mówiąc:
–
Pewnie potrzebujesz czegoś na uspokojenie albo coś w tym stylu –
szczerze mówiąc strzelał. – Wiesz, tak się składa, że znam takie
miejsce, które może ci pomóc.
Chłopak
musiał się przynajmniej trochę zaciekawić, ponieważ po pewnym czasie
powoli się podniósł do pozycji siedzącej. Przejechał dłonią po swych
krótkich włosach, zamrugał parę razy, najprawdopodobniej popadając w
zamyślenie. Kyo podniósł na niego wzrok, poprawił łańcuszek przewieszony
przez ramię. Na jego twarzy zatańczył uśmieszek. Miał w duchu nadzieję,
że rogacza zainteresuje oferta, jaką mu złoży. A gdyby jeszcze
postanowił pójść do sklepu teraz, to już w ogóle! Zabrałby go przy
okazji, więc nie musiałby sam szukać drogi.
Odwrócił głowę, popatrzył na okno. Poruszył czułkami. Ulewa stopniowo ustawała. Jak dobrze! Chyba nie będzie tak źle.
– Co to za miejsce? – usłyszał nagle.
Powrócił
wzrokiem na białowłosego, czułki wyprostowały się. Uniósł nieco brwi,
posłał mu pytające spojrzenie. Po chwili jednak uśmiechnął się, a
następnie rzekł:
– Chatka Ihranayi.
Znajdziesz tam praktycznie wszystko, co związane z magią. Mikstury,
zioła, broń, pozornie zwykłe przedmioty – wyliczał na palcach –
wszystko!
Rozłożył
ręce, by podkreślić znaczenie swojej wypowiedzi. Zmierzył wzrokiem
chłopaka, który spuścił nieco głowę i podparł ręką podbródek.
Zastanawiał się nad propozycją. Kyo musiał ciągnąć dalej i bardziej go
zachęcić.
– Znam adres tego sklepu – znów rzekł, wykonując taneczny krok.
Pomińmy fakt, że obecnie wiem tylko, że żeby tam dojść, trzeba iść mniej więcej na wschód.
– O, i znam właścicielkę! Ona się zna na rzeczy. Jak powiesz, czego byś chciał, to na pewno coś dla ciebie znajdzie!
Em, na razie nie musi wiedzieć, że ja też tam pracuję.
Danny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz