środa, 11 marca 2020

Od Sorena do Vaeril'a

Silny zapach formaliny unosił się w powietrzu, podrażniając nozdrza wyraźnie poddenerwowanego Sorena. Chłopak, choć zdążył przywyknąć już do odwiedzin w podejrzanych przybytkach i kontaktach z osobnikami spod ciemnej gwiazdy, obecnie stresował się aż nadto. Wiedział, że jego nagłe pojawienie się w stolicy, a co gorsza, spotkanie Dereka, już dawno trafiło do szerszej publiki - wystawienie listów gończych opatrzonych wzniosłymi obietnicami o wiecznej chwale i przytłaczającym bogactwie było kwestią czasu. Dawni przyjaciele czekający jedynie, by przedziurawić jego serce, by sprawić, że zamilknie na wieki. Krople przelanej krwi nie znaczyły nic, tym bardziej, jeśli w konsekwencji spodziewać można się było pokaźnej nagrody - lata spędzone na królewskim dworze, a następnie w Gildii zdążyły przyzwyczaić Sorena do manipulacyjnej funkcji pieniędzy. Białowłosy westchnął ciężko, przemierzając kolejne alejki w cuchnącym stęchlizną lokalu. Zdobyte w podejrzany sposób składniki raziły swą brzydotą, a zalane formaldehydem narządy napawały księcia coraz większą niechęcią. I gdyby nie fakt, że ciążył nad nim obowiązek uwolnienia Vaeril'a z zastawionych przez brata sideł, najpewniej zawróciłby, zapominając, że cokolwiek łączyło go ze stojącym za ladą handlarzem.
- Mam nadzieję, że zadziała. - mruknął w ramach pocieszenia, choć szczerze wątpił, że towarzyszący mu elf cokolwiek usłyszał
Acedia posłał mu pojedyncze, pełne nadziei spojrzenie, uśmiechając się nieznacznie na widok zniesmaczonego alchemicznymi wymysłami mężczyzny. W mgnieniu oka powrócił jednak do wypranej z emocji maski, będącej jego swoistą cechą charakterystyczną. Lodowate, rażące błękitem tęczówki powędrowały, ku sprzedawcy, który mimowolnie skrzywił się na widok dobrze znanego klienta. Choć nie darzył Sorena nienawiścią, doskonale zdawał sobie sprawę, jak wiele ryzykował, ukrywając jego obecność przed władzami miasta. Wystarczyło jedno słowo, by pogrążyć ich obu.
- Czego tym razem chcesz? - Łamana terpheuxczyzna zakłóciła dotychczasową ciszę. Wampir nie należał do jednostek szczególnie wykształconych, a tym bardziej uprzejmych.
Książę nie odpowiedział, nadal odgrywając swą rolę w tym pokręconym teatrze pozornej nienawiści. Zwinnym ruchem położył na ladzie spisaną poprzedniego wieczoru listę, z osobliwym rodzajem satysfakcji przypatrując się, jak ogromne problemy sprawiało krwiopijcy odczytanie wymyślnego pisma. Stłumione warknięcia, wzbogacone dodatkowo morderczymi spojrzeniami dobiegły jednak końca, ustępując miejsca zawiłym tłumaczeniom o alchemicznym deficycie. Soren przeklął, zdając sobie sprawę, że poza Cinfernią i dwugrotem nie zdobędzie pożądanych przezeń składników.
- Sprowadzisz je w najbliższym czasie? - zapytał, powoli tracąc nadzieję na odczarowanie towarzysza
- Nie. Królowa gardzi alchemią i odcina dostawy wszystkim, którzy się tym zajmują. - Wampir darzył Ursulę nienawiścią niemal tak ogromną, jak sam Acedia. - Jedynym miejscem, gdzie je zdobędziesz, jest natura albo ta przeklęta Akademia, ale wyjątkowo drogo się cenią.
Potok przekleństw we wszystkich znanych mu językach opuścił książęce usta, a głowę spowiły wyblakłe już wspomnienia na temat górującej nad miastem magicznej szkoły. A może raczej osoby, którą bez wątpienia by w niej spotkał? Nie mógł pozwolić sobie na takie ryzyko. Z drugiej strony wiedział jednak, że nie może odpuścić. Przywrócenie Vaeril'owi wspomnień stanowiło priorytet, z którego Soren ani myślał rezygnować. Jeśli będzie trzeba, samodzielnie przebiegnie się po łąkach Roanoke, a nawet stoczy podwodną walkę z każdym napotkanym Caligo, jeśli dzięki temu na nowo zamajaczy w głowie utraconego kompana. Białowłosy odetchnął głęboko, bijąc się z własnymi myślami. Po chwili zwątpienia przyjął składniki i zgodnie z wyuczonym nawykiem zapisał cały, wyjątkowo wysoki zresztą, wydatek na rachunek ukochanej macochy. Niech wiedźma tłumaczy się królewskiej administracji, na co wydaje pieniądze podatników. Bez słowa wyjaśnienia odwrócił się ku wyjściu, pociągając za sobą wciąż wpatrzonego w asortyment elfa.
***
Droga powrotna okazała się dla Sorena wyjątkowo ciężkim zadaniem - pełne pasji rozmowy, do których przywyknął, zniknęły kompletnie zdominowane przez niezręczną ciszę. I choć zadane przez Vaeril'a pytania napełniły białowłosego nieuzasadnionym szczęściem, uczucie wyparowało równie szybko. Chłopak poczuł się wyjątkowo głupio, zdając sobie sprawę, że sumy, które wydawał na prawo i lewo bez większego pomyślunku, mogły znacząco przekraczać normy, do których przywykł elf. Acedii zdarzało się zapominać, że pomimo ucieczki wciąż dysponował monstrualnym majątkiem niedostępnym dla osób pozostałych stanów. Wbrew wszelkim przeszkodą, wciąż należał do jednego z najbardziej wpływowych rodów Roanoke.
Uśmiechnął się delikatnie, tak jak wtedy, gdy nie byli sobie obcy, robiąc co w jego mocy, by zagłuszyć materialne obawy swego towarzysza. Pieniądze nie okazały się jednak jedynym problemem, który zaprzątał brunetowi głowę - Soren, na dobre zatracony w szczęściu wywołanym spędzonymi wspólnie godzinami, całkowicie zapomniał o Dereku, który podstępem zniewolił umysł własnego brata. Jeśli chłopak po raz kolejny wróci do domu późnym wieczorem, gwardzista wpadnie na trop i na nic zdadzą się wymyślane przez młodego Iversena łgarstwa. Które swoją drogą niemal rozbawiły Sorena do łez. Dyskusja na temat rozejścia się w swoje strony pochłonęła mężczyzn do tego stopnia, że nim zdążyli się obejrzeć, raz jeszcze wpadli w kłopoty. Acedia po wszystkim, co zgotowały im ostatnie miesiące, początkowo nie zareagował, próbując najzwyczajniej zignorować szukającego guza mężczyznę, jednak wraz z chwilą, gdy kubeł lodowatej wody wylądował na elfickiej głowie, książę poczuł, że nie może dłużej pozostawać biernym. Z amnezją, czy bez - Vaeril wciąż był mu bliski. Chłopak odruchowo sięgnął po miecz, nie czekając zbyt długo, nim grupa żądnych krwi wojowników rzuciła się w ich stronę. I choć początkowo walka przynosiła Sorenowi niebywałą radość, wkrótce zdał sobie sprawę, że przeciąganie jej w nieskończoność nie przyniesie niczego dobrego. Towarzysze zerwali się gwałtownie, uciekając pomiędzy skrytymi w cieniu uliczkami i nim choćby pomyśleli, znaleźli się nieopodal gildyjnej kryjówki. 
- Teraz definitywnie muszę wracać do domu - szepnął elf, próbując doprowadzić wilgotną odzież do stanu użyteczności.
Acedia zaprzeczył niemal natychmiastowo, być może zbyt gwałtownie. Nie zamierzał ukrywać, że szczerze martwił się o Vaeril'a - przemoczony i zmęczony walką nie powinien wędrować samotnie, gdy zima staje się coraz surowsza. Soren nie spodziewał się cudów, jednak wraz z chwilą, gdy elf zgodził się spędzić noc w książęcym lokum, poczuł, jak kamień spada mu z serca. W duchu miał jedynie nadzieję, że chłopak nie uzna zniszczonych w napadzie złości mebli za element warty jego uwagi.
***
Skurcz. Wrzask. Uroniona z bólu łza. Białowłosy czuł się niemal bezsilny w obliczu symptomów, które od kilku godzin wstrząsały ciałem zwiniętego w agonii towarzysza. Czyżby efekty nieplanowanej kąpieli dały o sobie znać w tak zaskakującym tempie? Czy to kolejna z konsekwencji macoszego uroku?  Cokolwiek zacisnęło swe szpony wokół Vaeril'a, ograbiło Sorena z szansy na odpoczynek. Odkąd pierwszy bełkot wstrząsnął przedpokojem, książę nie zmrużył oka, dokładając wszelkich starań, by uśmierzyć ból swego przyjaciela. Nie był medykiem, a jedyne doświadczenie, jakie posiadał, sprowadzało się do obserwacji polowych pielęgniarek, które zszywały zarówno jego, jak i pozostałych żołnierzy po stoczonych bitwach. Pola walki i graniczne wojaczki wydawały mu się obecnie tak odległym wspomnieniem. Robił jednak co w jego mocy, biegając pomiędzy otwartymi na stole księgami a pogrążonym w gorączce Iversenem. Nie potrafił stwierdzić, czy podejmowane przezeń starania przynosiły jakiekolwiek rezultaty. Wraz z upływem czasu, gdy słońce zaczęło przebijać się przez szpary w zabitych oknach, Soren zupełnie stracił nadzieję. W akcie desperacji zaczął najzwyczajniej wywoływać towarzysza, jakby licząc, że gdy się zbudzi, pustosząca jego organizm choroba magicznie zniknie. Chłopak spał jednak dalej, a wraz z chwilą, w której powoli otworzył oczy, białowłosy niemal odruchowo doskoczył do brzegu łóżka.
- Jak się czujesz? - Przeskakiwał wzrokiem po ciele Vaeril'a, próbując upewnić się, że choroba powtórnie nim nie zawładnie. 
Być może zareagował zbyt gwałtownie, czując się niemal głupio, widząc zaskoczoną i z lekka przestraszoną minę towarzysza. Odkaszlnął znacząco, odsuwając się od łóżka. Bądź spokojny, nie wyjdź na wariata.
- Cudownie. - mruknął, doznając nagłego ataku kaszlu
Nie czekając, Soren podał brunetowi przygotowaną wcześniej szklankę wody. Sama w sobie nie posiadała właściwości leczniczych, jednak z pewnością mogła wesprzeć podrażnione gardło. Acedia nie odezwał się słowem, wciąż dokładnie analizując ruchy swego kompana - ich szybkość, płynność, nie mógł sobie pozwolić, by jakiekolwiek oznaki dyskomfortu umknęły jego uwadze. 
- Nie mam niestety żadnych ziół, które mogłyby ci pomóc. - Białowłosy nie krył rozczarowania, podwijając rękawy aksamitnej koszuli. - Mogę jednak poradzić coś na ból, jeśli chcesz. O ile zdołasz mi zaufać. - Uśmiechnął się pokrzepiająco. 
Chłopak nie odpowiedział, wyraźnie bijąc się z myślami. Cisza stawała się monotonna, zasiewając ziarna niepewności i zwątpienia, jednak w głębi serca Soren doskonale rozumiał, że nie powinien naciskać. Czekał więc cierpliwie, pozwalając kompanowi dokładnie przeanalizować propozycję. Acedia i tak nie miał innego zajęcia, jego życie było jedynie pasmem porażek.
- Niech będzie. - Głos Vaeril'a drżał niemiłosiernie, ginąc wśród docierających z ulicy odgłosów. 
Książę skinął głową, odgarniając przeszkadzające mu kosmyki za ucho. Delikatnie przyłożył dłoń do rozgrzanego czoła Iversena, szepcząc pod nosem wiązankę w staroelfickiej mowie. Blade światło rozjaśniło ich twarze, a westchnienie ulgi natychmiastowo opuściło usta bruneta. Soren mimowolnie uśmiechnął się, widząc, jak ciało drugiego mężczyzny powoli się rozluźnia. Przynajmniej w ten sposób mogłem ci pomóc.
- Co zrobiłeś? - szepnął, choć każde wypowiadane słowo skutkowało atakiem kaszlu 
- Nie musisz nic mówić. - Książę machnął dłonią, siadając na skraju łóżka. - Choroba nie zniknęła, niestety beznadziejny ze mnie lekarz, po prostu zwiększyłem twój próg bólu. Teraz objawy nie powinny doskwierać ci aż tak bardzo. Nie zmienia to faktu, że powinieneś na siebie uważać. Ten rzut butelką był wyjątkowo lekkomyślny. - Mógłby przysiąc, że brzmiał jak swej świętej pamięci matka.
Prychnął, czując, że wciąż zrobił zbyt mało. Całe zamieszanie z amnezją, jak i wszystkie poprzednie kłopoty były jego winą. Musiał wykazać się bardziej, jeśli chciał spłacić swój dług. W obliczu nieznanej dolegliwości był jednak bezsilny, a fakt, że zdobył jedynie dwa potrzebne składniki, dobijał go jeszcze bardziej. Nie mógł przecież wybrać się w tę podróż samotnie, pozostawiając Vaeril'a samemu sobie. Przeniesienie go do domu i oddanie w ramiona Dereka zdawało się rozwiązaniem jeszcze gorszym - Soren nie ufał w ani jedno jego słowo, jak mógłby więc dobrowolnie powierzyć mu czyjeś życie? Znalazł się w kropce i nie zapowiadało się, by szybko znalazł właściwe rozwiązanie. A czas gonił, nie dostanie przecież drugiej szansy. 
- Spróbuję coś zdziałać z tego, co mam tutaj. - westchnął w końcu, zmierzając ku drzwiom pokoju - Postaraj się nie przemęczać. 
Bez dalszych tłumaczeń przeszedł do kuchni, przeszukując złożone nieudolnie szafki w poszukiwaniu pozostawionych przez poprzednich zabójców medykamentów. Poza pustymi fiolkami i przedmiotami wątpliwego pochodzenia nie znalazł jednak nic wartościowego. 
- Do dupy z takim wyposażeniem. - warknął, zamykając z trzaskiem kolejną szufladę
Po bezowocnej eksploracji zdecydował się więc przyrządzić herbatę i zimne okłady. Nie było to coś, co w magiczny sposób wypędzi chorobę z organizmu Iversena, jednak siedzenie bezczynnie i łudzenie się, że wszystko będzie w porządku, prędzej czy później doprowadziłoby Sorena do szału. Nienawidził bierności. Zaparzył najlepsze liście, jakie tylko znalazł, układając niezbędne mu przedmioty na tacce, już wkrótce pospiesznie kierując się ku przydzielonej elfowi sypialni. Wszedł do pokoju z przepraszającym uśmiechem, stawiając wszystko na pobliskim stoliku.
- Wybiorę się później do miasta po coś lepszego. - odparł, nalewając naparu do dwóch ozdobnych filiżanek - Do tego czasu postaraj się nie nadwyrężać. Jeśli chcesz mi coś przekazać, możesz pisać, z twoim gardłem nie jest najlepiej. - Uśmiechnął się, wskazując palcem na leżący przy imbryku notes i pióro.
Vaeril spojrzał niechętnie ku przygotowanemu arsenałowi, a ruchy jego ciała stały się wyraźnie nerwowe. Soren zmarszczył brwi, obserwując poczynania kompana. Czy powiedział coś złego? Może jego starania okazały się niewystarczające? Pogrążył się we własnych myślach i chwilę zajęło mu zrozumienie, co stało za nagłą zmianą zachowania u Vaeril'a.
- Nie mów mi, że nie potrafisz pisać. - westchnął zaskoczony
Chłopak obruszył się, wyraźnie zaprzeczając. Natychmiastowo podniósł notes, by po chwili podać białowłosemu spisaną koślawym pismem wiadomość. Soren uważnie przeczytał notkę, czując się głupio, że nie pomyślał wcześniej o takiej możliwości. Coraz częściej łapał się na mierzeniu wszystkich własną miarą, uświadamiając sobie, jak wyobcowany był z codziennego, normalnego życia. 
- Więc brak ci wprawy. - Skinął głową ze zrozumieniem i lekkim zażenowaniem własną osobą. - Jeśli nie spieszy ci się wracać do brata, mogę cię nauczyć. Nasze poszukiwania składników i tak trzeba zawiesić, dopóki nie poczujesz się lepiej. - Usiadł na podłodze, wbijając w Vaeril'a przepraszające spojrzenie. 
Szkolił go już wcześniej, powtórzenie tego zabiegu przyniesie korzyści im obu - brunet nauczy się pisać, a Soren zyska cień szansy, że wydawane przezeń polecenia przypomną elfowi o poświęconych na trening bojowy godzinach. Mógł też spędzić z nim choć chwilę dłużej. Z drugiej strony obawiał się jednak, że swymi egoistycznymi pobudkami może rozsłościć Dereka i sprowadzić nieszczęście na nich obu. Gwardzista był przecież nieprzewidywalny, gdy w grę wchodził poszukiwany przezeń książę. Myśl o starszym z Iversenów wyrażnie zirytowała Acedię, skutkując cichym przekleństwem.
- Tak swoją drogą, czy twój brat mówił ci cokolwiek na mój temat? - zapytał bezmyślnie, po chwili gryząc się w język - Nie żeby miał dużo do opowiadania.

[Vaeril?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz