poniedziałek, 23 marca 2020

Od Vaeril'a do Sorena

Nie wiedział, skąd nadszedł atak. Paskudna syrena niemal natychmiastowo znalazła się przy zakłopotanym elfie. Vaeril od kilku minut nie miał pojęcia, co się dzieje. Nagłe pojawienie się satyra i jego ładnej inaczej towarzyszki jedynie skomplikowało sprawę.
- O, ty też tu jesteś! Nie spodziewałam się, że nasz królewicz zatrzyma cię przy sobie tak długo. Rzadko kto z nim wytrzymuje! - Syrena pochwyciła dłonie przestraszonego bruneta. - Craag patrz! To Vare..v...vame...to ten elf!
Panika chłopaka dosięgła zenitu, kiedy kobieta prawie wymówiła jego imię. Nie widzieli się nigdy przedtem! To ich pierwsze spotkanie, a syrena zachowywała się, jakby znali się od dawna. Zastanawiał się, jakim zbiorem dziwactw było jego życie przed amnezją. Nie starał się nawet zrozumieć słów kobiety. Wiedział, że i tak nic nie pojmie. Wolał zapytać o to Sorena później, na osobności.
Mówiąc o białowłosym - poprawił syrenę, zdradzając imię elfa, a chwilę później odepchnął kobietę, która w komiczny sposób przeturlała się na drugi koniec pokoju. Zderzyła się z szafką, która chwilę później zepsuta spadła jej na głowę. Wtedy też zapanowała niezręczna cisza.
Głowa Vaeril'a z każą minutą zaczynała boleć coraz bardziej. Czuł się źle, a obecność całkowicie obcych, zapewne niebezpiecznych, ludzi nie poprawiała jego stanu. Miał dosyć. Jego towarzysz najwyraźniej też.
- Czy ktoś może mi w końcu wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi? - Soren wydawał się równie zirytowany całą sytuacją. - Nie przepadam za niezapowiedzianymi spotkaniami rodzinnymi.
Elf całkowicie go rozumiał. Sam już przestał się starać o pojmowanie sytuacji.
Kolejna wymiana zdań nastąpiła między białowłosym a milczącym już przez dłuższy czas Belial'em. Dotyczyła ona dawnej relacji młodzieńców. Soren najwyraźniej z nieznanych brunetowi przyczyn porzucił pracę. I wydawał się dość zadowolony ze swojej decyzji.
Po kolejnych minutach niezręcznej ciszy, cała trójka wymieniła się spojrzeniem i bez słowa wstała z miejsca, wychodząc z pokoju.
- Nic nie poradzimy. Było, minęło, to w końcu twoje decyzje. - Odezwał się demon na odchodne. - Jeśli nie wejdziesz nam w drogę, być może udamy, że nigdy się nie spotkaliśmy. Potraktuj to jako akt sympatii od byłego wspólnika.
Ostatnie słowa skierował w stronę Sorena, który dalej posyłał dawnemu wspólnikowi mordercze spojrzenie. Dopiero, kiedy cała trójka zniknęła za drzwiami, białowłosy odetchnął z ulgą. Sam Vaeril zrozumiał, że największe zagrożenie przeminęło.
Kiedy atmosfera przerzedziła się, Soren wyciągnął z torby kilka pakunków. Znajdowało się w nich między innymi coś zdatnego do zjedzenia oraz wymarzone przez bruneta medykamenty. Po starannej instrukcji, które z nich kiedy ma zażyć, elf wypił zawartość jednego z flakoników. W smaku był jeszcze bardziej gorzki, niż wcześniej spożyta herbata. Vaeril skrzywił się nieznacznie.
- To dość polowe sposoby na zbicie gorączki, ale działają. - Soren uśmiechnął się delikatnie, ułożył starannie zakupione rzeczy i usiadł obok łóżka. - Przepraszam, że musiałeś być świadkiem tego cyrku.
Elf pokiwał wolno głową. "Cyrk" stanowił idealne określenie tego, co stało się kilka minut wcześniej. Vaeril nie miał pojęcia, co się wydarzyło.
- Uważaj na nich. Jeśli którykolwiek się do ciebie zbliży, krzycz ile sił w płucach. - Brunet wziął sobie do serca swoiste ostrzeżenie białowłosego. Kolejne spotkanie z syreną (która najpewniej będzie gościć w koszmarach elfa jeszcze przez wiele lat) nie należało do szczytu jego marzeń. - Przeskoczymy stąd od razu, jak spadnie ci temperatura. Mam złe przeczucia. Możesz spać, jeśli chcesz. Wątpię, że ruszę się stąd w najbliższym czasie.
Vaeril w milczeniu wsłuchiwał się w słowa towarzysza. Jednocześnie okrył się wygodniej kocem. Spotkanie z dawnymi "przyjaciółmi" Sorena namieszało elfowi w głowie. Owiana tajemnicą przeszłość białowłosego wydawała się teraz jeszcze bardziej skompilowana. Z każdym dniem pozostawiona bez odpowiedzi liczba pytań wzrastała. Brunet westchnął cicho i odwrócił się plecami do całego pokoju. Postanowił wypytać towarzysza dopiero wtedy, kiedy poczuje się lepiej.
- Dzięki, Soren - mruknął cicho elf. - Za wszystko.
***
Nie wiedział, ile spał. Obudził się zaś w wyjątkowo dobrym nastroju. Nie wiedział, czy była to zasługa zażytych lekarstw czy też po prostu zwykłe wypoczęcie. Białowłosy kończył właśnie przygotowywać śniadanie.
- Jak się czujesz? - zapytał, podając elfowi pajdę świeżego chleba. Vaeril odkaszlnął głośno i spojrzał na towarzysza.
- Dalej źle, ale lepiej niż wczoraj - stwierdził, głaszcząc się po obolałym gardle. Kolejno wgryzł się w kanapkę. Nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł. Choć z każdym łykiem czuł nieprzyjemne drapanie, łapczywie kontynuował posiłek. Popijał go zaparzoną również przez białowłosego herbatą.
Po skończonym śniadaniu, brunet zażył lekarstwa. Na stoliku obok medykamentów dostrzegł swoją torbę i płaszcz. Nie przypominał sobie, żeby je tutaj zostawiał. Rzucił więc Sorenowi pytające spojrzenie. Czyżby szykowali się do drogi?
- Odłożyłem je tutaj, żeby były pod ręką - wyjaśnił chłopak. - Nie wiadomo, czy nie będziemy zmuszeni niespodziewanie opuścić kryjówki.
To miało sens. Wczorajsze spotkanie z syreną, satyrem i demonem przyniosło wiele komplikacji. Pozostanie w tej ruderze nieszczególnie wydaje się bezpieczną opcją. Vaeril kolejny raz przeklął swój stan zdrowia. To właśnie przez niego są uziemieni.
Po krótkiej rozmowie wspólnie zdecydowali powrócić do nauki pisma. Elf przesunął się na łóżku, robiąc miejsce swojemu nauczycielowi. Zaczęli od zwykłej powtórki, podczas której brunet musiał wykazać się niezwykłą jak na swój stan przytomnością umysłu. Nie wszystkie literki odwzorował poprawnie, ale był nawet dumny ze swojej pracy.
Ciężka nauka została nagrodzona zakupionym wczoraj przez Sorena ciastem. Kiedy obaj zajadali się słodkością, rozbrzmiało głośne pukanie do drzwi. Białowłosy wstał z miejsca, momentalnie zaciskając dłoń na rękojeści swojej broni. Vaeril również spiął mięśnie i sięgnął po swój miecz. Ostrożności nigdy za wiele.
Wtedy też znikąd w salonie pojawił Belial. Na jego twarzy gościł szeroki, niemal prowokujący uśmiech.
- Nie otworzysz gościom? - zapytał, opierając się o pobliską ścianę. Soren splunął na ziemię, posyłając demonowi mordercze spojrzenie. Chwilę później dołączył do elfa, który popychany złym przeczuciem zarzucił na siebie płaszcz i torbę.
Pukanie rozbrzmiało jeszcze raz, głośniej. Belial z delikatnym wzruszeniem ramion podszedł do drzwi, które otworzył.
- To do ciebie, Soren - poinformował głośniej, robiąc miejsce przybyszom. Pierwszą osobą, jaka weszła do przedsionka był nie kto inny, jak sam brat Vaeril'a. Nim jednak Derek i jego świta zdążyli powiedzieć słowo, białowłosy chwycił swojego towarzysza za ramię i sekundę później uderzyli o podłogę nieznanego sobie budynku. Elf zakaszlał głośno, a Soren bez przerwy przeklinał "cholerną gildię".
Vaeril chwilę później uświadomił sobie sytuację i przeżył mały szok. Uciekł od brata. Od osoby, która go wychowała. Ugryzł rękę, która go karmiła. Nie było już odwrotu. Nie potrafiłby spojrzeć w oczy Dereka.
- Co teraz? - Brunet chciał, by jego głos zabrzmiał chociaż trochę pewnie. Musiał szybko odzyskać wspomnienia. Przestał już nawet wątpić w ingerencje brata w jego pamięć. Nie potrafił dopuścić do siebie poczucia możliwej pomyłki. Nie myślał nawet o tym, że mógłby popełnić błąd. Zaczął tę cholerną przygodę i ją skończy.
- Znajdziemy schronienie, gdzie dojdziesz do siebie i...
- I znowu nas znajdą - prychnął elf. - Opuśćmy Terpheux, Soren.
Białowłosy spojrzał na niego zaskoczony. Po chwili, w czasie której najpewniej przeanalizował propozycję Vaeril'a, pokręcił głową.
- Wykluczone. W tym stanie? Nie dasz rady.
- Nie dam rady? - warknął urażony brunet. - To ty opowiadałeś, że pokonaliśmy piechotą niemal całą drogę z Ekhynos do Terpheux. Myślę, że spokojnie powinniśmy dotrzeć w kilka dni do Ratonlavev. Stamtąd dostaniemy się wszędzie. Gwardia nie może ścigać nas w nieskończoność, prawda?
- No dobrze - westchnął rogaty chłopak bez większego przekonania. - Ale obiecaj mi, że jeśli poczujesz się źle, powiesz mi o tym. Wtedy zrobimy przerwę. - Vaeril przytaknął, a zmarnowany białowłosy dodał: - To nie będzie łatwa podróż...
- A może być - wtrącił elf. - Dostaniemy się tam szybciej konno. Derek ma konie.
- Chcesz ukraść bratu konie? - Słowa Sorena zabrzmiały dla bruneta absurdalnie.
- Teoretycznie też są moje - bronił się. - Jeśli się pośpieszymy, dotrzemy do stajni przed Derekiem. Gwardia nawet nie pomyśli, że spróbujemy wpakować się świadomie do paszczy lwa. Nikt o zdrowych zmysłach nawet by tego nie spróbował.
Soren westchnął po raz kolejny, a Vaeril nie krył swojego podekscytowania.
- Masz jeszcze jakieś szalone pomysły? - zapytał, zbierając porozrzucane w czasie teleportacji rzeczy. Były to między innymi puginał oraz flakoniki z lekami.
- Już nie. - Elf uśmiechnął się. Wstał z ziemi, zakaszlał i przeciągnął się. - Ruszamy?
Vaeril nie miał na myśli kolejnego niespodziewanego przeskoku między budynkami. Nienawidził tego. Nie zdążył jednak wyrazić swojego niezadowolenia, kiedy jeszcze raz pojawili się w innym miejscu. Za każdym razem twardo lądując na ziemi. Nie potrafił tak jak Soren wylądować na nogach.
Cudownie dostali się na farmę Dereka. Elf musiał jednak usiąść i powstrzymać mdłości. Nigdy więcej szalonych teleportacji.
Zgodnie z przewidywaniami Vaeril'a, wokoło domu jego brata, pomimo białego dnia, panowała cisza. Trzask, pilnujący posesji pies, spał w najlepsze przy schodach. Droga wolna. Elf wstał i dając białowłosemu znak ręką, poprowadził go w stronę stajni.
Drewniany budynek znajdował się zaraz za domem. Brunet, zaraz po chwilowym i niespodziewanym ataku kaszlu, otworzył bramę i wszedł do środka. Dwa mieszkające w budynku konie odwróciły łby w stronę dźwięku.
Vaeril uśmiechnął się na widok swojej klaczy. Nie widział jej wieki! Poklepał ją uspokajająco po grzbiecie, na który chwilę później zarzucił swoje siodło. Kiedy Witka była już gotowa do podróży, wyprowadził ją na zewnątrz. Białowłosy, który osiodłał brązowego ogiera, ruszył za nimi.
Skierowali się ku rzece. Wspólnie uznali, że będzie to najlepsza droga na sam początek podróży. Stały dostęp do wody to priorytet, biorąc pod uwagę, jak bardzo są nieprzygotowani.
W obawie, iż mógł ruszyć za nimi pościg, co było niemal pewne, część trasy pokonali wyjątkowo szybko, zmuszając konie do nieustannego biegu. Kiedy wszyscy padali już z wyczerpania drogą, zadecydowano się na postój. Kaszel Vaeril'a natarczywie dawał o sobie znać.
Soren rozpalił ognisko, przy którym usiedli. Elf oparł się o klacz. Wyglądała na zmęczoną.
- To Witka. - Vaeril przedstawił zwierzęcą przyjaciółkę. - A ten twój to Viva. Nie pytaj, nie mam pojęcia, kto je tak nazwał.
Soren spojrzał na brązowego ogiera i uśmiechnął się lekko. Chwilę później wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i przysiadł się do elfa.
- Powinniśmy zacząć szukać składników. - odparł Soren. Vaeril przejechał wzorkiem po liście. Dalej nie rozpoznawał żadnej z nazw. Wizja odzyskania pamięci była szczytem marzeń bruneta. Pragnął dowiedzieć się, jak wyglądało jego życie wcześniej.
- Sądzisz, że zajmie nam do dużo czasu? - zapytał elf, siadając wygodniej. Domyślał się, że to tutaj spędzą noc. Czy podczas podróży do Terpheux, właśnie tak wyglądała droga? Spanie pod gołym niebem? Ciągła ucieczka przed niebezpieczeństwem z Sorenem u boku? Absurdalne przygody?
Jeśli tak, to Vaeril nie ma nic przeciwko. Prawdę mówiąc, mogło mu się to spodobać. Wspomnienia, jakie posiadał, nie obejmowały żadnych przykrych czy niebezpiecznych zdarzeń. Oczywiście, oprócz momentu śmierci rodziców. Mimo tego faktu, elf pamiętał jedynie przyjemne chwile, co było niezwykle dziwne. Brunet właśnie na tej podstawie stwierdził, że ktoś pracował nad wykreowaniem jego umysłu. Nie istnieje człowiek, którego całe życie było tak szczęśliwe.

[Soren? <:]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz