poniedziałek, 30 marca 2020

Od Taiki do Herodoty

Nie tak Taika wyobrażał sobie przejazd przez ratonlavevańską Arenę. Według pierwotnego planu mieli poruszać się szybko i nie robić żadnych zbędnych postojów ze względu na Ostatnie Zadanie. Niestety już przy samej bramie wjazdowej, młody Ulfsgard i jego wuj spotkali członka Klanu Przywoływaczy — Gerzsona, z którym, mimo braku zgodności co do stopnia pokrewieństwa, postanowili wypić coś mocniejszego. To znaczy Pollock i Gerzson postanowili, Taika natomiast dość długo naciskał na wznowienie podróży. Ostatecznie jednak kiedy wuj ruszył w kierunku najbliższej karczmy, młody mężczyzna musiał odpuścić, powtarzając sobie jednak, że nie da im wypić zbyt wiele alkoholu. Oczywiście jak zwykle cały jego plan spalił na panewce.
Nie minęła nawet godzina, a Pollock był już po czterech piwach. Opróżniwszy piątą butelkę, postanowił przystąpić do zawodów w piciu miejscowego trunku i bez najmniejszego trudu pobił dotychczasowy rekord, aż o trzy kufle. Następnie jak gdyby nigdy nic poprosił o rum, bo jakoś tak mu tęskno za żeglugą (w życiu nie był jednak na morzu).
Natomiast Taika zachęcany do picia przez rozbawionego Gerzsona, najpierw stracił zdrowy rozsądek, następnie poczucie czasu, a na samym końcu również i świadomość. Obudził się dopiero następnego dnia na ławce w świątyni z okropnym bólem głowy, który potęgowały krzyki zdenerwowanego kapłana.
— To obraza majestatu! Hańba! Dyshonor! Patrzcie tylko. Jak szlachcic ubrany, a nocą do domu bogów się włamuje i do tego zalany w trupa. Po co ci to było chłopcze? Po co? Wstyd rodzicom przynosisz. Biedni rodzice, będę się za nich modlił. Ale za ciebie już nie. Nigdy. Jesteś na wieki wieków przekreślony! Zmiataj mi zaraz stąd. W tym momencie. Do rzeki skocz to może rozum odzyskasz. Nie słyszysz, co mówię? Rusz swój pański tyłek, bo jak nie to cię zaraz przeklnę.
Na te słowa wszystkie zgromadzone za plecami kapłana kobiety na chwilę wstrzymały oddech, po czym zaczęły szeptać między sobą.
— Zrobi to?
— A juści. Nasz Warpole zawsze słowa dotrzyma.
— Przeklnie go jak nic. Jak nic.
— Przeklnie, przeklnie, poczekajcie tylko.
— Ja słyszałam, że potem włosy i zęby wypadają.
— A ja, że wyskakują pryszcze na twarzy całej.
— Niemożliwe.
— Możliwe, możliwe, sąsiadka mi mówiła, jak to z jej mężem cholerą jedną było. A ona zawsze prawdę gada.
Taika uważnie przyjął się krępemu kapłanowi w przesadnie ozdobionej szacie i jego obstawie w postaci wiejskich kobiet, po czym postanowił, że najrozsądniej będzie nie prosić o jeszcze chwilę spokoju, tylko od razu opuścić świątynię. Wolał wyjść chwiejnym krokiem niż zostać przeklętym, a następnie jako nieczysty pomiot, wyrzuconym na bruk.
Świerze powietrze nieco oczyściło jego umysł, niestety za nic nie mógł sobie przypomnieć, co działo się poprzedniej nocy. Gdzie Pollock? Gdzie Gerzson? Jak w ogóle trafił do świątyni? Kapłan wspominał, że włamał się do środka, ale to przecież niemożliwe. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Ale kto wie? To był pierwszy raz kiedy wypił tyle alkoholu.
Poszukiwania Pollocka trwały ponad cztery dni i gdyby nie pomoc miejscowego garnizonu — któremu Taika musiał oczywiście zapłacić — mężczyzna mógłby zostać znaleziony martwy w rynsztoku. A wszystko przez to, że cały ten czas grał w karty z miejscowymi rzezimieszkami i przegrał sumę zbliżoną do wartości sporej posiadłości. Taika i zbrojni dotarli do zadymionej speluny dokładnie w momencie kiedy uzbrojeni po zęby mężczyźni zamierzali torturować spłukanego Pollocka. Nie było nawet walki, rzezimieszki od razu złożyły broń i oddały się w ręce władz. W końcu wiedzieli, że za drobne oszustwa grozi im tylko miesiąc więzienia, natomiast za podniesienie ręki na zbrojnych oznaczałoby od razu wyrok śmierci. W Arenie ten, który chciał rozlewać krew, musiał później zapłacić własną.
— Taikinka — krzyknął wuj i podbiegł do bratanka z otwartymi ramionami. Jednak zamiast uścisku dostał pięścią w nos, aż chrupnęło. Mimo jęków wuja Taika z gracją odwrócił się na pięcie i wyszedł ze speluny , ignorując zupełnie słowa rzezimieszków, którzy obiecywali odebrać kiedyś dług od Pollocka.
Gerzena natomiast znaleziono trzy dni później w miejscowym areszcie.
***
— Aj. Boli, boli — prawie płakał pijaczyna Poll.
— To nie dotykaj cały czas tego nosa.
— To trzeba mnie było nie uderzać. Za co Taikinka? Za co?
Taika nawet nie opowiedział, tylko przyśpieszył kroku, by nie musieć iść koło swojego cuchnącego wuja. Zmierzali właśnie w kierunku gospody, w której młody Ulfsgard zatrzymał się na czas poszukiwań. Było to spokojne miejsce w cichej dzielnicy, a właścicielka nie należała do wścibskich osób, co również należało zaliczyć do plusów. Niestety sienniki okazały się niezbyt wygodne, natomiast spomiędzy belek w podłodze wciąż wyłaziły mrówki, które najwidoczniej miały gdzieś poniżej swoje gniazdo.
— Nie zapytasz, co robiłem? — zagadał znów Pollock, zrównując się z Taiką.
— Nie.
— Aha. To dobrze. Bo i tak nie zamierzałem ci powiedzieć. — Mężczyzna łypnął na bratanka podejrzliwie, po czym ostentacyjnie wyciągał rękę przed siebie i zaczął eksponować swój nowy tatuaż w kształcie pirata stojącego na ogromnej beczce.
Sprowokowany zachowaniem wuja, młody mężczyzna głośno prychnął.
— Jestem zaskoczony.
Pollock wyglądał na zainteresowanego.
— Naprawdę? Czemu?
— Masz całkiem normalny tatuaż. Zawsze przecież mogłeś...
— Gołą babę zrobili mi na plecach, chcesz zobaczyć?
Taika przewrócił oczami.
— O Abhay'u założycielu, daj mi siły. Ale tym razem więcej niż ostatnio, bo jestem bardzo blisko uduszenia tego starego osła.
Pollcok nieco zbladł.
— Jak to nie chcesz zobaczyć drugiego tatuażu? A kto mi to wyczyści, jak wda się zakażenie?
Nagle wzrok Taiki przykuł rząd kramów po brzegi wypchanych drogimi materiałami i pięknymi szatami. Długie płaszcze, białe jak mleko koszule, błyszczące trzewiki. Wszystko to zdawało się po prostu krzyczeć: "Chodź. Kup mnie. Na pewno nie będzie cię dużo kosztować". Oczy Taiki rozbłysły z ekscytacji. Pollock dopiero po chwili załapał, na co patrzy bratanek.
— O nie, nie, nie. Żadnych ubrań. Zabraniam.
— Tak? — Taika wysoko uniósł brwi. — Naprawdę chcesz dalej wyglądać jak żebrak.
Na te słowa Pollock spojrzał na swoje wystrzępione i pokryte tłustymi plamami szaty.
— Eee. Wypierze się w rzece i będzie dobrze.
— To co? Biegniesz prać?
Pollock zrobił przerażoną minę.
— Że ja?
— Że ty — upewnił go z niemałą satysfakcją Taika.
Wuj myślał długo, drapiąc się po łysiejącej głowie, po czym siarczyście splunął.
— Ohyda. — Taikę przeszły dreszcze.
— No dobra, możemy coś kupić.
Taice nie trzeba było dwa razy powtarzać i mężczyzna zdecydowanym krokiem wszedł pomiędzy stragany. W porównaniu do Pollocka plątającego się od jednej wystawy do drugiej Taika uważnie patrzył na każdy wyłożony towar, dopytywał o cenę, a kilka razy przyłożył nawet do siebie materiał. Nic jednak nie kupował, czekając, aż zobaczy wszystkie możliwości. Po ponad godzinie oglądania szat dotarł do ostatniego straganu zaopatrzonego w najnowszą behobeską modę.
— Mogę jakoś pomóc? — zapytała drobna dziewczyna o długich rudych włosach. W jej szarych oczach w widoczny sposób rozbłysła ekscytacja na widok nowego klienta.
— Tak. Szukam czarnego płaszcza i czegoś dla tamtego osła. — Taika wskazał niedbale na naburmuszonego Pollocka, który przycupną na schodach jakiejś sporej rezydencji.


<Dotka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz