czwartek, 26 grudnia 2019

Od Agnessi do Alaratha

Otworzyła usta zszokowana, pytaniem elfa. Wybiło ją to z tropu na dobre parę sekund. Zamrugała oczami, nadal nie mogąc uwierzyć w zadane pytanie.
- Oczywiście, że tak, ty mendo! - Wyrwała Alarathowi kartkę z dłoni i trzepnęła go, nią przez głowę. Prychnęła zbulwersowana, wzięła głęboki i spojrzała na spis listy. Mogła śmiało stwierdzić, że znała trzy zioła z siedmiu tutaj podanych. Zmarszczyła brwi, próbując skojarzyć pozostałe cztery, ale miała wrażenie, że nigdy wcześniej nawet o nich nie słyszała. Złożyła kartkę i ostentacyjnym ruchem, włożyła ją sobie pod koszulkę z wyniosłym uśmiechem na ustach.
- W takim razie, ty się tutaj kiś nadal, a ja wybiorę się na zakupy. - Skwitowała i nie czekając na odpowiedź mężczyzny, wyszła z saloniku, zostawiając go samego sobie.
***
Nie sądziła, że znalezienie zielarza w tym mieście, będzie aż tak problematyczne. Najtrudniejszą kwestią, z którą się borykała, to to, że nie miała pojęcia gdzie może on być. Nigdy nie bywała i nie potrzebowała się gościć w takim sklepie. Dodając fakt, że tak naprawdę co chwila się czymś rozpraszała. Tutaj jakaś knajpa, tam jakieś płaczące dziecko, które doprowadzało ją do szału. A jeszcze dalej mężczyzna, któremu ostatnio rozharatała pół twarzy. Ciągle coś! Naprawdę zajęło jej dłuższą chwilę to, by dostrzegła na bocznej uliczce malutki szyld, który zwiastował cel jej podróży. Śmiało weszła do sklepiku i od razu, poczuła intensywny zapach wszystkich znajdujących się tu ziół i mieszanek. Zakręciło się jej przez chwilę w głowie, ale szybko doszła do siebie. Zanim doszła do lady, jej uwagę skupiły ususzone kwiaty, zamknięte w szklanych pudełeczkach. Wyglądały zaprawdę pięknie, jakby ktoś poświęcił godziny, by ułożyć je właśnie w taki, a nie inny sposób.
Z zamyślenia wybił ją przygaszony, starczy głos.
- Czegoś panienka poszukuje? - Za ladą stał przygarbiony mężczyzna. Wyraźne zmarszczki i siwe włosy mówiły, że swoje lata już przeżył. Agne przewyższała go o dwie głowy. Zastanawiała się, czy to aby na pewno człowiek z tak niskim wzrostem, czy też, niziołek a może i krasnolud. Demonica podeszła do lady a ten przywitał ją z ciepłym uśmiechem na ustach. Sukkub odpowiedział tym samym.
- Witaj, czy znajdę tutaj te zioła? - Wyjęła spod koszulki karteczkę i podała ją mężczyźnie. Rozłożył ją i przymrużył oczy, prawdopodobnie starając się lepiej dostrzec, zapisane na niej nazwy.
- Myślę, że większość z podanych będę posiadał, jednak do dwóch ostatnich nie jestem pewien... - Powiedział jakoby sam do siebie, zakładając w tym samym czasie okulary i wychodząc za lady. Trzymając, w dłoni kartkę przechadzał się, po pomieszczeniu i poszukiwał poszczególnych ziół. Mamrotał ich nazwy i jednocześnie rozglądał się po półkach. Zdejmował pudełka, saszetki lub malutkie słoiczki. Przyglądała mu się z wyraźnym zaciekawieniem. Dawno nie wdziała takiego skupienia i w sumie, tak serdecznego uśmiechu, jak właśnie u tego człowieka. W jakiś sposób ją to urzekło i nawet poprawiło ten dzień. Miała tylko nadzieję, że znajdzie tutaj wszystkiego, czego potrzebowała i będzie mogła jak najszybciej mieć to z głowy.
W tym samym momencie poczuła ogarniające ją zmęczenie. Odetchnęła głębiej, mając świadomość, że dawno nie zaspokajała swojej energii. Co prawda miała parę razy okazje do tego, by wykończyć Alaratha, ale ten zarozumiały elf ani myślał jej ulec. Swoją drogą było to dla niej, nawet całkiem intrygujące, jak i irytujące na swój sposób.
Starzec odłożył na ladę zioła, jakie trzymał w ramionach. Odliczył je i znowu sam do siebie, mówił ich nazwy.
- Na szczęście znalazłem wszystkie, które były na liście. - Uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- Bardzo dziękuje. - Powiedziała, kładąc obok ziół, cztery srebrne monety, które zdecydowanie przewyższały cenę towaru. Mężczyzna spojrzał na nie zszokowany i nie zdążył nawet powiedzieć słowa, gdy kobieta zdążyła zabrać to, po co przyszła i wyjść. Tym razem na jej ustach pojawił się uśmiech. Cieszyła się, że mogła zrobić coś dobrego. Ten szlachetny czyn nie zaspokoi, jednak energii. Oddychało się jej coraz ciężej i czuła, że brak lekkości w jej krokach. Westchnęła ciężko i oparła się o najbliższy drewniany słup jakiegoś stoiska. Przetarła oczy, chcąc desperacko poczuć się lepiej. Rozejrzała się i bez problemu, parę metrów dalej, dostrzegła znajomy jej dom publiczny. Chciała od razu do niego pójść, jednak wiedziała, że powinna dostarczyć zioła jak najszybciej. Straciła masę czasu, szukając samego zielarza, a zbliżał się już zmrok.
- Niech to szlag trafi. - Przeklęła sama do siebie pod nosem i ruszyła w stronę owego burdelu.
***
Obudziła się obok dwóch kobiet i jednego mężczyzny. Wzdrygnęła się z pogardy, dostrzegając jego paskudne oblicze, jednak widząc złote pierścienie na palcach, wiedziała, dlaczego było go stać na dwie kobiety. Ona z kolei dołączyła się do nich iście spontanicznie, weszła do ich pokoju i nie musiała mówić nawet słowa. Zaklęła pod nosem, kiedy dostrzegła błękitne niebo za oknem. Szybko założyła na siebie koszulę, zebrała zioła i ruszyła w stronę dworku.
***
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego tak długo to trwało?! - Alarath podniósł głos, kiedy tylko dostrzegł Agne w drzwiach swojego pokoju.
- Miałam małe... komplikacje po drodze. - Wydukała ledwo i bez słowa odłożyła zioła na biurko. Usiadła na łóżku, pocierając dłonią czoło. Czuła, że nadal nie ma tyle energii, ile powinna mieć, co lekko ją martwiło, ale nie miała zamiaru, by było po niej to widać.
- Ciesz się, że są to wszystkie, o które prosiłeś. - Westchnęła i już całkowicie się położyła.
- Jesteś świadoma, jak twoja „mała komplikacja” okroiła nas z cennego czasu? - Nawet na nią nie patrzył. Szperał w ziołach i sprawdzał, czy się zgadzają. Kobieta wyraźnie, jednak wyczuwała poirytowanie w jego głosie. Ich znajomość zaczynała iść w tak dobrą stronę, ale Agne znowu musiała zrobić coś po swojemu. Tak naprawdę było jej głupio, że tak wyszło, ale jakby nie patrzeć nie miała innego wyjścia. Co nie zmienia faktu, że nadal nie czuła się najlepiej i na nic się jej to zdało.
Przewróciła się na bok, całkowicie zbywając słowa czarodzieja, obserwując, co robi. Starał się być opanowany, jak tylko mógł, ale Agne dostrzegała pewny stopień zdenerwowania w jego ruchach. Zebrał księgi i zioła do torby.
- Pamiętasz pokój, o którym mówiłem ci wcześniej? - Zapytał. - Zaprowadzisz mnie do niego, teraz. - Odpowiedział stanowczo, nawet nie czekając na reakcje sukkuba. Słysząc jego ton, wstała bez słowa i wyszli z jego sypialni. O dziwko, szli w milczeniu, a Agne nie miała nawet siły zagłuszać tej ciszy. Może nawet i lepiej, mniejsze ryzyko i prawdopodobieństwo, że ktoś ich usłyszy.
Zeszli krętymi schodami w dół, przy czym Sukkub nagle się zatrzymał. Dotknęła parę wilgotnych cegieł i kiedy w końcu trafiła na odpowiednią, otworzył się malutki tunel. Bez słowa schyliła się i weszła do niego pierwsza. Nie musieli długo iść — dosłownie po paru minutach mogli się już swobodnie wyprostować.
- I oto i ono, witam pana. - Stanęła przy wejściu i ukłoniła się teatralnie resztkami sił, w momencie, kiedy wchodził Alarath.


[Alarath?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz