poniedziałek, 30 grudnia 2019

Od Alaratha do Meyari

Nie wytrzymał. Pozwolił, by gniew go opanował. Wyrzucił z siebie całą złość, jego magiczna aura objawiła w tym momencie swoją przerażającą postać, tworząc wokół niego mglisty obłok, który coraz to szybciej się powiększał. Alarath zorientował się jednak, z kim rozmawia i szybko się opanował. Było jednak za późno. Prawdopodobnie powiedział o jedno słowo za dużo, gdyż Meyari równie gwałtownie zmieniła swój ton. Wykrzykiwane przez nią słowa, zaskoczyły elfa, nie wiedział co zrobić, łzy zaczęły jej spływać po policzku. Dopadły go wyrzuty. Chciał jakoś naprawić sytuację. Zrobił krok do przodu, jednak zrezygnował. Stwierdził, że milczenie będzie obecnie najlepszym wyjściem. Odszedł więc w swoją stronę, zostawiając czarodziejkę samą sobie.
***
Samotność to niedowleczona towarzyszka każdego wędrowca. Alarathowi nigdy ona nie przeszkadzała, jednak teraz czuł pustkę w środku, jakby czegoś brakowało, jakiegoś elementu układanki, jaką jest on sam. Śmierć Sephiry tylko to wszystko pogłębiła, elf czuł, że jest na skraju załamania, przez całą noc próbował zrobić cokolwiek, żeby tylko oderwać się od dręczących go myśli i poczucia winy, że zostawił Meyari samą sobie w tak nieodpowiednim momencie. Czytanie, nauka nowych zaklęć, malowanie, nawet medytacja nie potrafiła mu pomóc.
Ostatecznie wylądował w jedynej gospodzie, która jest otwarta całą dobę. Zamówił sobie kielich wina, niepewny nawet czy cały wypije. Nie było tu nikogo oprócz niego i karczmarza, usiadł w osamotnieniu z zamiarem planowania kolejnej podróży. Na pierwszym miejscu wciąż było Vertfolque, żeby chociaż ostatni raz ujrzeć nie tylko siostrę, ale także dom, w którym się urodził, gdyż prawdopodobnie już nigdy do niego nie wróci. Kolejnym powodem, żeby tam się udać, jest chęć odkrycia, co przydarzyło się Sephirze, kobieta w kwiecie wieku nie mogła tak po prostu z dnia na dzień umrzeć. To najbardziej go dręczyło. W głębi duszy czuł, że coś jest nie tak. Nagle jego myśli zmieniły obrót. Wspominał wydarzenia sprzed kilku godzin. Myślał o Meyari, dzięki której nieświadomie odkryli śmierć jego siostry. Mimo jego zachowania na wzgórzu tak naprawdę był jej za to wdzięczny. Gdyby nie ona, żyłby w nieświadomości prawdopodobnie przez następne kilkanaście lat, nikt nie wie, jak by wtedy zareagował.
Alarath siedział i rozmyślał, wpatrując się w kielich wina, nie zauważył, nawet kiedy do karczmy weszła ona. Długie białe włosy splecione w gruby warkocz i fioletowe oczy, które w blasku nocy świeciły jeszcze jaśniej. Elf niemalże podskoczył na krześle, kiedy Meyari do niego podeszła.
***
-Mam nadzieję, że smakowało. – Westchnął, zastanawiając się przez dłuższą chwilę. Chciał zobaczyć, jak czarodziejka się zachowa w chwili niezręcznej ciszy, ale ona cały czas stała i czekała na jego odpowiedź. Alarath wstał.
- Powiedz mi – Zaczął powoli. – Kto to był?
- Co? - odparła zaskoczona.
Nie jest głupcem, dobrze wiedział, czym wywołane było jej zachowanie, wtedy na wzgórzu.
- Kogo straciłaś? – Kontynuował – Siostrę? Brata? Przyjaciółkę? Kochanka?
Nastała chwilowa cisza, Meyari odwróciła się do niego plecami.
-Rodziców – powiedziała wreszcie. Słyszał, jak jej głos się załamuje.
-Rodziców – powtórzył – Ja zerwałem kontakt ze swoimi rodzicami ponad 2 stulecia temu, nie wiem, nawet kiedy odeszli z tego świata.
- Niczego nie rozumiesz…
- Być może – złapał ją za ramie i powoli obrócił do siebie. Ujrzał pełne łez oczy.
- Jednak jednego jestem pewien... oboje szukamy odpowiedzi.
Elf złapał i objął zapłakaną Czarodziejkę, która wcisnęła twarz w jego ramie. Cisza z powrotem wypełniła pomieszczenie. Elf słyszał, jak rytm ich serc powoli się synchronizuje. W jednym momencie wszystkie dręczące go myśli zostały rozwiane, a uczucie pustki zniknęło na tę krótką chwilę. Między dwójką magów zaczęła wirować magiczna energia. Stróżki białej i purpurowej magii wirowały wokół nich niczym małe duchy ścigające się między sobą. Była to magiczna chwila, która mogła trwać w nieskończoność.
***
Wstał równo ze wschodem słońca, zapakował swój i tak mały bagaż, wziął szybką kąpiel, zahaczając o skromne śniadanie i opuścił ulubioną gospodę. Skierował się do północnej bramy, gotowy do kolejnej podróży. Jednak w połowie drogi się zatrzymał.
- Chyba przydałoby się jakieś ciepłe ubranie – powiedział jakby do siebie.
Elf zawrócił w stronę najbliższego krawca i kupił zimowy płaszcz w kolorach czerni i purpury. Opuścił mury miasta i skierował się traktem na północ. Na szlaku czekała już na niego Meyari.
- Zeszło ci się – Przywitała go uśmiechem.
Elf odwzajemnił uśmiech.
- Byłem na zakupach – wskazał na zarzucony przez ramie płaszcz – No to co? Kierunek: Virvi
Otoczeni leśnym krajobrazem, wolnym tempem szli w stronę północnych krain, a ich towarzyszką była cisza i echo lasu.
- Alarath – W końcu Meyari przerwała ciszę?
- Hmm?
- Kim była dla ciebie twoja siostra?
Elf milczał dłuższą chwilę w zamyśleniu. Kiedy czarodziejka straciła nadzieje, że otrzyma odpowiedź, wtem usłyszała:
- Kimś, kto mnie rozumiał. Nieważne co robiła, zawsze chętnie mnie wysłuchała i wspierała w moich przekonaniach… To ona pomogła mi, kiedy inni mnie odrzucili.
Alarath poczuł, jak po policzku spływa mu łza. Pierwszy raz odkąd opuścił Akademię.
-A twoi rodzice…
- Zwolnij śnieżynko – przerwał jej – jesteś pierwszą osobą od 200 lat, która tyle się o mnie dowiedziała.

[Meyari? ;3]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz