Pozostawiony
na polanie elf usiadł na zimnej ziemi. Soren ponownie magicznie
zniknął. Vaeril nienawidził, gdy tak robił. Uważał to za strasznie
irytujące. Dodatkowo dostawał zawału za każdym razem, kiedy białowłosy
pojawiał się znikąd. Najpewniej powróci równie niespodziewanie.
Zaczynało
być coraz zimniej. Szczelniejsze okrycie się płaszczem niewiele dawało.
Postanowił więc podjąć próbę rozpalenia ogniska. Nie zabrał jednak
niczego, co pomogłoby mu w owej czynności. Starał się więc ratować dwoma
znalezionymi kamieniami. Wyjątkowo się namęczył, nim udało mu się
wykrzesać iskrę. Padła na zgromadzone w kupkę liście. Powoli zatlił się
ogień. Elf był zadowolony ze swojej pracy. Usiadł bliżej ciepłych
płomieni. W końcu chwila odpoczynku!
Nagle
naprzeciwko niego pojawił się Soren. Vaeril dostrzegł malujące się na
jego twarzy zadowolenie. Białowłosy dosiadł się do elfa i odrzekł
pośpiesznie:
- Byłem w błędzie. Pieprzyć wezwanie, nie spieszy mi się tak szybko umierać. Nie zamierzam nawet zbliżyć się do tamtego miejsca.
Elf
nie potrafił zrozumieć nagłej zmiany zdania. Przed chwilą Soren nie
dopuścił do siebie wiadomości niewykonania powierzonego mu zadania.
- Co z poczuciem obowiązku? - zapytał, dalej nie będąc pewnym decyzji towarzysza.
-
Nieszczególnie mnie to obchodzi. Zajmę się konsekwencjami, kiedy już
nadejdą. Hulaj dusza. - mówiąc to, na twarzy Sorena pojawił się uśmiech.
- Skoro nasza podróż dobiegła końca, dokąd zamierzasz się udać? Pytam z
czystej ciekawości, w razie gdybyś wpadł w kłopoty i potrzebował
pomocnej dłoni.
Kończąc
wypowiedź, białowłosy uniósł ręce do góry. Elf dalej przyglądał mu się
niepewnie. Czy to naprawdę był koniec ich przygody? Vaeril dopiero wczuł
się w ową podróż. Decyzja Sorena pokrzyżowała mu plany. Nie wiedział,
dokąd chce się wybrać. Rozejrzał się niepewnie dookoła. Znajdowali się w
samym środku niczego.
- Tam. - Wskazał ręką przypadkowy kierunek. - Nie mam pojęcia dlaczego, ale tam.
Soren zaśmiał się cicho.
- W tamtą stronę wędrowaliśmy do tej pory - wyjaśnił podwód swojego rozbawienia. - Wątpię, że właśnie tam chcesz iść.
-
Przestań podważać moje decyzję - prychnął elf, otulając się płaszczem.
Nawet nie zauważył, kiedy zrobiło się tak ciemno. Jednym źródłem
światła, dzięki któremu mógł dostrzec siedzącego naprzeciw niego Sorena,
było znajdujące się pomiędzy nimi ognisko. Powoli przygasało, więc
dorzucił do ognia kilka patyków. - Tak szczerze, planowałem dostać się
na drugi kontynent.
Soren na chwilę zamilkł i spoważniał. Elf przestał patrzeć w jego kierunku, skupił się na złotych płomieniach ogniska.
-
Aby uciec? - Usłyszał po chwili. Zacisnął dłonie na materiale płaszcza. Zastanawiał się, czy naprawdę pragnie opowiedzieć o prawdziwym celu
swojej podróży Sorenowi. W końcu drugi chłopak non stop skrywał swoje
tajemnice.
-
Chcę odnaleźć swojego brata - mruknął cicho. - Wyjechał właśnie tam, ale
nie pamiętam nazwy państwa. Liczyłem, że w czasie drogi odnajdę
jakiekolwiek informacje na jego temat.
-
Próbujesz znaleźć go w ciemno? - Zdziwiona reakcja Sorena nie zaskoczyła
Vaeril'a. Elf nie był przygotowany na poszukiwania. Nie wiedział nic na
temat Dereka. Ostatnio widzieli się koło pięciu, sześciu lat temu.
-
Nie mam wyjścia. Miałem nadzieję, że kiedyś po mnie wróci i będzie tak,
jak dawniej. Czekałem jednak zbyt długo. Muszę się dowiedzieć, co się
stało.
Między
młodzieńcami zapanowała cisza. Elf nie czuł się na siłach, by toczyć
dalszą rozmowę. Oparł głowę o torbę. Był tak zmęczony, że usnąłby
wszędzie. Nim jednak kompletnie odpłynął, spojrzał na Sorena. Vaeril
zastanawiał się, co białowłosy chce teraz robić. Wcale nie jest w
lepszej sytuacji. Zignorowanie obowiązków zapewne pogorszyło sprawę.
-
Zaprowadzisz mnie rano do najbliższego miasta, wioski czy czegoś tego
typu? - W obawie, że zostanie sam, elf postanowił ostatni raz skorzystać
z pomocy towarzysza. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, było przytaknięcie.
***
Wstał
cały obolały. Ognisko zgasło, a ich prowizoryczne obozowisko pokrył
szron. Elf rozejrzał się niemrawo, otrzepując włosy z patyczków i ziemi,
które się w nie zaplątały. Zastanawiał się, czy po tym wszystkim się
nie rozchoruje. Potarł się więc po gardle, starając się je ogrzać.
Soren również właśnie się obudził. Białowłosy przeciągnął się powolnie.
- Jesteś gotowy na dalszą podróż? - zapytał, wstając z zimnej ziemi.
-
Nigdy nie byłem - wymamrotał Vaeril. Otrzepał płaszcz z brudu i szronu
oraz zarzucił torbę na ramię. Soren odpowiedział mu jedynie uśmiechem.
Rozmowa się nie kleiła. Elf podążał za przewodnikiem. Chciał jak najszybciej
dotrzeć do jakiejś wioski i odnaleźć dogodny kierunek na dalszą podróż.
Droga musi być szybka i w miarę bezpieczna. Wierzył, że gdy dostanie się
do portu i opuści Ekhynos, będzie bezpieczniejszy.
Dojrzał
już z daleka dym. Zbliżali się do małego miasteczka. Vaeril ucieszył
się na jego widok. Uznał to za idealne miejsce na uzupełnienie zapasów.
Marzył też o kąpieli. Elf odwrócił się w stronę Sorena, by podziękować
mu za szczęśliwe doprowadzenie do miasta, gdy jego uwagę przykuła
znajdująca się za nimi tablica ogłoszeń. Podszedł do niej i z
przerażeniem odkrył, co się na niej znajduje. Zawsze był przekonany, że
listy gończe wywiesza się za najgorszymi przestępcami. Z błędu
wyprowadziło go zobaczenie własnej twarzy i nazwiska na przyczepionej do
deski kartce. Zdawał sobie sprawę, że ucieczka z więzienia nie rozwiąże
jego problemów, ale w snach nie przypuszczał, że będzie poszukiwany w
ten sposób. Zaraz pod jego imieniem widniała nagroda za złapanie.
Najbardziej mrożącym krew żyłach był jednak znajdujący się na samym dole
napis "Żywy albo martwy".
-
Czemu to wszystko musi się tak komplikować? - jęknął w stronę Sorena,
który zaczął oglądać własny list gończy. Znajdował się na nim jedynie
rysunek, dokładny opis i nagroda. Białowłosy najwyraźniej nie podzielił
się z władzą swoją tożsamością. Vaeril z małym ukuciem zazdrości zdał
sobie sprawę, że kwota wypisana na kartce towarzysza jest niemal dwa
razy większa. Elf zastanawiał się, czym Soren musiał zajść im za skórę,
że położyli nacisk na odnalezienie go.
Wtedy poczuł mocne szarpnięcie. To Soren przyciągnął go do siebie.
-
Co ty... - Nie dokończył swojej wypowiedzi. Usłyszał znajomy odgłos
świstu powietrza, a w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się jego
głowa, w deskę wbiła się strzała. Vaeril odwrócił się szybko i spojrzał
na stojącego za nimi mężczyznę. Ów ubrany w ciemne szaty nieznajomy
dzierżył w rękach kuszę. Nim elf zdążył w jakikolwiek sposób zareagować,
ponowne szarpnięcie zmusiło go do biegu. Ruszył więc za Sorenem. W
szaleńczym biegu omijali ludzi, zwierzęta i pojazdy. Białowłosy nie
rozluźniał uścisku zaciśniętej ręki na nadgarstku Vaeril'a. Brunet co
chwila odwracał się, by sprawdzić, czy zgubili pościg. Mężczyzna jednak
nie odpuszczał i podążał za nimi.
W
końcu wydostali się za mury miasta. Rozpoczęli slalom między drzewami, a
zatrzymali się dopiero wtedy, gdy upewnili się, że nikt nie kontynuował
pościgu. Elf opadł na ziemię, łapiąc oddech. Zdawał sobie sprawę, w jak
opłakanej sytuacji się znajdują. Ściągnięto na nich łowców głów!
Wszyscy zachęceni łatwym zarobkiem będą uprzykrzać im życie! Domyślał
się, że teraz nigdzie nie będzie mógł czuć się bezpiecznie. Co pomyśli
jego brat, kiedy zobaczy ten nieszczęsny list gończy? Vaeril wiedział,
że musi przyśpieszyć swoje poszukiwania. Pragnął wszystko wyjaśnić. Z
niechęcią przyjął do wiadomości fakt, że podróż właśnie stała się o
wiele trudniejsza. Nawet nie potrafi walczyć! Miecz, który wiecznie przy
sobie nosił, służył jedynie za straszak. Jedyną osobą, jaką
kiedykolwiek skrzywdził, był ten cholerny polimorf, przez którego
wszystko się zaczęło. Myśląc o znienawidzonym mężczyźnie, przypomniał
sobie stoczoną walkę. Soren przecież był doskonałym wojownikiem! A
właściwie za takiego uważał go elf.
- Naucz mnie jak się bronić! Proszę! - wydyszał w stronę towarzysza, nie mogąc złapać jeszcze oddechu po biegu.
[Soren? c:]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz