Elf słuchał uważnie siedzącego nieopodal Sorena. Nigdy
wcześniej nie doświadczył podobnych zwierzeń z jego strony. Zwykle spotykał się
z niemożliwym do pokonania murem, a tu nagle dowiedział się o posiadanym przez
białowłosego rodzeństwie. Z każdym dniem potwierdzało się przekonanie Vaeril'a,
że jego towarzysz również nie miał łatwego życia. Zdawało mu się również, że
to, co przeżył Soren, było znacznie gorsze. Rogaty chłopak ostatecznie odwrócił
się plecami do ogniska i siedzącego przy nim elfa.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował towarzysza przy
poszukiwaniach brata i jakimś cudem nie masz jeszcze dość mojej osoby, nie
odmówię. - Vaeril usłyszał dosyć niespodziewaną propozycję i spojrzał na
Sorena, który najwyraźniej postanowił przekręcić się na drugi bok. Leżący na
ziemi chłopak spoglądał na elfa i kontynuował: - Zaczynamy trening z samego
rana. Tym razem przeciągnę cię jeszcze bardziej.
Brunet przez chwilę milczał. Nie miał pewności, czy chce
ponownie mieszać białowłosego do swoich spraw. Z drugiej jednak strony, zdawał
sobie sprawę ze swojej nieporadności. Dodatkowo samotna podróż nie była
szczytem jego marzeń.
- Przemyślę to - odpowiedział w końcu, chociaż podjął już
decyzję. - Jeśli go znajdziemy, możemy odwiedzić twoją siostrę.
Soren odpowiedział mu jedynie cichym śmiechem. Vaeril
błądził jednak dalej myślami wokoło rodziny towarzysza. Rozłąka rodzeństwa
budziła w nim ciekawość. Dodatkowo zastanawiał się, jak owa siostra mogła
wyglądać. Sam elf stanowił niemalże kopię brata, chociaż Derek był wyższy i
znacznie lepiej zbudowany. Brunet starał się wyobrazić krewną Sorena, chociaż
jedyne, co przychodziło mu do głowy to białowłosy w sukience. Vaeril nie
należał do najkreatywniejszych osób, ale sama wizja wywołała na jego ustach
uśmiech.
- Jeśli dalej nie ma męża, mogę nim zostać - mówiąc to,
rozłożył się wygodniej na ziemi. Położył głowę na torbie i spojrzał na pokryte
gwiazdami nocne niebo.
- Już chyba wolałbym, żeby sama kogoś znalazła. - Owa
odpowiedź wcale nie zaskoczyła elfa. Zaśmiał się cicho, nie mając już sił na żadną kąśliwą ripostę. Nakrywając głowę kapturem płaszcza, momentalnie
zasnął.
***
Zręcznie unikał ciosów Sorena. Ćwiczyli od wschodu Słońca, a
elf z każdą chwilą czuł, że radzi sobie coraz lepiej. Nie dorównywał siłą
białowłosemu, jednak sprawnie odskakiwał od niebezpiecznych ataków. W pewnym
sensie był z siebie dumny. Chciał wierzyć, że tyle wystarczy, by nie stracić
głowy w czasie pierwszego dnia wędrówki.
Wtedy jego uwagę przykuł spadający z ciemnego nieba, malutki
płatek śniegu. Ledwo zauważalny, pochłonął całkowicie Vaeril'a. Obserwował, jak
delikatnie opada na klingę jego miecza i rozpuszcza się. Elf przypomniał sobie,
jak w minionych latach wspólnie z bratem lepił bałwany czy urządzał wojny na
śnieżki. Gdyby ktokolwiek wtedy powiedział mu, że będzie poszukiwany za próbę
morderstwa i ucieczkę z więzienia, wyśmiałby go.
Do życia przywróciło bruneta mocne uderzenie w ramię. Opadł
na glebę i zmierzył wzrokiem stojącego przed nim Sorena.
- I już nagroda byłaby moja - odezwał się, podając
siedzącemu na ziemi Vaeril'owi rękę. - Nie rozpraszaj się tak.
- Ciężko się skupić z pustym żołądkiem. - Białowłosy od
samego rana znosił podobne zrzędzenia ze strony elfa. Ich zapasy skończyły się
na wczorajszej kolacji.
- Sam chciałeś trenować, więc przestań. Zjemy później. -
Głos Sorena wskazywał, że żarty się skończyły. Elf ponownie zacisnął w dłoniach
rękojeść miecza i wymierzył cios w kierunku towarzysza.
Śnieg zaczął sypać nieubłaganie, całkowicie ograniczając
pole widzenia. Misja "nauka tępego elfa" musiała zakończyć się trochę
wcześniej. Nie zapowiadało się na zmianę pogody.
Soren, jak obiecał, zajął się zastawianiem pułapki na jakieś
małe zwierzę. Ryzyko kupna czegokolwiek było zbyt realne, więc musieli postawić
na bardziej niekonwencjonalne sposoby znalezienia pożywienia. Głodny Vaeril
cierpliwie czekał, aż jego towarzysz skończy ustawiać sidła.
- Nie zapowiada się, że coś szybko się złapie - skomentował,
gdy Soren powrócił do ich prowizorycznego obozowiska. Elf zdążył już wcześniej
rozpalić ognisko, przy którym usiedli. Z każdym dniem szło mu to lepiej.
- Jeśli masz lepszy pomysł, to proszę.
Brunet westchnął głośno. Ostatnimi czasy nie dojadał dobrze.
Czuł, że przez ogólne zmęczenie i ciągłe głodówki stracił trochę na wadze.
Zastanawiał się, czy w takim stanie, jego brat go pozna.
Vaeril zaczął wpatrywać się w znajdujący się przed nim
strumyk. Woda szumiała, zagłuszając prowadzoną przez młodzieńców rozmowę. Wtedy
do głowy elfa przyszedł pomysł. Zerwał się z ziemi i zaczął grzebać w swojej
torbie, z której po chwili wyciągnął jedną z koszul. Związał jej rękawy,
tworząc coś na kształt prymitywnej sieci.
Zdejmując wcześniej buty, wszedł do lodowatej rzeki. Strumień
był płytki, więc elf liczył, że nie utonie. Ustawił koszulę w sposób
umożliwiający łapanie przez nią przedmiotów.
- Szybciej od ryby, złapiesz przeziębienie. - Soren usiadł
na brzegu i obserwował poczynania Vaeril'a.
- Wiem, co robię,
dobrze? - mruknął, nie przerywając zajęcia, które całkowicie go pochłonęło.
Po dłuższym czasie zmagania się z siecią wyciągnął ją i z
trudem rzucił na ląd. Początkowy entuzjazm zgasł, gdy zobaczył pięć małych
rybek. Uklejki nieprzerwanie skakały, najprawdopodobniej podejmując ostatnie
próby ratunku.
Elf złapał chwilowy kontakt wzrokowy z Sorenem. Westchnął
zmarnowany, zbierając złowione zwierzęta i podchodząc do ogniska. Tam nakrył
się płaszczem. Śnieg dalej nieubłaganie padał, a temperatura z każdą chwilą
spadała. Vaeril nabierał pewności, że się rozchoruje.
W czasie, gdy brunet zajmował się użalaniem nad sobą, Soren
zdążył zabić na kijek marną zdobycz towarzysza. Przybliżył ją do ognia, który
powoli przygasał.
- Musimy znaleźć schronienie - wymamrotał elf. - Zaraz
będzie jeszcze gorzej.
Zebrali obozowisko i rozpoczęli mozolny spacer wzdłuż góry,
obok której się zatrzymali. Spokojnego miejsca nie musieli szukać daleko.
Szybko trafili na pustą grotę. Vaeril miał obiekcje wobec zatrzymania się tam,
jednak wizja spędzenia nocy na zewnątrz o tej porze roku nie była zbyt
optymistyczna.
Długim i wąskim korytarzem doszli do większej jaskini.
Zaciszne pomieszczenie chroniło od mrozu. Soren szybko rozpalił ognisko, a
grota napełniła się jasnym światłem. Vaeril początkowo obawiał się zimna,
jednak wnętrze szybko się ocieplało. Zapowiadało się, że ich schronienie było
niemal idealne.
Elf usiadł na płaszczu nieopodal białowłosego. W końcu coś
im wyszło. Ryby powoli przypiekały się na ogniu, wypełniając jaskinie
przyjemnym zapachem.
- Właściwie, nie chcę mieć kobiety. - Brunet czuł potrzebę
powrotu do wczorajszej rozmowy. - Z całym szacunkiem do twojej siostry, ale są
one upierdliwe i cały czas zrzędzą.
- Nie tylko one - odparł Soren, podając Vaeril'owi upieczone
już ryby. Elf żachnął się, słysząc ową odpowiedź. Szybko jednak zapomniał o
kąśliwej uwadze i zajął się jedzeniem. Minęło dużo czasu, od kiedy ostatnio się
posilali. Nienawidził smaku ryb, musiał jednak się do niego zmusić.
Skończyli kolację niedługo później. Dzień, tak jak wszystkie
wcześniejsze, był męczący. Vaeril czuł się jednak wyjątkowo dobrze. Doceniał
fakt, że już nie marznie. Zdawał sobie jednak sprawę, że jutro będą zmuszeni
opuścić to miejsce. Ich podróż dopiero się zaczynała.
Dokładnie otulony płaszczem elf, odpływał, kiedy usłyszał
dziwny dźwięk dochodzący z kamiennego korytarza. Wymienił szybkie spojrzenie z
Sorenem. Coś się zbliżało. Zerwali się cicho z prowizorycznych śpiworów i
spojrzeli w stronę wejścia. Vaeril instynktownie zacisnął dłoń na rękojeści
miecza. W głowie rozpoczął powtarzanie wszystkich wskazówek dotyczących walk.
Nie miał pojęcia, co ich czeka. Kroki zaczynały być coraz głośniejsze.
Rozbrzmiewały w zamkniętym, kamiennym pomieszczeniu. Brunet dopiero teraz dał
sobie sprawę, że mają całkowicie odciętą drogę ucieczki.
- Zobacz, tam jest jakieś światło! - Usłyszeli gruby,
mrożący krew w żyłach głos. Vaeril cofnął się o krok. Nie chciał walczyć, czuł
się niegotowy. Zdawał sobie jednak sprawę, że jeśli zbliżający się nieznajomi
nie okażą się przychylni, nie będzie miał wyjścia.
[Soren?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz