niedziela, 29 grudnia 2019

Od Vaeril'a do Sorena

Stał nad nieprzytomną kobietą, bacznie ją obserwując. W końcu odrzucił fragment masztu na bok, aby zostać obdarowanym przez Sorena kolejną bronią - sztyletem anielicy. Vaeril przyjrzał się broni i znajdującej się na jej ostrzu runach. Nie potrafił ich odczytać, a właściwie nie miał nawet czasu, by spróbować to zrobić. Wokoło kłębiły się nieustające walki. Cały pokład zalany był krwią, a porozrzucane ciała przysłaniały deski. Elf domyślał się, że ucieczka z tego miejsca zapewne graniczy z niemożliwością. Rozejrzał się, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. W końcu jego wzrok spoczął na stojącym naprzeciwko niego Sorenie. Według bruneta, wyglądał dziwnie. Doskonale znał ten wyraz twarzy - białowłosy zaraz rzuci jakąś niedorzeczną i niebezpieczną propozycję.
- Masz lęk wysokości? - zapytał towarzysz, w którego głosie rozbrzmiała nuta niepewności.
- O czym ty mówisz? - Vaeril zdziwił się zadanym pytaniem. Są na morzu, na pirackim statku. Czy Soren planuje podbić bocianie gniazdo?
Nim jednak elf zdążył podzielić się swoimi wątpliwościami, spojrzał na Sorena. A właściwie na to, co zaczęło wyrastać z jego ciała. Brunet nieprzygotowany na taki obrót zdarzeń, cofnął się o krok, dalej nie mogąc oderwać wzroku od przemiany białowłosego. Chwilę później ciemne, pierzaste skrzydła rozpościerały się za towarzyszem.
- Poznaj kolejny z moich grzeszków. - Elf usłyszał cichy śmiech Sorena, który zaczął gładzić ręką czarne pióra. - Jeśli jesteś w stanie zaufać mi po tym wszystkim, lepiej trzymaj się mocno
- Co, do cholery? - Vaeril był w stanie wydukać jedynie te słowa. Nigdy nie przypuszczał, że jego towarzysz wywodzi się z rasy aniołów. Właściwie nigdy długo nie myślał o jego pochodzeniu, jednak szok po ujawnieniu prawdy całkowicie zbił z tropu elfa. W życiu nie przypisałby białowłosego do owej rasy.
Nim brunet zdążył zareagować, że absolutnie się na to nie zgadza, Soren przycisnął się do niego. Vaeril zdając sobie sprawę, że każda minuta spędzona na pirackim statku niesie za sobą zagrożenie, zmusił się do mocnego objęcia białowłosego. Z narastającej obawy zacisnął też oczy. Poczuł pracujące mięśnie anioła i usłyszał, jak szybko bije jego serce. Elf domyślił się, że nie jest jedynym, który tak bardzo teraz panikuje. Mocne szarpnięcie zmusiło go do zaciśnięcia uścisku. Powtarzał sobie ciągle, że musi zaufać towarzyszowi. W kilka sekund, które dłużyły się brunetowi niczym nieskończoność, poczuł pod nogami grunt. Powoli otworzył oczy i odsunął się od Sorena.
Vaeril rozejrzał się, w pierwszej chwili myśląc, że nie ruszyli się z miejsca. Dopiero później do niego dotarło, że znajdują się na drugim statku. Soren wylądował zaraz obok łodzi ratowniczych. Bez słowa obaj podbiegli, by odwiązać liny. W czasie kiedy elf wrzucił wiosła szalupy, białowłosy przecinał ostatnie zabezpieczenia. Po chwili znaleźli się na dryfującym morzu, zacięcie wiosłując, by oddalić się od pogrążonych w bitwie statków.
Odetchnęli dopiero, gdy przestali słyszeć jakikolwiek huk armat, a łajby całkowicie zniknęły im z oczu. Nie przestawali jednak machać wiosłami. Ciągłe bicie fal spowalniało łódkę, a elf pragnął jak najdalej oddalić się od porywaczy. Wciąż nie mógł uwierzyć, że udało im się uciec. Byli w tak patowej sytuacji, że powoli przestawał wierzyć w jakąkolwiek możliwość przeżycia. Udało im się dzięki Sorenowi. Wtedy Vaeril przypomniał sobie o jego skrzydłach. Spojrzał na towarzysza, jednak anielskie atrybuty znikły, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia i rany, z których dalej sączyła się krew. Od czasy pobytu na statku pirackim nie rozmawiali ze sobą. Elf westchnął zmarnowany. Poczuł się oszukany przez białowłosego. Nawet nie wiedział, dlaczego tak się zirytował. Powtarzał sobie, że Soren ma prawo do sekretów. Jednak przypomniał sobie słowa białowłosego "jeśli jesteś w stanie mi zaufać". Vaeril zastanawiał się, jak ma mu ufać, skoro anioł nie ufa jemu. Spojrzał w niebo, na którym poczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Później rzucił przelotne spojrzenie na siedzącego przed nim białowłosego.
- To nie ostatnia z twoich tajemnic, prawda? - zagaił rozmowę. Widząc reakcje Sorena, szybko poznał odpowiedź na pytanie. Delikatny uśmiech, jakim obdarzył go towarzysz, wyrażał wiele słów. Elf westchnął zmarnowany. Niektórych rzeczy po prostu nie da się już zmienić. Jedną z nich jest charakter białowłosego.
Wstał z miejsca, z trudem utrzymując równowagę na małej łódce. Poszedł do towarzysza i przyjrzał się jego ranom. Chociaż złość elfa dalej nie minęła, nie mógł po prostu pozwolić Sorenowi wykrwawić się tutaj. Bez słowa rozpoczął leczenie pozostałych po skrzydłach urazów. Kiedy skończył, powrócił na swoje dawne miejsce. Czuł, że całkowicie opada z sił.
Vaeril wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo. Próbował wypatrzeć znajome sobie konstelacje, których nauczył go brat. Wszystkie gwiazdozbiory zlewały mu się jednak w jedną, błyszczącą masę. Był zmęczony, oczy same kleiły mu się do snu.
- Zdaje się, że płyniemy w dobrym kierunku. - Elf usłyszał głos Sorena. Białowłosy również wpatrywał się w gwiazdy. Najpewniej na ich podstawie odczytał kurs.
- Jak myślisz, ile nam to zajmie? - zapytał Vaeril, próbując wygodnie ułożyć się na małej łódce. - Nasze zapasy są znikome.
Mówiąc o "zapasach", miał na myśli jedną butelkę rumu, która przypadkiem znalazła się w ich szalupie. Elf wziął napój do rąk, upijając skąpy łyk.
- Dłużej niż statkiem kompanii - odparł, zwracając wzrok w stronę Vaerila. - Góra pięć, sześć dni.
Owa odpowiedź nie zdziwiła bruneta, ale również go nie zachwyciła. Podróż małą łódką, bez prowiantu przez wielki ocean zapowiadała się okropnie. Wtedy też zaczęło padać.
***
Minął kolejny dzień udręki. Vaeril siedział owinięty swoim płaszczem. Zdał sobie sprawę, jak owe odzienie jest już zniszczone. Jeśli uda im się dostać do jakiegokolwiek miasta, sprawi sobie nowy. Albo postara się naprawić ten, w końcu tyle razem przeszli.
Brunet z nudów zaczął wspominać przeczytane niegdyś elfickie legendy. Przypomniał sobie wszystkich bohaterów, których pragnął kiedyś naśladować. Jednak w obliczu ostatnich przeżytych przygód, legendarne perypetie straciły wagę w jego oczach. Wydawały się mdłe i naciągane. Wtedy przyszedł mu do głowy pomysł zapisania własnych przeżyć. Wszystko, co zdarzyło się do tej pory, przelane na papier, mogło być ciekawą książką. Vaeril nawet zaplanował tytuł, który idealnie odzwierciedlał jego stanowisko do ostatnich wydarzeń - "Kroniki męki i cierpienia". Zaśmiał się cicho na tą myśl, tym samym zwracając na siebie uwagę Sorena. Chłopak spojrzał na niego pytająco.
- Spokojnie, nie postradałem zmysłów - powiedział szybko, przeciągając się. - Jeszcze.
Wtedy usłyszał irytujący, aczkolwiek dziwnie znajomy dźwięk. Spojrzał w górę. Mewy. Początkową irytację z ich powodu zastąpił euforią. Tam, gdzie ptaki, tam ląd! Najwyraźniej białowłosy również zdał sobie z tego sprawę, ponieważ odwrócił się i spojrzał w dal przed siebie. Vaeril dołączył do niego. Ujrzał malujący się przed nimi zarys wyspy. Pablares!
Ignorując zmęczenie i głód, złapał za wiosła. Pragnął jak najszybciej znaleźć się na lądzie. Czuł, że przez dalszy pobyt na morzu mógłby oszaleć. Ewentualnie wcześniej umrzeć z pragnienia lub głodu. Butelka po rumie walała się pusta po drewnianym dnie łódki. 
Nie mógł uwierzyć szczęściu, jakie ich spotkało, kiedy szalupa zatrzymała się na zimnym piasku. Elf wyszedł koślawo na ląd. Miał wrażenie, że zapomniał jak się chodzi. Po chwili odzyskał równowagę, stawiając kolejne kroki w stronę rosnącego przed nim lasu. Odwrócił się, by spojrzeć na Sorena i upewnić się, czy białowłosy na pewno mu towarzyszy. Łapiąc kontakt wzrokowy, uśmiechnął się delikatnie. 
- Sądzisz, że znajdziemy tam jakieś jedzenie? - zapytał z nadzieją, kiedy białowłosy podszedł do niego. 
- Zobaczymy. - Usłyszana odpowiedź nie zachwyciła elfa. Był głodny i przemarznięty, nie miał nawet ochoty koczować na ryby tak jak ostatnim razem. Pod nosem przeklął zimę i ruszył w stronę pozbawionych drzew liści. 
Suche gałęzie rysowały twarz Vaeril'a, a jego buty grzęzły w śniegu. Z trudem pokonywał kolejne odcinki. Ogólne zmęczenie całkowicie przyćmiewało jego wolę walki z warunkami atmosferycznymi. Uśmiechnął się do siebie drętwo, kiedy zdał sobie sprawę, że gdyby ktoś go teraz zaatakował, nie miałby szans. Pocieszał się jedynie faktem, że jakimś cudem udało im się ujść z życiem ze statku pirackiego. Jeśli z tego wyszli, dadzą radę ze wszystkim. 
Zaczynało się ściemniać, kiedy Soren wskazał elfowi nikłą, jasną poświatę w oddali. Wymienili się szybkim spojrzeniem. Domyślali się, że w wielkim, ośnieżonym lesie ciężko będzie znaleźć źródło pokarmu. Z drugiej strony, nawiedzenie jakiejś zapewne biesiadującej grupy było pomysłem niedorzecznym. Co jeśli będą to kolejni chętni na ich głowy? Ostatecznie młodzieńcy postanowili przyjrzeć się z daleka obozowi. Może uda im się zyskać strawę bez konfrontacji? 
Podeszli na tyle blisko, że Vaeril zdołał rozpoznać znajome twarze. Kompania! Chodź grupa dezerterów swego czasu niesamowicie go irytowała, ucieszył się, że wszyscy są bezpieczni. Wyszli z kryjówki, nie starając się ukryć swojej obecności. Początkowo w całym obozowisku zapanowała chwilowa panika, dopiero później rozpoznano starych towarzyszy. Niska blondynka podbiegła do Vaeril'a i Sorena, rzucając im się na szyje:
- Tak się cieszę, że żyjecie!
Elf zachwiał się pod jej ciężarem, ale utrzymał równowagę. 
- Kamień z serca widzieć was całych - odparł, kiedy dziewczyna zwolniła uścisk. - Przykro nam z powodu Katakana.
W oczach dziewczyny zabłysł smutek na wspomnienia o utraconym przyjacielu. Pokręciła głową i ruchem ręki zaprosiła młodzieńców, by usiedli przy ognisku. 
- Właściwie, jak udało wam się uciec? - Pytanie, które podejrzliwie skierował młody chłopak, nie zaskoczyło elfa. Chociaż sam zastanawiał się, jakim cudem większość kompanii uszła z życiem z takiego ataku.  
- Mieliśmy dużo szczęścia. - Odpowiedź Sorena może nie była wyczerpująca, jednak Vaeril nie miał zamiaru niczego do niej dodawać. Domyślał się, że białowłosy najpewniej pragnie ominąć opowieść o sposobie, dzięki któremu udało im się wydostać. Skoro jego rasa ma być tajemnicą, niech nią będzie. To sprawa Sorena. 
Rozpoczęli zwyczajną rozmowę, a w międzyczasie zostali poczęstowani upieczonym w ognisku mięsem. Elf starał się odepchnąć na bok wyrzuty sumienia. Próbował nie dopuszczać do siebie wiadomości, że w pewnym sensie wykorzystują dobroć kompanii. 
- Zapomniałabym! - Nagle blondynka zerwała się z miejsca i podbiegła do mulicy. Odpięła kilka pakunków i wręczyła je Vaeril'owi. Rozpoznał swoją torbę i pochwę z mieczem.
- D-Dziękuję - wyjąkał, spoglądając z niedowierzeniem na przedmioty. - Myślałem, że przepadły na zawsze. 
Dziewczyna opowiedziała, jak przed samą ucieczką z tonącego statku zabrała własność elfa. Vaeril słuchał jej opowieści, tuląc do siebie torbę. Miecz wcześniej umieścił na swoich plecach - tak, jak robił to zwykle. Tym razem do skórzanej pochwy dołączył również sztylet anielicy. Obiecał sobie, że w przyszłości sprawi mu własną obudowę. Już przyzwyczaił się do owej broni. 
***
Poczuł szturchnięcie w bok. Skulił się i otworzył powoli oczy, a przed sobą ujrzał Sorena. Elf rozejrzał się powoli, zauważając, że członkowie kompanii jeszcze śpią. Dopiero zaczynało świtać. 
- Coś się stało? - zapytał niemrawo, wstając z prowizorycznego łóżka. 
- Myślałem, że dalej powinniśmy iść sami - wyjaśnił, spoglądając na śpiących. - Doskonale wiesz, w jakiej sytuacji się znajdujemy. 
Elf wbił wzrok w ziemię. Soren miał rację - nie było potrzeby, aby kogokolwiek narażać. 
- Pożegnajmy się chociaż - zarządził Vaeril i nie czekając na reakcję białowłosego, zbudził czarodziejkę. Szybko wytłumaczył, że muszą ruszać w dalszą drogę. Kiedy reszta wstała, wymienili się uprzejmościami, podziękowali za pomoc i kontynuowali przygodę. Elf nie mógł się już doczekać, aby zacząć szukać informacji o swoim bracie. Niekoniecznie wiedział, od czego ma zacząć, jednak wierzył, że przeznaczenie niedługo samo ponownie skrzyżuje ich drogi. 

[Soren? c:] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz