Stał nad nieprzytomną kobietą, bacznie ją
obserwując. W końcu odrzucił fragment masztu na bok, aby zostać
obdarowanym przez Sorena kolejną bronią - sztyletem anielicy. Vaeril
przyjrzał się broni i znajdującej się na jej ostrzu runach. Nie potrafił
ich odczytać, a właściwie nie miał nawet czasu, by spróbować to zrobić.
Wokoło kłębiły się nieustające walki. Cały pokład zalany był krwią, a
porozrzucane ciała przysłaniały deski. Elf domyślał się, że ucieczka z
tego miejsca zapewne graniczy z niemożliwością. Rozejrzał się, szukając
jakiegokolwiek punktu zaczepienia. W końcu jego wzrok spoczął na
stojącym naprzeciwko niego Sorenie. Według bruneta, wyglądał dziwnie.
Doskonale znał ten wyraz twarzy - białowłosy zaraz rzuci jakąś
niedorzeczną i niebezpieczną propozycję.
- Masz lęk wysokości? - zapytał towarzysz, w którego głosie rozbrzmiała nuta niepewności.
- O czym ty mówisz? - Vaeril zdziwił się zadanym
pytaniem. Są na morzu, na pirackim statku. Czy Soren planuje podbić
bocianie gniazdo?
Nim jednak elf zdążył podzielić się swoimi
wątpliwościami, spojrzał na Sorena. A właściwie na to, co zaczęło
wyrastać z jego ciała. Brunet nieprzygotowany na taki obrót zdarzeń,
cofnął się o krok, dalej nie mogąc oderwać wzroku od przemiany
białowłosego. Chwilę później ciemne, pierzaste skrzydła rozpościerały
się za towarzyszem.
- Poznaj kolejny z moich grzeszków. - Elf usłyszał
cichy śmiech Sorena, który zaczął gładzić ręką czarne pióra. - Jeśli
jesteś w stanie zaufać mi po tym wszystkim, lepiej trzymaj się mocno
- Co, do cholery? - Vaeril był w stanie wydukać
jedynie te słowa. Nigdy nie przypuszczał, że jego towarzysz wywodzi się z
rasy aniołów. Właściwie nigdy długo nie myślał o jego pochodzeniu,
jednak szok po ujawnieniu prawdy całkowicie zbił z tropu elfa. W życiu
nie przypisałby białowłosego do owej rasy.
Nim brunet zdążył zareagować, że absolutnie się na
to nie zgadza, Soren przycisnął się do niego. Vaeril zdając sobie
sprawę, że każda minuta spędzona na pirackim statku niesie za sobą
zagrożenie, zmusił się do mocnego objęcia białowłosego. Z narastającej
obawy zacisnął też oczy. Poczuł pracujące mięśnie anioła i usłyszał, jak
szybko bije jego serce. Elf domyślił się, że nie jest jedynym, który
tak bardzo teraz panikuje. Mocne szarpnięcie zmusiło go do zaciśnięcia
uścisku. Powtarzał sobie ciągle, że musi zaufać towarzyszowi. W kilka
sekund, które dłużyły się brunetowi niczym nieskończoność, poczuł pod
nogami grunt. Powoli otworzył oczy i odsunął się od Sorena.
Vaeril rozejrzał się, w pierwszej chwili myśląc,
że nie ruszyli się z miejsca. Dopiero później do niego dotarło, że
znajdują się na drugim statku. Soren wylądował zaraz obok łodzi
ratowniczych. Bez słowa obaj podbiegli, by odwiązać liny. W czasie kiedy
elf wrzucił wiosła szalupy, białowłosy przecinał ostatnie
zabezpieczenia. Po chwili znaleźli się na dryfującym morzu, zacięcie
wiosłując, by oddalić się od pogrążonych w bitwie statków.
Odetchnęli dopiero, gdy przestali słyszeć
jakikolwiek huk armat, a łajby całkowicie zniknęły im z oczu. Nie
przestawali jednak machać wiosłami. Ciągłe bicie fal spowalniało łódkę, a
elf pragnął jak najdalej oddalić się od porywaczy. Wciąż nie mógł
uwierzyć, że udało im się uciec. Byli w tak patowej sytuacji, że powoli
przestawał wierzyć w jakąkolwiek możliwość przeżycia. Udało im się
dzięki Sorenowi. Wtedy Vaeril przypomniał sobie o jego skrzydłach.
Spojrzał na towarzysza, jednak anielskie atrybuty znikły, pozostawiając
po sobie jedynie wspomnienia i rany, z których dalej sączyła się krew.
Od czasy pobytu na statku pirackim nie rozmawiali ze sobą. Elf westchnął
zmarnowany. Poczuł się oszukany przez białowłosego. Nawet nie wiedział,
dlaczego tak się zirytował. Powtarzał sobie, że Soren ma prawo do
sekretów. Jednak przypomniał sobie słowa białowłosego "jeśli jesteś w
stanie mi zaufać". Vaeril zastanawiał się, jak ma mu ufać, skoro anioł
nie ufa jemu. Spojrzał w niebo, na którym poczęły pojawiać się pierwsze
gwiazdy. Później rzucił przelotne spojrzenie na siedzącego przed nim
białowłosego.
- To nie ostatnia z twoich tajemnic, prawda? -
zagaił rozmowę. Widząc reakcje Sorena, szybko poznał odpowiedź na
pytanie. Delikatny uśmiech, jakim obdarzył go towarzysz, wyrażał wiele
słów. Elf westchnął zmarnowany. Niektórych rzeczy po prostu nie da się
już zmienić. Jedną z nich jest charakter białowłosego.
Wstał z miejsca, z trudem utrzymując równowagę na
małej łódce. Poszedł do towarzysza i przyjrzał się jego ranom. Chociaż
złość elfa dalej nie minęła, nie mógł po prostu pozwolić Sorenowi
wykrwawić się tutaj. Bez słowa rozpoczął leczenie pozostałych po
skrzydłach urazów. Kiedy skończył, powrócił na swoje dawne miejsce.
Czuł, że całkowicie opada z sił.
Vaeril wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo.
Próbował wypatrzeć znajome sobie konstelacje, których nauczył go brat.
Wszystkie gwiazdozbiory zlewały mu się jednak w jedną, błyszczącą masę.
Był zmęczony, oczy same kleiły mu się do snu.
- Zdaje się, że płyniemy w dobrym kierunku. - Elf
usłyszał głos Sorena. Białowłosy również wpatrywał się w gwiazdy.
Najpewniej na ich podstawie odczytał kurs.
- Jak myślisz, ile nam to zajmie? - zapytał Vaeril, próbując wygodnie ułożyć się na małej łódce. - Nasze zapasy są znikome.
Mówiąc o "zapasach", miał na myśli jedną butelkę
rumu, która przypadkiem znalazła się w ich szalupie. Elf wziął napój do
rąk, upijając skąpy łyk.
- Dłużej niż statkiem kompanii - odparł, zwracając wzrok w stronę Vaerila. - Góra pięć, sześć dni.
Owa odpowiedź nie zdziwiła bruneta, ale również go
nie zachwyciła. Podróż małą łódką, bez prowiantu przez wielki ocean
zapowiadała się okropnie. Wtedy też zaczęło padać.
***
Minął kolejny dzień udręki. Vaeril siedział
owinięty swoim płaszczem. Zdał sobie sprawę, jak owe odzienie jest już
zniszczone. Jeśli uda im się dostać do jakiegokolwiek miasta, sprawi
sobie nowy. Albo postara się naprawić ten, w końcu tyle razem przeszli.
Brunet z nudów zaczął wspominać przeczytane
niegdyś elfickie legendy. Przypomniał sobie wszystkich bohaterów,
których pragnął kiedyś naśladować. Jednak w obliczu ostatnich przeżytych
przygód, legendarne perypetie straciły wagę w jego oczach. Wydawały się
mdłe i naciągane. Wtedy przyszedł mu do głowy pomysł zapisania własnych
przeżyć. Wszystko, co zdarzyło się do tej pory, przelane na papier,
mogło być ciekawą książką. Vaeril nawet zaplanował tytuł, który idealnie
odzwierciedlał jego stanowisko do ostatnich wydarzeń - "Kroniki męki i
cierpienia". Zaśmiał się cicho na tą myśl, tym samym zwracając na siebie
uwagę Sorena. Chłopak spojrzał na niego pytająco.
- Spokojnie, nie postradałem zmysłów - powiedział szybko, przeciągając się. - Jeszcze.
Wtedy usłyszał irytujący, aczkolwiek dziwnie
znajomy dźwięk. Spojrzał w górę. Mewy. Początkową irytację z ich powodu
zastąpił euforią. Tam, gdzie ptaki, tam ląd! Najwyraźniej białowłosy
również zdał sobie z tego sprawę, ponieważ odwrócił się i spojrzał w dal
przed siebie. Vaeril dołączył do niego. Ujrzał malujący się przed nimi
zarys wyspy. Pablares!
Ignorując zmęczenie i głód, złapał za wiosła.
Pragnął jak najszybciej znaleźć się na lądzie. Czuł, że przez dalszy
pobyt na morzu mógłby oszaleć. Ewentualnie wcześniej umrzeć z pragnienia
lub głodu. Butelka po rumie walała się pusta po drewnianym dnie łódki.
Nie mógł uwierzyć szczęściu, jakie ich spotkało,
kiedy szalupa zatrzymała się na zimnym piasku. Elf wyszedł koślawo na
ląd. Miał wrażenie, że zapomniał jak się chodzi. Po chwili odzyskał
równowagę, stawiając kolejne kroki w stronę rosnącego przed nim lasu.
Odwrócił się, by spojrzeć na Sorena i upewnić się, czy białowłosy na
pewno mu towarzyszy. Łapiąc kontakt wzrokowy, uśmiechnął się
delikatnie.
- Sądzisz, że znajdziemy tam jakieś jedzenie? - zapytał z nadzieją, kiedy białowłosy podszedł do niego.
- Zobaczymy. - Usłyszana odpowiedź nie zachwyciła
elfa. Był głodny i przemarznięty, nie miał nawet ochoty koczować na ryby
tak jak ostatnim razem. Pod nosem przeklął zimę i ruszył w stronę
pozbawionych drzew liści.
Suche gałęzie rysowały twarz Vaeril'a, a jego buty
grzęzły w śniegu. Z trudem pokonywał kolejne odcinki. Ogólne zmęczenie
całkowicie przyćmiewało jego wolę walki z warunkami atmosferycznymi.
Uśmiechnął się do siebie drętwo, kiedy zdał sobie sprawę, że gdyby ktoś
go teraz zaatakował, nie miałby szans. Pocieszał się jedynie faktem, że
jakimś cudem udało im się ujść z życiem ze statku pirackiego. Jeśli z
tego wyszli, dadzą radę ze wszystkim.
Zaczynało się ściemniać, kiedy Soren wskazał
elfowi nikłą, jasną poświatę w oddali. Wymienili się szybkim
spojrzeniem. Domyślali się, że w wielkim, ośnieżonym lesie ciężko będzie
znaleźć źródło pokarmu. Z drugiej strony, nawiedzenie jakiejś zapewne
biesiadującej grupy było pomysłem niedorzecznym. Co jeśli będą to
kolejni chętni na ich głowy? Ostatecznie młodzieńcy postanowili
przyjrzeć się z daleka obozowi. Może uda im się zyskać strawę bez
konfrontacji?
Podeszli na tyle blisko, że Vaeril zdołał
rozpoznać znajome twarze. Kompania! Chodź grupa dezerterów swego czasu
niesamowicie go irytowała, ucieszył się, że wszyscy są bezpieczni.
Wyszli z kryjówki, nie starając się ukryć swojej obecności. Początkowo w
całym obozowisku zapanowała chwilowa panika, dopiero później rozpoznano
starych towarzyszy. Niska blondynka podbiegła do Vaeril'a i Sorena,
rzucając im się na szyje:
- Tak się cieszę, że żyjecie!
Elf zachwiał się pod jej ciężarem, ale utrzymał równowagę.
- Kamień z serca widzieć was całych - odparł, kiedy dziewczyna zwolniła uścisk. - Przykro nam z powodu Katakana.
W oczach dziewczyny zabłysł smutek na wspomnienia o
utraconym przyjacielu. Pokręciła głową i ruchem ręki zaprosiła
młodzieńców, by usiedli przy ognisku.
- Właściwie, jak udało wam się uciec? - Pytanie,
które podejrzliwie skierował młody chłopak, nie zaskoczyło elfa. Chociaż
sam zastanawiał się, jakim cudem większość kompanii uszła z życiem z
takiego ataku.
- Mieliśmy dużo szczęścia. - Odpowiedź Sorena może
nie była wyczerpująca, jednak Vaeril nie miał zamiaru niczego do niej
dodawać. Domyślał się, że białowłosy najpewniej pragnie ominąć opowieść o
sposobie, dzięki któremu udało im się wydostać. Skoro jego rasa ma być
tajemnicą, niech nią będzie. To sprawa Sorena.
Rozpoczęli zwyczajną rozmowę, a w międzyczasie
zostali poczęstowani upieczonym w ognisku mięsem. Elf starał się
odepchnąć na bok wyrzuty sumienia. Próbował nie dopuszczać do siebie
wiadomości, że w pewnym sensie wykorzystują dobroć kompanii.
- Zapomniałabym! - Nagle blondynka zerwała się z
miejsca i podbiegła do mulicy. Odpięła kilka pakunków i wręczyła je
Vaeril'owi. Rozpoznał swoją torbę i pochwę z mieczem.
- D-Dziękuję - wyjąkał, spoglądając z niedowierzeniem na przedmioty. - Myślałem, że przepadły na zawsze.
Dziewczyna opowiedziała, jak przed samą ucieczką z
tonącego statku zabrała własność elfa. Vaeril słuchał jej opowieści,
tuląc do siebie torbę. Miecz wcześniej umieścił na swoich plecach - tak,
jak robił to zwykle. Tym razem do skórzanej pochwy dołączył również
sztylet anielicy. Obiecał sobie, że w przyszłości sprawi mu własną
obudowę. Już przyzwyczaił się do owej broni.
***
Poczuł szturchnięcie w bok. Skulił się i otworzył
powoli oczy, a przed sobą ujrzał Sorena. Elf rozejrzał się powoli,
zauważając, że członkowie kompanii jeszcze śpią. Dopiero zaczynało
świtać.
- Coś się stało? - zapytał niemrawo, wstając z prowizorycznego łóżka.
- Myślałem, że dalej powinniśmy iść sami -
wyjaśnił, spoglądając na śpiących. - Doskonale wiesz, w jakiej sytuacji
się znajdujemy.
Elf wbił wzrok w ziemię. Soren miał rację - nie było potrzeby, aby kogokolwiek narażać.
- Pożegnajmy się chociaż - zarządził Vaeril i nie
czekając na reakcję białowłosego, zbudził czarodziejkę. Szybko
wytłumaczył, że muszą ruszać w dalszą drogę. Kiedy reszta wstała,
wymienili się uprzejmościami, podziękowali za pomoc i kontynuowali
przygodę. Elf nie mógł się już doczekać, aby zacząć szukać informacji o
swoim bracie. Niekoniecznie wiedział, od czego ma zacząć, jednak
wierzył, że przeznaczenie niedługo samo ponownie skrzyżuje ich drogi.
[Soren? c:]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz