Powrót zdolności magicznych, szybko wywołał u dziewczyny
pewność siebie, a nawet można by powiedzieć pyszałkowatość. Lutoborowi jednak
nie przeszkadzało to, wolał to od ciągłych narzekań i wymyślania, nawet lubił
to jej dogadywanie. Resztę wieczoru oboje spędzili w łaźni publicznej, na
krótką chwilę zapominając o zmartwieniu i relaksując się w gorącej wodzie.
Jedyne co w tym momencie nie pasowało polimorfowi, to fakt, że musiał siedzieć
sam w męskiej części, gdy zza ściany dobiegały głosy kilkunastu pięknych
kobiet. Pokusa podejrzenia choćby trochę przerastała mężczyznę, byłby już
skłonny zakraść się, jednak powstrzymała go wysoka postać, stojąca za nim. Niby
zwyczajny klient łaźni, jednak instynkt Taghaina podpowiadał mu, że coś jest
nie tak. Nieznajomy mężczyzna rozsiadł się w kącie na końcu łaźni, bacznie
obserwując polimorfa. Lu nie siedział zbyt długo w towarzystwie podejrzanego
osobnika, gdyż zebrał się, by powiadomić o tym towarzyszkę.
***
Towarzysze spotkali się przed łaźnią, Lu jednak od razu
chwycił nekromantkę pod ramię i zaprowadził w mniej widoczne miejsce.
Zatrzymali się w jednej z pobocznych uliczek, która nie była oświetlona.
- Chyba mamy plecy, ktoś nas obserwuje. - Polimorf wyszeptał
cicho.
- Widziałeś kogoś podejrzanego? - Ayana spytała krótko.
- W łaźni, pewien mężczyzna stał za mną, potem się oddalił i
obserwował mnie cały czas.
- Nie przesadzasz? To pewnie ciekawski klient, jeśli
zauważyłeś, jesteś jedynym polimorfem w mieście.
- Być może masz prawdę, ale nie zaszkodzi być bardziej
czujnym. - Taghain zmarszczył brwi. - Powinniśmy znaleźć nocleg, ale nie w
gospodzie, popytam mieszkańców, na pewno jakiś Vertfolkańczyk tutaj mieszka.
***
Choć Ayanie było w niesmak, że znów musiała się zdać na
polimorfa, pomysł z noclegiem u kogoś nierzucającego się w oczy był dobry. Noc
spędzili w małym domku, u starszej kobiety. Wczesnego ranka zbudził ich okropny
błysk światła. Było zbyt wcześnie na tak mocny brzask. Oboje zerwali się na
nogi i porozumiewając się jedynie za pomocą spojrzeń, wybiegli z posiadłości,
Lu zostawił za sobą jedynie sakiewkę złota w podzięce. Nieszczęśnie oboje
pobiegli do źródła rozbłysku, z myślą, że to kolejny zamach. Zanim zorientowali
się, że to zasadzka, było już za późno. W smugach dymu trudno było zauważyć
napastnika, który natarczywie atakował i zmusił oboje do ograniczenia swoich
ruchów, zawężając je do samoobrony. Gdy widoczność się poprawiła, polimorf
podjął się kontrataku, jednak oponentów było zbyt wielu, a Taghain sobie sam
nie radził. Ayana też miała niemały problem, gdyż otoczyło ją dziesięciu
zamaskowanych mężczyzn, jednak się nie poddawała, aż nie spotkała kogoś niemal
równego sobie, innego maga. Srebrnowłosy szczupły mężczyzna podszedł do niej w
mgnieniu oka i zanim Lutobor zdążył zareagować, mag dotknął pleców Sardothien
otwartą dłonią. Ta spojrzała jedynie w stronę swojego towarzysza i zniknęła, a
jedyne co po niej zostało to smuga jasnego światła.
W mężczyźnie coś pękło i zamarł w miejscu, jeden z
przeciwników powalił go, wyprowadzając cios metalowym kijem prosto w brzuch. Lu
upadł, a napastnicy zebrali się do odwrotu, dopiero po chwili był w stanie
wstać i ruszyć w pogoń. Rozwścieczony nabrał sił, jego oczy przybrały nieco
jaśniejszy kolor, a źrenice zwęziły się jak u lisa. Taghain zmarszczył brwi i
nos, wytężył wzrok i biegł szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Podążył za
oprawcami poza bramy Linceiras wybiegając na pustynię. Chwilę później dogonił
konwój, rzucając się na jednego mężczyznę i powalając go z konia. Polimorf
wyzwalając w sobie bestię, był bezwzględny, atakował kolejnych mężczyzn,
wykręcając im ręce, wyłamując barki, czy też wgryzając się ostrymi zębami w ich
szyje. Już zbliżał się do głównego celu, srebrnowłosego maga, nie zdążył zadać
ciosu, ponieważ ten odwrócił się i z kamienną twarzą dotknął klatki piersiowej
Lutobora.
- Że też musiałeś się wtrącać... - Powiedział poirytowanym
głosem nieznajomy.
To było ostatnie co usłyszał polimorf. Przed jego oczami
rozbłysło takie samo światło, w którym zniknęła Ayana. Nagle upadł na piach, w
tym samym miejscu, w którym się znajdował, jednak nie było jego przeciwników.
Jedyne co po nich zostało to ślady krwi na dłoniach i ustach mężczyzny.
Zdenerwowany rozejrzał się dookoła, jednak ani z jednej, ani z drugiej strony
nie było nawet śladów walki. Zdesperowany wydał głośny ryk i uderzył pięścią w
piasek.
[Ayana?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz