sobota, 14 grudnia 2019

Od Sorena do Vaeril'a

Nie zmrużył oka przez dłuższy czas, niecierpliwie przewracając się z boku na bok. Sen nie nadszedł jednak, zmuszając Sorena do leniwego, przepełnionego niechęcią liczenia pęknięć na suficie jaskini i dalszych rozważań na temat celu ich podróży. Oboje nie mieli pojęcia, dokąd tak naprawdę zmierzają - choć Vaeril całym sercem pragnął odnaleźć brata, nie wiedział, gdzie zacząć poszukiwania. Acedia zaś najzwyczajniej nie mógł sobie pozwolić na odwiedzenie siostry. I choć zapewnienie elfa brzmiało niebywale kusząco, nie miało najmniejszego prawa bytu. Nie, jeśli książę chciał zachować swą głowę na dłużej. Westchnął więc ciężko, przekładając pomiędzy palcami złotą blaszkę ryngrafu, gdy do jego uszu dotarł stłumiony stukot ciężkich butów. Nie jednych, lecz pięciu lub sześciu par - rozbrzmiewające w jaskini echo skutecznie uniemożliwiało dokładniejsze rozpoznanie. Poderwał się gwałtownie, a spostrzegłszy, że wybudzony ze snu Vaeril uczynił dokładnie to samo, poczuł się nieco pewniej - odkąd brunet w pełni oddał się wymagającym treningom, stanowił dodatkowy miecz, zwalniający nieznacznie książęce barki z ciężaru zadbania o bezpieczeństwo ich obu. Wytężył wszystkie zmysły, zaciskając pobielałe już knykcie wokół głowicy miecza, gdy stresującą, głuchą ciszę przerwał niski, męski głos. Soren wzdrygnął się na samo jego brzmienie, spodziewając się najgorszego. Myśli momentalnie wypełniły się wszelkimi mrożącymi krew w żyłach scenariuszami - czyżby miejscy strażnicy ruszyli za nimi w pogoń? Znużony czekaniem Festus zdecydował się na eksterminację problematycznej jednostki? A może Ursula zdołała w zaskakującym tempie przerzucić swe wojska na drugi kontynent? Cokolwiek czyhało na nich w ciemnych odmętach korytarza, wywoływało w Sorenie jedynie nudności i paraliżujące uczucie niepokoju. Kurwa mać, gdyby powiedział Vaeril'owi o swych grzeszkach i problematycznych koneksjach, być może lepiej przygotowałby go na takie ewentualności.
W cieniu zamajaczyła rosła sylwetka, a błysk metalu skutecznie zmotywował Sorena do działania. W jednej chwili przeskoczył w eter, i choć słyszał za plecami stłumiony pomruk Vaeril'a, by się powstrzymał, wycieńczenie i narastające zdenerwowanie ciągłą ucieczką nie pozwoliły mu posłuchać rad towarzysza. Pokryta runicznym pismem klinga zamajaczyła w mroku, rozbudzając potencjalnych nemezis. Wywołane zderzeniem ostrzy iskry rozświetliły chwilowo przeraźliwe ciemności, ukazując Sorenowi przeciwnika, z którym przyszło mu się mierzyć - krzepki, oszpecony ciągnącą się wzdłuż twarzy szramą mężczyzna zdawał się równie zaskoczony reakcją Acedii, co zdeterminowany, by wygrać impulsywny pojedynek. Jego towarzysze, ku konsternacji młodego księcia, nie włączyli się do walki, pozostając jedynie biernymi obserwatorami. Białowłosy, choć nie atakował już z taką siłą, jak wcześniej, nie chciał tak szybko odpuszczać - wykonał krótki, syczący młyniec, tnąc powietrze przed sobą, by w następnej chwili błyskawicznie przejść do parady. I właśnie wtedy, czując słabnącego oponenta, wycelował klingę w jego bok, lecz wrzask z prawicy w porę zbił go z pantałyku.
- Dosyć tego! - Dźwięczny, kobiecy głos zakończył starcie pomiędzy dwójką mężczyzn, a tlący się w jej dłoniach płomień momentalnie rozświetlił wnętrze jaskini.
Soren nie opuścił miecza, odsuwając się jednak na bezpieczną odległość, zauważając, że Vaeril znajdował się zaraz obok, wciąż dzierżąc w dłoniach swą broń. Rozejrzeli się wokół, a Acedia spostrzegł, że grupa nieznajomych w istocie liczyła całe pięć osób. Nie mieli herbu, ani powiewającej na wietrze chorągwi, ciężko powiedzieć, by swym wyglądem przypominali jednolitą bandę - niepasujące do siebie fragmenty zbroi, przez które przebijały różnokolorowe skrawki odzienia, sprawiały, że nieznajomi swą aparycją przywodzili na myśl bardziej bawiących się w żołnierzy parobków, niż realne zagrożenie.
- Twój przyjaciel jest nieco nadpobudliwy. - warknęła jedna z istot odziana w resztki płytowego ekwipunku - Mógł nas pozabijać! - Kobiecina z całą pewnością zwracała się do Vaeril'a, jakby licząc, że zruga Sorena dla ich przyjemności.
- Zauważyłem. - Elf posłał białowłosemu wyraźnie rozczarowane spojrzenie. - Ciężko mu jednak przemówić do rozsądku. - Wzruszył ramionami, co z całą pewnością nie zaspokoiło żądzy, którą ociekała nieznajoma.
Acedia westchnął przeciągle, a nieustępliwy wzrok towarzysza zmusił go do schowania broni z powrotem do pochwy. Widok ten wyraźnie rozluźnił złożoną z trójki mężczyzn i dwójki kobiet kompanię, która wciąż nie kryła jednak swej niechęci w kierunku białowłosego. Wzruszył jedynie ramionami, odwzajemniając nieprzychylne gesty.
- Mamy za sobą wyjątkowo ciężką przeprawę i nieustannie kroczącą za naszymi plecami śmierć, ostrożności nigdy nie za wiele. - mruknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Nigdy nie wiadomo, kogo spotkasz na drodze. 
- Wypadałoby najpierw zapytać, a nie rzucać się z bronią do gardła. - Obwieszony złotem mężczyzna syknął przeciągle, obnażając zaostrzone kły. Katakan
- Gdybyś na starcie powiedział, że nie masz złych zamiarów, na pewno bym się powstrzymał. - Głos Sorena niemal automatycznie wskoczył na wyższe tonacje, ociekając przesadną uprzejmością. 
W jaskini ponownie zapanowała nieprzyjemna cisza, przerywana jedynie szumem wiatru i rykiem nieznanych stworzeń żerujących w oddali. Cała siódemka stała więc w oświetlanej magicznym płomieniem grocie, mierząc się spojrzeniami tak zaciekłymi, jakby od niemego pojedynku zależały ich dalsze losy. Nieznośną potyczkę zakończył Vaeril, stawiając kilka dość pewnych kroków wprzód, omiatając wzrokiem każdego z osobna. Wyraz twarzy Acedii momentalnie złagodniał - nie miał mu przecież nic do zarzucenia.
- Jakie w takim razie są wasze intencje? - zapytał tajemniczą grupę, która zdecydowała się tymczasowo porzucić Sorena na rzecz przychylniejszego bruneta 
- Schronienie. Znalezienie przyjaznych twarzy. Ucieczka przed całym tym politycznym syfem. - Milczący dotychczas, dość niski mężczyzna splunął na ziemię. - Widzę, że o jednej z tych rzeczy możemy zapomnieć.
- Aż tak uraziła was obrona własna? - Książę nie potrafił utrzymać języka za zębami, unosząc brwi w prześmiewczym geście. - Nie liczcie, że przyklęknę i zacznę was przepraszać. Nosicie bronie, a obruszacie się, kiedy ktoś zmusza was do ich użycia.
Parsknął głośno, odwracając się na pięcie. Narzekania ze strony nieznajomych stawały się uciążliwe, a Acedia mógłby przysiąc, że gdyby kazano mu słuchać ich jeszcze przez chwilę, całkowicie straciłby nad sobą panowanie. Powrócił więc do ogniska, siadając na jednym z płaszczy w taki sposób, by wciąż mieć dobry widok na słuchającego nieznajomych Vaeril'a. Zdawał radzić sobie całkiem nieźle i już wkrótce całą szóstką usiedli wokół buchających radośnie płomieni, podsycanych dodatkowo przez władającą owym żywiołem czarodziejkę. Elf opadł obok Sorena, którego cała reszta nie zaszczyciła choćby spojrzeniem. Chłopak wciąż nie rozumiał, czy atak aż tak ugodził w ich zawyżone ego, czy najzwyczajniej znużyła ich ciągła walka, której mogli doświadczyć wcześniej. Cokolwiek nimi kierowało, nie obchodziło białowłosego ani odrobinę - nienawidził, gdy inni traktowali go jak niewartego nic śmiecia. Trwali tak w milczeniu przez dłuższy czas, nim grupa zdecydowała się przyrządzić nad ogniskiem swój, jak się później okazało, wyjątkowo bogaty prowiant. Żołądek Sorena ścisnął się na sam widok strawy, a Vaeril, jakby niczym nieskrępowany, przyłączył się do uczty, nie spotykając się z najmniejszym oporem ze strony nieznajomych. Wkrótce i Acedii przypadła racja żywnościowa, podana przez siedzącą nieopodal, jasnowłosą niewiastę. Uśmiechnęła się delikatnie, a wybity z rytmu książę skinął jedynie głową w dziękczynnym geście.
- Dokąd zmierzacie? - zapytał jeden z mężczyzn, napychając usta kawałkiem przypalonego z lekka mięsa
- Ciężko powiedzieć. - odezwał się Vaeril - Gdziekolwiek nogi poniosą.
- W takim razie lepiej, żeby nie niosły was na drugi kontynent. - Druga z kobiet wzruszyła ramionami, odgarniając za ucho swe rude włosy.
Soren momentalnie się ożywił, prostując plecy, czym wyraźnie zwrócił uwagę wszystkich siedzących. Jeśli przez drugi kontynent rozumiała to, czego najbardziej obawiał się białowłosy, kłopoty, jakie na nich czekały, dopiero teraz naprawdę się zaczęły.
- A to dlaczego? - zapytał po chwili namysłu, przyjmując swą ulubioną maskę niewzruszonego niczym gbura
- Wszędzie aż roi się od królewskiej gwardii, kij wie, co ich nagle ugryzło i komu służą, średnio obchodzą mnie te ich śmieszne herby. - Zaśmiała się gardłowo. - Statki też przeszukują. I to wszystkie, nic nie wypłynie, ani nie przypłynie bez rewizji. Podobno to rozkaz kogoś z wyższej półki. - Prześmiewczo modelowała głosem, bawiąc się rozklekotanym naramiennikiem.
Soren przeklął pod nosem. Nie mógł mieć pewności, że chodziło o wojska Terpheux, działające pod jego sztandarem, jednak okoliczności, w jakich nastąpiło nagłe poruszenie ze strony gwardii, nie zdawało się przypadkowe. Cholerny list gończy, psia jego mać. Spojrzał ukradkiem w stronę jedzącego wciąż Vaeril'a, czując niebywały ciężar czekającej ich rozmowy. Nie, oboje nie byli na to gotowi. Wykreowany przed elfem wizerunek wciąż posiadał zbyt wiele niewiadomych, by tak po prostu odkryć przed nim największy z sekretów. W głębi duszy chłopak wiedział jednak, że im dłużej zwleka, tym gorzej się to na nim odbije. Wplótł dłoń we włosy, wracając do wcześniejszej, pozornie rozluźnionej postawy. Z każdą chwilą coraz bardziej żałował, że nie zdradzał Vaeril'owi swych grzeszków na bieżąco, zamiast trzymać je w sobie, czekając na lepszy moment. Wyłączonego z rozmowy Sorena sprowadził na ziemię głos zabliźnionego mężczyzny.
- Jeśli aż tak wam zależy, możemy was przerzucić. Mamy łódź zacumowaną na południowowschodnim wybrzeżu. - Uśmiechnął się cwaniacko, biorąc potężny łyk z mosiężnej piersiówki. - Ku waszemu nieszczęściu też zmierzamy w tamtą stronę. 
- Mówiliście, że przeszukują wszystkie statki. - Vaeril odpowiedział niemal natychmiastowo. - Nie byłoby to dla nas zbyt wygodne. - Soren domyślał się, że mówi o wystawionych za nimi listach.
- Tylko te wpływające do oficjalnych doków. - Odkaszlnęła blondyneczka, przysuwając zziębnięte dłonie bliżej ognia. - Jesteśmy dezerterami. Nie myślcie, że odważylibyśmy się postawić nogę w jakimkolwiek prawdziwym porcie. 
Białowłosy nie zareagował na z pozoru kuszącą propozycję. Nie przejął się nawet wyznaniem nieznajomej. W jego głowie wciąż tliło się zbyt wiele obaw związanych z ojczystym kontynentem. Wiedział jednak, że ciąganie Vaerila wzdłuż i wszerz wschodnich państw w końcu ich wykończy i zmuszeni będą pokonać ocean. Lepiej zrobić to z kompanią, niż na własną rękę. Z bezsilności przeklął pod nosem, kierując pytające spojrzenie w stronę swego towarzysza.
- Co ty na to? - zapytał łagodnie, opierając brodę na kolanach

[Vaeril?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz