piątek, 8 listopada 2019

Od Agnessi do Sorena

Patrzyła się na niego podejrzliwie, skupiając się na każdym słowie, które wymawiał. Mówił naprawdę powoli i wyraźnie, kładąc nacisk na każdy wyraz, który był istotny do zaakcentowania. Próbowała wychwytać jakąkolwiek oznakę zawahania w jego wypowiedzi - czy to lekkie drżenie głosu, czy to zatrzymanie się przez chociażby ułamek sekundy, ale na nic takiego jej uszy nie natrafiły. Wydawało się, że mówił prawdę i nie było w tym żadnego ukrytego haczyka. Dla Agne było to zbyt uczciwe w obecnej sytuacji, a w żadnym wypadku nie chciała mu zaufać. Pomógł jej - tak, to rzeczywiście dość istotny fakt, ale zrobił to tylko i wyłącznie z powodu mu narzuconego - była mu zwyczajnie potrzebna, jak i - według niego - to ona była wszystkiemu winna. Oczywiście dla niej, winowajca stał tuż przed nią. Gdyby darował sobie całą tę szopkę w tamtym burdelu, nie byłoby żadnego problemu, a aktualnie musieli babrać się w gównie, by wydostać się z położenia, w jakim utknęli... Jednak, jakby o tym pomyśleć, jego propozycja była niesamowicie kusząca. Oczywiste, że ma kogoś, kogo chciałaby się pozbyć i zrobiłaby to z wielką przyjemnością, i satysfakcją. Jeśli faktycznie mówił prawdę o swoich zdolnościach - Soren mógłby okazać się jej naprawdę przydatny. Wizja pozbycia się tego, o którym myślała i późniejszym rozstaniu się z białowłosym, wydawała się coraz bardziej realna, i prawdopodobna. Oczywiście, że mogłyby wystąpić pewne komplikacje, czymże jest życie bez ryzyka i jej upragnionej wolności?
Spojrzała się to na niego, to na skrawek dokumentu, który trzymał w dłoni. Naprawdę nie miała ochoty dalej się z nim przepychać i prowadzić słownych szermierek - tym bardziej pragnęła przebywać w jego towarzystwie najkrócej, jak tylko byłoby to możliwe i rozstać się jak najszybciej.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, podnosząc głowę w ostentacyjny sposób.
- Dobra, niech będzie - podeszła do Sorena niebezpiecznie blisko. - Tak się składa, że jest taka jedna osoba i myślę, że nada się do tego idealnie - Powiedziała i niemal podskoczyła z radości. - A teraz pozwól mi przejść, z łaski swojej. - W ciągu sekundy zmieniła ton i wyraz twarzy. Białowłosy uśmiechnął się tylko pogardliwie, kiedy ta go mijała.
- Możesz wierzyć lub nie, ale naprawdę rad jestem z twojej odpowiedzi - powiedział, nadal z tym irytującym uśmiechem na twarzy, który doprowadzał Agne do szału. Nie mogła pojąć, że ktoś śmie się do niej tak zwracać i się uśmiechać. Spojrzała na niego tylko oburzona i prychnęła, po czym jak gdyby nic wpełza z gracją do tego niewielkiego otworu w ścianie. Nawet nie czekała na swojego aktualnego towarzysza. Co może być trudnego w przejściu przez tunel?
- Cholera! - Krzyknęła wściekła, zawadzając w dosłownie pierwszych minutach po raz kolejny rogiem o nierówność w ścianach. Jakkolwiek by się nie ułożyła, ciągle o coś zawadzała lub blokowała.
- Mogłeś powiedzieć, że to dziadostwo jest takie wąskie!
- A co? Dupa ci się nie mieści? - rzucił, a ona już widziała ten nieznośny uśmiech na jego ustach nawet w momencie, kiedy nie miała jak się na niego spojrzeć.
Szarpnęła się jak dzikie zwierzę, próbując uderzyć go nogą, co jednak nie specjalnie się udało, a tylko po raz kolejny sama oberwała głową w strop. Mężczyzna z tyłu tylko parsknął protekcjonalnie.
- Jak stąd wyjdziemy, to ci nogi z dupy porywam, przysięgam - warknęła, czując, jak oblewa ją fala wściekłości. Była rozdrażniona tymi ścianami, o które ciągle zawadzała i tym, że czuła swojego rodzaju wyższość Sorena w aktualnej sytuacji. Podświadomie ciągle ją to podrażniało, jak ta jedna parszywa igiełka kująca w ramie - doprowadzała ją już powoli do szału.
***
Kiedy zauważyła przed sobą światło, poruszyła się szybciej, nie zważając już na kolejne obtarcia i siniaki, których się tu nabawiła. Wygramoliła się i prostując, przywaliła twarzą w gałąź, na którą, rzecz jasna, nie zwróciła uwagi.
- Psia mać! Ile można... - zabluzgała kolejny raz, łapiąc się za obolały nos. Nie zauważyła tego, jak białowłosy bezproblemowo i zgrabnie wyszedł z tunelu chwile po niej. Oburzona, spojrzała się na niego i w sumie można było stwierdzić, że jest w lepszym stanie od niej. Bezdyskusyjnie Soren poradził sobie z tym lepiej. Spojrzał się na nią i znowu posłał jej ten lekceważący uśmiech, a ją po raz kolejny krew zalała. Była zniesmaczona faktem, że mężczyzna poradził sobie z tym bez większego problemu, w momencie, kiedy Agnessi miała ochotę bluzgać co sekundę. Niespecjalnie się również zmęczył i wyglądał tak, jakby było to dla niego błahostką. Zbulwersowała się takim stanem rzeczy.
- Zechcesz może podzielić się, kim jest nasz nowy cel? - powiedział, nie czekając, jak Agne dojdzie do siebie. Demonica przewróciła tylko oczyma.
- Mój mąż będzie do tego idealny - spojrzała się na Sorena, a jego mina w tym momencie była naprawdę bezcenna. Całkowicie się tego nie spodziewał. Zdążyła wychwycić jego chwilowy szok, który tylko podsumował wzruszeniem ramionami.
- W takim razie kierujemy się do twojego domu? - zapytał retorycznie, dając do zrozumienia po tonie głosu, że nie potrzebował odpowiedzi.
- Jeśli będziesz umiał nas wyprowadzić z tych zasranych zarośli, to chętnie cię ugoszczę, mości panie - pokłoniła się teatralnie ze złośliwym uśmiechem. Soren naprawdę wyglądał na zmęczonego towarzystwem demona, przy czym dało się wyczuć to, jak bardzo Agne działała mu na nerwy. Pod tym względem oboje byli siebie warci.
***
Przedarcie się przez zarośla zajęło im całkiem spory kawałek czasu, ale tym razem kobieta nie rwała się do przodu. Ze swojego szczerego miłosierdzia pozwoliła białowłosemu iść przodem i trudzić się z krzakami. Z satysfakcją obserwowała, jak się męczy, kiedy ona zadowolona szła za nim. Swoją drogą, była w lekkim szoku, że miał na to siłę przy jego posturze ciała. Zresztą, już w momencie, kiedy powalił ją na ziemię w tamtym nieszczęsnym przybytku, wprawiło ją w to niemałą konfuzję.
Co prawda zdążyła przez ten czas parę razy, ze złośliwości Sorena, oberwać gałęzią w twarz, co oczywiście, za każdym razem kończyło się wyzwiskami i rzucaniem gróźb, skierowanymi na drugą osobę. I chwała niebiosom, że poprzestali tylko na tym. Droga do miejsca zamieszkania Agne minęła im w ciszy z przerwami na rzucaniu sobie ewentualnych kąśliwych uwag i zwracaniu uwagi o byle pierdołę.
W momencie, kiedy jednak podeszli pod dworek, demonica uświadomiła sobie, że nie wymyśliła pretekstu, którym mogłaby prowadzić Sorena. Oczywiście tą wiadomość zostawiła sama sobie, licząc, że wymyśli coś na poczekaniu u drzwi, nie mając ochoty słuchać pretensji swojego towarzysza.
Otworzyła ogromne drzwi, prowadzące do holu, mając za sobą białowłosego, który, o zaskoczenie Agne, o nic nie pytał. Kobieta nie wiedziała, czy jej tak zaufał, czy też nie miał siły i ochoty z nią dyskutować w żaden sposób. Najprawdopodobniej to drugie. Jak na nieszczęście pierwsze osoby, jakie ujrzała to trzech magów, którzy jakby tylko na nią czekali. Stali, wysocy, odziani w swoje ciemne szaty, od razu świdrując ją wzrokiem. Agne, kiedy ich tylko ujrzała, zjeżyła się jak kot.
- Gdzie byłaś przez ten cały czas? - odezwał się najstarszy z nich, który dysponował największą mocą z całej trójki. Właśnie jego, Agne bała się najbardziej.
- Miałam pewne komplikacje w trakcie powrotu... - burknęła, ale ożywiła się nagle, chcąc skupić uwagę na Sorenie. - Chciałabym przedstawić Denwo, tego oto jegomościa, który wyratował mnie z opresji - Rzuciła mu się gwałtownie na ramie, przytulając się do niego, by tylko rozzłościć magów. Poczuła nagłe szarpnięcie, które oderwało ją od Sorena, przy czym od razu skurcz ogarniający całe ciało.
- Nie zapominaj, do kogo należysz - mówił nadal ten najstarszy, nie pozwalając odezwać się pozostałej dwójce. - Poza tym spóźniłaś się, sukkubie, twój pan wyjechał ze swoją nową żoną dziś z rana - Podsumował mag, a Agne zalała fala wściekłości. Opanowała się jednak momentalnie, próbując doprowadzić swoje ciało do porządku.
- Czy to jednak zwalnia was z obowiązku prawa gościnności? - Zapytała, czekając w wymownej ciszy, która tylko potwierdzała jej racje. - W takim razie, proszę, poznajcie mości pana Sorena, który wybawił mnie z opresji, w ramach podziękowań, powinniśmy zapewnić mu gościnę godną nazwiska Lann, nieprawdaż? - spojrzała wymownie na magów.

[Soren?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz