poniedziałek, 18 listopada 2019

Od Alaratha do Agnessi

-Cholerne sukuby – wydyszał i wycieńczony padł na łóżko.
Teleportacja nigdy nie była łatwym zaklęciem. Przemieszczenie się na drugą stronę ściany to jedno, ale przez połowę tak wielkiego domu, jest naprawdę męczące i Alarath wyczerpał resztkę swojej energii. Po chwili poczuł drapanie po ręku. Westchnął, resztkami sił wyjął pozyskane z taką trudnością jedzenie i podał swojemu pupilowi. Położył się na plecach, chcąc przeanalizować wydarzenia, które miały miejsce dosłownie kilka chwil wcześniej. Zmęczenie jednak dało się w znaki, tak że elf nie pamiętał, kiedy zasnął. Wstał o świcie. Ku lekkiemu zdziwieniu na stole leżały świeże ubrania Założył je i zszedł na dół na śniadanie. Przywitał się z Denvo, wymienił z nim kilka zdań, po czym usiedli do stołu. Blat był pełen przeróżnych wędlin, serów, warzyw, a nawet win. Wybór tak duży, że Alarath nie wiedział co sobie nałożyć. Nalewał sobie wina, kiedy do jadalni weszła pewnym, wyzywającym krokiem, rogata dziewczyna. Kto by się spodziewał, że usiądzie akurat naprzeciwko niego. Starał się nie zwracać na nią uwagi i udawać, że nic się wczoraj nie wydarzyło, kiedy wpadł na genialny plan.
- Gospodarzu... Nie chcę wydawać się niegrzeczny, jednakże chciałbym zwrócić ci uwagę na jedną rzecz – kątem oka spojrzał na zdezorientowaną Agnessi. - Otóż, twoja fioletowa dama jest dość mocno nachalna...
Spojrzał na nią z podłym uśmiechem i oparł się o krzesło, krzyżując ręce.
‘Mam cię’ pomyślał, kiedy to sytuacja obróciła się przeciwko niemu.
- Oh, słońce, wierzysz jakiemuś włóczędze z ulicy, czy swojej kobiecie? – Odparła pewnym głosem, głaszcząc męża po policzku. A ten jakby zapomniał o otaczającym go świecie.
‘Cholerne sukkuby’ Alarath westchnął w duchu. Nagle poczuł dość silne kopnięcie w nogę. Niespodziewany ból sprawił, że elf prawie podskoczył na krześle. Nie mógł pozostać dłużny. Oparł głowę na ręku i spojrzał pogardliwie na sukubba. Jego oczy na kilka sekund błysnęły purpurem i chwilę później demonica gwałtownie się wyprostowała i zesztywniała. Wziął do ręki kielich wina i usłyszał, jak Agne mamrocze coś pod nosem. Miała już coś jeszcze dodać, kiedy do jadalni weszła trójka, bogato ubranych mężczyzn. Alarath wzdrygnął się na ich widok. To magowie. Czuł tę aurę, która im towarzyszyła, są jakoś powiązani z tym miejscem. Starał się nie zwracać nich uwagi, dopóki ci nie podeszli się przywitać. Odzywał się tylko ten pośrodku, którego długie szaty, miały najwięcej zdobień.
-Witaj Denvo, jakże cieszymy się, widząc ciebie i twoja żonę Caelish zdrową.- Słowa wymawiane przez tego maga aż ociekały kłamstwem.
Denvo wstał i się ukłonił.
- Witaj Agnessi, ciebie również miło widzieć – Cóż za irytacja w głosie przykryta cienką warstwą życzliwości.
Mag w odpowiedzi otrzymał parsknięcie. Nastąpiła chwila ciszy.
-Witamy również naszego gościa- rzekł wreszcie. – Alarath jak mniemam?
Elf zawahał się. Skinął tylko głową.
- Słyszeliśmy, że udało ci się uratować schorowaną żonę Pana Lann. – Kontynuował czarodziej. – Nie ukrywam, że bardzo nas to zaciekawił sposób, w jaki to zrobiłeś, głównie dlatego, że jesteś elfem.
Przysiedli się do stołu. Alaratha aż mdliło od tej udawanej życzliwości. Z każdą chwilą miał coraz większą ochotę opuścić to miejsce. Główny mag pogłaskał Agnessi po głowie, po czym usiadł obok niej, nie spuszczając wzroku z gościa. Pozostała dwójka usiadła niedaleko ich, tak żeby słyszeć rozmowę. Elf czuł na sobie spojrzenia całej piątki. Chcą go onieśmielić. Przybrał obojętny wyraz twarzy i skupił się na jedzeniu.
- Powiedz mi, elfie – Znowu odezwał się ten sam mag. – Jak ci się udało, posiąść takie umiejętności?
Przełknął niepewnie kęs. Zawahał się na chwilę. Po czym rzekł.
- To długo historia, do której nie mam ochoty wra…
-Nalegamy – Przerwał mag, bardziej donośnym tak samo miłym tonem.
- Mój ojciec mył jednym z was – Skłamał po kolejnym zawahaniu się. – Odziedziczyłem część jego mocy. – Czuł jak kropla potu, spływa mu po skroni. Starał się, żeby w jego głosie nie było nawet nuty niepewności. Chyba się udało, bo do końca śniadania już o nic go nie pytali.
Wszyscy domownicy powoli już opuszczali jadalnie i Alarath postanowił pójść w ich ślady. Podziękował za posiłek i ruszył w stronę swojego pokoju.
-Elfie zaczekaj.
‘Znowu on’ pomyślał elf, odwracając siew stronę głosu.
Za jego plecami szedł sam główny czarodziej.
-Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? – Zapytał
-Jeśli musimy. – Odparł elf, nieco zniesmaczony tym, że musi znowu z nim rozmawiać.
- Wyśmienicie. Przejdziemy się? – W głosie czarodzieja znowu dało się usłyszeć fałszywą uprzejmość. – Pozwól, że się przedstawię. Zwą mnie Telkar. Jestem najwyższym magiem tego domu i głównym doradcą naszego ukochanego Denvo.
- Mnie już znasz. Przejdźmy do rzeczy.
Mina Telkara była nad wyraz zabawna. Chyba nikt dawno nie rozmawiał z nim z taką obojętnością i brakiem zaangażowania.
- Zauważyłem, że posługujesz się Arkaną. Świetnie się składa, bo wraz z moimi… „pomocnikami” potrzebujemy pomocy czwartej dziedziny magii, żeby…
Alarath nagle się zatrzymał przed regałem z książkami. Przeciągnął palcem po tytułach i wyciągnął jeden tom.
Najwyższy mag stał jak wryty. Ze zdumienia aż otworzył usta, nie do końca wierząc, co się właściwie stało.
- Pożyczę – Elf wskazał na książkę, po czym poszedł dalej.
-Ależ oczywiście – Mag szybko się opanował i uśmiechnął. – Wracając. Potrzebny nam ktoś taki jak ty, ponieważ…
- To znajdźcie kogoś takiego tylko innego- Przerwał mu Alarath, pobieżnie przeglądając książkę. -Nie macie problemu z przygarnianiem ludzi z ulicy.
Telkar wyraźnie tracił już cierpliwość, jednak nie da się sprowokować.
- Ponieważ chcemy wzmocnić zaklęcie chroniące ten dom – szybko dokończył, żeby mu znowu nie przerwano. – Jako nagrodę oferujemy czterokrotną wartość mieszka otrzymanego od naszego skromnego gospodarza.
Elf zamknął wolumin. Takie pieniądze bardzo by mu pomogły, mógłby za to kupić niewielką posiadłość, a i wtedy zostałaby jeszcze duża część pieniędzy. Zapanowała dłuższa cisza.
- To jak będzie? – Rzekł wreszcie Mag
-Jutro dam ci odpowiedź.
-Wybornie! – Na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech – Jutro po śniadaniu oczekujemy odpowiedzi.
Alarath skierował się do swojego pokoju, który był kilka metrów dalej. Propozycja, jaką dał mu Telkar, była bardzo kusząca. Z drugiej strony to byli Magowie. Podejrzewał podstęp.
Otworzył drzwi i od razu zobaczył ją. Fioletowa, ubrana w skromne szaty, niesamowicie piękna na swój sposób, rogata kobieta. Leżała na jego łóżku bawiąc się z Lelivem.
Zamknął za sobą drzwi, spojrzał na nią, starając się jak najlepiej ukryć swoją irytację.
-Co ty tu robisz? – Spytał zimnym tronem.
Na jego głos, pupil od razu zeskoczył i wdrapał się na ramie właściciela.
-Czekam na cud, który właśnie się zjawił. – Oparła się na łokciu, starając się jak najbardziej odsłonić swoje ciało.
- Nie mam ochoty się z tobą użerać. Złaź.
-A jak nie to co? – Uśmiechnęła się złośliwie.
Alarath spojrzał na nią zrezygnowany, wykonał ręką gest, nakazujący jej zejść, po czym purpurowa moc, sturlała ją z łóżka. Uśmiechnął się tylko, rzucił się na łóżko i zaczął czytać.
-Dziękuję za ogrzanie miejsca. – Dodał, po czym skupił się całkowicie na lekturze

[Agne? ( ͡° ͜ʖ ͡°)].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz