Napięcie wzrosło, oboje
wiedzieli, że łatwo nie będzie, ale byli na to gotowi. Choć początkowo polimorf
nie do końca pojmował wagę sytuacji, to bezpośrednie porównanie z wojną,
wywołało u niego pewnego rodzaju determinację. Jego chwilę zamyślenia, przerwała
Sardothien.
- Musimy się spieszyć. - Nie zdążyła dokończyć, a już ruszyła w stronę wybuchu. - Nie ma ani chwili do stracenia.
- Musimy się spieszyć. - Nie zdążyła dokończyć, a już ruszyła w stronę wybuchu. - Nie ma ani chwili do stracenia.
Lu nastawił uszu i spojrzał na
nekromantkę, mimo samozaparcia, widać było po niej, iż idzie z trudem. Od razu podszedł
do dziewczyny i ją podparł. Chwilę tak szli, lecz to było za wolno dla obojga.
Na twarzy Ayany powoli pojawiałą się frustracja.
- Zaczekaj. - Lutobor zatrzymał
się. - Wiem, ze ci się to nie spodoba, ale... - Z niepewnością spojrzał na
czarodziejkę, która sugestywnie podniosła jedną brew. - Wejdź mi na plecy. -
Chłopak kucnął przed czarnowłosą, czekając na jej ruch. - Tak będzie o wiele
szybciej.
Choć niepewnie, Ayana objęła
szyję mężczyzny i sparła się na nim. Polimorf chwycił jej uda, tak aby się nie
zsuwała i ruszył w milczeniu przed siebie. Nie można było zaprzeczyć, że
przemieszczali się o wiele szybciej, zwinny polimorf biegł szybko, sprawnie
wymijając przeszkody. Gdyby nie to, że dziewczyna czuła się niezręcznie, może
nawet pochwaliłaby towarzysza, tymczasem nie wykrztusiła ani słowa, rumieniąc
sie lekko w stresie. Zdecydowanie nie pomagała jej w tym bliskość ich mokrych
ciał, a tym bardziej oddech Taghaina oraz ruch jego klatki piersiowej. Jedyną
ulgą dla Sardothien, było skupienie mężczyzny na drodze, a nie na dziewczynie.
Zwykłym tempem, droga pewnie trwałaby
około godziny, jednak po dwudziestu minutach byli już niemal w epicentrum
wybuchu. Polimorf przyklęknął, a Ayana stanęłą na spalonej trawie. Oboje
czujnie rozejrzeli się dookoła, o dziwo nie było tam żadnej żywej duszy. Spodziewali
się ofiar, tymczasem stali sami pośród płomieni i chmury popiołu. Zaskoczona
nekromantka, chciała zrobić rozpoznanie i zrobiła kilka kroków do przodu,
polimorf szybko złapał ją za dłoń i pociągnął do tyłu. Ta spojrzała na niego
pytająco, niemalże z oburzeniem. Chłopak nastawił czujnie uszu i rzucił patyk
przed Ayanę. Ten od razu zapłonął, mimo że trawa była już dawno spopielona.
- Nie trać czujności. Ktoś tu
jest... To chyba jakaś iluzja.
Słowa polimorfa sprowadziły Ayanę
na ziemię, jak mogła zapomnieć, przecież walczą z innymi magami. Od razu
spróbowała wykrzesać z siebie choćby iskrę magii, lecz nadal miała za mało
mocy.
- Nie dam rady z tym nic zrobić,
nie teraz.
Lu spojrzał chwilowo na Ayanę, po
czym znowu zaczął badac otoczenie wzrokiem, operując też uszami i wychwytując
każdy podejrzany dźwięk.
- W takim razie, musisz zdać się
na mnie dopóki... - Nagle szybko skoczył przed Ayane, osłaniając ją swoim mechanicznym
ramieniem, te tylko odbiło coś metalowego. Jednak nadal nie było widac
napastnika. - Dopóki ci się nie uda. Chyba czeka nas ciekawa walka, jesteś jego
celem.
Przeciwnik był niewidzialny,
jednak dało się go usłyszeć. Polimorf nagle zerwał się w kompletnie innym
kierunku niż wcześniej odbijając kolejny atak i wyprowadzając cios. Niestety
spudłował, jego przeciwnik sprawiał wrażenie równie szybkiego co on sam. Jego
zmysły, jednak były silniejsze, celny atak sprawił, że przeciwnik wydał z
siebie lekki jęk. Lu chciał wykonać kolejny, jednak tajemniczy przeciwnik
umknął mu. Polimorf odwrócił się szybko i krzyknął do towarzyszki.
- Ayano! Padnij!
Dziewczyna bez zastanowienia
wykonała polecenie Taghaina, był w tym momencie jej oczami. Sam także ruszył w
stronę dziewczyny, wybijając się z prawej ręki, uniósł się nad nekromantką i w
ostatniej chwili kopnął napastnika, który chciał ją zaatakować. Nagle z nikąd
pojawił się upadający na trawę miecz, widocznie należał do niewidzialnej
postaci. Lutobor chciał szybko złapać broń przeciwnika, lecz zniknęła mu sprzed
oczu, a sam napastnik zamilkł.
- Uważaj, jest podejrzanie cicho
- polimorf nadal nastawiał uszu, nasłuchując szelestu - Wszystko czego dotyka,
staje się niewidzialne, dopóki jest w jego władaniu. Musimy być ostrożni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz