niedziela, 10 listopada 2019

Od Sorena do Agnessi

Ciężko jednoznacznie określić emocje, które przewijały się przez serce Sorena, gdy usłyszał wieści o mężu swej towarzyszki. Nie wadziło mu to w żaden sposób, wręcz nie interesowało, jakie łączyły ich relacje, jednak obserwując zachowanie, jak i sposób bycia Demonicy, Acedia czuł niemałe zaskoczenie, że jakikolwiek mężczyzna odważył się wziąć ją za żonę. Zważając jednak na to, że bez chwili zastanowienia zapragnęła wydać go Gildii, gdzie najprawdopodobniej zginie w parszywych warunkach, zrozumiał, że z całą pewnością nie łączyły ich szczere uczucia. Bez zbędnych pytań podążył więc za nią, odnosząc wrażenie, że znajdowała się obecnie na skraju wytrzymałości, a on nie zamierzał sprawdzać, do jakich okrucieństw mogłaby się posunąć. W chwili, gdy jego oczom ukazał się opływający w bogactwa dworek, poczuł lekkie ukłucie w sercu, jakby przypominając sobie o zamkowej przeszłości. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać - trzeba być wariatem lub szczególnym przypadkiem nimfomana, by z własnej woli przyjmować pod swój dach sukkuba. Nie zdążyli postawić kroku, nim dopadła ich trójka magów - dystyngowani mężczyźni o surowej urodzie zwiastowali kłopoty, a roztaczana przez nich aura niemal sprowokowała Sorena do sięgnięcia po puginał. Zastygł jednak w bezruchu, nie próbując nawet przerywać ich rozmowy z Agne - grał razem z nią, manipulując ekspresją i mową swego ciała, gdy tylko powoływała się na jego obecność. Nie zapominaj, do kogo należysz. Nowa żona. Słowa dźwięczały mu w uszach jeszcze przez chwilę, gdy składał w całość wszystkie przechwycone dotychczas informacje. Ów Denwo, o którym tak zażarcie dyskutowano, naprawdę odznaczał się nieposkromioną żądzą i kompleksem wyższości, a Soren coraz bardziej rozumiał, dlaczego kobieta chciała się go pozbyć. Gdy rozmowy ucichły, przenosząc całą uwagę na jego osobę, niemal natychmiastowo wyminął Agnessię, kłaniając się z przesadnym patosem, unosząc się dopiero w chwili, gdy jeden z magów skinął dłonią, zmniejszając tym samym pozorny, wykreowany w pośpiechu dystans społeczny.
- Wybaczcie panowie, że kazałem wam czekać. Nie miałem jednak serca przerywać tak znamienitej damie. - Obdarzył Agnessi przeciągłym, ostentacyjnym spojrzeniem, a użyte przezeń określenie zdecydowanie zaskoczyło nieznajomych. - Soren Silas Rianon. Mogę zapewnić, że kierował mną jedynie rycerski honor i dobroduszność, nie zamierzałem w żaden sposób urazić pana tego dworu. - Kłamał jak z nut, tymczasowo stając się częścią jednego z bardziej szanowanych rodów wojowników z Terpheux, nie mogąc zdradzić swej prawdziwej tożsamości.
Mężczyźni wymienili spojrzenia, raz po raz kierując je również ku Agnessi, która, na całe szczęście, nie zamierzała dorzucać swych trzech groszy, ani mącić w jego kłamstwach. Najstarszy z nich odchrząknął głośno, z wyraźną niechęcią przyznając rację Demonicy, zalecając jej eskortowanie nieoczekiwanego gościa do miejsca, które służyło najpewniej za komnaty sypialne. Soren nie potrafił stwierdzić, czy kobieta była bardziej ucieszona możliwością oddalenia się od trójki magów, czy niezadowolona perspektywą zaprowadzenia Acedii gdziekolwiek. Białowłosy nieszczególnie się tym przejął, wciąż odgrywając swą rolę w tej zamotanej gierce, żegnając się ze starszyzną, jak na arystokratę przystało. Gdy oddalili się na wystarczającą odległość, Agne posłała mu rozbawione, lecz pełne pobłażliwości spojrzenie, prześmiewczo naśladując wypowiadane przez niego słowa.
- Znamienita dama. - Parsknęła śmiechem, przemierzając coraz bardziej skomplikowaną plątaninę korytarzy. - Szkoda, że nie myślałeś tak, uderzając mnie gałęziami i wpędzając do lochu. - dodała po chwili, wracając do wcześniejszego, podsycanego dozą wyrzutu tonu
- Szybko zmieniam zdanie. - Przeciągnął się, przyczepiając do piersi skrywany dotychczas w kieszeni ryngraf z herbem Terpheux. Jeśli miał uchodzić za szlachcica, zamierzał dołożyć wszelkich starań, by na takiego wyglądać. - Kim byli ci ludzie? Wyglądali, jakby mieli sprawiać mnóstwo kłopotów.
Demonica nie odpowiedziała, a przynajmniej nie słownie. Jej gesty i mimika twarzy zdradzała jednak całą wymierzoną w ich stronę nienawiść, której z tylko sobie znanych powodów nie mogła dać upustu. Soren uniósł brwi, wyraźnie skonsternowany jej zachowaniem - widział sukkuba w akcji i doskonale zdawał sobie sprawę z jej siły. Fakt, że coś powstrzymywało ją przed rozszarpaniem tętnic trójki magów, uzmysłowił Acedię, że z własnej woli wdepnął w bagno znacznie głębsze, niż z początku zakładał. Darował sobie dalsze pytania, w ostatniej chwili decydując, że wystarczająco zalazł kobiecie za skórę, rezygnując z kolejnych prób zagrania jej na nerwach. Agnessi niemal siłą wepchnęła go do jednego z pomieszczeń, rzucając przy okazji coś o kolacji i zaprzestaniu bycia irytującym idiotą. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem, ugaszczając się w zdobionej komnacie sypialnej, zmywając brudy nieszczęsnego więzienia i pozostałości po leśnej przeprawie. Zamierzał odstawić w tym domostwie naprawdę spektakularne przedstawienie.
***
Pojawił się w jadalni jako jeden z ostatnich, zajmując wyznaczone mu miejsce, które, co niespecjalnie go zaskoczyło, znajdowało się naprzeciwko Agnessi. Obdarzyli się przelotnym, zobojętniałym spojrzeniem, nim Soren został niemal rozszarpany przez siedzące wokół osoby. Setki pytań zlały się w jedno, a naburmuszony grymas goszczący po chwili na jego twarzy skutecznie ostudził zapał zgromadzonych. Mężczyzna rozejrzał się wokół, odpowiadając na niektóre z rzucanych w jego stronę zagadnień - nowe twarze stanowiły tu najwidoczniej pewną atrakcję, choć cała atencja, jaką go zasypywano, z czasem stała się wręcz męcząca. Naprzemiennie kiwał głową i odpowiadał z przesadną wręcz ekspresyjnością, podtrzymując odbywające się przy stole rozmowy. Według zmyślonych na poczekaniu historii stał się rycerzem szukającym nowych wyzwań z dala od ojczyzny, do tego rozeznanym kulturowo i artystycznie, czym zaskoczył kilku sceptycznie nastawionych szlachciców. Pozostałości królewskiego pochodzenia błyszczały pełną krasą, przejawiając się zarówno w sposobie składania wypowiedzi, jak i subtelnych, z pozoru niewinnych gestach. Raz po raz spoglądał w stronę milczącej Agnessi i, ku własnemu zdziwieniu, poczuł lekkie wyrzuty sumienia, nie mając jednak pojęcia, co zrobić, by włączyć ją do rozmowy. Przez chwilę wyłączył się całkowicie, przetwarzając rzucane w jej stronę osądzające spojrzenia i wymieniane przez resztę kobiet szepty. Aż strach pomyśleć, że miały w sobie wystarczająco odwagi, by stawać przeciw niej. Demonica przyłapała go w końcu na bezceremonialnym wpatrywaniu w jej oblicze, obdarzając serią wulgarnych, niewerbalnych gestów. Mężczyzna westchnął jedynie ciężko, powracając do ignorowanej wcześniej rozmowy, która zdecydowanie zaczęła schodzić na niebezpieczne tory. Nim choćby się obejrzał, celem dyskusji stała się sama Agne, przyzwyczajona najwidoczniej do podobnego traktowania.
- Trzeba było jej nie ratować. - Siedząca po jego prawej elfka prychnęła ze złością. - Dziwne, że to dzikie zwierzę nie rzuciło ci się do gardła.
- W rzeczywistości... - zaczął, jednak kobieta nie zamierzała dać za wygraną, ponawiając obelgi
- Czym cię przekupiła? Seksem? - Wtórowała jej siedząca po skosie brunetka. - Nic innego przecież nie potrafi. Piesek na smyczy swego pana. Powiedz nam, Sorenie, mieliście chociaż o czym rozmawiać?
Zmarszczył brwi, gotów do obalenia nienawistnych poglądów, jednak głośny huk skupił na sobie uwagę wszystkich zebranych. Agnessi rozmasowała zadrapaną po kontakcie z drewnem dłoń, dysząc ciężko - zionęła nienawiścią, wściekłością i żądzą nieposkromionego mordu, którego nie mogła zaspokoić. Sorenowi ciężko było opisać potęgę płynącą z jej spojrzenia, które momentalnie wywołało ciarki na jego plecach. Warknęła w stronę sprawczyń całego zamieszania, opuszczając pomieszczenie z prędkością światła, rzucając na odchodne serię wyzwisk. 
- Mówiłam, dzikie zwierzę. - Elfka skwitowała jakby niewzruszona całą sytuacją.
- Lepsze dzikie zwierzę niż parszywa suka. - odparł ozięble w elfickim dialekcie, mierząc ją przepełnionym wyższością spojrzeniem - Jesteś wyjątkowo odważna, jak na kogoś, kto swą pozycję społeczną zawdzięcza tylko życiu w haremie. 
Dał wyraźny sygnał, że skończył posiłek, elegancko wstając od stołu, żegnając się skinieniem głowy z jednostkami, które po wstępnych oględzinach uznał za jakkolwiek znaczące. Zdążył jedynie poinformować zgromadzonych, że zamierza się położyć, nim przeteleportował się z jadalni. Nie był zmęczony, widmo zaistniałej sytuacji wciąż w nim buzowało - być może nie powinien reagować w taki sposób, jego relacja z demonicą również opierała się o złośliwe docinki i wzajemne wyzwiska, jednak sposób, w jaki wszyscy domownicy spoglądali na Agnessię, był wręcz przytłaczający. Przez chwilę rozważał, czy powinien jakkolwiek zareagować, czy ograniczyć się jedynie do pochwycenia celu i zostawienia kobiety samej w całym tym syfie. Nie wiązała ich żadna znacząca więź, ciężko powiedzieć, by w ogóle się lubili, jednak z jakiegoś powodu przeskoczył po raz kolejny, trafiając na jej trop jeszcze szybciej, niż podczas ich pierwszego spotkania. Być może odezwało się w nim dawno zapomniane sumienie, pozostałość anielskiej natury, być może chciał jedynie poczuć się lepiej sam ze sobą - cokolwiek nim kierowało, doprowadziło go prosto za plecy Agnessi. Zawahał się, czy powinien zacząć rozmowę, czy dziewczyna pod wpływem emocji nie rzuci mu się do gardła, jednak stanie w ciszy jak słup soli nie stanowiło lepszej perspektywy. 
- Dorzucić ci te dwie w pakiecie? - Oparł się o framugę, parodiując sytuację z nieszczęsnego burdelu. - Będziesz miała z głowy już trójkę idiotów.

[Agne? Chłopak ma przebłyski c: ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz