poniedziałek, 18 listopada 2019

Od Vaeril'a so Sorena

Elf czuł niewyobrażoną wściekłość, słysząc werdykt sądu. Mimo tego, że kobiety potwierdziły jego wersję wydarzeń, sprawiedliwość wybrała pieniądze. Jego plan legł w gruzach, przy okazji grzebiąc go samego. Nie mógł uwierzyć, że wszystkie podjęte przez niego decyzje, były tak okropne, że doprowadziły go do tego miejsca. Vaeril widział swoją przyszłość w ciemnych barwach. Czy to właśnie tak miała skończyć się jego historia? 
Siedział właśnie poobijany w kącie celi. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę ze znajdującym się niedaleko Sorenem. W dużej mierze właśnie jego obwiniał o finał przygody z morderstwem. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że pewna część błędów leżała po jego stronie. Elf skulił się. Z każdym ruchem jaki wykonywał, czuł niewyobrażalny ból. Nie miał już nawet sił, by leczyć wszystkie obrażenia zadane przez strażnika. Zastanawiał się, jak okropnie musi wyglądać. Z zamyślenia wyrwały go kroki. Zacisnął dłoń na materiale koszuli. Dobrze wiedział, co zaraz się stanie. Znienawidzony strażnik rozpoczął swoją pracę. Vaeril wolał umrzeć, niż dalej znosić te upokorzenia. Usłyszał znajomy dźwięk przekręcanego klucza, który zwiastował nadchodzące nieszczęścia.
***
Obudził go ucisk w klatce piersiowej. Zerwał się do siadu, głośno kaszląc. Spojrzał na dłoń, którą zakrywał usta. Znajdowała się na niej plama krwi. Nie wróżyło to dobrze. Elf domyślał się, że owa niemoc jest skutkiem podawanej trucizny.
- Zobacz, chyba umieram - zwrócił się do towarzysza z celi, wyciągając przed siebie zabrudzoną rękę. Odpowiedziała mu jedynie cisza.
- Wszystko dobrze? - zapytał. Jego głos się łamał. Dlaczego chłopak mu nie reaguje? Elf wytężył wzrok, by mimo mroku, spróbować dostrzec sylwetkę Sorena. Zdawało się jednak, że był jedyną osobą w celi.
W pierwszej chwili poczuł przerażenie. Czy to oznaczało, że kiedy był pogrążony w śnie, białowłosy poniósł karę za swoje zbrodnie? Szybko odrzucił tę myśl. Usłyszałby, gdyby wyprowadzano Sorena. Najpewniej narobiłby rabanu. W owych okolicznościach Vaeril'owi przychodziło na myśl jedynie to, że białowłosy uciekł. Był przekonany, że został właśnie porzucony. Elf czuł narastającą wściekłość. Ryzykował dla niego życie - przyznał się do winy i dał się zamknąć. Leczył nawet jego rany, tracąc na tym własne siły! Zaufał obcemu człowiekowi i teraz zapłacił za głupotę.
Vaeril'a ponownie zaczął męczyć kaszel. Przypomniał sobie o chusteczce, którą zwykle nosił w kieszeni. Postanowił ją wyjąć, by otrzeć spływającą z kącików ust krew. Sięgnął po materiał, a po chwili usłyszał dźwięk upadającego na ziemię metalu. Całkowicie zapomniał o potrzebie wytarcia ust. Podniósł znajdujący się niedaleko przedmiot i przybliżył go do twarzy. Uśmiechnął się delikatnie na widok amuletu. Należący do jego rodziny medalik podniósł go na duchu. Cieszył się, że ma go teraz przy sobie. Wydawało się, że wygrawerowany na metalu jeleń spogląda na elfa karcącym wzorkiem.
Nagle usłyszał trzask zamka. Vaeril poczuł niemiły dreszcz i momentalnie schował swój mały skarb ponownie do kieszeni. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co zrobi strażnik, jeśli zauważy brak jednego więźnia. Napiął wszystkie mięśnie, gotowy na przyjęcie kary za dwóch. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Elf widział zarys sylwetki owej osoby - nie był to gruby strażnik, lecz ktoś wysoki i szczupły. 
- Wiem, że po tym wszystkim nie masz żadnych powodów, żeby mi zaufać, ale musimy stąd uciekać. Najlepiej poza granice miasta. Przynajmniej na jakiś czas. - Znajomy głos uspokoił Vaeril'a. Tajemniczy nieznajomy nie był nikim innym, jak właśnie Sorenem. Zastanawiał się, co on tutaj robi. Chłopak wyciągnął rękę w jego kierunku, drugą trzymał się za brzuch. Elf zastanawiał się czy po tym wszystkim może mu zaufać. Wbił wzrok w swoje dłonie, próbując poukładać myśli. Białowłosy wrócił po niego. Mógł najpewniej uciec, a postanowił go ratować. Z drugiej zaś strony to właśnie on wplątał Vaeril'a w kłopoty. Po chwili doszedł do ostatecznego wniosku. Gorzej nie będzie.
- Przez ciebie całe moje dotychczasowe życie legło w gruzach - odparł spokojnie, a po wypowiedzianych słowach otarł twarz rękawem. - Nie dam ci spokoju, póki ponownie się wszystko nie ułoży.
Elf łapiąc rękę Sorena, wstał z ziemi. Poczuł przeszywający ból - od dawna nie wykonywał tylu skomplikowanych ruchów. Ledwo trzymając się na nogach, oparty o białowłosego, wyszedł z celi. Vaeril po chwili był już w stanie sam dał radę podążać za przewodnikiem. Poruszał się koślawo - czuł, jakby dopiero się uczył tej umiejętności.
Uciekinierów dzieliło kilka metórw przerwy. Mijając na wpół otwarte drzwi, elf nie mógł się powstrzymać, by zajrzeć do środka. Ciepłe światło, którego od tak dawna był pozbawiony, wręcz zapraszało go do pomieszczenia. Zajrzał ukradkiem do pokoju. Był pusty. Wtedy jego uwagę przykuł leżący na stole znajomy przedmiot. Ucieszył się na widok skonfiskowanego przed kilkoma dniami miecza. W żadnym wypadku nie miał zamiaru go tutaj zostawić. Sięgnął po przedmiot, a zsuwając go ze stołu niefortunnie rozrzucił leżące obok papiery. Spojrzał na jedną z kartek, na której po chwili dojrzał swoje nazwisko. Były to akta sprawy! Nie myśląc wiele, zgarnął wszystkie strony i szybko schował. Wiedział, że nie oczyści to ich winy. Zrobił to z czystej złośliwości - brak tych danych namiesza im w papierach.
Zajmując się kradzieżą kartek, usłyszał, że ktoś za nim stoi. Przez chwilę czuł, że jego serce przestało bić.
- Co ty wyprawiasz? - głos Sorena wydawał się być poirytowany. - Nie mamy na to czasu!
- Możesz przestać mnie straszyć? - zapytał z wyrzutem Vaeril, po czym wskazał na swój miecz. - Dostałem go od brata. Nie mogłem go porzucić.
Białowłosy przewrócił oczami i wyszedł z pomieszczenia. Elf podążył za nim. W końcu dotarli do większego korytarza. Znajdujących się na jego końcu drzwi bronili dwaj strażnicy. Musiało to być tyle wyjście.
- Trzeba będzie się ich pozbyć - szepnął Soren, spoglądając na żołnierzy. - Pożyczysz mi miecz?
Vaeril miał dosyć wszelakich zbrodni. Pokręcił głową. Musieli wymyślić coś innego.
Nim Białowłosy zdążył zabrać broń elfa siłą, usłyszeli kościelne dzwony. Informowały one o nadejściu kolejnej godziny. Szósta.
Wtedy strażnicy wymienili się spojrzeniami.
- W końcu koniec tej cholernej warty. To co, idziemy pić? - odezwał się jeden z nich, ruszając przed siebie. Drugi przytaknął i podążył za nim. 
Elf nie mógł uwierzyć szczęściu, jakie właśnie ich spotkało. Opatrzność najwyraźniej nad nimi czuwała. Drzwi do wolności były na wyciągnięcie ręki. 
Światło dnia było palące dla oczu Vaeril'a. Chwilę zajęło mu przyzwyczajenie się do ciepłych promieni słońca. Uciekinierzy znajdowali się na dziedzińcu. W centrum placu zbudowana została szubienica. Konstrukcja wywołała u elfa dreszcze. Wiedział, że gdyby nie pomoc Sorena, miałby z nią bliskie spotkanie. Ominął więc drewnianą budowlę i dołączył do stojącego obok muru białowłosego chłopaka. Za kamiennym ogrodzeniem czekała ich wolność. 
Zeskoczył niezgrabnie z wysokości, uderzając o ziemię. Vaeril nie miał już siły się podnosić. Znaleźli się po drugiej stronie muru. Soren stał nieopodal i rozglądał się na boki. Po chwili jednak spojrzał na leżącego elfa. 
- Najgorsze za nami, chodźmy dalej - zwrócił się w jego kierunku. 
Vaeril podniósł się cały obolały. Bolesny upadek przypomniał mu o wcześniejszych ranach.
- Gdzie idziemy? - zapytał, dołączając do Sorena.
- Do bezpiecznego miejsca. - Chłopak najwyraźniej nie chciał podzielić się ową informacją. Elfowi nie pozostało nic innego, a jedynie zaufać towarzyszowi na słowo. 
- Mieszkam niedaleko. Mogę na chwilę zajść do mojego domu? - Vaeril'owi zależało, by zabrać kilka ważnych rzeczy. Wiedział, że najpewniej szybko nie wróci do swoich czterech ścian. 
Soren spojrzał na niego zdziwiony, jakby wypowiedziana prośba była żartem.
- Nie chcesz się przekonywać, co się stanie, gdy nas złapią, jeśli się zaraz nie ukryjemy. 
- Zejdzie nam dosłownie chwilę. Proszę! - Elf był nieugięty. Białowłosy westchnął głośno, ale ostatecznie wyraził zgodę.
***
Vaeril przekroczył próg swojego domu. Poczuł smutek, gdy zdał sobie sprawę, że będzie musiał opuścić do miejsce. Nienawidził swojego lokum, ale to właśnie tutaj się wychował. Mieszkał pod tym dachem przez wiele lat ze swoim bratem. Teraz przez głupi wypadek musi odejść. Zastanawiał się, co pomyśli Derek, gdy wróci, a nikogo nie zastanie. Wtedy Vaeril'owi przyszedł do głowy pomysł. Sam postanowił go odnaleźć i opowiedzieć o tym, co go spotkało. 
Elf wyciągnął podróżną torbę, do której zaczął kolejno pakować ubrania na zmianę, zachowane oszczędności i stary już chleb. Nie zapomniał też o zestawie nici i igieł. Na sam koniec narzucił na siebie długi płaszcz z kapturem. Ostatni raz spojrzał na mieszkanie. Chciał wierzyć, że teraz będzie lepiej.
Krótką chwilę wzruszenia przerwał mu wchodzący do budynku Soren. 
- Strażnicy - szepnął, wskazując ręką w stronę okna. - Mówiłem, że to był głupi pomysł. 
Vaeril nie potrzebował wiele czasu, by wymyślić, gdzie mogą się schować. Dając znak machnięciem dłoni, by młodzieniec poszedł na za nim, zaprowadził go do tylnego wyjścia. Słysząc za sobą głosy strażników, byli więźniowie zaczęli uciekać tak szybko, na ile pozwalały im nabyte wcześniej obrażenia. Zatrzymali się dopiero przy znajomej elfowi szopie. Odsunął jedną ze starych, drewnianych desek i wszedł do środka. Było to miejsce, gdzie w spokoju mogli przeczekać patrol żandarmerii. Vaeril usiadł na słomie. W końcu trochę odpoczynku. Soren rozsiadł się niedaleko, równie korzystając z chwili wytchnienia. 
Nagle usłyszeli dobiegający z drugiego końca szopy szelest. Białowłosy spojrzał zaskoczony w kierunku dźwięku. Elf dobrze wiedział, kto jest odpowiedzialny za ów hałas. Po chwili przyszedł do niego mieszkający tu rudy kocur. Za nim z kryjówek wyłoniła się reszta futrzaków. W końcu między młodzieńcami kręciło się z tuzin mruczących zwierzaków. 
Vaeril ziewnął przeciągle. Jego oczy same kleiły się do snu. Pozostawiając w bezruchu nie czuł dokuczliwych ran. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. 
Poczuł szturchnięcie w bok. Elf podskoczył, stając na równych nogach. Myślał, że ich kryjówka została odkryta. Sprawcą pobudki był jednak Soren. Vaeril czuł się bardziej obolały niż wcześniej. Rany ponownie dały się we znaki.  
- Już czas - wyszeptał białowłosy, również wstając z porozrzucanego siana. 
Dalsza droga minęła im szybko. Unikanie skupisk ludzi, pokonywanie ciemnych i czarne uliczek stało się normą. W końcu, po przebyciu labiryntu miasta i znalezieniu się na obrzeżach, zatrzymali się przed wejściem do kanałów. Elf spojrzał zaskoczony na towarzysza. 
- Nie ma mowy - odparł z kamienną twarzą, patrząc się na Sorena. 
- W tamtą stronę jest areszt. Jeśli ci się nie podoba, to wracaj - odpowiedział chłopak, ruszając w stronę ciemnego korytarza. Vaeril wahał się przez chwilę. Nie znał innego wyjścia z tej sytuacji. 
Szedł niepewnie za swoim przewodnikiem. To miejsce w żadnym wypadku mu się nie podobało. Wszechobecna wilgoć i smród przyprawiały go o mdłości. Dodatkowo ledwo widział, w którym kierunku ma iść. Po dłuższej chwili marszu, ujrzał znikome światło w oddali. 
- Co to za miejsce? - Ponawiał co chwila pytanie, na które nie otrzymywał satysfakcjonującej odpowiedzi. 
Dotarli do obszernego domostwa. Elf coraz bardziej wątpił czy chce tam wejść. Drewniany budynek straszył wyglądem. Najbardziej niepokojącym faktem jednak było zapalone w środku światło. Nie jest to definitywnie opuszczony dom. Tylko kto chciały tu przebywać? 
- Czekasz na zaproszenie? - Soren już stał przy drzwiach budynku. Vaeril zastanawiał się, jak chłopak odnalazł to miejsce. Był jednak zbyt zmęczony na dopytywanie. Odstawił wszelkie obawy na bok. 
- Absolutnie - mruknął cicho i zbliżył się do rudery. Liczył, że niedługo będzie mógł w końcu odpocząć w spokoju. Marzył, by położyć się w ciepłym łóżku i zjeść do syta. 

[Soren? :3]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz