niedziela, 24 listopada 2019

Od Nyx do Sorena

Pogłaskałam w zamyśleniu pióra siedzącej obok mnie sowy. Wpatrywałam się w góry w oddali, jakby miały mi pomóc zwalczyć siedzącą we mnie samotność. Spędziłam w tych ruinach wiele lat, nie mając do kogo się odezwać, a jednak chciałam tu zostać. Czułam, że właśnie tak jestem bliżej mojej mamy - chroniąc to miejsce. Westchnęłam, ostrożnie schodząc ze schodów, wiodących do głównej sali. Miejsce to nie wyglądało od zewnątrz tak samo - swoją iluzją utrzymywałam je jako miejsce niezamieszkane i brzydkie, ledwo trzymające się kupy. Jednak znajdowali się śmiałkowie, którzy mimo tego postanawiali wejść do środka, by się nawet rozejrzeć. Tacy ludzie wychodzili bez szwanku, sami stwierdzając, że nie ma tu nic ciekawego. Jednak ci, którzy zapuszczali się za głęboko, niestety już nie wracali. Nie mogłam ryzykować, że znajdą Gwiazdę, nikt nie może się o niej dowiedzieć. Sowa przeleciała nad moją głową, siadając na jednym z filarów i wpatrując się w moje ruchy. 
- Nie martw się, nikt tu nie wejdzie - wyszeptałam, choć wiedziałam, że zwierzę mi nie odpowie. 
Znalazłam ją niedaleko, w opuszczonym gnieździe. Jej rodzice pewnie zostawili ją z braku pożywienia w okolicy i postanowili znaleźć miejsce na dom gdzie indziej, o dziecku zapominając. Znałam jej ból. Nie potrafiłam policzyć kiedy widziałam mojego ojca. Ale wiedziałam, że nie ważne gdzie jest, zawsze będę mogła na niego liczyć. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam srebrną bransoletkę na prawym nadgarstku - ostatni prezent od niego. Ruszyłam w stronę wyjścia, zaczynało się ściemniać, lada chwila słońce miało schować się za horyzontem. Moja ulubiona pora dnia. Usiadłam na starej ławce i wpatrywałam się w dal. Zamknęłam oczy, ale otworzyłam je gdy srebrna sowa z wielką prędkością usiadła na moje ramię i wbiła głęboko pazury. Zasyczała, wpatrując się w jedno miejsce. Podążyłam za jej wzrokiem, a już po chwili do moich uszu doszły krzyki i wrzaski. Podniosłam się gwałtownie i podeszłam do barierki. Grupa istot goniła jakiś kształt, który biegł przed nimi. Myślałam, że pobiegnie dalej przed siebie, by ukryć się między skałami, lecz niespodziewanie ruszył w stronę schodów zmierzających do ruiny. W okamgnieniu ruszyłam do środka, narzucają iluzję. Schowałam się z tyłu pomieszczenia, zupełnie wtapiając się w tłum. Bacznie obserwowałam drzwi, gdy te otworzyły się i wpadł do nich białowłosy osobnik. Rozejrzał się wokół siebie i pobiegł w najgorsze miejsce, jakie mógł - w stronę Wrót. Spięłam się, nie wiedząc co robić. Nie przyszedł tutaj celowo, jedynie uciekał. 
- Cholera - zaklnęłam i pobiegłam za nim, pilnując, by iluzja nadal się trzymała. 
Zdążyłam wbiec w korytarz, gdzie zniknął, a drzwi ponownie się otworzyły. Grupa ludzi znalazła się w holu, a moja iluzja sprawiła, że nie zauważyli korytarza, którym właśnie biegłam. Niech sobie przeglądają kamienie, idioci. Już po chwili znalazłam chłopaka. Siedział za jednym z filarów, wpatrując się w drogę, którą przed chwilą biegł. Pewnie był zdziwiony, że nikt go nie goni. Chciał ruszyć dalej, ale złapałam go za ramię. Odwrócił się gwałtownie, widząc, że niczego za nim nie ma. Jednym ruchem zdjęłam z siebie kaptur, zrzucając czar. Wpatrywałam się w niego, bez żadnych emocji na twarzy. Widziałam, że nie bez powodu go gonili, ale nie miałam zamiaru zakładać też, że jest czegokolwiek winny. 

<Soren?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz