Ostatnie tygodnie wiele zmieniły
w życiu polimorfa, siedząc w wejściu prowadzącym do jego pokoju, patrzył na
światło wychodzące spod drzwi Ayany. Całą noc przesiedział w jednym miejscu,
rozmyślając, jednak gdy promienie wschodzącego słońca, zaczęły ogrzewać jego
twarz, wstał, przeciągnął się i zszedł na dół. Jego matka oczywiście od świtu
była na nogach, szykując śniadanie dla wszystkich, Lutobor pospieszył jej z
pomocą, spędzając czas niczym w sielance. Niespełna półtorej godziny później na
dół zeszła Nancy, a chwilę po niej Ayana. Cała czwórka zjadła śniadanie niemal
w milczeniu, przy wymianie krótkich zdań i okazywaniu wdzięczności. Zaraz po
tym nekromantka razem z blondynką zniknęły na dobre pół dnia. Dało to cudną
okazję, aby Taghain załatwił swoje sprawy, czym prędzej pospieszył w stronę
wybrzeża, znajdowała się tam rodzinna łajba. Żaglowiec, choć nie był pierwszej
klasy statkiem, wyglądał na wytrzymały i zadbany. Mężczyzna zaczął oporządzać i
badać pokład w razie ewentualnych uszkodzeń, po kilku godzinach skończył i
skierował się w stronę miasta, zatrzymała go jednak matka, wyczekująca
wyjaśnień.
***
Atmosfera panująca w tym momencie
w salonie Taghainów była bardzo napięta. Choć syn z matką nie dawali pozoru,
ich rozmowa była nasycona emocjami. Siedzieli naprzeciw siebie, jak gdyby Lu
odpowiadał przed sądem. Poważnie opowiedział jej ze szczegółami o ostatnich
wydarzeniach, ale także o tym, czego jego towarzyszka jeszcze nie wiedziała.
- Podczas naszej podróży,
znalazłem wiele poszlak, dotyczących tej sprawy. - Polimorf bardzo spoważniał.
- To nie mógł być zbieg okoliczności, więc mnie od tego nie odciągaj. Jeżeli
się nie mylę, mój cel znajduje się w drodze morskiej z Fluctus do Porreiry,
jednak dość silne prądy morskie utrudniały zbliżenie się do wyspy.
- Sam nie dasz rady tam dotrzeć.
- Maureen westchnęła, po czym kontynuowała. - Nawet dla tak dobrego żeglarza,
jak ty, ta podróż może okazać się ostatnią.
- Dlatego jej potrzebuję, wpierw
musimy udać się tylko do Tohetes. Muszę jej pomóc.
- Zbyt wiele ryzykujesz dla tej
dziewczyny, tak długo pracowałeś na to wszystko. - Matka Lutobora wstała z
krzesła i spojrzała w okno.
- To dlatego, że...
W progu pojawiła się nekromantka,
a polimorf momentalnie zamilknął. Oboje spojrzeli na czarnowłosą dziewczynę.
- Czy mogłabym pożyczyć kocioł
lub sporych rozmiarów garnek? Nie chciałam przerywać rozmowy.
- Oczywiście, zaraz ci przyniosę.
Maureen minęła dziewczynę w progu
i zniknęła w kuchni. Taghain spojrzał na Ayanę i lekko się uśmiechnął do niej.
Ta spiorunowała go chłodnym spojrzeniem, dając do zrozumienia, że nadal się
gniewa za podsłuchiwanie. Zanim mama polimorfa wróciła z wielkim garnkiem,
oboje z nekromantką milczeli.
- Dziękuję pani bardzo. -
Sardothien chwyciła garnek z subtelnym uśmiechem na twarzy.
- Jeśli jest taka potrzeba,
możesz skorzystać z pieca w kuchni. - Kobieta odwzajemniła uśmiech.
- Dziękuję.
Dziewczyna poszła do kuchni.
Zapaliła ogień na piecyku i położyła garnek, który napełniła do połowy wodą.
Zaciekawieni domownicy stanęli w progu i zaglądali na całe zdarzenie. Zanim
woda się zagotowała, dziewczyna wycisnęła do niej sok z jarzębiny, wrzuciła
kilka rodzajów ziół i zamieszała, później dodała dwa bliżej nieokreślone
składniki, bynajmniej nikt prócz dziewczyny ich nie znał. Na koniec dziewczyna
zalała całość alkoholem i dodała garść soli. Zadowolona z efektu uśmiechnęła
się do siebie.
***
Reszta dnia minęła na
przygotowaniach nekromantki i polimorfa do podróży. Wieczorem Nancy spakowała
im zioła i maści lecznicze, a Maureen suchy prowiant. Zanim Lu z Ayana opuścili
jego rodzinny dom, pani domu podeszła do dziewczyny i z serdecznym uśmiechem
szepnęła jej.
- Dbaj o niego... - Kobieta
spojrzała dziewczynie prosto w oczy, chwytając ją za ramiona. W jej wzroku
widać było troskę. - Zależy mu na tobie.
Chwilę przed zmrokiem pożegnali
się, opuścili Ahlai i wyruszyli. Czekała ich tygodniowa podróż, więc podróż
noca była dla nich mniej męcząca, zwłaszcza iż kierowali się na pustynię. Po
tygodniu podróży, zarówno konno, pieszo, sami, jak i przyłączając się do
karawany, zbliżyli się do granic miasta Linceiras, gdzie planowali odpocząć, by
potem bezpośrednio udać się do Tohetes. Musieli jednak poczekać na zmrok, gdyż w
dzień na pustyni skwar dawał się we znaki.
[Ay?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz