poniedziałek, 25 listopada 2019

Od Alaratha do Meyari

Rola posłańca jest jedną z tych, które Alarath niechętnie wykonuje. Przejście z jednego miejsca na drugie, zazwyczaj w ograniczonym czasie, niweluje wszystkie przyjemności swobodnej wędrówki włóczykija. Jedynym plusem, który zawsze przekonuje do podjęcia zadania, jest nieszczędzenie grosza przez zleceniodawców. Człowiek, który zlecił mu to zadanie, był na jego elfie oko dość bogatym i wpływowym szlachcicem, do tego bardzo zdesperowanym by paczka, którą zlecił dostarczyć, dotarła do odbiorcy w ciągu tygodnia. Zadanie dość trudne i Alarath musiał zrezygnować z uwielbianych przez niego długich postoi w gospodach. Paczka miała trafić w ręce jakiegoś – na nieszczęście elfa, maga – który akurat przebywał w Ahmarinie. Mimo sceptyczności wędrowca, dosyć wysokie wynagrodzenie, przekonało go do wykonania zadania. Przesyłka była niewielką, wielkości dwóch dłoni skrzynką, zleceniodawca był bardzo zestresowany i prosił, żeby pod żadnym pozorem nie otwierać paczki, elfa nawet nie interesowało, co jest w środku, chciał tylko zanieść przesyłkę, ograniczyć kontakt z magiem do minimum i jak najszybciej mieć to z głowy. Ahmarina. Alarath dobrze znał to miasto, prawie za każdym razem, kiedy wędruje po kraju, zahacza właśnie o to miasto, toteż nie trudno było znaleźć potencjalnego miejsca, gdzie mógłby znajdować się mag, którego szuka. Złapało go lekkie przerażenie, kiedy zobaczył aż tylu magów w jednym miejscu, którzy spacerowali po okolicy. Wręczył paczkę, zamienił tylko kilka niezbędnych słów, odebrał nagrodę i odszedł, nie oglądając się za siebie.
***
Przemierzenie prawie połowy Ekhynos w ciągu siedmiu dni to nie lada wyczyn dla kogoś z ograniczoną witalnością. Alarath zasłużył sobie na odpoczynek. Szedł ulicami miasta, kierując się w stronę swojej ulubionej gospody. „Pod Smoczym Okiem” to właśnie przedstawiał szyld wiszący nad drzwiami budynku. Karczma zawdzięcza swoją nazwę wielkiemu na prawie całą ścianę freskowi przedstawiającemu smocze oko właśnie. Owo malowidło zawsze budziło w elfie, duszę artysty i nierzadko inspirowało go do malowania nowych obrazów.
Za ladą ujrzał tę samą twarz, którą widział ostatni raz, kiedy tu był. Niski, siwiejący już mężczyzna z przyciętą z dokładnością co do milimetra brodą, ciepło przywitał znajomą już twarz, która też kiedyś mu pomogła z bandą złodziej, chcących ukraść roczny zapas wina. Elf wyraźnie zmęczony, nie wdawał się w zajmujące opowieści o jego przygodach, wynajął pokój na kilka dni, zjadł kolację i poszedł spać. Następne dni chciał poświęcić tylko i wyłącznie księgom, obrazom i wypoczynkowi. I tak też uczynił.
Rano zjadł śniadanie, wziął ze sobą, farby oraz swoją składaną sztalugę. Niespotykany na co dzień wynalazek Alarath zdobył w dość zabawny sposób, gdyż wygrał ją w karty z kapitanem jednego statku handlowego. Był to co prawda łut szczęścia, ale nagroda należała do niego.
Wyszedł na przedmieścia, kupując po drodze kilka płócien. Rozstawił całe stanowisko i zaczął malować. Spędził tam praktycznie cały dzień, zmieniając kilka razy projekt. Nie zauważył, kiedy słońce całkowicie zaszło. Niezadowolony z kolejnego obrazu, podarł już któreś z kolei płótno. Obiecał sobie, że nie ruszy się stąd, dopóki nie stworzy czegoś wyjątkowego. Zrezygnowany usiadł na pobliskim kamieniu i spojrzał w niebo. Piękny, gwieździsty nieboskłon. Żadnej chmurki, tylko świecące magicznie pięknym blaskiem gwiazdy. Zamyślił się, uważnie przyglądając się każdej ze świecących kropek. Olśniło go. Zerwał się i wziął się do roboty. Było już dosyć późno, ale nie przejmował się tym. Spokój i cisza, jakie mu towarzyszyły, działały na niego tak samo, jak sen. Spędził pod gołym niebem jeszcze kilka godzin, aż wreszcie się udało. Obraz piękny w całej swojej okazałości. Wielką radość przerwało burczenie w brzuchu. Wziął płótno, machnął nim kilka razy w celu szybszego wyschnięcia, zwinął, po czym zapakował resztę sprzętu i wrócił do gospody. W pokoju zjadł tylko resztki prowiantu i zasnął. Jeżeli umysł elfa nie był zmęczony, to na pewno jego ciało, gdyż obudził się dopiero późnym popołudniem. Zaspany zszedł na dół i widok, jaki ujrzał, momentalnie go ożywił. W karczmie był niemalże tłum, a tłumy w karczmach zawsze oznaczają jedno – imprezę. Forma rozrywki, którą Alarath uwielbiał. Śmiech, muzyka, tańce, niekiedy bójki no i oczywiście trunki. Nie obejdzie się też od pijaków i obdartusów, ale ich można spotkać wszędzie, nie tylko podczas biesiady. Kiedy elf powoli wracał do żywych, goście zaczynali się już rozkręcać. Właśnie skończył kąpiel, kiedy usłyszał muzykę. Ubrał się, wszedł do głównej izby i od razu ujrzał źródło dźwięków. Na podwyższonej scenie znajdowało się 3 muzyków. Na tyłach za dość sporym skupiskiem bębnów, pudeł i talerzy siedział satyr rytmicznie uderzający w nie drewnianymi kijkami. Druga była nieziemsko piękna Walkiria, która swoim wspaniałym głosem i wyglądem zawładnęła sercami wszystkich słuchaczy. A także ten, kto robił największą furorę – Odziany w pojedyncze metalowe elementy pancerza i złotą maskę przykrywającą całą twarz, grał na dziwnym instrumencie podobnym do lutni, ale dźwięki, jakie wydawał były o wiele cięższe i bardziej donośne. Jedna ręka naprzemiennie naciskała struny, drugą, za pomocą niewielkiego kawałka stali, bezustannie w nie uderzał, tworząc tym samym różnorodne fale dźwięku – był to istny władca metalu.
Alarath od razu porwał się w rytm muzyki, zakręcił kilkoma satyrkami i zdominował parkiet. Nie mógł sobie niestety pozwolić na zbyt długą zabawę, ze względu na ciążące na nim piętno rytuału. Kiedy tylko skończyła się pierwsza piosenka, elf odszedł na bok do szynkwasu i zamówił kufel miodu.
- Wszystkim zgromadzonym dziękujemy za przybycie! – usłyszał anielski głos Walkirii – „Wizardlica” zapewni wam niezapomniany wieczór!
Muzyka zaczęła grać, ale uwagę Alaratha przykuło coś innego. Białowłosa czarodziejka, która w rogu gospody próbowała sumiennie pracować. Przyglądał się jej dłuższą chwilę. Nawet pomimo nachalnych imprezowiczów, ta dalej skupiona była całkowicie na papierach, które miała przed sobą.
„Dlaczego to zawsze muszą być magowie?”, pomyślał. Ciekawość jednak wzięła górę i zbliżył się do samotnej czarodziejki.
***
- Chyba wspomniałam, że to nie twój interes – Czarodziejka położyła rękę na papierach, wytrącając elfa z zamyślenia.
- Pani wybaczy – zaczął – Te… mapy, już je kiedyś widziałem, w pewnej książce.
Delikatnie wyciągnął pergamin spod jej ręki.
- Ah tak? A gdzie niby? – kobieta widocznie była już podirytowana jego zachowaniem.
- Kroniki Przemian i… - musiał się chwilę zastanowić – Historii północy? Tak chyba tak to szło.
Albo mu się wydawało, albo ujrzał błysk w jej fioletowym oku.
- Książka sama w sobie mnie nie porwała, ale te mapy. To zupełnie co innego.
Spojrzał na resztę papierów.
- Ten tutaj – wskazał palcem na jeden z nielicznych pergaminów – To gwiazdozbiór Kalypso prawda?
Czarodziejka stała jak wryta. Chyba nie wiedziała co powiedzieć.
- Sam widuję go czasami na nieboskłonie, kiedy pogrążam się w myślach. – Kobieta nie potrafiła wydusić z siebie słowa, ale Alarath tego nie dostrzegł i kontynuował monolog.
- Niesamowite. Ile pracy trzeba poświęcić, żeby narysować to z taką dokładnością. Hmm, a to co?
Jego uwagę przykuły dziwne symbole obok niektórych gwiazd. Emanowała z nich potężna magia.
-Te znaki… To runy prawda? Fascynujące – Spojrzał na czarodziejkę, która patrzyła ze zdumieniem w jego stronę.
- Hej. Wszystko w porządku?. – Pstryknął palcami kilka razy przed jej oczami.
- Nic mi nie jest. Dziękuję – Otrząsała się i teraz ona zaczęła zadawać pytania.
- Dawno nie spotkałam nikogo, kto miałby taką wiedzę o astronomii. Skąd tyle wiesz?
- Dużo czytam – elf uśmiechnął się miło.
- No dobrze – ciągnęła kobieta – Nurtuje mnie jedna rzecz. Wyraźnie czuć od ciebie magię, ale jesteś elfem… - Na jej twarzy ujrzał lekką dezorientację.
- Tak to niespotykane – zaczął elf – Władam magią, ale nie jestem magiem. Magia co nie? – Zaśmiał się jakby sam do siebie. Spoglądał na czarodziejkę, której chyba humor nie dopisywał.
- Długotrwały wpływ magii w dzieciństwie. – Skwitował.
Po krótkiej wymianie spojrzeń Alarath uśmiechnął się wyzywająco, skłonił się lekko i wyciągnął rękę.
-Póki zabawa trwa. Może zatańczymy?

[Meyari? This is how we roll out here ^^]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz