czwartek, 14 listopada 2019

Od Vaeril'a do Sorena

Elf wracał znajomą drogą do domu. Jedyne, czego pragnął, to położenie się w bezpiecznym łóżku. Był wycieńczony całym dniem. W głowie huczało mu od miliona myśli. To, co się wydarzyło, wydawało się tak nieprawdopodobne, że Vaeril nie potrafił w to uwierzyć. Wspomnienia spotkania Sorena, plan morderstwa i skrzywdzenie polimorfa ciągle męczyły umysł elfa.
Z zamyślenia wyrwało go znajome miauknięcie. Spojrzał więc pod swoje nogi, o które właśnie ocierał się rudy kocur. Wtedy chłopak przypomniał sobie o obietnicy - miał zabrać im coś do jedzenia. Wiedział, że futrzaki i tak nie rozumiały jego słów, ale poczuł się znacznie gorzej.
- Jutro. Nie zapomnę. - Elf schylił się, by pogłaskać kota. Rudzielec, czując na swojej głowie jego rękę, zaczął głośno mruczeć. Była to krótka chwila, dzięki której Vaeril poczuł się trochę lepiej. W końcu, po chwili słabości do zwierzaka, pożegnał się z nim i kontynuował drogę do domu.
***
Opadł bezwładnie na krzesło. W końcu znajdował się we własnej, bezpiecznej kuchni. Oparł łokcie o stół i schował twarz w dłonie. Miał dosyć. Pragnął, by ten dzień nigdy się nie wydarzył. Ostatecznie westchnął przeciągle. Było, minęło. Wiedział, że czasu nie cofnie.
Zbierając się w sobie, wstał z miejsca. Elf chciał pozbyć się wszelakich śladów zbrodni. Postanowił więc przywrócić się do porządku. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Był niemal całkowicie pokryty zaschnięta już krwią. Brzydził się sam sobą. I to bardziej niż zwykle. Zdjął więc brudne buty, zrzucił z siebie ubrania oraz okrył się zwiewnym kocem. Wrzucił przedmioty do chwilę wcześniej przygotowanej miski z zimną wodą. Starał się usunąć z odzieży wszystkie odrażające plamy. Ciesz po chwili nabrała rubinowego koloru. Vaeril skrzywił się na jej widok.
Po chwili ubrania wyglądały zwyczajnie - nic nie wskazywało na to, że niegdyś były całkowicie ubrudzone skrzepniętą krwią. Elf zajął się więc doprowadzeniem do porządku butów. Swoją drogą - bardzo je lubił i nie chciał, by kojarzyły mu się z czymś niemiłym. Usiadł na ziemi i zaczął je przecierać zwilżoną szmatką. Poświęcił temu zadaniu wiele czasu. Skończył dopiero wtedy, gdy ciemna skóra ponownie odzyskała błysk.
Chłopak w końcu uznał, że nastał moment, by zająć się sobą. W czystej, ale identycznie zimnej wodzie, zaczął obmywać wszystkie zakrwawione części ciała. Zaschnięta krew nie była ciężka do usunięcia. Najwięcej czasu poświęcił jednak na włosy - pozlepiane końcówki przykleiły się elfowi do czoła i ograniczały delikatnie pole widzenia. Poczuł ulgę, gdy pozbył się z siebie wszelkich śladów walki. Niezwykle łatwo zniknęły namacalne dowody zbrodni, a wspomnienia tego dnia najpewniej będą go dręczyć jeszcze przez wiele lat.
Vaeril, wyjątkowo zmęczony, udał się do swojej sypialni. Tam rozłożył się na łóżku, zakrywając głowę poduszką. Nim jednak usnął, myślał o Sorenie. Zastanawiał się, co białowłosy teraz robi. W końcu zostawił go kompletnie pijanego i samego. Miał nadzieję, że wszystko u niego dobrze.
***
Poranek był zwyczajny. Elfa, tak jak dnia poprzedniego, obudziła kłótnia sąsiadów. Wstał i przeciągnął się.
- Zaczynajmy - szepnął do siebie. Poczuł chwilową obawę, co przyniesie dzień. Ostatecznie doszedł do winsoku, że nie może być gorzej niż wczoraj.
Ubrał się w czyste rzeczy i zawiązał umyte buty. W kuchni przygotował sobie śniadanie. Nie było ono, tak jak zwykle, skromne. Vaeril czuł potworny głód. Mianowicie wczoraj ze zmęczenia zapomniał o kolacji.
Dzisiaj pamiętał o zabraniu miecza. W głębi serca jednak miał nadzieję, że mimo wszystko nie będzie mu potrzebny. Elf miał już po uszy wszelakiej przemocy. Wiedział jednak, że najgorsze dopiero przed nim - konfrontacja z szefem. Na myśl, że będzie musiał prosić go o wybaczenie, poczuł, że mu niedobrze. Zwyczajnie nawet nie poszedłby dzisiaj do pracy, mając to gdzieś. Problem pojawił się, gdy w okolicy zabrakło miejsc, gdzie ktokolwiek chciałby go przyjąć. Tym samym musiał bronić aktualnej posady.
Droga do karczmy minęła mu zaskakująco szybko. Przeskoczył po dziurawych schodkach i znalazł się przy drzwiach przeznaczonych dla personelu. Otworzył je niepewnie i zajrzał do środka. Wszystko wyglądało zwyczajnie - pracownicy przebierali się w uniformy, rozmawiali o błahych sprawach i wesoło się śmiali. Vaeril, już pewniejszym krokiem, wszedł do wnętrza budynku. O dziwo, nikt nie patrzył na niego krzywo. Pojawiło się zaś kilka ciepłych powitań. Jedno z nich oczywiście padło ze strony barmana. Nawiązali krótką rozmowę, z której wynikało, że elf nie ma powodów, by martwić się o posadę. Ich pracodawca nawet nie dowiedział się o incydencie z wylanym na klienta piwem. Vaeril był bezpieczny.
- Szef był wściekły na jakiegoś obcokrajowca - współpracownik ciągnął dalej. Elf od razu domyślił się, o kogo chodzi. Wczoraj w barze była tylko jedna osoba o egzotycznej urodzie.
- Co się stało? - zapytał, aby mimo wszystko upewnić się w swoich podejrzeniach.
- To ten białowłosy, co wczoraj rozpętał bójkę - wyjaśnił chłopak, który w międzyczasie wycierał szklanki. - Jakiś gruby polimorf podobno wczoraj w nocy poszedł do domu szefunia złożyć skargę, czy coś tego typu.
- Poważnie? - Vaeril nie mógł uwierzyć w jego słowa. To definitywnie pachniało kłopotami.
- W końcu wywołał bitwę na kufle i jedzenie. Nie dziwię się, że klientom się to nie podobało. - Barman wstał z miejsca i ruszył w stronę sali. - Zaraz zaczynamy, zbieraj się.
Elf pokiwał głową i podążył na współpracownikiem. Nie był zbyt chętny do produktywnej pracy. Powrócił więc do swojego typowego zajęcia - oparł się o bar i obserwował kręcących się po obszernym pokoju ludzi.
Dzień w pracy minął mu szybko. Po wczorajszej bójce nie mieli dzisiaj urwania głowy z klientami. Vaeril wyczekiwał tylko jednej osoby - Sorena. Białowłosy nie pojawił się jednak w lokalu. Elf nie dziwił się temu w żadnym stopniu, choć poczuł się trochę zawiedziony. Spotkany chłopak nie miał powodów, by powracać tutaj. Najpewniej po tym wszystkim już dawno opuścił miasto.
Nastał zmrok, kiedy kelner po skończonej robocie zaczął wracać do domu. Pamiętał o resztkach dla swoich puchatych przyjaciół. Nakarmił wszystkie koty mieszkające w szopie, odpoczął chwilę przy nich w akompaniamencie mruczenia i powrócił do dalszej drogi. Dzisiaj wszystko było takie zwyczajne. W porównaniu do wczoraj - delikatnie nudne i monotonne. Vaeril zastanawiał się, jak długo jeszcze jego życie będzie tak wyglądać.
***
Kończył jeść śniadanie. Minęły trzy dni od spotkania Sorena. Do tego czasu wszystko układało się wyjątkowo pomyślnie. Elf prawie zadławił się kaszą, gdy usłyszał głośne dudnienie do drzwi. Nieczęsto miał gości, tym bardziej tych niezapowiedzianych. W pierwszej chwili pomyślał, że nie warto się fatygować i został na miejscu, ignorując głośne dźwięki. Pukanie nie ustawało, więc Vaeril zebrał się w sobie i wstał otworzyć.
Czekająca go za drzwiami niespodzianka nie była wcale przyjemna. Grupka żandarmów wpatrywała się w niego poirytowana.
- W czym mogę pomóc? - zapytał najspokojniej jak potrafił. Doskonale wiedział, o co chodzi.
- Pan Iversen? - Elf kiwnął głową potakująco, gdy padło jego nazwisko. Jeden ze strażników kontynuował: - Dostaliśmy informację, że był pan świadkiem bójki w karczmie. W związku ze zgłoszeniem tej sprawy, jesteśmy zmuszeni poprosić pana o złożenie szczegółowych zeznań.
Vaeril chciał się trzymać od tej sprawy jak najdalej. Pójście z nimi wiązało się pewnie ze spotkaniem polimorfa.
- Rozumiem... - odparł tak miło jak tylko potrafił. - Jednak za kilka minut zaczynam zmianę i nie chciałbym się spóźnić...
- To nie problem - odpowiedział jeden ze strażników niemal natychmiastowo. - To pana szef skierował nas tutaj. Ma świadomość, że nie pojawi się pan dzisiaj w pracy.
- Cudownie. - Ostatnia deska ratunku przepadła. Elf jedynie uśmiechnął się niewinnie i ruszył za żandarmami. Wpatrywał się w ziemię z niemiłym wrażeniem, że to skończy się źle.
Vaeril nie mylił się. Wchodząc do obszernego budynku aresztu niemal od razu wpadł na wściekłego polimorfa. Mężczyzna kłócił się z jednym ze strażników. Wydawał się wyjątkowo trzeźwy. Jego ogon, a właściwie to, co z niego zostało, było zawinięte w jasny materiał. Przykry widok.
- Możemy już zaczynać?! - burknął polimorf, spoglądając na wchodzących do budynku ludzi. Elf nawiązał z nim chwilowy kontakt wzrokowy. Z ulgą stwierdził, że go nie rozpoznał. Vaeril chyba nie wyszedłby stąd żywy, gdyby ten pijaczyna połączył fakty. Na szczęście nie wydawał się zbyt rozgarnięty.
- Tak, tak, wchodźmy na salę. - Stojący obok brodaty mężczyzna otworzył dotychczas zamknięte, drewniane drzwi. Iversen nie do końca rozumiał, po co to wszystko. Miał złożyć tylko zeznania na temat bójki, a tu ktoś popycha go w stronę zaciemnionego pomieszczenia wraz z tłumem innych, głównie obcych, ludzi.
Sala, w której się znalazł, do złudzenia przypominała zrobiony na szybko sąd. Obecność składu sędziowskiego mocno zaniepokoiła Vaeril'a, do tego krępowała go obecność stojącego obok polimorfa. Jego nieprzemijający nigdy zapach alkoholu oraz głośne i irytujące oddychanie przez usta przypominały mu o bójce.
Pozostając dalej w cieniu, elf rozejrzał się po zgromadzonych osobach. Ogarnęło go niebywałe zaskoczenie, gdy po przeciwległej stronie sali, na niewielkim podwyższeniu rozpoznał znajomą twarz. Soren, otoczony strażnikami, siedział na drewnianym, starym krześle. Vaeril poczuł się okropnie, widząc, w jakim stanie znajduje się białowłosy - ranny, brudny i zgarbiony, nie przypominał osoby, którą elf spotkał. Po jego twarzy spływała powoli kropla krwi wypływająca z rany na skroni. 
W momencie, gdy ich spojrzenia spotkały się, ciemnowłosy chłopak poczuł się niekomfortowo. Palący, wściekły wzrok rogatego sprawił, że Vaeril cofnął się do tyłu. Nie chciał, by Soren tak skończył. To nie była jego wina! Wnioskując po obrażeniach białowłosego i tym, że nie stał obok niego, elf domyślił się, że jego tożsamość pozostawała dalej tajemnicą. Elf, chociaż tego nie pokazał - był wściekły. Nigdy nie prosił się o litość, nie miałby nic przeciwko, jeśli zostałby wydany. W końcu to on jest winowajcą, nie Soren. Czuł się podle z tym, że ktoś cierpiał za jego błędy.
- Elfie, podejdź. - Usłyszał wezwanie i zbliżył się o kilka kroków do przodu. - Pracujesz w karczmie, w której ten demon wywołał bójkę. Opowiedz nam o tym.
- Mam nadzieję, że wiesz, co masz mówić. - Tuż za jego uchem rozgrzmiał głos polimorfa. Elf skrzywił się nieznacznie. Doskonale wie. 
Vaeril rzucił okiem w stronę białowłosego, który nieustępliwie wpatrywał się w jego osobę.
- Zgadza się... - odparł cicho, czując na sobie wzrok wszystkich. Przełknął ślinę na pośpieszające go chrząknięcie polimorfa. Chłopak powoli układał w swojej głowie plan. Jeśli chce ratować Sorena, musi się postarać. Rozważył też opcję porzucenia go. W końcu nikt by mu nie uwierzył, że nagle przypomniał sobie, kto był jego towarzyszem. Odrzucił jednak pójście na łatwiznę. Białowłosy, chociaż nie musiał, ratował mu skórę. Vaeril poczuł się zobowiązany do tego samego. Przełknął głośno ślinę. Czas zagrać. Zerknął ostatni raz na więźnia i rozpoczął opowieść. - Doskonale pamiętam tamten dzień. Mylnie państwo sądzą, że odpowiedzialnym za całą tę historię był ów młodzieniec. - Tu skinął w stronę obserwującego go Sorena i zwrócił się w stronę polimorfa. - Może zechce pan wyjaśnić całą tę pomyłkę? 
Okrągła twarz mężczyzny zrobiła się cała czerwona. 
- Nie mam pojęcia o czym on mówi... - burknął. 
- Z przyjemnością panu przypomnę o tym, jak przez podstawioną przez pana nogę wylądowałem na ziemi - odparł najspokojniej na świecie. - Wielu klientów odebrało to jako umowny znak rozpoczynający walkę. Głupi incydent, skutki opłakane, prawda, proszę pana? 
Na sali zapanowało chwilowe poruszenie. Vaeril przysłuchiwał się cichym szeptom. Wiedział jednak, że to jeszcze za mało.  
- Jesteś pewien, elfie? - zwrócił się do niego sędzia. Wydawał się zaskoczony usłyszanymi rewelacjami. 
- Absolutnie - przytaknął. 
- Trochę inaczej zapamiętałem tamto wydarzenie... Ale myślę, że ten głupi kelner trochę wyolbrzymia całą sytuację - mruknął polimorf, wysuwając się trochę do przodu. Wzrokiem mordował stojącego przed nim Iversen'a, który uśmiechnął się do mężczyzny najniewinniej jak potrafił. - To nie ma zresztą większego znaczenia. Tamtego dnia prawie umarłem! Bójka w karczmie była niczym przy tym ataku na moją osobę! Ledwo uszedłem z życiem! 
Ostatnie zdanie rozzłościło elfa. Głosy aprobaty rozeszły się po sali. Czy oni wszyscy naprawdę są przekonani o winie Sorena? 
Gruby polimorf rozpoczął po chwili długi wywód na temat nieudanego morderstwa.
- Wracałem spokojnie do domu, gdy zostałem napadnięty przez tego mężczyznę i jego wspólnika - żalił się, obserwując reakcję zgromadzonych. - Nikomu nie wadziłem, a oni postanowili dla własnej przyjemności pozbawić mnie życia! 
Vaeril z każdą chwilą coraz bardziej nienawidził mężczyzny. Kłamstwa przechodziły mu przez gardło z taką łatwością, jakby sam w nie wierzył. Dalszy opis walki, w którym postawił się ofiarą, z każdą chwilą bardziej irytował elfa. Wszyscy zdawali się ufać jego słowom. Chłopak poczuł się zdeptany. I to nie pierwszy raz. Wprawdzie miał już dosyć bycia popychadłem. Jedna z nielicznych osób, która traktowała go jak istotę myślącą, stała właśnie przed sądem. Vaeril patrzył zmrużonymi oczami na rozemocjonowanego polimorfa, który co chwila rzucał mu wyzywające spojrzenie. Jak on śmie patrzeć na niego z góry? Nikt nie miał do tego prawa. Elf już nieraz odpuszczał i był przeciwko swoim własnym poglądom. Płaszczył się, aby tylko zatrzymać pracę i przeżyć. Teraz czuł się inaczej. Nie miał zamiaru dać się poniżyć temu pijaczynie. Już wolałby umrzeć, niż pozwolić przegrać tę sprawę. Co zresztą będzie całkiem prawdopodobne, jeśli jego plan nie wypali.
Słuchając dalej rozpaczliwego, pełnego kłamstw wywodu, zaczął się śmiać, zwracając na siebie uwagę całej sali. Nie ma rodziny, przyjaciół, żadnego majątku, tym samym - nie miał nic do stracenia.
- Wiesz co, mości panie? - przerwał kolejną lawinę łgarstw. Tym razem pełną wyzwisk w stronę sądzonego oprawcy. - Gdybym miał okazję, odciąłbym ci ten ogon jeszcze raz, bo chyba niczego cię to nie nauczyło. 
 Na sali zapanowała głucha cisza. Vaeril przestał żałować skrzywdzenia polimorfa. Poczuł nawet dziwną dumę. Nie było powodów, by żałować faceta, który znęca się nad słabszymi i nie wynosi żadnej nauki z dosadnych lekcji. Elf uśmiechnął się i spojrzał w stronę zaskoczonego Sorena. 
- Coś ty powiedział, kundlu?! - krzyknął mężczyzna. Wściekły ruszył w stronę chłopaka, ale powstrzymali go strażnicy.
- Czy więc przyznajesz się do winy, elfie? - Sędzia najwyraźniej powoli tracił panowanie nad rozprawą. 
- Tak - odparł, wzruszając ramionami. - Jednak nim wydacie ostateczny wyrok, pragnę opowiedzieć resztę historii. Mnie wierzyć nie musicie, ale byłoby miło, gdybyście wysłuchali zeznań dwóch kobiet, które tamtej nocy miały zostać prawdziwymi ofiarami tego faceta. Wraz ze swoim przyjacielem jedynie tamtędy przechodziliśmy. To był przypadek, a skończyło się jak się skończyło. Mieliśmy zostawić dwie niewiasty w potrzebie? 
- Nic mi nie wiadomo o żadnych poszkodowanych kobietach - odparł sędzia i spojrzał na polimorfa, wyczekując na wyjaśnienia.
- Jedna została poważnie ranna. - Elf ciągnął dalej. - Gdyby nie moja pomoc, kogoś innego sądzilibyście tutaj za morderstwo.
- Oszczerstwa! - oburzył się polimorf.
- Mnie możecie nie wierzyć, ale skoro macie kogoś ukarać, dobrze byłoby je wysłuchać. - W tym momencie Vaeril podał dokładny adres kobiet. Odprowadzenie ich do domu było jednak dobrym pomysłem. 
- Weźmiemy to pod uwagę - stwierdził sędzia. Przez chwilę milczał, głaszcząc się po białej brodzie. - Chociaż twoja opowieść brzmi przekonywająco, twój towarzysz pytany o twoją tożsamość dał nam do zrozumienia, że aby kogoś zabić nie potrzebował wspólników. Czy więc tak naprawdę nie było to planowane morderstwo?
Cały plan Vaeril'a popadł w ruinę. Co strzeliło Sorenowi do głowy, by to powiedzieć?! Musiał jednak brnąć w to dalej. 
- Coś ty im znowu naopowiadał?! - zwrócił się w stronę białowłosego. Była to pierwsza rzecz, jaka przyszła mu do głowy. To, co starał się zrobić coraz mniej miało sens. Początkowa pewność, że jego plan się powiedzie, całkowicie zniknęła. Do tego sam bezmyślnie przyznał się do popełnionej zbrodni. Był skończony.
***
Rozprawa skończyła się. Ostatecznie sędzia był zmuszony zatrzymać zarówno Sorena, Vaeril'a, jak i polimorfa. Sprawa miała zostać kontynuowała po wysłuchaniu relacji kobiet. 
Tak więc elf szedł za białowłosym prowadzonym przez strażników. Nawet teraz, będąc w śmierdzącym i ciemnym więzieniu, nie żałował swojej decyzji. Wierzył, że wszystko jakoś się ułoży. Doszli w końcu do pustej celi. Vaeril wszedł do niej bez awantur. Chciał sprawiać wrażenie osoby niewinnej, przypadkowo wplątanej w całą tą sprawę. Soren cały czas milczał. Elf domyślał się, jak trudna rozmowa czeka ich, gdy zostaną sami. 
Ciężkie metalowe drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem, całkowicie odcinając pomieszczenie od światła. Cela była mała. Nikt chyba nigdy nie zaprzątał sobie głowy, by tu posprzątać. Vaeril'a pocieszał fakt, że polimorf został zamknięty w innym miejscu. 
- Nim cokolwiek powiesz, wiedz, że miałem dobry plan - odparł dumnie elf.
- Genialny. Czy uwięzienie tutaj jest jego częścią? - Soren wydawał się być zmęczony. Jego głos, choć ostry i kąśliwy, był cichy. 
- Udał się w połowie. Skąd miałem wiedzieć, co im powiedziałeś? W życiu bym się nie przyznał, gdyby ktoś mi o tym powiedział! 
- Dobrze wiedzieć - mruknął. Choć w celi panował mrok, elf widział zarys sylwetki białowłosego, który właśnie usiadł na wyłożonej kamieniami posadce. - Co planujesz więc dalej? 
- Wszystko w rękach tamtych kobiet - wyjaśnił. Tak naprawdę nie wiedział, czy jest jakieś inne legalne wyjście z tej sytuacji. 
- A co jeśli ich zeznania będą na naszą niekorzyść? Pomyślałeś o tym chociaż przez chwilę?
- Dlaczego miałyby być? - zdziwił się Vaeril. - W ich oczach jesteśmy bohaterami. Uratowaliśmy im życie. Nie widzę powodów, by miały nas pogrążyć. 
Soren nie odezwał się więcej. Elf usłyszał jedynie głośne westchnięcie. Domyślał się, jak niezadowolony musi być białowłosy. Całe jego poświecenie, by go chronić poszło na marne. Vaeril właściwie sam oddał się w ręce policji. 
Nie wiedział, jak długo będą musieli tutaj siedzieć. Z każdą chwilą trochę zaczynał żałować swojej brawury. Więzienie to nie było miejsce dla niego. Wolał jednak przyznać się teraz, niż cierpieć później. Choć wiecznie pozostawał pesymistyczny, tym razem liczył, że chociaż raz szczęście mu będzie sprzyjać. 
Iversen przypominając sobie o ranie Sorena, uklęknął naprzeciwko niego. Nie uległo to uwadze białowłosego, który poruszył lekko głową, obserwując poczynania elfa, który właśnie wyciągnął rękę w jego stronę. 
- Co robisz? - zapytał, gdy jego dłoń spoczęła na skroni rogatego chłopaka.
- Ratuję cię od zakażenia - wyjaśnił i użył mocy, by zasklepić ranę. Minęła chwila, a całemu procesowi leczenia towarzyszyła nieprzyjemna cisza. - Masz jeszcze jakieś inne obrażenia?

[Soren? Bądźmy dobrej myśli, że jednak się im upiecze]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz