piątek, 22 listopada 2019

Od Lu do Ayany

Minęło już prawie pół roku, od kiedy Lutobor opuścił granice kraju. Porreira tętniła życiem jak zawsze, na ulicach grali artyści, tańczyły piękne kobiety, a z bazaru unosiła się woń lokalnego jedzenia. Polimorf pozwolił sobie zapomnieć na chwilę o towarzyszce i cieszyć się chwilą. Nie trwało to długo, gdy czarnowłosa zagrodziła mu drogę z założonymi ramionami.
- Prowadź do rycerskiej siedziby.
- Wedle życzenia mademoiselle. Sam z chęcią zobaczę po latach swoich mentorów. - Uśmiechnął się, po czym wskazał drogę. Po chwili zwrócił szeptem uwagę Ayanie. - Wiedz jednak, iż idąc po mojej prawicy, ludzie uznać cię mogą za moją lubą, co kraj to obyczaj. Oczywiście, mnie to nie przeszkadza, jednak zważając na twoje samopoczucie, zalecam, abyś stanęła po lewej stronie.
Policzki Sardothien pokrył lekki rumieniec, po czym zmieniła stronę, szturchając przy tym Lutobora. Nie musieli udawać się daleko, gdyż Akademia Rycerska Porreiry, była także siedzibą główną wojsk królewskich, a stała ona cztery przecznice od portu, zaraz przy rynku. Widok budowli zapierał dech w piersiach niejednego przybysza. Samo wejście do budynku zdobione było pięknymi kariatydami, a całą wieżą była jedną wielką płaskorzeźbą, przedstawiającą scenę walki. Szczyt wieży przyodziany był w kryształowy zegar, mieniący się w promieniach słońca. Choć zarówno Taghain, jak i Sardothien widzieli budynek wiele razy, oboje z radością i podziwem patrzyli na marmurową budowlę. Przy głównej bramie stało dwóch strażników, polimorf podszedł do nich z towarzyszką i przywitał się w ojczystym języku, po czym weszli do środka. Korytarz akademii był równie piękny, co wieża wejściowa, jednak zachwycał on swoją skromnością. Jedyną ozdobą były kryształowe witraże w jasnych odcieniach, każdy przedstawiający inne wydarzenie historyczne. Nie minęło pięć minut, gdy na ich drodze pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Elf szedł z otwartymi ramionami i uśmiechem, patrząc na Lutobora, ten odwzajemnił uśmiech.
- Fàilte Taghain! Dawno się nie widzieliśmy, towarzyszu! - Mężczyzna donośnym głosem przywitał polimorfa. - Witam też panią, chyba się jeszcze nie znamy. - Ukłonił się przed nekromantką z uśmiechem.
- Fàilte dowódco! - Lutobor położył prawą dłoń na ramieniu i ukłonił się przed elfem.
- Po cóż te konwenanse Lutoborze? Gdyby nie twój ojciec, sam dobrze wiesz. Jesteś mi jak rodzina. - Mężczyzna przełknął tylko ślinę i kontynuował. - Chodźcie szybko, ach, przepraszam, gdzie moje maniery. Nazywam się Xander, madame.
- Ayana Sardothien, miło mi pana poznać.
Przywitał ich sam Xander Chiffon I, dowódca armii królewskiej, dyrektor akademii oraz osobisty mentor Lutobora. Po kilku minutach znaleźli się w gabinecie, wpierw chwilowo rozmawiali o podróży, Lu wspomniał, iż przebyli przez Ocean Nieznany, po czym przeszli do sedna. Ayana wyjęła list zlecający zabicie jej osoby. Lutobor przysunął go na biurku i wskazał na podpis i pieczęć znajdujące się na nim.
- Pieczęć na pewno pochodzi z Vertfolque, jednak pierwszy raz ją widzę. Czy wiesz, do kogo należy? To sprawa, być może, wagi światowej. - Mężczyzna bardzo spoważniał, miał nadzieję, że dowódca jakoś im pomoże.
- Ach tak, rzeczywiście rzadko kiedy widuje się ową pieczęć. Należy ona do pewnego monarchy pochodzącego z Linceiras. - Chiffon zamyślił się chwilowo. - Jednak przesiaduje on obecnie bardziej na południu, w małej miejscowości Tohetes, jedynej oazie na pustyni centralnej. - Spojrzał na polimorfa surowym wzrokiem. - Wiesz, że nie możemy się w to mieszać, zabicie urzędnika uchybiłoby renomie akademii. W najlepszym wypadku musielibyśmy ci odebrać tytuły.
- Dobrze zdaję sobie z tego sprawę. Dziękuję za pomoc, wiele ci zawdzięczam. - Taghain spojrzał na Ayanę i wstał. Dziewczyna wstała razem za nim i skierowali się do wyjścia. - Jeszcze raz Ci dziękuję mistrzu.
- Nie mogę cię powstrzymać synu, decyzja oczywiście należy do ciebie, jednak przemyśl sprawę jeszcze raz. Namárie towarzyszu, niech droga będzie ci szeroka.
Opuścili siedzibę armii tak szybko, jak się tam znaleźli. Razem usiedli na rynku i rozwinęli mapy.
- Czyli kierujemy się na południowy zachód? Zajmie nam to dobry tydzień drogi. - Ayana spojrzała na Lu pytająco.
- Muszę cię zmartwić, ale wpierw musimy udać się na północ, poza granice do Ahlai.
- I mamy nadrobić drogi o dwa dni? Nie ma mowy! Po co byś chciał tam iść? - Podirytowana dziewczyna spojrzała z pretekstem na polimorfa.
- Jest tam ktoś ważny, kogo muszę zobaczyć, nie przyjmuję odmowy. - Wyraz twarzy Taghaina był bardzo poważny, a spojrzenie zdeterminowane.
Ayana tylko skinęła głową, ostatni raz takie spojrzenie miał podczas walki z niewidzialną nimfą. Wolała nie dyskutować na ten temat i tym razem posłuchać towarzysza.
Przed podróżą oczywiście nie obyło się bez zrobienia odpowiednich zapasów, oboje rozkoszowali się widokiem lokalnych przysmaków, nie można było też opuścić stolicy, bez zakupienia delikatnych tkanin i odzień. Ayanie wręcz lśniły oczy na widok nowo zakupionych rzeczy. Kilkukrotnie porównano ich przy straganach do pary, czy nawet małżeństwa, co zazwyczaj kończyło się śmiechem polimorfa i uderzeniem go przez Ayanę, lecz kilkukrotnie się zarumienili. Przygotowani na podróż, wyruszyli wieczorem.
~*~
Podróżowali całą noc, o świcie odpoczęli pod drzewem. Po chwili znowu ruszyli, w międzyczasie Ayana próbowała pobudzić swoją magię jednak nadal bezskutecznie. Gdy zmrok znowu zapadał, oboje opadali ledwie z sił. Postanowili zrobić jeszcze jeden postój, aby nad ranem dotrzeć na miejsce. Choć nekromantka spała z założonym plecakiem w niewygodnej pozie jak dziecko, to polimorf nie mógł zmrużyć oka. Wziął dziewczynę na plecy i niosąc ją oraz bagaż ruszył dalej. Ayana tylko otworzyła na chwilę oczy, ale po chwili zapadła z powrotem w sen. Obudziły ją promienie słońca, Taghain nadal nią niósł w ciszy, po czym zatrzymał się przy ogrodzeniu małego gospodarstwa.
- Szedłeś całą noc? Powinieneś odpocząć, musisz mieć siły, by dalej iść, przecież...
- Już jesteśmy. - Polimorf z szerokim uśmiechem na twarzy patrzył przed siebie. Odstawił Ayanę na ziemię i przetarł zmęczone oczy.
- Tutaj? Chciałeś odwiedzić ten dom? - Zdziwiona lekko czarodziejka spojrzała na towarzysza. Gdy ten otworzył bramkę i ruszył w stronę drzwi, podążyła za nim.
Oboje stanęli przed drewnianymi drzwiami, domek był zadbany, wokół rosło pełno kwiatów, a na ganku stygło świeże ciasto. Taghain podniósł rękę, by zapukać do drzwi, chwilowo się zawahał, aby po chwili trzykrotnie zastukać. Drzwi otworzyły się a stałą w nich blond dziewczyna, otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, po czym uśmiechnęła się szeroko i objęła oboje. Po chwili Lu uspokoił dziewczynę i wszedł do środka, a Nancy chwyciła Ayanę za rękę i zaciągnęła do środka. Choć z pozoru niewielki, dom był bardzo przestrzenny, znajdowały się na parterze pokój, łazienka, kuchnia i jadalnia z wyjściem na taras. W pokoju gościnnym znajdowały się schody, prowadzące na górę. Polimorf od razu udał się do kuchni, odchylając girlandy wiszące w przejściu, stanął za średniego wzrostu kobietą. Była to kobieta bardzo piękna, jej ciemne lekko kręcone włosy sięgały aż do bioder, oliwkowa skóra pięknie komponowała się z ciemnymi oczami, które w blasku słońca nabierały jednak lekko bursztynowy odcień. Pod jej smukłym nosem, znajdowały się wydatne usta. Kobieta odwróciła się powoli, zauważając czyjąś obecność. Polimorf stał z otwartymi ramionami, by po chwili objąć kobietę, zdeterminowany rycerz w jednej chwili stał się czułym i zapłakanym chłopcem. Oboje jeszcze chwile rozkoszowali się uściskiem, gdy Lu wskazał dłonią w stronę Ayany, przecierając oczy.
- Mamo, to jest Ayana. Ayano, to moja mama i Nancy, o której ci już wspominałem.
Po kilku chwilach, oboje zostali ugoszczeni w rodzinnym domu polimorfa. Nie obyło się bez poczęstunku i długich rozmów. Czas powoli leciał, aż zapadł już zmrok.
- Synu, mogłeś powiadomić nas w liście o zaręczynach, lepiej byśmy was ugościli! - brunetka uśmiechnęła się do towarzyszki.
- Nie! T-to nie tak! My tylko razem pracujemy! - Chłopak poczerwieniał ze wstydu i zakrztusił się jedzeniem.

[Ay? Weź sie jakoś ratuj z tej sytuacji xD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz