piątek, 1 listopada 2019

Od Agnessi do Sorena

Szczerze mówiąc, Agne nie pamiętała, jak znalazła się w tym miejscu. Przebudziła się z niesamowitym bólem głowy, jak i zresztą całego ciała. Czuła się poobijana i całkowicie unieruchomiona. Nie czuła rąk, które były związane ciężkimi łańcuchami, tak samo, jak jej nogi. Przy kostkach czuła ogromny ciężar i chłód metalu. Ledwo co, Chciała rozszarpać i porozrzucać flaki temu, kto ją w to wpakował. Ale najpierw się uwolnić, tak, to zdecydowanie powinien być priorytet. Oczy dość szybko dostosowały się do panującego półmroku, jednakże bodźce słuchowe pozostawiały wiele do życzenia, a ćmiący ból głowy ani trochę w tym nie pomagał. Syknęła wściekle, mając ochotę zacząć przeklinać cały świat. Nagle usłyszała ten znajomy głos.
- Czyżbyś sprawiała za duże kłopoty? - spojrzała się na mężczyznę, a widząc jego złośliwy uśmiech, tylko jeszcze bardziej się zirytowała, mając ochotę skoczyć na niego i wyszarpać mu ten uśmieszek z ust. Myślała, że za chwile szlag ją jasny trafi. Nie mogła sobie wyobrazić gorszego potoczenia się tej sytuacji. I to ona w tym momencie czuła się zdana na jego łaskę. I to było najgorsze, uwłaczało to w jej godność i dumę.
- Zamknij się. - rzuciła natychmiast i już ponownie miała otworzyć usta, by zwyzywać tę parszywą istotę, ale strzępkami sił opanowała sama siebie. Od razu w oczy rzuciło się to, że on stoi wyprostowany i wyniosły z niezwiązanymi nadgarstkami. Spojrzała się na niego rozkazująco, wymagając, by ją uwolnił i zdjął krępujące ją okowy. Ten jednak chyba nie był na to chętny.
Podniósł jedną brew w pytającym geście i krzyżując ramiona. Myślała, że za chwile krew ją zaleje.
- I co ja z tego będę miał? - zapytał - Kolejne rozcięcia? A może wyrwane flaki?
Spojrzała się na niego zajadle. Naprawdę nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. Rzeczywiście miał rację, gdyby mogła uwolnić się sama, prawdopodobnie znowu by skończyli na szamotaninie, ale teraz sytuacja nie dość, że podbramkowa to jeszcze godząca w jej dumę. Może faktycznie nie warto było się tak opierać i sprawiać problemy tamtym strażnikom. Teraz wiedziała, że było to całkowicie bez sensu.
Nie odezwała się ani słowem. Zaszamotała się wściekle w ostatnim akcie desperacji, próbując poradzić sobie sama. Kajdany i łańcuchy, oprócz wydania przeraźliwego huku, ani drgnęły, co było oczywiście do przewidzenia. Zrezygnowana i rozgoryczana swoją porażką rozluźniła napięte ciało, by nie marnować dalej energii. Spojrzała na białowłosego spode łba.
- Czyli pokonana swoją własną bronią? - zapytała, wracając do jego poprzednich słów. Przełknęła ślinę i zlizała zaschniętą krew z kącika ust. Musiała zebrać się sama w sobie i wydusić z siebie te przeklęte słowa - To jak? Może zawieszenie broni?
Spojrzał się na nią złośliwie, z tym irytująco uniesionym kącikiem ust. Agne naprawdę była na skraju swoich nerw, cała ta sytuacja, jak i pozycja, jaką zajmowała, doprowadzała ją do szału, który musiała hamować wszystkimi siłami.
- Jesteś świadoma, że mnie to nie przekonuje? - Nadal tak stał i nadal się lekceważąco na nią patrzył.
Demonica westchnęła ciężko, próbując poprawić jakkolwiek swoją pozycję siedzącą na bardziej wygodną.
- Agnessi Raglorci-Lann, miło poznać w tak niekorzystnych okolicznościach - przedstawiła się, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Nie miała pojęcia jak zaskarbić sobie chociaż minimum jego zaufania w obecnej sytuacji. Przedstawienie się było najlepszym pomysłem, zważywszy, że do tej pory nie znali swoich imion. Biało włosy nadal bacznie obserwował ją swoimi błękitnymi oczyma, jakby chciał wywiercić w jej głowie dziurę. Nienawidziła takiego spojrzenia... nie, ona nienawidziła, kiedy ktoś również posiada tak przeszywający wzrok. Nie była jednak ugięta. Czekała na odpowiedź.
- Soren - odpowiedział po chwili.
- Tylko?
- Dla ciebie tylko tyle. Nie oczekuj więcej - Agne nie miała zamiaru pytać o więcej, tak naprawdę średnio ją to obchodziło. Liczyło się tylko to, by pomógł jej się stąd wydostać. Skoro uwolnił i siebie to z jej łańcuchami również nie powinien mieć problemu.
- Posłuchaj, wybacz mi moje karygodne zachowanie wcześniej - uśmiechnęła się niewinnie, ale za to w cholerę fałszywie czego mężczyzna był całkowicie świadomy. - Powiedźmy, że byłabym ci niesamowicie wdzięczna za pomoc w obecnej sytuacji, bo jak widzisz - szarpnęłałańcuchami - średnio sobie radzę. - Miała nadzieję, że przyznanie się do winy i poproszenie o pomoc między wierszami jakoś załagodzi sytuacje. Jakby nie patrzeć była zmuszona do tego, by schylić swój rogaty łeb i poprosić o pomoc. Nie miała ochoty stracić życia w tak niesamowicie żałosny sposób, to dla niej zbyt pospolite. Tym bardziej, że po Sorenie było widać, że jemu również zależy na jak najszybszej ucieczce z tego miejsca. Obojgu było to wybitnie nie na rękę.
- Uwolnię cię. Możesz być przydatna po drodze do wyjścia z zamku - powiedział w końcu zimnym tonem - Poza tym, jesteś mi potrzebna żywa, skoro zabiłaś ważny kontakt dla Gildii - mówił chłodno, nie mrugając ani razu. Agne przewróciła oczyma zirytowana, myślała, że zapomniał o tym nieistotnym szczególe. Naprawdę ją to nie obchodziło, nawet nie znała tamtego trupa. Energii życiowej po nim było tyle, co kot napłakał, nie był wart jej fatygi.
- Ugh, dobrze dobrze, zdejmij ze mnie to metalowe cholerstwo - warknęła zniecierpliwiona, znowu szarpiąc łańcuchami.
- Przestań się tak szarpań, przyciągniesz tu za chwilę strażnika tym hałasem - odwarknął cicho, aczkolwiek gniewnie Soren. Agne prychnęła tylko, odwracając głowę w bok niczym obrażone dziecko. Mężczyzna ukucnął obok niej i zajął się łańcuchami przy jej dłoniach. Momentalnie do jej nozdrzy doszedł zapach kwasu, a zaraz po tym czuła jak parzy ją to w nadgarstki. Zacisnęła zęby i słowem się nie odezwała, prychając tylko wściekle, próbując powstrzymać jęk bólu. Nie miała zamiaru pokazywać kolejnej oznaki słabości, już wystarczająco się upokorzyła. Kajdany opadły, a Agne od razu sprawdziła stan swoich obolałych i poparzonych nadgarstków. Chciała je wymasować, ale jednak powstrzymała się, widząc poparzenia. Soren nie zważając na Agne, zajął się łańcuchami przy jej stopach. Również ten sam smród kwasu i poparzone kostki. Nawet nie patrzyła, jak to robi. Najważniejsze, że w końcu mogła wstać. Przeciągła się najbardziej jak tylko mogłaby ulżyć całemu ciału. Białowłosy nie zwracając uwagi na sukkuba, doszedł do krat, przyglądając się bacznie zamkowi celi. Agne nawet na niego nie spojrzała, podeszła do kart, chwyciła je w dłonie i krzyknęła na tyle, że ktoś musiał ją usłyszeć.
- Zgłupiałaś do reszty?! - syknął Soren, szybko podchodząc do sukkuba naprawdę zirytowany. Agne tylko się uśmiechnęła lekceważąco.
- Uspokój się, wiem co robię - odpowiedziała pewna siebie - Chyba... - dodała po chwili. Nie miała pojęcia czy to wypali, ale nie miała zamiaru czekać, aż jej towarzysz rozpracuje ten zamek. - Idź, ukryj się w cieniu celi i mi nie przeszkadzaj - burknęła tylko i w ostatniej chwili Soren zdążył usiąść w cieniu, nie rzucając się w oczy. Do krat podszedł strażnik, a widząc opartą o kraty demonice , stanął jak wryty. Agne wyciągnęła ku niemu dłoń, uśmiechnęła się powabnie. I już widziała, że skradła mu serce. Jedyne co ją interesowało to odkryta szyja mężczyzny i przede wszystkim klucze przewieszone przy pasie. Wystarczył o jeden krok za dużo i jeden szybki ruch pazurami sukkuba, by tchawica została rozerwana. Złapała mężczyznę za frak koszuli, który wystawał spod zbroi. Nie miała zamiaru pozwolić mu wykrwawić się gdzie indziej. Wystarczyła chwila, by mężczyzna opadł bezwładnie, jednocześnie wszystko paprząc krwią w tym twarz sukkuba. Agne wyciągnęła zakrwawione dłonie po klucze. Odpięła je bez problemu, odwróciła się do Sorena, który już stał za nią i mu je wręczyła.
- Do dłoni własnych, bardzo proszę - uśmiechnęła się.
[Soren? :} ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz