poniedziałek, 4 listopada 2019

Od Vaeril'a do Sorena

Naburmuszony elf ruszył za białowłosym chłopakiem. Nie podobało mu się jego podejście do życia. Chociaż w tym okropnym świecie każdy powinien dbać o siebie i nie przejmować się innymi, nigdy nie przyszłoby mu do głowy kraść. Według Vaeril'a cenne było wyłącznie to, na co sam zapracował. Będąc dalej zajęty refleksjami, prawie wpadł na towarzysza, który nagle się zatrzymał. Zaskoczony słuchał jego wypowiedzi, która okazała się najzwyklejszym przedstawieniem. Dopiero teraz elf zdał sobie sprawę, że nie zapytał go wcześniej o godność.
Ów stojący przed nim młodzieniec, w tej chwili rzucający epitety na temat swojej osoby, nazywał się Soren. Elf był pewien, że kiedyś już słyszał to imię, nie mógł sobie jednak przypomnieć, w jakim kontekście ono padało.
Vaeril już otwierał usta, by również w końcu zdradzić swoją tożsamość, ale jego wypowiedź została przerwana przez hałas. Obaj momentalnie odwrócili wzrok w stronę jego źródła. W blasku latarni stał poszukiwany przez nich mężczyzna. Elf rozpoznał go momentalnie po garbatej sylwetce i długim leżącym na ziemi ogonie. Oświetlona postać ledwo trzymała się na nogach, a w jej ręku błyszczało ostrze. Chłopak miał co do tego złe przeczucia. Niepokój nasilił się, gdy dostrzegł w cieniu kontury kolejnych dwóch osób. Jedna z nich po chwili upadła, trafiona ostrzem polimorfa. Jej towarzyszka wydała z siebie głośny pisk, który zagłuszał śmiech mężczyzny. Vaeril nigdy nie pałał miłością do innych i w zwyczajnych okolicznościach nie zaprzątałby sobie głowy ich problemami. Najpewniej udawałby, że nic nie widzi, by nikomu broń Boże się nie narazić. W tej sytuacji jednak mężczyzna zaszedł mu za skórę po raz kolejny. Już od dawna stąpał po kruchym lodzie, a teraz całkowicie został znienawidzony przez elfa.
- Wchodzisz w to? - Padło pytanie ze strony Sorena, które wcale nie zaskoczyło Vaeril'a. - Nie musimy pozbawiać go życia, ale nie zaprzeczysz chyba, że należy mu się nauczka.
Elf pokiwał głową. Miał już tego dosyć. Spojrzał jeszcze raz w stronę polimorfa. Sytuacja stała się poważniejsza, gdy chłopak dostrzegł, jak ręka mężczyzny zalśniła jasnym, czerwonym światłem. Ten facet potrafi używać magii?! Vaeril automatycznie sięgnął po miecz, który wiecznie nosił przypięty na swoich plecach. Nie wyczuł jednak znajomej rękojeści. Wtedy przypomniał sobie, że przez poranny pośpiech całkowicie zapomniał zabrać broni! Ten jeden raz, gdy naprawdę mogła się przydać! Elf poczuł się kompletnie bezbronny.
- Zrób coś! - rzucił szybko w stronę Sorena. W tej chwili Iversen byłby jedynie kulą u nogi. Przypomniał sobie słowa brata, gdy ten zachęcał go do szkolenia magii - „marnujesz potencjał". Vaeril opanował jedynie proste zaklęcia lecznice. Nie chciał być cholerną wróżką, a teraz po raz pierwszy pożałował, że nie nią nie jest.
Białowłosy chłopak nie odezwał się słowem, nagle zniknął i pojawił się kilka metrów dalej obok polimorfa i dwóch kobiet. Szybkim kopnięciem przewrócił go na ziemię, ratując tym samym jego niedoszłe ofiary. Elf w kilka sekund dobiegł do nich. Jedna z dziewczyn nich podtrzymywała swoją koleżankę, która bezwiednie osuwała się na ziemię. Blondynka była cała zapłakana i uporczywie starała się ocucić drugą. Przestraszyła się na widok podchodzącego Vaeril'a, ściskając mocniej swoją przyjaciółkę. Chłopak podziwiał jej przywiązanie. Normalny człowiek ratowałby swoje życie.
- Zaraz urwiesz jej głowę, jeśli będziesz nią tak potrząsać - prychnął młodzieniec, kucając obok kobiet. Dopiero teraz dostrzegł u nieprzytomnej ranę ciągnącą się od obojczyka w stronę klatki piersiowej. Wyglądała na poważną, a dodatkowo obficie krwawiła. Elf obejrzał się. Soren dalej zmagał się z polimorfem. Właściwie sytuacja wyglądała tak, że białowłosy nie pozwalał mu wstać z ziemi, a pijaczyna tarzał się po brudnej ulicy, rzucając przekleństwa.
Vaeril wolał się upewnić, że nic mu nie grozi. Oczami wyobraźni widział, jak mężczyzna wbija mu w plecy nóż, gdy będzie zajmował się leczeniem. Całkowicie pochłonięty zadaniem, byłby bezbronny. Postanowił zaufać więc Sorenowi.
- Połóż ją na ziemi - polecił elf. Dziewczyna początkowo niechętnie chciała słuchać rozkazów, ale zrobiła, co prosił. Vaeril szybkim ruchem rozerwał jej koszulę i skrzyżował dłonie na klatce piersiowej. Dawno nikogo nie leczył. Właściwie to pierwszy raz używał swojej umiejętności na kimś obcym. Zamknął oczy i rozpoczął zasklepianie rany. Był to mozolny proces, który pochłaniał dużo energii. Minęła dłuższa chwila, a po początkowo niebezpiecznym obrażeniu pozostała blizna. Elf odsunął się i usiadł ciężko na ziemi. To było męczące. Dlaczego bycie empatycznym jest takie trudne?
Vaeril odwrócił się w stronę toczącej się za nim przepychanki. Chociaż początkowo wyglądało to niegroźnie, walka nabrała nowych obrotów. Polimorf jakimś cudem stał już na nogach i długim sztyletem starał się trafić Sorena. Dla białowłosego unikanie ataków nie było niczym trudnym. Uskakiwał, jak gdyby to była najprostsza rzecz na świecie. Elf podziwiał jego płynne ruchy. Nawet trochę ich pozazdrościł. Sam najpewniej dostałby za pierwszym razem.
Najprawdopodobniej swoją fascynacją zaczął zapeszać. Ręka pijaka ponownie zalśniła i obrała kierunek twarzy Sorena. Chłopak odskoczył, unikając niebezpiecznego ataku. Trafił on w stojącą obok starą deskę. Pod wpływem magii zaczęła się rozpadać. Vaeril definitywnie nie chciałby, aby śmiercionośna umiejętność go dosięgnęła. Muszą jak najszybciej pozbyć się problemu. Dać mężczyźnie nauczkę, której nigdy nie zapomni. Elf wstał więc z zimnego bruku i podszedł do białowłosego.
Stojący przed nimi, już zauważalnie wściekły mężczyzna dopiero zdał sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Najwyraźniej poznał młodzieńców, bo na jego twarzy pojawił się grymas.
- Wy parszywe kundle! - wycedził przez zęby i zmrużył ślepia.
- Nam też jest miło - zawołał w jego kierunku Vaeril, ale widząc, że jedynie bardziej rozzłościł polimorfa, cofnął się o krok za Sorena.
Mężczyzna chwiejnym krokiem ponownie przystąpił do ataku. Najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić. Ledwo stał na nogach, ale nie zamierzał się poddać. Elf już miał dosyć. Przecież to nigdy się nie skończy.
Obaj odskoczyli, gdy otoczona czerwoną poświatą dłoń przecięła powietrze. Vaeril nie zauważył leżącej pod jego nogami butelki. Los chciał, że właśnie na niej musiał stanąć i zaliczyć bolesny upadek o kamienną drogę. Usłyszał głos Sorena, ale nie zrozumiał sensu wypowiadanych słów. Chwila minęła, nim zrozumiał, co się stało. Właściwie do rzeczywistości przywrócił go pisk. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na aktualny stan rzeczy.
Soren stał po drugiej stronie placu, a między nim i elfem w mocnym uścisku polimorf trzymał blondynkę - przyjaciółkę zranionej dziewczyny.
- I co teraz zrobisz, księciuniu? - zarechotał mężczyzna. Vaeril domyślał się, że kobieta została zakładniczką. Czemu to dalej się ciągnie? Elf zastanawiał się, dlaczego Soren po prostu go nie wykończy, tak jak zakończył żywot serwetki.
Ciemnowłosy chłopak dostrzegł obok siebie skrzynkę z narzędziami. Budynek, obok którego zaliczył upadek, najwidoczniej był w trakcie remontu, a jakiś nieogarnięty robotnik musiał zostawić tutaj te wszystkie rzeczy. Do Vaeril'a najbardziej przemawiała leżąca nieopodal siekiera. Była duża i wydawała się ciężka. Elf wstał więc cicho z ziemi, słysząc strzykanie wszystkich swoich kości i podniósł przedmiot. Właściwie ledwo go uniósł.
Dał znak ręką Sorenowi. Iversen liczył, że białowłosy domyśli się, że ma czymś zająć mężczyznę. W głowie mu huczało, gdy zbliżał się do wroga. Będąc już niemal za nim, zawahał się. Nigdy nikogo nie zabił. Dodatkowo pijak był odwrócony do niego plecami. To miała być nauczka, nie morderstwo i to jeszcze tak okropne. Metal ciężkiego sprzętu zabrzęczał cicho o drogę, gdy zaczął wyślizgiwać się z rąk elfa. Polimorf odwrócił się gwałtownie. Nastąpił moment, gdy było już za późno na planowanie. Elf ponownie dźwignął siekierę do góry. Wtedy broń, jakby żywa, wypadła z jego uścisku i ostrzem przedzieliła na pół leżący pomiędzy nogami chłopaka szczurzy ogon mężczyzny. Ten krzyknął z bólu i automatycznie wymierzył atak w stronę stojącego elfa. Ten, ochlapany krwią był zbyt wstrząśnięty, by ruszyć się z miejsca. Wpatrywał się ślepo w leżące przed nim narzędzie zbrodni i kawał odciętej części ciała. Co chwila jego wzrok padał na lśniące od czerwonej cieczy ręce i ubrania. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Śmiercionośne uderzenie powstrzymał Soren. Złapał rękę polimorfa tuż przed twarzą chłopaka, który dopiero teraz zdał sobie sprawę z zagrożenia, odsuwając się niemrawo o krok.
- Wystarczy - wycedził białowłosy. Jego głos był poważny, a wypowiedziane słowa zakończyły walkę. Mężczyzna splunął na ziemię i utykając, udał się w stronę ciemnej uliczki. Pozostawiał za sobą lśniący ślad krwi. Ostatecznie znikł z pola widzenia. To był koniec. Polimorf dostał lekcję, której pewnie nie zapomni do końca swojej parszywej egzystencji.
- Wszystko w porządku? - padło po chwili pytanie w stronę elfa. Ten żyjący jeszcze niedaleką przeszłością, pokiwał powoli głową.
- V-vaeril - wyjąkał. - Po prostu, Vaeril.
Soren stał wystarczająco blisko, by ciemnowłosy chłopak ponownie poczuł duszącą woń alkoholu. Zastanawiał się, czy zapach nie powinien już wywietrzeć. Ta myśl była przełomowa. Spojrzał w oczy towarzysza i wszystko stało się jasne. Spotkanie w barze, gdzie wszyscy głównie zamawiają alkohol, dziwne zachowanie oraz ciągnąca się walka. Miejsce chwilowego załamania zajęła narastająca złość. Przyćmiła ona nawet ciągły ból głowy spowodowany upadkiem.
- Czy ty, Sorenie, Pogromco Moralności i tak dalej, jesteś kompletnie pijany? - zapytał, chociaż dobrze znał odpowiedź.
Vaeril poczuł się jak idiota. Poszedł się mścić z upitym nieznajomym, ryzykował życie, a na końcu zrobił komuś krzywdę. Miał dosyć. Chciał jedynie wrócić do swojego domu, umyć się i położyć, licząc, że cała ta sprawa to tylko nieśmieszny żart.

[Soren?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz